piątek, 26 grudnia 2014

Wspomnienie 25: „ W dniu ślubu…wszystkiego najgorszego”




W
 Norze od dawna nie było tak gwarno. Poranek osiemnastego kwietnia zaczął się rozlanym skrzacim winem, które rozlał George wpadając na Syriusza dźwigającego ciężkie skrzynie z czerwonym alkoholem. Niedługo potem Ron narobił rabanu w salonie, kiedy zajęty był wyjadaniem pysznych czekoladowych babeczek, a z kominka nagle wyleciał Charlie wraz z pokaźnym srebrnym pudłem oraz tabliczką „Nowożeńcy”. Ginny została wyrzucona z wygodnego łóżka równo o godzinie siódmej, kiedy ojciec Hermiony, Dan Granger przysłał jej sowę (zapewne był bardziej ucieszony niż nieszczęsny ptak), że czeka na nią na podwórku, skąd razem udali się do Londynu po odbiór ślubnej sukni Hermiony i jej stroju druhny. Państwo Weasley biegali jak nakręceni podejmując się stu rzeczy naraz, co skończyło się nierównymi skarpetkami Artura i przytwierdzoną do nadgarstka wielką drewnianą łyżką pani Weasley.
Z kolei Harry’ego obudziły urocze, francuskie wrzaski Fleur. Swoją drogą nie wiedział, że takie typowo angielskie przekleństwa można przełożyć na język francuski, ale Fleur dość obrazowo gestykulując dała do wiwatu. Z tego co zrozumiał, Bill zniszczył swój aksamitny frak (prezent od Monsieur Delacour) kiedy razem z Georgiem odpalali próbne Świstohuki Weasleyów w pralni na dole. Gdy tylko zszedł do salonu, Fleur podbiegła do niego i z iskrami w oczach poprosiła, by zajął się małą Victoire, podczas gdy ona zafiuka do swojej matki i pożyczy garnitur ojca. I tak nie miał nic szczególnego do roboty, więc poszedł obudzić blondwłosego aniołka, który spał razem z Ginny w pokoju. Wczoraj do późna siedział z Vic, Teddym i swoją dziewczyną, opowiadając maluchom zabawne i zapierające dech w piersiach przygody jakie przeżył w Hogwarcie. Mała Victoire cieszyła się ogromnie, gdy Harry, udając modnego stylistę układał jej włosy w fikuśne fryzury, a także umalował policzki i poprzyczepiał srebrne perełki. Niedługo potem do zabawy dołączył Bill z Teddym, co skończyło się demolką sypialni rudowłosej.
Ginny wróciła krótko przed jedenastą, obładowana torbami. Tuż za nią przybyli Draco z Astorią, ale nie zwrócili niczyjej uwagi, bo z Nory z piskiem wybiegła Hermiona i szaleńczo ciągnąc torby ślubne razem z Ginny zamknęła się w jednym z pokoi na piętrze. W korytarzu Harry o mało co zostałby zmiażdżony przez wybiegającego Syriusza i pana Weasleya, którzy zajęli się ustawianiem ślubnego namiotu w ogrodzie. Chwilę potem rozległy się krzyki Molly w stylu „Ron, łapy precz od tortu!” i „Na litość Merlina, George! Jesteś cały w sadzy!”.  
O trzynastej Harry przywitał się z Nevillem i Hanną Abbott i razem z nimi zajął się odstawianiem prezentów ślubnych od przybywających gości.  Później na prośbę Artura poszedł oczekiwać na ekipę cateringową, odpowiedzialną za roznoszenie szampana, wszelkich dań, a także na orkiestrę, która miała uświetnić weselną zabawę.
- Ale cyrk.- Zaśmiał się Draco, który właśnie przytulił się do ściany, kiedy obok nich piorunem wybiegł mały Teddy w niebieskich włoskach postawionych na żel, a zaraz za nim Ron z niezawiązanym krawatem zawieszonym na szyi i okrzykiem „ Na gacie Merlina, obrączki! Młody, schowaj je!”
- To w końcu ślub Rona i Hermiony- Powiedział Harry, uśmiechając się szeroko.- Wczoraj przechodzili dwie fazy, choć było nadzwyczaj cicho, kiedy obściskiwali się po kątach.
- Fuj, to musiał być szokujący widok.
- Uwierz mi, lepiej jak się całują gdzie popadnie niż wydzierają się na siebie wprowadzając całą rodzinę w stan wyjątkowy- zaśmiał się młody auror.
Kiedy tak szli obok siebie oczekiwać na ekipę obsługującą, Harry co pewien czas zerkał z ukosa na młodego Malfoya. Jeszcze rok temu nigdy by nie pomyślał, że usiądzie przy stole z synem aktywnego Śmierciożercy, który zrujnował mu życie.  Przechodzili właśnie między nakrywanymi stołami, mijając Charliego, który z listą w ręku stawiał tabliczki z imionami gości w odpowiednim miejscu. Stoły były okrągłe, a przy jednym z nich mogło usiąść najwięcej dziesięć osób. Hermiona, Ron, państwo Weasley i Granger siedzieli na samym przodzie, tuż przy scenie. Syriusz, Amelia Bones, Minister Schaklebolt, delegacja nauczycieli z Hogwartu i Andromeda Tonks siedzieli po lewej, a Harry z Ginny, Neville z Hanną, Dean z Parvati, Draco z Astorią i Luna z Rolfem po prawej. Bracia Weasley z partnerkami oraz Kevin z siostrą mieli swój stół tuż obok świadków. Towarzystwo było zacne, więc i zabawa zapowiadała się przednia.
- Pomyśleć, że usiądę z tobą przy jednym stole, Potter.- Draco widocznie również o tym myślał. Opuścili już bariery antydeportacyjne i ochronne. Teraz wszystko mogło się zdarzyć, jednak Harry nie obawiał się ataku.
- Ludzie się zmieniają, Malfoy. Ja się zmieniłem, Ron się zmienił. Zauważ, że jeszcze nie nawrzeszczał na Kruma, choć kręci się tu już z godzinę- uśmiechnął się.- Luna cieszy się towarzystwem Rolfa, choć zawsze była typem samotnika.-W tej chwili usłyszeli dziwne trzaskanie, a potem na niebie pojawiły się kolorowe iskry.- No, George się zbytnio nie zmienił, ale może to i lepiej. W mrocznych czasach potrzebujemy trochę śmiechu.
Draco także uniósł kącik ust, ale zapatrzył się w jeden punkt na pustej drodze.
- Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale…Dzięki, Potter. Nie wiem, co by się stało, gdybyś nie pomógł mi w lochach, w siedzibie Mrocznych.
- Uratowałeś życie Ronowi- powiedział dobitnie Harry.- Wpadłby za tą cholerną zasłonę, ale ty go wyciągnąłeś. Kurczę…Bez ciebie nie byłoby dzisiaj tego ślubu, Malfoy.
- Wy…wy naprawdę wierzycie w moją przemianę.
- Nie ma w co wierzyć, bo to już jest teraźniejszością. Jesteś innym człowiekiem. Lepszym. Chociaż…w pełni uwierzę dopiero jak wypijesz toast na zdrowie pary młodej i zatańczysz z Hermioną.- Uśmiechnął się delikatnie.
- Tak, Ginny mówiła to samo.- Zaśmiał się, a Harry spojrzał na niego, marszcząc brwi.
- Szczerze? Na początku byłem zły na Ginny, gdy dowiedziałem się, że ma z tobą jakieś kontakty. Wiesz, ona już tak ma. Sprawia, że ludzie otwierają się przed nią, a jej nieodparty optymizm powoduje, że nawet podły Ślizgon wypije kielicha z gromadą zajadłych Gryfonów.
- Tak, jest niesamowita. Dużo jej zawdzięczam. Właściwie to dzięki niej Astoria porozmawiała ze mną po tej akcji z jej ojcem. Więc lepiej uważaj, Potter. Jeśli będzie przez ciebie płakać, dorobisz się nowych blizn.
- Dopisz się do długiej listy, tuż za Astorią, Ronem i Georgiem, Charliem, Billem, Kevinem. No i Nevillem, Luną i Hermioną…Kurczę, poważna nagonka- Harry poczochrał jeszcze bardziej swoją czarną nieokiełznaną burzę włosów.
- Uroki wiązania się z jedyną dziewczyną rodu Weasley.- Malfoy oderwał wreszcie wzrok od drogi i spojrzał uważnie na Pottera.- Właściwie, to mam do ciebie pewną sprawę.
- Słucham cię uważnie.
- Widzę, że ty i Ginny bardzo się kochacie.- Zaczął niepewnie Draco.- I, niech mnie Merlin kopnie, ale zazdroszczę wam tego. Wszyscy wam kibicują, jesteście w sobie zakochani jeszcze za czasów Hogwartu, a z tego co widzę uczucie ciągle się rozrasta. Słyszałem, że zamieszkaliście razem.
- Jeszcze nie, no w każdym razie nie oficjalnie- Harry kopnął leżący obok kamień.- Powoli znosi swoje rzeczy.
- Nie ważne. Tak czy siak, cały świat wie, że należycie do siebie. Im nie robi różnicy, czy nosicie obrączki, czy nie. Po prostu…Harry Potter długo wymieniany jest w towarzystwie Ginny Weasley. Każdy to wie, chociaż Ruda rzuciła we mnie upiorogackiem, kiedy zawołałem na nią „pani Potter”.- Zachichotał pod nosem, a Harry uśmiechnął się chłopięco.
- Tak, ostatnimi czasy to jest moja ulubiona docinka. Wkurza się, aż dym z uszu leci. Ona wie, że nas związek prowadzi do małżeństwa, ale twierdzi, że to jeszcze nie nas czas. I mimo, że uważam inaczej, to szanuję jej zdanie. Wystarczy mi wiedza, że kocha mnie najmocniej na świecie.
- I tego wam zazdroszczę. Tej wszechwiedzy, że należycie do siebie. Taka nieoficjalna formalizacja związku. Ja nigdy nie mogłem pozwolić sobie na szczęście, z takim ojcem mam tylko najgorsze wspomnienia. Ale sam powiedziałeś, że się zmieniłem. I chcę dalej zmieniać. Ogłosić światu, że są osoby i rzeczy które kocham najbardziej na świecie.
Harry od pewnego czasu patrzył na niego z niemal opadniętą szczęką. Powoli docierało do niego, co chciał powiedzieć Malfoy. Choć jego przemowa była cholernie zawiła.
- Draco, czy ty chcesz…
- Tak. I proszę cię o pewną przysługę. Choć właściwie powinienem powiedzieć: pożyczkę.
I tak właśnie Harry Potter zawarł umowę z Draco Malfoyem.


G
inny kończyła właśnie upinać swoje długie, rude włosy w fantazyjny kok, kiedy z podwórka rozległa się piękna, delikatna muzyka klasyczna. Wbrew pozorom lubiła słuchać dźwięków pianina, to ją uspokajało. Ostatni raz spojrzała na siebie w lustrze. Spoglądała na nią śliczna czarodziejka o dużych czekoladowych oczach, delikatnie podkreślonymi makijażem. Kształtne czerwona usta, wyglądały apetycznie, jakby najadła się pysznych wiśni z cukrem. Jeden niesforny rudy kosmyk opadał wzdłuż twarzy, co tylko dodawało jej wdzięku. Na sobie miała dopasowaną biało-czarną sukienkę do kolan, a nogi wyeksponowane zostały przez lśniące czarne szpilki. Ginny uśmiechnęła się i mrugnęła zalotnie, zadowolona ze swojego wyglądu.
- Faceci oszaleją.- Mruknęła.
Tak naprawdę zależało jej na szaleństwie tylko jednego mężczyzny. Osobiście pomagała pani Granger przygotować Hermionę, więc wiedziała, że to jej przyjaciółka będzie zdecydowaną gwiazdą wieczoru. Owszem, lubiła, gdy chwalono jej wygląd, ale ona miała fioła na punkcie pewnego aurora o rozwichrzonych czarnych włosach i absolutnie hipnotyzujących, szmaragdowych oczach oraz delikatnych dłoniach, które wielokrotnie doprowadzały ją do szaleństwa.
Choć przez ostatnie kilka tygodni krążył między nimi drażniący temat, odbierający jej część radości z chwil spędzonych z ukochanym mężczyzną. Musiała jednak przyznać mu rację, ale nie mogła nic na to poradzić, że od czasu niespodziewanej wizyty Rene w barze Hanny, stała się strasznie wyczulona na punkcie małej Victoire, a także Harry’ego. Bo w zdecydowanie krótkiej wizycie Francuza padło zbyt dużo słów.
Muszę was ostrzec.
Victoire jest w niebezpieczeństwie.
Życie Harry’ego jest ograniczone.
Kochaj, póki możesz.
Tęsknię.
Żałuję.
Miała mętlik w głowie. Choć minęło parę miesięcy, widok Rene ponowił bolesne odczucie zdrady. I jak na nią przystało, w pierwszym odruchu miała ochotę wpakować jego głowę do muszli klozetowej, albo przetransmutować jego czułe miejsce w zmutowane, agresywne pufki pigmekskie. Idealny wieczór z Harrym zakończył się kłótnią, bo jej chłopak nieszczęśliwie zobaczył wychodzącego Rene. I znowu odruchowo, Ginny zagmatwała się w tłumaczeniu, a na końcu, gdy Potter był już naprawdę zły, zirytowała się i sama wróciła do Hogwartu. Później jakoś nie miała sumienia się z nim spotkać, on także był uparty. Poświęcili więcej czasu na pracę, ale kilka dni separacji wystarczyło, by zaczęli za sobą tęsknić. Byli takim typem pary, że musieli się widzieć, choć tylko przelotnie. Wystarczył im sam widok ukochanej osoby, by dzień stał się lepszy. Musiała też przyznać, że po takiej rozłące Harry był znacznie czulszy i namiętniejszy w okazywaniu miłości, czy to przez zwykłe kwiaty i słodycze, czy igraszki cielesne. Niejedna noc spędzona z Harrym wywoływała u niej rumieńce, gdy tylko o tym pomyślała.
Z zamyślenia wytrąciło ją stukanie do drzwi. Wywróciła oczami, gdy usłyszała wołanie Rona.
- Ginny, rusz tyłek. Zaraz zaczynamy.
Westchnęła ciężko i ostatni raz poprawiła swoją sukienkę. Zabrała wiklinowy koszyczek Victoire z płatkami białych i czerwonych róż i wyszła z pokoju. Kiedy schodziła na dół, usłyszała zirytowane jęki swojego ojca, który znowu męczył się z węzłem krawata. Jej matka była już w ogrodzie, więc skierowała się do altanki, gdzie stał Syriusz z Harrym, Artur z Ronem i Victoire z Teddym. Uśmiechnęła się delikatnie na widok małego Lupina. Swoje zwykłe niebieskie włoski zmienił na przydługie czarne loki, upodobniając się do swojego ojca chrzestnego. Ubrany w miniaturowy frak ciągle męczył swoją czerwoną muszkę. Uśmiechnęła się szerzej, rozpoznając na głowie Teda stary, pomniejszony melonik Percy’ego. Victoire również wyglądała jak aniołek. Wielkie, niebieskie oczęta iskrzyły radośnie, gdy ze śmiechem zabrała swój koszyk z kwiatami. Ubrana była w błękitną, puszystą sukienkę, a długi platynowy warkocz ozdobiony był białą kokardą z przyczepionymi perełkami.
- Och, daj spokój, tato.- Mruknęła, podchodząc do ojca. Trzema sprawnymi ruchami wykonała poprawny węzeł na szyi. Artur uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
- Dziękuję, kochanie. I…Naprawdę ślicznie wyglądasz.
- Musisz tak mówić- zaśmiała się, mile połechtana.- W końcu jestem twoją jedyną córką.
- Fakt, ale i tak wiem co mówię. Prawda, Harry?
Ron prychnął, prowadząc towarzystwo do ogrodu. Zostało parę minut do rozpoczęcia ceremonii.
- Pytanie go o zdanie nie jest fair. Zawsze powie tak, inaczej Ginny nie wpuści go do sypialni.
- Jesteś żałosny, Ronaldzie.
- Też cię kocham, siostruś.
Podczas gdy Syriusz i Artur poszli zająć swoje miejsca, Harry z Ronem i małym Teddym przeszli przez środek, by stanąć obok starszego jegomościa prowadzącego ceremonię. Weasley cały czas poprawiał swój krawat, okazując coraz większe zdenerwowanie. Z kolei Lupin nucił wesoło, nieświadomy uczuć błądzących w powietrzu. Ginny czekała przed wejściem do namiotu na Hermionę i jej ojca, a Victoire kręciła się radośnie, oczekując swojej chwili.
Po chwili rozległa się delikatna muzyka, gdy wreszcie rozpoczęła się ceremonia. Victoire w podskokach ruszyła do przodu, rozrzucając na ścieżce płatki róż. Goście wydali zgodne westchnienie, gdy pan Granger poprowadził swoją córkę i Ginny przez środek ogrodu, prowadząc je do oczekujących mężczyzn. Młoda nauczycielka czuła na sobie wzrok Harry’ego, więc uśmiechnęła się delikatnie, kierując uśmiech tylko dla niego. On wiedział, że to ten moment, gdy wybaczyła mu ostatnią kłótnię. Nie mogła się na niego gniewać, kiedy obdarzył ją takim spojrzeniem pośród tylu zaproszonych gości. I patrzył cały czas, choć udawało mu się brać aktywny udział w ceremonii. Dzięki niech będą Teddy’emu, który trącił ją kiedy podchodził do młodej pary z obrączkami. Ocknęła się całkowicie, kiedy zauważyła ironiczny uśmieszek na ustach Astorii.
Formalności stało się zadość, kiedy zakochani nowożeńcy pocałowali się wśród rozświetlonych złoto-srebrnych lampionów i balonów, które pękły z hukiem, zamieniając się w szare gołębie. Ginny uśmiechnęła się, gdy pojedyncza łza szczęścia popłynęła po jej policzku. Harry uśmiechnął się uroczo, gdy usłyszeli z tyłu szloch Molly i pani Granger. Wszyscy goście klaskali i wiwatowali, kiedy Ron uniósł Hermionę na rękach i zakręcił się z nią radośnie. Sama Hermiona po chwili płacząc ze szczęścia utonęła w ramionach swojego ojca.
Po chwili Ginny poczuła, jak obejmują ją czyjeś ramiona.
- No, to teraz wasza kolej- usłyszała w uchu szept Syriusza.- Harry i Ginny Potterowie, popatrz jak ładnie.- Zarechotał, kiedy jej łokieć uderzył w jego brzuch. Sama nie wiedziała, dlaczego to ją tak wkurzało. Wszyscy wiedzieli, że ona i Harry są szczęśliwi razem, więc małżeństwo było normalną koleją rzeczy. Nie czuła jednak na razie takiej potrzeby. Była młoda i chciała się wyszaleć. Choć musiała przyznać, że niekiedy wyobrażała sobie, jakby wyglądały ich zaręczyny. Znali się tak długo, że Harry musiałby się naprawdę postarać, by zaskoczyć ją na tyle, by od razu powiedziała tak.
- Daj spokój, Syriuszu.- Harry złapał ją za rękę i pociągnął w stronę malejącej kolejki gości.- Trzeba złożyć im życzenia.
Po życzeniach zaczęła się zabawa. Ginny zatańczyła pierwszy taniec z Harrym, jako że byli świadkami na ślubie. Potem nastąpił odbijany, Potter zatańczył ze świeżo upieczoną panią Weasley, a Ginny szaleńczo wirowała z Ronem. Wrzeszczeli razem tak głośno, aż orkiestra się roześmiała i zaprosiła do pierwszych toastów. Potem do tańca porwał ją Kevin, z którym wypiła prawie pół Ognistej w przerwach między zabawą. Kiedy zaczęło delikatnie szumieć jej w głowie, wyszła w głąb ogrodu. Nie nacieszyła się samotnością, bo dorwał ją Harry i skutecznie „upił ją” swoimi pocałunkami.
- Przepraszam, że byłem takim kretynem, Gin- mruknął między pocałunkami.- Wiesz, że nie pozwoliłbym cię skrzywdzić. Przez to staję się odrobinę zaborczy.
- Zamknij się, Potter i mnie pocałuj.
Kiedy wrócili na wesele, George i Charlie darli się w niebogłosy „gorzko, gorzko”, Syriusz i Amelia królowali na parkiecie, a Teddy z Victoire dorwali się do nagłośnienia i razem zaśpiewali specjalnie przygotowaną piosenkę dla młodej pary. Hermiona, jednocześnie płacząc i śmiejąc się wycałowała Teda za wszystkie czasy, a Ron wziął w ramiona czteroletnią Vic i śmiejąc się zatańczyli do szybkiej piosenki.
Zabawa trwała w najlepsze, kiedy nagle światła przygasły, a goście zobaczyli czarne smugi przełamujące bariery ochronne. Od strony wzgórz zmierzała grupa zamaskowanych czarodziejów, w namiocie weselnym rozległy się trzaski aportacji i wśród krzyków gości Mroczni wprosili się na zabawę.
Nim ogólne zaskoczenie minęło, orkiestra leżała bez ruchu, śmignęły dwa zaklęcia śmierci i związano kilku gości. Jeden z Mrocznych wystąpił naprzód, zerwał swoją maskę i przemówił.
- W dniu ślubu…wszystkiego najgorszego- zarechotał Fabrice de Fines, popijając ze  znalezionego kieliszka szampana. Goście wrzasnęli z przerażenia, kiedy na obsypanej płatkami róż ścieżce zmaterializował się Lucjusz Malfoy we własnej osobie. U jego stóp spoczywała martwa Amelia Bones wraz ze swoją bratanicą Susan.
W końcu Zakon się przebudził. Ron ryknął głośno, rzucając się na Malfoy’a, ale ten powalił go jednym zaklęciem. Hermiona doskoczyła do niego, pomagając mu wstać.
- Doprawdy, Weasley. Nie pokonasz mnie nawet na trzeźwo. Ale nie bój się, skoro to twój ślub, daruję ci życie. Obiecałem jednak, że kilku moich towarzyszy pozbędzie się swoich celów.
- Tak więc- Alecto Carrow pociągnęła mocno za sznur, którym związany był Kingsley Schaklebolt.- Przykro mi, ale nie podobają mi się twoje rządy. Miłej podróży na drugą stronę, Ministrze.- Błysnęło zielone światło i Kingsley został skreślony z listy poszukiwanych przez Mrocznych.
Rozjuszony Syriusz w towarzystwie Charliego i George’a wtargnął na scenę i zaczęła się walka. Zaklęcia śmigały wszędzie, krzyki rozdzierały noc. Fabrice głośno nawoływał Astorię Greengrass, obiecując rychłe spotkanie z ojcem. Ginny odetchnęła z ulgą, widząc, że jej przyjaciółka po krótkiej szarpaninie z Draco zniknęła z ogrodu. Ona nie miała takiego szczęścia. Kiedy się odwróciła wpadła wprost na Lucjusza Malfoya.
- Panno Weasley- uśmiechnął się chłodno.- Zapraszam do tańca.
Jeszcze nigdy nie walczyła z tak ciężkim do pokonania przeciwnikiem. Lucjusz sprawnie posługiwał się swoją różdżką, ukrytą w stalowej lasce. Udało jej się kilka razy go trafić, ale po chwili potknęła się o martwe ciało Susan Bones i wyłożyła się, gubiąc różdżkę. Miała wrażenie, że znowu leży w Hogsmeade, pośród odłamków szkła. Lucjusz widocznie pomyślał o tym samym.
- Ostatnie słowa?
I tym razem ucieszyła się, słysząc głośny ryk nacierającego przeciwnika. Rolf Scamander brawurowo uderzył z całej siły w twarz Malfoy’a, niewątpliwie łamiąc mu nos. W walecznym szale wyrwał jego laskę o rzucił ją daleko przed siebie. Potem uświadomił sobie, że jest czarodziejem i dał prawdziwy popis magii prosto z Durmstrangu. Malfoy zdał sobie sprawę, że Rolf jest zbyt poważnym przeciwnikiem, bo wykorzystał chwilę, gdy wnuk bułgarskiego wytwórcy różdżek pomagał Ginny i ulotnił się, łapiąc po drodze swoją laskę. Uciekając rzucił jeszcze jedno mordercze zaklęcie, zabijając Howarda Turnera, czyniąc w ten sposób Lancelota sierotą.
- Ginny! Ginn!- Niemal popłakała się, słysząc tak ukochany głos Harry’ego. Jego biała koszula stała się szkarłatna, kiedy krew wypływała z pociętego ramienia. Pozwoliła sobie na szloch, kiedy przytulił ją mocno, a czuły pocałunek w głowę dał jej chwilę wytchnienia. Znowu usłyszała trzaski, tym razem Mroczni uciekali z miejsca zbrodni. Harry syknął i zerwał się do biegu, gdy zobaczył kompletnie zniszczoną suknię ślubną Hermiony. Ron podtrzymywał ją, mrucząc przekleństwa.
- Co się stało?- zawołała Ginny, podbiegając do przyjaciół.
- Alecto się stała! Suka torturowała ją, kiedy ja byłem związany!
- Uspokój się, Ron- Szepnęła Hermiona.- Wszyscy cali? Widziałam kilka zielonych promieni.
- Amelia, Susan i Kingsley nie żyją- burknął Syriusz.
- A Lancelot został sierotą- dodała Ginny.- Lucjusz zabił Howarda.
- My złapaliśmy kilkoro Mrocznych- Dean wskazał na siebie i Harry’ego.- Zakon zabrał już do Ministerstwa Rabastana Lestrange’a, Goyle’a i starego Notta. Alecto narobiła trochę szkód, ale też ją odholowali.
Luna skończyła opatrywać Rolfa i podeszła do Harry’ego, ale w tej chwili pojawiła się rozhisteryzowana Fleur. Krzyczała coś po francusku, a drżące ręce wycierały ciągle spływającą krew z rozciętego czoła.
- Fleur!- Krzyknęła Ginny i razem z Harrym podbiegła do bratowej.- Co się dzieje?
- Bill…Mon Bien…Teddy…Victoire- rozszlochała się na dobre.
Ginny poczuła nieprzyjemny uścisk w gardle.
- Gdzie Bill?- Fleur tylko machnęła ręką, a wszyscy zebrani co sił pobiegli we wskazanym kierunku. Usłyszeli płacz małego chłopca, kiedy zobaczyli porzucony melonik Teda i kilka połamanych gałęzi.
Widok jaki zastali wywołał zbiorowy jęk. Bill klęczał obok Teddy’ego, wyjąc z rozpaczy i uderzając pięściami w ziemię. Jego koszula była cała we krwi, widocznie oberwał Sectumsemprą. Obok Lupina leżała złamana różdżka, w którą uporczywie się wpatrywał.
- Bill? Braciszku…- Ginny powoli podeszła do brata i objęła go. Płakał żałośnie, jednak zrozumieli ,co chciał powiedzieć.
- Bellatrix napadła na Andromedę i Teda. Pani Tonks strasznie oberwała- zachłysnął się.- Fleur zabrała ją do Munga w stanie krytycznym.
Teddy wrzasnął rozdzierająco i uciekł, przepychając się obok Syriusza. Hermiona ścisnęła rękę Harry’ego i pobiegła w ślad za nim. Ale dopiero następne słowa Billa spowodowały, że Ginny upadła na kolana, załamana.
- Victoire…ja próbowałem, ale…Zabrał ją.- Jęknął.- Lucjusz Malfoy porwał moją córkę.

A
storia wyrywała się szaleńczo, kiedy Draco wyciągnął ją z ogrodu i skierował się na wzgórze. Oberwał kilkakrotnie z czarnego warkocza, gdy wrzeszczała na niego, by ją puścił.
- Przestań, As! Tam nie jest dla ciebie bezpiecznie. Wiesz, że cię szukają.
- TAM- warknęła, histerycznie machając ręką- są wszyscy moi przyjaciele. Przez ciebie nie wiem, co się dzieje! De Fines tam jest- jeszcze raz uderzyła go w pierś, ale Draco trzymał ją mocno.
Malfoy westchnął ciężko.
- O to ci chodzi, prawda? O Fabrice’a. Wiemy już, że to on zabił twojego ojca.- Astoria zaszlochała cicho, wtulając się w jego ramiona.- Chcesz zemsty? Świetnie, osobiście ci pomogę. Ale nie teraz. Musisz uciekać- Draco starł z jej twarzy spływające łzy i złapał za rękę, prowadząc w kierunku szopy Weasleyów.
- Ale Ginny…Hermiona…
- Zakon nigdy nie naraził by cię na niebezpieczeństwo.
- Wiem! Ale oni tam walczą, może już nie żyją…
- Nie myśl o tym. Na Merlina, As! Pozwól mi cię uratować.- Jęknął Draco i przyciągnął ją do pocałunku. Kobieta zastygła, zaskoczona, ale po chwili oddała pieszczotę. To był znak, że się poddała. A Draco nie chciał marnować ani chwili. Kiedy odsunęli się od siebie, podszedł do pokaźnej góry za szopą, która okryta była czarnym pledem.
- Dobrze, więc jak zamierzasz mnie uratować, dzielny Gryfonie?- Astoria ironicznie stanęła koło niego i założyła ręce na piersi. Draco zmierzył ją wzrokiem, utwierdzając się w przekonaniu, że to była prześmiewcza odzywka. On wcale nie był dzielny. A już w ogóle nie zamierzał odgrywać brawurowego Gryfona.
- Zabiorę cię w podróż do gwiazd- jednym ruchem ściągnął czarne okrycie, ukazując lśniący, latający motor Harry’ego. Draco zgrabnie wskoczył za kierownicę i uruchomił silnik. Uśmiechnął się szelmowsko, wyciągając dłoń do Astorii.
- Żartujesz sobie?- Nauczycielka zapiszczała jak mała dziewczynka, gdy wskoczyła za plecy Dracona, obejmując go ramionami w pasie.
- Tak naprawdę to ja cię porywam, byś powiedziała mi coś bez ucieczki.
- Czy ja uciekam?- Wywróciła oczami, kiedy spojrzał na nią przez ramię.- No dobra, może i uciekam.
Wznieśli się w noc, a Draco poczuł znane ssące odczucie. Zawsze tak miał, gdy się denerwował. A teraz stanął przed najważniejszą decyzją w swoim życiu. Czuł, że małe pudełko, które otrzymał od matki uwiera go delikatnie w pierś.
- Pamiętasz, jak zapytałem cię o twoje największe marzenie?- Astoria pokiwała głową, patrząc na niego uważnie.- Powiedziałaś, że jesteś szaloną romantyczką i marzy ci się wyznanie miłości pośród deszczu spadających gwiazd. To może nie są spadające gwiazdy, ale…
Draco zwolnił do zera, utrzymując motor nieruchomo w powietrzu. Włączył tryb lewitacji i odwrócił się twarzą do ukochanej. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Wiesz jak to jest, gdy całe życie, dzieciństwo i dorastanie, spędzasz w okrutnym domu słuchając wrzasków cierpienia i wykonując brutalne polecenia szalonego ojca? Ja wiem. Wiem też, że gdzieś w tych gwiazdach- wskazał ręką na rozświetloną czerń przed nimi- każdemu z nas przypisano odrobinę szczęścia. I mimo, że przysługuje mi dziedzictwo Malfoyów, to wolę zrezygnować z góry pieniędzy, by mieć przy sobie swój największy skarb.
Astoria zszokowana patrzyła, jak jej chłopak wyciąga zza pazuchy małe pudełeczko. Poczuła przyjemne wibrowanie w żołądku, gdy światło księżyca padło na piękny pierścionek.
- Astorio Greengrass- Draco mówił teraz przez ściśnięte gardło, ale ona chciała to usłyszeć. Przejechała palcem po jego dłoni i spojrzała w oczy, dodając odwagi.- Uczyniłaś mnie innym człowiekiem. I chcę się dalej zmieniać. Z tobą u boku. Wyjdź za mnie.
Czarnowłosa patrzyła na niego, a oczy lśniły szczęściem. I Draco wiedział, że się zgodziła. Zgodziła się już w tej chwili, gdy przyszła z nim porozmawiać po śmierci swojego ojca. Subtelny pocałunek upewnił go tylko, że to właściwa decyzja, a ciche „tak” wyszeptane do ucha rozświetliło jego mroczną przeszłość.
Ruszyli w dalszą podróż, a pierścionek na palcu Astorii lśnił w świetle księżyca, niczym ich własna, wspólna gwiazda.


Hej ;) Taki drobiazg ode mnie, na te świąteczno- noworoczne dni. Muszę przyznać, że to jeden z najmilszych i najszybszych rozdziałów jakie napisałam. Może to poczucie, że to już koniec tej historii, a może sam fakt, że jest naszpikowany uczuciami sprawił, że Wena mnie nie opuszczała na krok. Jestem niesamowicie dumna z tego rozdziału. Do szczęścia brakują mi tylko wasze opinie ;)
Nie mogę uwierzyć, że zostały już tylko DWA rozdziały. Nie sądziłam, że moje pierwsze opowiadanie wyjdzie tak dobrze, że pojawi się tylu czytelników. Głęboko wierzę, że gdzieś tam są fani mojej wyobraźni, więc poproszę was o podjęcie wspólnej decyzji.
Najwyższy czas wybrać kolejną historię:
1.       Błękitna krew
A gdyby tak...czarodziejska Anglia była monarchią? Królewska rodzina, intrygi, walka o władzę i pieniądze...Czterech braci. Cztery różne osobowości. Jedno nazwisko. W obliczu nadchodzącej wojny muszą zjednoczyć swoje siły i porzucić uprzedzenia, by uchronić czarodziejski świat od zagłady. I jak to zwykle bywa, książę musi znaleźć swoją księżniczkę. Tylko...no właśnie. Który z królewskich braci się zakocha? Tajemniczy Krukon, wrażliwy Puchon, narcystyczny Ślizgon czy lekkomyślny Gryfon? Ach...gdzieś w tym królewskim rozgardiaszu jest miejsce dla Wybrańca- Harry'ego Pottera. Nie zapominajmy o tajemniczych Łowcach, którzy na usługach króla polują na czarnoksiężników. I dlaczego przeznaczenie w przedziwny sposób połączyło się z losami zaginionym przed trzema laty księciem? I jaką rolę odegra Ginny, odnaleziona siostra jego najlepszego kumpla, która zasila szeregi Łowców?
Czterech Braci, jedno nazwisko. Wybraniec i przeznaczenie. Łowcy i siła przyjaźni.
W tej wojnie przyda się każda różdżka.
2.       Młodzi gniewni
Pośrednia kontynuacja „Poszukiwanych przez Mrocznych”.
Kiedy Ministerstwo Magii wybiera Victoire i młodego, zdolnego Jeźdźca Dantego do reprezentowania Anglii w legendarnych igrzyskach Draconis Veneficium, jej świat gwałtownie wywraca się do góry nogami. Traci porozumienie z najlepszym przyjacielem Tedem, a do tego brat Louis znowu wpakował się w kłopoty.
Louis Weasley porwał się na chory zakład z najlepszym kumplem Scorpiusem. Jeśli do końca roku nie wykona zadania, zrujnuje swoją reputację. Tylko…no właśnie. Starożytna legenda, która budzi się do życia, wywołuje w nim dziwne przyciąganie względem Diany Parks. A on nie ma czasu na zabawy ze zbzikowaną Puchonką.
James ma wrażenie, że jego przyjaciele się zmienili. A może to o niego chodzi? Dziwnie czuje się w towarzystwie swojej wieloletniej przyjaciółki Sary. Ba, nawet dobrowolnie spędza więcej czasu ze swoim bratem Albusem. I kiedy odkrywają przerażającą prawdę o Strażnikach Skarbu Merlina, może być za późno, by uratować przyjaciół.
Trzy światy. Starożytna legenda. Mroczne wydarzenia kładą cień na wielkie, sportowe wydarzenie.
Miłość nie uchroni cię od przeznaczenia.


BUM! Prawie, jak trailer najlepszej książki, prawda? :D
Liczę na was, pomóżcie mi w wyborze ;)
Komentujcie, głosujcie w ankiecie. Dajcie znać ;)

4 komentarze:

  1. Jak miło w tak piękny i zimowy dzień usiąść przy herbatce i poczytać piękne opowiadanie. Przenieść się w świat Harreggo i być na ślubie Rona i Hermiony. Pięknie to wszystko opisałaś i coraz więcej wiem o uczuciach bohaterów. Bardzo się cieszę i wiem, że będzie coraz ciekawiej ;)

    Ach zapomniałanym..
    Draco i Astoria- wybuchowa para. Zaskoczyła mnie jego przemiana, muszę przyznać, że pasuje mu ona.Może i będzie przyjaźnił się z Harrym. Było by piękne. Wiem, że ich dzieci (o ile będą) będą wspaniałe.

    Ach, co to była za zabawa :D
    Nogi od tańca między kolejnymi wydarzeniami aż bolą ;)

    Ubolewam nad Victorie i mam nadzieję, że nic jej nie będzie ;)

    Liczę, że poza tymi dwoma rozdziałami przewidujesz epilog ;)
    Może i nawet ślub Harrego i Ginny
    Ach pobawiłabym na jeszcze jednym weselu ;)

    No, no czekam na kolejny rozdział ;)

    Pozdrawiam cieplutko ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie rozdział :)))
    Genialny rozdział (tak jak zwykle)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nareszcie rozdział :)))
    Genialny rozdział (tak jak zwykle)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :D Cieszę się, że czytasz, czeka na ciebie jeszcze jeden odcinek ;)
      Niestety przedostatni.

      Usuń

SZABLON AUTORSTWA JANE