sobota, 29 listopada 2014

Wspomnienie 24: Strażnicy Skarbu Merlina




L
ee Jordan energicznie potarł dłońmi o swoje czarne spodnie, by utrzymać ciepło. Był początek marca, a na ziemi ciągle zalegały grube czapy śniegu.  Już dawno oczekiwał spotkania z Angeliną, Harrym i Ronem. Jednak wypadki sprawiły, że wszystkie plany legły w gruzach. Najpierw ten nieszczęsny wypadek Rona, ucieczka Lucjusza Malfoya i śmierć Dominica Greengrassa. Potem cały ten szum wokół osoby Willa Parksa.
Lee westchnął, zmęczony. Tak wiele stracił podczas Bitwy o Hogwart, jak każdy czarodziej walczący o przyszłość. Wiedział, że zmienił się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Ze szkolnego żartownisia, z manią komentowania wszystkiego co zobaczy stał się wyciszonym mężczyzną, noszącym białe koszule i muszkę. Swój głos zamienił na skórzane notesy i długie białe pióro. Mieszkał w obskurnej kamiennicy z irytującymi sąsiadami, ale nikt nie odważył się go tknąć. Niewiele mówił o swojej pracy. Tym, co odważyli się zapytać, mówił, że przyjmuje zlecenia badawcze. Pracował do późnej nocy, analizował, czytał i rysował zawiłe wykresy. Uzależnił się od mugolskiego cygara, dym roznoszący się w pokoju drażnił mu oczy, ale on ciągle czytał. I spisywał.
Wbrew pozorom zawsze lubił historię, a zwłaszcza legendy. Takie legendy, które okazują się prawdą i mogą obronić się dowodami w postaci pergaminów z dokumentacją. Jego dziadek opowiadał mu niezwykłe historie, gdy był małym chłopcem. Więc kiedy dostał zlecenie od Williama Parksa nie wahał się zbyt długo. Stracił wszystko, wojna zniszczyła jego życie. Legenda o Strażnikach stała się jedynym jasnym punktem, który pozwolił skupić mu się na pracy.
Strażnicy Skarbu Merlina.
Legenda, która powoli budziła się do życia.
Był coraz bliżej rozwiązania wszystkich wątków. Will był niezwykle zadowolony z jego dotychczasowej pracy. A kiedy usłyszał o jego spotkaniu z członkami Zakonu Feniksa, wręcz zażądał, by przyprowadził ich do jego domu. Tak, mimo, że Parks spędził parę lat w Azkabanie, ciągle był właścicielem pięknej rezydencji w jednej z nielicznych magicznych angielskich wiosek. Szlachecki rodowód francuski także ciągle go obowiązywał.
Otrząsnął się z zamyślenia, gdy usłyszał donośne trzaśnięcia, jakby ktoś strzelał serią z pistoletu. Uniósł kącik ust, kiedy otuliły go silne ramiona Angeliny, a jej długie, czarne włosy powchodziły mu do oczu.
- Lee Jordan, niech mnie Irytek trzepnie- zaśmiała się dziewczyna.
- Nie chciałabyś walczyć z Irytkiem, Angie- mruknął i przywitał się z towarzyszącymi jej czarodziejami.- Harry, Ron. Jeszcze się nie pobiliście? Gratulacje, Potter. Związanie się z jedyną dziewczyną rodu Weasley to nie lada wyczyn.
Harry uśmiechnął się szeroko, gdy Lee wskazał kierunek drogi. Ruszyli spacerkiem, zmierzając do rezydencji Parksa.
- Wiesz, nie było tak źle. Ron z początku się wściekał, ale potem mu przeszło.
- Pocałowałeś moją siostrę na środku pełnego Pokoju Wspólnego Gryfonów!- zakrzyknął unosząc niewinnie ręce.
- Tak, a Bill przypadkowo wybierał te same zadania co Harry, gdy wypełnialiśmy misję Zakonu- Angelina mrugnęła z uśmiechem do Harry’ego.
- Ty się lepiej nie odzywaj, Johnson. Moja matka nie opuszcza cię na krok odkąd George oficjalnie ogłosił wasz związek.- Dwa tygodnie temu, podczas urodzinowej kolacji Artura Weasleya, George oświadczył wszystkim, że razem z Angeliną planują wspólne życie. W niedalekiej przyszłości chcieli podjąć dalsze kroki, ale teraz uwaga wszystkich skupiła się na poszukiwaniach Lucjusza.
- A ty i Ginny? Pomyśleć, że jesteście najmłodszą wiekowo parą, a cieszycie się najwcześniejszym rozpoczęciem związku.
- O ślubie jeszcze nie myślimy- odparł Harry, obrzucając Rona czujnym spojrzeniem. Zachowywał się dziwnie, co chwila oglądał się za siebie, mógłby nawet przysiąc, że wymamrotał imię „James”.- Nasze relacje rozwijają się bardzo dobrze, nie narzekam na nudę.
- Ta, na pewno- Angelina i Lee wymienili znaczące uśmiechy i zachichotali, gdy Harry lekko się zarumienił.- Ginny mówiła, że zaproponowałeś jej wspólne mieszkanie. To ogromny krok.
- Wiem, ale oboje uważamy, że to właściwe. Nie spieszy nam się z niczym, cieszymy się po prostu miłością i nadrabiamy czas, gdy jej nie było. No wiesz, dopiero całkiem niedawno ją odnalazłem.
Po tym zdaniu zapadła krępująca cisza. Wszyscy wiedzieli, że drążąc ten temat, naraziliby się na stąpanie po kruchym lodzie. Cała czwórka szła teraz przed siebie, a wokół szalał mroźny wiatr. Ulica była opustoszała, gdzieś obok zatrzeszczał oderwany sklepowy szyld. Harry osłonił swoją twarz, stawiając wyżej kołnierz płaszcza. Okulary nie przydały się na wiele wobec powstałej małej zamieci śnieżnej. Kiedy Lee zatrzymał się przed jednym z domów, Harry pozwolił sobie na dokładniejsze rozeznanie.
Rezydencja Williama Parksa prezentowała się okazale. Wysoki żywopłot ogradzał cały teren, widok dawała jedynie żelazna, kunsztownie zrobiona brama. Pięknie przystrzyżone krzewy przywodziły na myśl francuskie ogrody, a styl, w jakim została wybudowana rezydencja- magiczną akademię Beauxbaton. Zbudowany z białego kamienia dom prawie niknął wśród zalegającego śniegu. Ciężkie, mosiężne wrota wejściowe biły dojrzałą czernią, a zamarznięta fontanna pośrodku drogi wejściowej sprawiała, że Harry miał wrażenie, że teleportował się do zamku bajkowej Królowej Śniegu.
Lee spojrzał na nich znacząco i kiwnął głową, by poszli do wejścia.
- Will na was czeka.
Zanim jednak weszli na marmurowe schody, wrota otworzyły się z okropnym zgrzytem i zobaczyli dwie postacie.
- Miło was widzieć, ma cherie- przywitała się Madelaine Parks.- Blaise i ja przyszliśmy na herbatkę.


B
laise wyciągnął się wygodnie w skórzanym fotelu i uśmiechając się półgębkiem obserwował wszystkich zebranych. Ta cała sytuacja zaczynała go niezwykle bawić. Siedzieli w salonie wielkiej rezydencji Parksów, słuchając przyjemnego trzaskania ognia w kominku. Maddie siedziała na poręczy jego fotela, nachylając się i głaszcząc go po włosach. Jego dziewczyna (co prawda była nią od niedawna, ale on wiedział, że ją zdobędzie. Nie zdołała się obronić przed naturalnym czarem Blaise’a Zabiniego) nie kryła się z ich związkiem, jednak jej brat ciągle go oceniał. Widział, jak czujne, ciemnoniebieskie oczy Willa śledzą każdy jego ruch. Nie spuścił z niego wzroku nawet, gdy przybyli oczekiwani goście. Angelina usiadła na kanapie, pomiędzy Ronem i Potterem. Młody Weasley posyłał mu mordercze spojrzenia, nie odpuścił nawet, gdy Harry syknął do niego, by przestał. Blaise widział zaskoczenie w oczach Pottera, ale w miarę dobrze je zamaskował. Z kolei Angelina Johnson kompletnie nie została wytrącona z równowagi. Wręcz przeciwnie, całkowicie zignorowała obecność Blaise’a i Maddie i od razu przeszła do rzeczy.
- William Parks. Człowiek- Który- Opuścił- Azkaban.
Wnuk legendarnego alchemika nad wyraz dobrze czuł się w nowych warunkach. Prawie nie było widać żadnych mrocznych śladów po jego pobycie w magicznym więzieniu. Biła od niego niezwykła pewność, arystokratyczne wychowanie przebijało się na wolność. Poczuł dreszcz, gdy Will w końcu przeniósł swoje zainteresowanie na Angelinę. W oczach Parksa odbijała się niewiarygodna gorzkość własnego życia. Blaise także był wychowywany w ślizgońskim duchu i wiedział co nieco o postawach zimnych drani, ale zrozumiał, że z Williamem Parksem lepiej nie zadzierać. Gospodarz potarł dłonią po swoim trzydniowym zaroście, a niebieskie oczy skierowały się na Lee, który oglądał fotografie poustawiane na gzymsie kominka.
- Poczęstuj się cygarem, Jordan. Podaj mi jedno. Czy panowie także mają ochotę?- zapytał, gdy Lee podsunął mu otwarte, dębowe pudełko z drogim cygarem. Nie krępując się obecnością gości, Will pstryknął palcami, a buchający z nich płomień zapalił oba cygara.
- Nie, dzięki. My nie palimy- odparł Harry, patrząc cały czas na gasnący już ogień na ręce Parksa.- Umiesz magię bezróżdżkową- stwierdził coś, co było oczywiste dla wszystkich.
Will delektował się przez chwilę dymem przetrzymywanym w płucach. Wyciągnął cygaro z ust i uśmiechając się ironicznie zerknął na Lee zakrytego chmurą własnego dymu.
- Mój…hm, prywatny detektyw, że tak się wyrażę, opowiadał mi o tobie, panie Potter. Wybraniec, Chłopiec-Który-Przeżył.- Znowu zaciągnął się cygarem.- Pokonałeś największego czarnoksiężnika wszechczasów. Wiesz, kto nauczył mnie magii bezróżdżkowej? Dimitri Patov, potomek Gelerta Grindenwalda. On też nieźle namieszał w naszym świecie, prawda?
Harry znał historię Williama Parksa. Zanim wyruszyli na to spotkanie, Fleur opowiedziała im wszystko, co powinni wiedzieć.
- Ty też masz całkiem niezły rodowód, Parks. Magnus Fritz, twórca Eliksiru Pamięci jest twoim dziadkiem. I zdaje się, że masz jakieś powiązania z uczniami samego Merlina.
Lee uniósł jedną brew, uważnie obserwując blondwłosego gospodarza. Zanim jednak zdążył się odezwać, z drugiego kąta usłyszał donośne prychnięcie, jakby ktoś usiłował zamaskować wybuch śmiechu.
- Nie masz pojęcia, jaką rolę w tej całej szopce odgrywa nasza rodzina, Potter.- Madelaine zaśmiała się, wywołując ciarki u Lee. Will znowu zaciągnął się cygarem, ze spokojem delektując się chwilą. Ron poruszył się niespokojnie, spodziewając się gwałtownych ruchów ze strony Maddie. Nie był głupi, wiedział, że ta kobieta może ściągnąć na głowę wiele problemów. A Ron miał ich aż nadto, by dokładać jeszcze kolejne.
- Wiemy, że twój los związał się z historią rodu Delacour. Właśnie, Fleur kazała cię pozdrowić.- Ron postanowił ukrócić kłótliwe zapędy Maddie. Reakcja Willa na imię Fleur była taka, jakiej oczekiwał. Oczy mu się tęsknie zaświeciły, przełknął ciężko ślinę i wygodniej usiadł w swoim fotelu.
- Słyszałem, że w święta urodziła drugie dziecko. Pewnie pęka z dumy.
- Dominique Gabriele Weasley, śliczna dziewczynka- odezwała się Angelina.- Oczy po mamie, włosy po tacie. Rzadko spotyka się rudą wilę.
- No cóż, któreś z dzieci Fleur będzie dźwigało ciężar legendy o Skarbie Merlina- mruknął Will. Wypowiedział słowa cicho, ale i tak wszyscy obecni skupili na nim całą uwagę.
- Czyli to prawda- szepnął Blaise- rodzina Fleur wywodzi się od jednego z uczniów Merlina.
- Tak, prawda.- Will wstał i podszedł do kominka. Wziął w ręce zdjęcie przedstawiające jego i Fleur w eleganckich, balowych strojach. Zdawało się, że uciekł do swoich wspomnień.
- A ty? Jaką rolę w tym odgrywasz?
- Hm...Jordan! Chyba nadszedł czas na twoją opowieść. Lepiej to zrobisz niż ja.- I znowu wrócił do swoich wspomnień.
Lee odłożył palące się cygaro i poluźnił trochę swoją muszkę. Podszedł do wielkiego stołu gościnnego i zabrał z niego dwie czarne teczki. Jedna oznaczona była napisem „Delacour, Fleur”, a druga „Parks, William”.
- Te dwie rodziny są ze sobą ściśle związane.- Rzucił teczki na kolana Angeliny, a sam usiadł na fotelu, który opuścił Will. Blaise nachylił się, by słyszeć całą opowieść.- Zajmuję się tą legendą już trzy lata. To wystarczająco czasu, by dotrzeć do pewnych wniosków. W każdym pokoleniu tych rodów rodzą się rówieśnicy. To bardzo ważne, potomkowie muszą być w jednakowym wieku. To wpływa na kontakt między nimi, budowanie bliskich relacji. Przecież Fleur także ma siostrę, ale Madelaine i Gabriele nie okazały się wybraną parą. To Fleur odziedziczyła klucz. A Will był jej Opiekunem.
- Opiekunem?
- Jak już mówiłem, losy tych rodzin są nierozerwalnie związane. Każdy Strażnik ma swojego Opiekuna. Razem tworzą zgrany zespół, wiedzą o sobie wszystko, zdarzyło się nawet, że Opiekun oddał życie, by chronić Strażnika i klucza. Dlatego w pokoleniu Magnusa Fritza nie wykryto wybranej pary.
- Opiekun nie zrodził potomka- wtrąciła się Maddie.- Więc obowiązek ochrony spadł na mojego ojca i ojca  Fleur.
- Legenda nie określa płci, tylko wiek.
- Dobra, rozumiem- mruknął Harry, przeglądając materiały zebrane przez Lee.- Rody Delacour i Parks to jedna strona. Co z drugim kluczem? Zdobyliśmy go na misji, ale nie zrobimy z niego pożytku.
- Oczywiście. Jeden jest w rękach Victoire. To jest niebezpieczna sytuacja, bo nie narodził się jeszcze jej odpowiednik, Opiekun. A Will, obecnie pełniący tę rolę, nie jest w stanie nawiązać odpowiedniej więzi.
- Malfoy o tym wie.- Odezwał się Harry. Przypomniał mu się walentynkowy wieczór i niespodziewana wizyta Rene w barze Hanny Abbott. Nie było go przy tym, ale później długo musiał uspokajać Ginny.- Lucjusz zamierza zaatakować małą Victoire, by wykorzystać ją do otwarcia Bramy.
- Tylko, że nie ma pojęcia, kto jest drugim Strażnikiem. – Lee ze spokojem zabrał teczki i zamknął oczy, usiłując jak najlepiej przekazać Zakonowi wszelkie informacje.- Wiecie, że Will finansuje działalność Luny i „Sonorusa”. Nie chodziło tylko o zemstę na Parkinson za wpakowanie go do Azkabanu. Miał w ten sposób wgląd w jej życie.
- Chcesz powiedzieć, że…- Ron podskoczył zaskoczony, gdy Blaise wtrącił się do rozmowy.
- Lovegoodowie mają jakieś powiązanie z legendą, tak. Ale nie powiem wam, jaką rolę odegra. Jest zbyt mało faktów. Wiem jednak, że ojciec Luny przekazał drugi klucz, zamknięty w tej skrzyni, którą odzyskaliście na misji, Fleur na jej ślubie z Billem. Nie wiem, czy był Strażnikiem, czy Opiekunem.
- O kurczę. Pomyluna Lovegood związana z legendą o samym Merlinie.
- Nie nazywaj jej tak, Zabini!- warknął Ron, mocno zaciskając pięści.
- Uspokójcie się- Angelina spojrzała na Lee i powoli liczyła na palcach, podsumowując rozmowę.- Czyli mamy dwóch Strażników, każdy z nich ma swojego Opiekuna. Cała legenda dotyczy potomków uczniów Merlina. Możemy kontrolować przebieg wydarzeń rodziny Fleur i Willa, oczekując na nowych wybrańców. No i jeszcze Luna. Gdzieś musi być osoba, która jest związana z jej losem. Czy to Strażnik, czy Opiekun.
- Tak, te funkcje są ze sobą silnie związane. Prędzej czy później się odnajdą. Martwi mnie jednak sprawa Malfoya. Porwał się na coś, czego nie rozumie. Kluczami mogą władać tylko Strażnicy, a by otworzyć Bramę bez poważnych skutków, musieliby jednocześnie otworzyć oba skrzydła. I nawet jeśli dokonałby tego w jakiś pokręcony sposób, nie przywołałby duchów. Taką zdolność mają jedynie Obdarzeni.
- Obdarzeni?- Ron nerwowo kręcił się na kanapie, a głos stał się wyższy.
- Osoby, które zyskały zdolność widzenia i porozumiewania się ze zmarłymi.- Wszyscy wzdrygnęli się, gdy Will się odezwał. Głos miał zachrypnięty i właśnie kończył dopijać Ognistą Whiskey. Stanął koło swojej siostry i położył dłonie na jej ramionach. Wzrok utkwił w Ronie.
- Obdarzony jest w stanie kontrolować wyzwolone duchy. Ale jeśli Brama zostanie otwarta bez pomocy Obdarzonego…no cóż, staniemy przed niemożliwą walką, z przeciwnikiem, którego nie można zabić. Będziemy nękani przez zjawy naszych nieprzyjaciół i nic nie będziemy w stanie zrobić.
Zapadła przerażająca cisza. Nikt nie był w stanie wyobrazić sobie świata, w którym przyszłoby i się zmagać z nadnaturalnymi siłami.
- Dlatego Merlin stworzył Bramę. Dlatego jego uczniowie poświęcili się, by pokonać Morganę. Nie wygra się takiej wojny nie poświęcając czegoś. A cena zawsze jest wysoka.


R
on miał mętlik w głowie. Nie wiedział, czy dobrze zrobił, zgadzając się na tą wizytę. Coś jednak zmusiło go do tego spotkania. Teraz już wiedział co.
Obdarzony.
Czuł przerażenie na myśl o zadaniu, jakie by na nim spoczęło, gdyby Malfoy zdołał otworzyć Bramę. Widział w tym wszystkim ogromną ironię w stosunku do jego wcześniejszych postaw. Zawsze uważał się za bezwartościowego. Nie reprezentował najlepiej własnej rodziny. To Bill był tym najlepszym, Charlie zawsze wszystko robił. Percy miał swoje cele, bliźniacy zdobyli sławę i pieniądze. Nawet Ginny, jego młodsza irytująca siostra zdobyła popularność. Była piękna, zdolna, pobijała kolejne rekordy w Quidditchu. A on? Był najlepszym kumplem Harry’ego Pottera. Co z tego, skoro nie potrafił pozbyć się uczucia zazdrości. Dopiero na wyprawie w poszukiwaniu Horkruksów  dotarło do niego, jak ciężkie życie wiódł Harry. Wielokrotnie dawał sobie mentalnie w twarz za swoje zachowanie. Między innymi to pozwoliło mu zaakceptować fakt, że jego siostra stała się ukochaną Harry’ego Pottera. Zrozumiał, że wyjątkowość i przeznaczenie to wcale nie jest fajna sprawa.
A teraz on sam stał się wyjątkowy.
Nikomu nie powiedział o swoich widzeniach. W drodze na spotkanie z Parksem musiał się mocno kontrolować, by nie nawrzeszczeć na śledzącego go Jamesa, który przeżywał pojawienie się Harry’ego. Pierwszy raz znaleźli się tak blisko. Widział, że młody auror uważnie mu się przygląda, ale postanowił nie reagować. Wszystko skomplikowało się, gdy przekroczyli próg rezydencji. Czuł, że to miejsce przesiąknięte było mroczną magią, choć sam Will sprawiał mniej wrogie wrażenie. Ron słyszał o tym, że tuż po Turnieju Trójmagicznym młody Parks wstąpił w szeregi popleczników Lorda Voldemorta. Zapewne znał kilkadziesiąt paskudnych klątw, ale nie to zwróciło jego uwagę.
William Parks obserwował go z niezwykłą uwagą, a błękitne oczy przewiercały go na wylot. Jakby doskonale wiedział, co ukrywa.
Ron nie chciał już być wyjątkowy. Chciał tylko przetańczyć z Hermioną całą noc na swoim weselu, chciał upić się z kumplami, chciał opychać się pysznościami swojej mamy. Chciał wieść szczęśliwe, nudne życie u boku ukochanej kobiety. Nie uśmiechała mu się walka z porąbanymi zjawami, które wyzwoli równie świrnięty Lucjusz Malfoy. Nie zamierzał kontrolować zjawy profesora Snape’a. No bo co miałby mu powiedzieć? „Witam, profesorze. Jak się umierało? Czas umyć włosy i walczyć u mego boku.”? Tak, jasne. Na pewno go posłuchają.
W ogóle cała ta sprawa z legendą. Ron przyzwyczajony był do twardego stąpania po ziemi. Nie mógł pozwolić sobie na fantazjowanie, żyjąc pod jednym dachem z licznym rodzeństwem i ciężko zarabiającym ojcem. Ale gdzieś w głębi wiedział, że legenda zaczynała się spełniać. Bał się o malutką Victoire. Lucjusz polował teraz na nią, a Zakon nie mógł podjąć żadnych kroków, bo nie mieli pojęcia gdzie jest i co planuje.
Młody Weasley wszedł do swojego mieszkania na Pokątnej, odwiesił zimowy płaszcz i powlekł się do salonu. Już chciał wezwać Jamesa na rozmowę, bo zdawał sobie sprawę, że musieli takową odbyć, ale zawahał się, gdy usłyszał skrzypienie drzwi od łazienki. Odwrócił się, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, przełknął ciężko ślinę i zagapił się w jeden punkt.
Przed nim stała Hermiona, owinięta tylko niebieskim ręcznikiem. Drugim leniwymi ruchami wycierała mokre włosy. Westchnął głośno przesuwając wzrokiem po jej figurze. Jego narzeczona odwróciła głowę w jego stronę, zaskoczona. Widocznie się go nie spodziewała, ale wszystkie myśli wyleciały z jego głowy, gdy skierowała na niego swoje piękne, orzechowe oczy. Zawsze znajdował w nich iskrę nadziei, miłości i pewności. Hermiona Granger była niezwykłą kobietą.
Ron uśmiechnął się i ruszył w jej stronę, ciągle patrząc jej w oczy. Odgarnął niesforny mokry kosmyk za ucho i przejechał kciukiem wzdłuż linii jej szczęki. Słyszał ciche westchnięcie Hermiony, widział, że pod wpływem jego dotyku zamknęła oczy. Nie mógł się dłużej powstrzymać, otulił ją ramionami w talii i złożył na jej ustach subtelny pocałunek. Z nadmiaru uczuć zakręciło mu się w głowie. Miał ochotę przewrócić oczyma na to wrażenie. Był z Hermioną trzy lata, a zachowywali się ciągle jak zakochane małolaty. Nie mógł jednak nic na to poradzić.
To była jego słodka Hermiona.
Kiedy w końcu oderwali się od siebie, Hermiona położyła głowę na jego ramieniu.
- Nie słyszałam, jak wróciłeś.- Mruknęła.- Powinieneś się odezwać. Mogłam przecież chodzić zupełnie nago!
- Hej, mnie to wcale by nie przeszkadzało.- Uśmiechnął się, a gdy Hermiona uderzyła go, oburzona, roześmiał się i pocałował ją w czoło.
- Dobra, kotku. Opowiadaj jak było.-Hermiona pociągnęła go na kanapę a sama, ciągle w ręczniku wyciągnęła z domowego barku słodkie, czerwone wino i dwa kieliszki. Chciała usiąść obok niego, ale on zwinnie posadził ją sobie na kolanach tak, że nogi znalazły się poza kanapą, a głowę oparła o jego brzuch.
- William Parks jest bardzo tajemniczą osobą- zaczął, rozlewając jednocześnie czerwony alkohol. Podał kieliszek Hermionie.- Jednak najbardziej zaskoczył mnie Lee. Wiesz, że umie poprawnie zawiązać muszkę?
- Czego ty ciągle nie umiesz. Krawata z resztą też nie- zaśmiała się panna Granger.
- W każdym razie wyjaśnili nam parę spraw. Na przykład to, że Lucjusz naprawdę poluje na Vic. I to, że właściwie jest bezbronna, bo powinna mieć naturalnego Opiekuna. Wiesz, przywilej Strażnika.- Bezwiednie zaczął głaskać ją po odsłoniętej, gładkiej nodze.- Lee powiedział, że Malfoy nie wie, co robić. Jeśli niewłaściwie złamie barierę Bramy, będziemy skazani na niemożliwą do wygrania wojnę.
- Lucjusz Malfoy oszalał, już dawno to mówiłam. Czy Draco już wie? No wiesz, to w końcu jego ojciec. Wyrzekł się powiązania z nim, ale jednak…może próbować go ocalić.
- Myślę, że on już pogodził się z tym, co stało się z jego ojcem. Widział tyle przemocy i śmierci. Zamiast miłości rodzinnej doznawał strasznych tortur ze strony Śmierciożerców. Trzyma się kurczowo jedynej iskierki światła w swoim życiu, którą stała się Astoria.
- Ronaldzie Weasley! Jesteś filozofem!- zaśmiała się Hermiona.- I…proszę, czyżbyś żałował Dracona Malfoya, twojego życiowego wroga?
- Za każdym razem gdy go widzę, mam ochotę strzelić mu w pysk.
Teraz Hermiona rozchichotała się na dobre. Ron westchnął i odłożył puste kieliszki.
- Żebyś była taka aktywna na naszym weselu- jęknął, błyskawicznie przyciągając ją do siebie i unosząc na rękach. Hermiona ciągle się śmiała, więc uciszył ją długim pocałunkiem.
- Wiesz…-Mruknęła, zmierzając dłońmi do guzików od jego koszuli.- Na wesele już prawie wszystko gotowe. Muszę jeszcze zmusić Ginny do wyboru sukni druhny. Ale…mam ochotę przećwiczyć noc poślubną. No wiesz, żebyś wiedział jak się zachować.- Spojrzała na niego, delikatnie przygryzając dolną wargę.
Ron zamruczał i znowu ją pocałował.
- Myślę, że wiem co robić. Ale fakt, próba się przyda.- I z Hermioną na rękach ruszył w kierunku sypialni. Przechodząc koło lustra na korytarzu zobaczył odbicie uśmiechających się szeroko widmowych postaci Jamesa i Freda.
Oboje unieśli kciuki do góry i zniknęli, pozwalając Ronowi choć na chwilę wrócić do normalności.


Cześć!
Wiem, że nadwerężam waszą cierpliwość. No ale cóż, musiałam dobrze rozplanować zakończenie wszystkich wątków. Pozostały dokładnie trzy rozdziały. Plus krótki epilog. W tym rozdziale wyjaśniłam niemal cały wątek legendy o Strażnikach Skarbu Merlina. Nie mogłam jednak zdradzić wszystkiego, bo to już będzie fabułą wspomnianego opowiadania o młodszym pokoleniu. Mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział i że choć trochę was zaskoczyłam. Nie wyjaśnienie spotkania Rene i Ginny było zamierzone, specjalnie zostawiłam to na kolejną część. Wyjaśniła się za to rola Rona-Widzącego-Duchy. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, przyjaciele dowiedzą się o jego zdolnościach. W jaki sposób? No cóż, będzie rodzinna rozmowa, że tak powiem.
Wspomnienie 25:
- ślub Rona i Hermiony
- kłótnia kochanków
- „wyjdziesz za mnie?”
- Lucjusz Malfoy zabija.
Robię oczy kota ze Shreka, widzisz? Ładnie proszę o komentarze.

5 komentarzy:

  1. Skoro tak ładnie prosisz o komentarze, to oddaję go w twoje ręce ;)

    Wiesz pamiętam, jak kiedyś powiedziałaś mi, że nie masz pomysłu na
    Rona, że wydaje się taki poukładany, banalnie przeciętny, A TU PROSZĘ!
    Ron jest obdarzony mocą, z którą wiąże się klucz do całej tej legendy, a właściwie jeden z kluczy.
    Póki nie zapomnę muszę się przyznać, że u mnie też pojawią się podobny dar. Lecz w jakiej postaci i czy nie podwójny, to zdradzę później.

    Jestem naprawdę zaskoczona twoimi pomysłami. Naprawdę. Czasami nawet czerpię z nich chęć i natchnienie. A to, że maturka wkrótce, a Ty mimo wszystko nie opuszczasz tej historii i bloga jest dla mnie mega odpowiedzialne i naprawdę bardzo Cię za to szanuję.

    Wracając do rozdziału. To ciekawi mnie czy odbędzie się rozmowa ojciec- syn. Mam na myśli ducha James'a. I kto powie to "wyjdziesz za mnie?"

    Rozpaliłaś moją wyobraźnie. Naprawdę.
    Czekam na następny rozdział.

    Wiem, pewnie chciałabyś, więcej komentarzy, a nie ciągle ja i ja. No cóż, ja też tego dla Ciebie chcę. Uważam, że naprawdę na to zasługujesz. O wiele bardziej niż ja i mój blog. Masz ogromną świadomość pisarską, niesamowitą wyobraźnie. Ogromny talent i mam nadzieję, że przyciągniesz tym uwagę innych.
    Ba
    Na pewno tak będzie!
    Takiego talentu nie da się przegapić :D

    Ps. Ściskam mocno :) ,3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Niedawno znalazłam Twojego bloga i strasznie mi się spodobał... Bardzo mi się podoba, w szczególności postać Angeliny i Rona. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę dużo weny, Nikita

    OdpowiedzUsuń
  3. Siema!!!!!
    Nie dawno znalazłam twojego bloga,który jest po prostu boski...:)
    Długie rozdziały,mega ciekawe w dodatku,super pomysł z Ronem,który nie którym może sie wydawac taki zwyczajny a tu nagle bum...i duchy
    widzi
    Jestem mega ciekawa kolejnych rozdziału,bedzie sie działo tego jestem pewna..
    A bym zapomniał Draco w Twoim opowiadaniu jest taki fajny,chodzi mi między innymi o to że jest wyjaśnione dokładnie dlaczego przeszedł na dobrą stronę no i wg jest taki uroczy xD
    Weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz ;)
      Niedługo wstawię kolejny rozdział, niestety jak pisałam, to jeden z ostatnich tej historii. Co nie oznacza, że kończę z pisaniem. Zapraszam już na nową, równie ciekawą (mam nadzieję) opowieść ;)

      Usuń
    2. Szkoda ze ta historia będzie sie konczyć,no ale kiedys musi ;/
      Mam nadzieje że rozdział nie długo sie pojawi :D
      Jednocześnie nie moge doczekać sie drugiego opowiadania ciekawe co tym razem wymyślisz ;))

      Usuń

SZABLON AUTORSTWA JANE