S
|
tary, drewniany zegar wybił godzinę drugą w nocy, gdy
Syriusz Black w blasku zielonych płomieni wyszedł z kominka. Mimo późnej pory,
kuchnia na Grimmauld Place była przepełniona członkami Zakonu Feniksa. Po tym,
jak bezpiecznie odstawił Lancelota i Pierce do domów rodzinnych, dostał ognistą
wiadomość od Hermiony. Szybko aportował się do szpitala świętego Munga i
odszukał ją, roztrzęsioną i zalaną łzami. Akcja ratunkowa nie przebiegła do
końca tak jak zaplanowali. Lucjusz Malfoy przyłapał Ginny w lochach rezydencji
Smitha i nie zamierzał puścić jej wolno. Cały wypad Zakonu zakończył się
złamaną nogą Astorii Greengrass, paskudną blizną na brzuchu Ginny i opuchniętym
okiem Deana. Jednak w tej chwili uwaga wszystkich przyjaciół z Grimmauld Place
skierowana była na Ronie.
Stan najmłodszego z braci Weasley był krytyczny. Po feralnej
walce z Amycusem Carrowem w podziemiach Fonetry Alley zapadł w dziwny letarg,
jakby kontakt z idealnie odwzorowanym Łukiem Śmierci wprowadził go w stan
zawieszenia. Oczy miał szeroko otwarte, ale nie słyszał, co się wokół niego
dzieje. Syriusz musiał poświęcić dwie godziny, by wreszcie zapanować nad
emocjami Hermiony. Odkąd panna Granger wymazała pamięć swoim rodzicom, Syriusz
stał się dla niej drugim ojcem. On także wykształcił w sobie pewną rodzicielską
więź względem Hermiony i Harry’ego. W przeciągu ostatnich lat ich trójka tak
bardzo się zżyła, że całusy, przytulanie i wypłakiwanie się stało na porządku
dziennym. Syriusz musiał przyznać, że opiekuńcze odruchy w stosunku do Hermiony
i swojego chrześniaka dobrze na niego wpłynęły. Stał się bardziej odpowiedzialny,
dawał mądre rady i gotów był poświęcić wszystko, byle tylko zobaczyć radość u
tej dwójki.
Widok jaki zastał po powrocie ze szpitala nie napawał
entuzjazmem. George bujał się na krześle i popijał smętnie Ognistą, stukając
miarowo drżącymi palcami w szklaną butelkę. Dean Thomas wyłożył się przy
kominku, co było bez sensu, bo przykładał zimny lód na opuchnięte oko. Susan i
Ginny siedziały naprzeciwko siebie i wydrapywały nowe wzory na wielkim,
drewnianym stole. Harry i Neville bawili się nakrętką, którą porzucił George,
gdy dorwał się do Whiskey. Nikt nie zauważył jego przybycia. Gdyby na stole
tańczył Hagrid w stroju baletnicy pewnie też nikogo by to nie ruszyło.
- Hermiona nie wróci na noc. Zostanie z Ronem w szpitalu.
Jak oczekiwał, oczy George’a i Ginny błyskawicznie
skierowały się na niego. Może niezbyt dobrze dogadywał się z Molly Weasley, ale
szanował i podziwiał ją za to, jak wychowała swoje dzieci. Zdążył poznać każdą
rudowłosą postać, więc wiedział, że każdy był inny. Dorastali razem, ale
zbudowali różne relacje. Ginny na przykład za cel swoich żartów obrała
Percy’ego, a wspólne zainteresowania łączyła z Billem. Dla Charliego
rezerwowała swoją odsłonę „księżniczki”, bo uwielbiał ją rozpieszczać. Na Ronie
nie zostawiała suchej nitki, korzystała z każdej okazji, by mu dogryźć. Syriusz
widział jednak takie chwile, gdy zwracali się do siebie z poważnymi sprawami,
najczęściej sercowymi. W dużej mierze to Ginny skłoniła Rona, by wyznał
wreszcie miłość Hermionie. Bliźniacy byli dla niej najlepszymi przyjaciółmi i
wspólnikami w rozwalaniu Hogwartu. Śmiał twierdzić, że późniejsza śmierć Freda
jeszcze bardziej umocniła ich relację. Jednak w chwilach kryzysu, jak krytyczny
stan Rona, porzucali wybrane statusy i wspólnie przeżywali ciężkie chwile
rodzinne. Nawet Harry o tym wiedział, mimo jego silnej relacji z Ginny. Musieli
po prostu odstąpić pierwszeństwa Weasleyom, chociaż całym sercem chciało się
być przy ukochanej osobie.
- Ginny…- Wyszeptał George, z cichym stukotem upadając na
podłogę. Przestał się huśtać i skupił zaczerwienione oczy na swojej jedynej
siostrze.- Jak…? Astoria mówiła, że upadł razem z Carrowem.- Przerwał na chwilę.
Wszyscy wiedzieli co miał na myśli. Amycus nie żył, a Ron cudem wydarł się z
rąk śmierci.
- Draco go uratował.- Jej słowa dobitnie rozniosły się po
kuchni, każde słowo oddzielnie przedarło się do mózgu.- Draco Malfoy, syn
największego sukinsyna naszego świata- zaśmiała się sztucznie. Nikt nie zwrócił
uwagi na przekleństwo, wiedzieli, że takie reagowanie to ściśle określona
natura Ginevry Weasley.
- Współpracowałaś z nim. Ty i Astoria. I nic nie
powiedziałaś.- Gdyby nie znał Harry’ego, pomyślałby, że jego głos zabarwiony
był oskarżeniem. Ale Syriusz go znał. I znał też Rudą. Kochali się z całych
sił, każdy to mówił. Nie kłócili się, byli zarówno najlepszymi przyjaciółmi,
jak i namiętnymi kochankami. Zakochali się w sobie pięć lata temu, a to uczucie
ciągle rosło. Każdy z nich dążył do swoich celów, ale także pomagali sobie
nawzajem w ich spełnieniu. Wiedzieli o sobie wszystko. Tak, właśnie. O sobie.
Jednak nie rozpowiadali o tajemnicach, które powierzył im ktoś inny. Oboje
mieli własnych znajomych, choć większość z nich była wspólna. Harry nigdy nie
był zazdrosny o Colina Creevey’a czy Deana Thomasa i Neville’a. Tak samo Ginny
nie robiła mu wyrzutów o znajomość z Hermioną, Luną czy Parvati i Susan Bones.
Dlatego Syriusz odczytał stwierdzenie Harry’ego jako zdziwienie faktem, że jego
dziewczyna przyjaźniła się z Malfoyem.
- Nie, nie powiedziałam. I tak, pomagałam mu i zdążyłam go
nawet polubić.- To także było cenną cechą Ginny. Bezpośredniość, zero owijania
w bawełnę.- Rzuciłbyś się na niego. Za to, że zbliżył się do mnie po tym, co mi
zrobił jego ojciec.
Harry pokiwał głową na znak, że faktycznie by to zrobił.
Syriusz podziwiał ich opanowanie. Obserwował ten związek od początku jego
trwania. Ani Potter, ani młoda nauczycielka Zaklęć nigdy nie podniosła głosu na
swojego partnera. Owszem, miewali ciche dni, ale prędzej czy później skradali
sobie przeprosinowe pocałunki.
- Nie mogę uwierzyć, że ta fretka uratowała mojego brata.-
Burknął George, dopijając resztki Ognistej. Głos mu się załamał, ale mógł
zganić to na działanie trunku.
- Możesz nie wierzyć, ale ja zaufałam w jego przemianę.
Naprawdę, to zupełnie inny Draco niż ten ze szkoły. Widuję się z nim od paru
miesięcy, a on ani razu nie nazwał mnie zdrajcą krwi. Ba, nawet przyznał się do
tchórzostwa. No wiesz, wtedy w Hogsmeade.
Syriusz poczuł się głupio, jakby podsłuchiwał prywatną
rozmowę siostry i brata. Temat wypadku Ginny ciągle był bolesny, w końcu
zniknęła na trzy lata. Jednak sam przed sobą przyznał, że młody Malfoy stał się
innym człowiekiem. Teraz w dodatku dowiedzieli się, że tworzył szczęśliwą parę
z Astorią, a do niej członkowie Zakonu mieli bezgraniczne zaufanie.
- Co z nim w ogóle? Ta rana cięta nie wyglądała za pięknie.-
Neville zerknął pytająco na Harry’ego, bo to on przetransportował Dracona do
Kwatery Głównej.
- Tak dokładnie to nie wiem, ale wyliże się z tego.
Zasklepiłem jego ranę i zostawiłem go z Astorią. Ginny oberwała Sectumsemprą,
gdy broniła Rona przed Lucjuszem.
- Nic mi nie jest- mruknęła rudowłosa, bezwiednie wędrując
dłonią po zranionym brzuchu.- Ale blizna zostanie. Hej, to tak, jakbyśmy
zrobili sobie wspólne tatuaże- mrugnęła do swojego chłopaka i zaśmiała się.
- Może w końcu przestaniesz ślinić się na widok płaskiego
brzuszka mojej siostry, Potter- odezwał się George, a wszyscy zgromadzeni
zachichotali wesoło, rozładowując napiętą atmosferę.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się wyspać. Jutro zamierzam
odwiedzić Rona, a Hermiona w każdej chwili może wysłać nam wiadomość. Nie chcę władować
do grobu najlepszego kumpla. W moim wypadku otępienie senne źle się kończy.-
Harry wstał i ruszył schodami do swojego pokoju, przeciągając się. Chwycił się
poręczy i zerknął przez ramię na swoją dziewczynę.- Idziesz?
- Taaa…Ale najpierw zajrzę do Astorii. Dowiem się co z
Draco. Kto wie, czy Astoria nie zadźgała go kuchennym tasakiem za tą akcję z
jej ojcem.
A
|
storia Greengrass bała się spotkania ze swoim chłopakiem i
najlepszą przyjaciółką. Wiedziała, że Ginny, George i Harry siedzą w kuchni i
czekają na informacje od Hermiony o stanie Rona. Całą trójką chcieli poczekać w
szpitalu, ale uzdrowiciele kategorycznie zakazali jakichkolwiek wizyt, cudem
udało im się wybłagać, by Hermiona razem z panią Weasley mogły zostać przy
chorym całą noc.
To nie tak, że ktoś ją obwiniał. W końcu to Amycus Carrow
zaatakował Rona, kończąc na upadku prosto w miękką zasłonę Łuku Śmierci. Ona
sama tak do końca nie wiedziała, co się wydarzyło. Pamiętała, jak krzyczała,
gdy Ron upadł głową za kotarę. Jednocześnie w polu widzenia pojawiły się trzy
nowe postacie, w tym dwie z charakterystyczną blond głową. Chwilę później jej
krzyk został zagłuszony potężnym hukiem, gdy Lucjusz Malfoy wysadził pobliskie
regały i szafy. Rozpoznała jakże znajome przekleństwa Ginny, kiedy zmierzała w
kierunku swojego brata. W końcu udało jej się zmusić umysł do działania, choć
złamana noga ciągle doskwierała, i to boleśnie. Różdżkę mocno ściskała w dłoni,
była w komfortowej sytuacji. Lucjusz jej nie widział, bo zajął się synem.
Zakłuło ją na widok Dracona. Jej serce mocno biło, gdy podjęło walkę z rozumem.
Jak mogłaby spojrzeć na kogoś, kto zabił jej ojca? Całkiem niedawno wyznali
sobie miłość, dobrze się ze sobą bawili. Jedna część rwała się do zemsty, ale
druga wiedziała, że jej Draco nie
byłby zdolny do takiego kroku.
Teraz siedziała oparta o ścianę na korytarzu, wpatrując się
w zamknięte drzwi od sypialni swojego chłopaka. Nie słyszała jego rozmowy z
Lucjuszem, ale nie trwała za długo. Draco szybko wykorzystał nieuwagę ojca i
błyskawicznie znalazł się tuż przy Łuku Śmierci, łapiąc Rona za brzuch. Obaj
padli na kamienną posadzkę, a Ginny dzielnie stanęła przed nimi, by odgrodzić
ich od Lucjusza. Odetchnęła głęboko, gdy Ron łapczywie złapał powietrze i
zaczął cicho jęczeć. Musiał przeżyć coś strasznego, ale żył. Astoria
wystrzeliła z różdżki w tej samej chwili co przywódca Mrocznych. Nie odważyła
się rzucić śmiertelnej klątwy, choć miała ku temu znakomitą okazję. Ginny
oberwała Sectumsemprą a stary Malfoy uskoczył w gęstwinę regałów,
prawdopodobnie uciekając. Mimo promieniującego bólu w nodze, podczołgała się do
Rudej i rzuciła sprawnie zaklęcia uzdrawiające. Zamierzała właśnie sprawdzić co
z Ronem, gdy do sali wpadł przerażony Harry. Odwróciła głowę, gdy z czułością i
namiętnością przywarł do swojej dziewczyny. Po raz pierwszy od śmierci ojca
skrzyżowała spojrzenie z Draconem. Stal jego oczu błyszczała ciepło, wiedziała,
że zdecydował się poprzeć Zakon Feniksa. Od konieczności zareagowania na jego
widok uratował ją Harry, który uleczył jej nogę i poprosił, by razem z Ginny
teleportowały Rona do szpitala. Sam pomógł Malfoyowi dostać się do Kwatery Głównej.
- Jak on się czuje?
Astoria drgnęła, gdy tuż obok niej usiadła Ginny. Bała się
usłyszeć złe wiadomości o Ronie, ale i tak spojrzała w jej czekoladowe oczy.
Nauczycielka Zaklęć była piekielnie zmęczona po akcji ratunkowej, widziała
także obawę i troskę odbijającą się w jej spojrzeniu. Mimo ostatnich przeżyć,
na ustach ciągle gościł słaby uśmiech.
- Byłam tam dwie godziny temu, jak spał.
- Czyli nie rozmawiałaś z nim?
- Nie.- Wyszeptała cicho.
- A zamierzasz w ogóle to zrobić?
- Ja….nie wiem. Pogubiłam się, wiesz? Dafne powiedziała, że
to on zaatakował mojego ojca. A teraz uratował twojego brata. Gdyby nie złapał
Rona…
- Upadłby za zasłonę. Tak.
- Nie…Nie może być zły, skoro uratował życie twojemu bratu.
Sama wiesz, jak to było z nimi w Hogwarcie.
- Tym bardziej nie podejrzewam, że byłby zdolny do
zamordowania twojego ojca, i to z zimną krwią w obecności Dafne. Jeszcze jako
fretkowaty sukinkot nie był w stanie zabić Dumbledore’a.
- Postawił się ojcu. Pomogłaś mu.- Astoria uważnie spojrzała
na Ginny.- Ty wierzysz, że on się zmienił, prawda?
- To tak, jakby przeszłość goniła przyszłość.
- Co masz na myśli?
- No…Wiesz, że mój ojciec i Lucjusz Malfoy nie pałają do
siebie miłością…
- Delikatnie mówiąc- mruknęła Astoria.
- Wygląda na to, że los daje naszym rodzinom drugą szansę.
Nasi ojcowie się nienawidzą, a Draco jest na najlepszej drodze, bym poszła z
nim na porządne chlanie do Dziurawego Kotła.
Cichy śmiech Astorii przełamał ucisk serca. Oj, tak. Według
Ginny najlepszym kompanem wstydliwych, rzewnych czy bolesnych rozmów była
Ognista Whiskey. Zawsze powtarzała, że po kielichu ludzie chętniej się
zwierzają.
- To taki rodzaj rehabilitacji, rozumiesz? Lucjusz zniszczył
mi dzieciństwo tym pieprzonym dziennikiem Toma, a Draco może stać się jednym z
głównych postaci mojej przyszłości.
- To było…naprawdę głębokie. Aż zaniemówiłam z wrażenia-
Astoria westchnęła przejmująco i zarechotała, gdy Ginny uderzyła ją pięścią w
ramię.- Ale masz rację. Ja też nie mogę uwierzyć, że to on zabił mojego ojca.
- Możesz, ale nie chcesz. No wiesz, w ten sposób pozbywasz
się szansy na niesamowity seks z największym ciachem Slytherinu.
- EJ!- Tym razem to Astoria szturchnęła Ginny, ale widząc
jej uniesione brwi, wywróciła oczami.- No dobra, mam dosyć rozwiniętą
wyobraźnię.
- Dobra, ale tak na poważnie, to musicie ze sobą porozmawiać
i wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Nie jestem Trelawney, ale śmierć twojego ojca
była planowana od dawna. Skoro Draco odmówił posłuszeństwa Lucjuszowi, ktoś
inny zaczął na niego polować. Może Bellatrix?
- Nie mam pojęcia, ale zrobię wszystko, by się dowiedzieć.
- Świetnie. A teraz wybacz, kochanie. To była ciężka noc.
Idę spać.- Ginny wstała i wyciągnęła do niej rękę. Kiwnęła zachęcająco na drzwi
od sypialni Dracona i ruszyła korytarzem, nucąc cicho.
- Ginny?- zawołała za nią Astoria.- Wiesz, że twój pokój
jest piętro niżej? To jest męska część.
Rudowłosa zatrzymała się na moment, ale nie wydała z siebie
żadnego dźwięku. Po chwili, jak gdyby nigdy nic ruszyła dalej i skręciła w
lewo.
- Dobra, Greengrass. Teraz albo nigdy.
Odetchnęła głęboko, rozejrzała się czujnie po korytarzu i
złapała za klamkę.
K
|
iedy otworzył oczy, poczuł się dziwnie. Jakby jego umysł
przedzielono magiczną zasłoną na dwie części. Raz widział świat normalnie,
dostrzegał wszystkie kolory i najmniejsze detale. Ale czasem zdarzało się, że
jego oczy zasnuwały się mgłą, oblewała go fala lodowatego zimna, kropelki potu
spływały po skórze, a nieznośne mrowienie mówiło mu, że ktoś go obserwuje.
Słyszał też głosy. Natrętne buczenie drażniło jego uszy,
jakby nastąpiło spięcie tych śmiesznych, mugolskich głośników, które kiedyś
pokazywał mu Harry. Tak, właśnie. Ron czuł się, jakby ktoś próbował przedostać
się do jego umysłu, ale nie zamierzał nim zawładnąć. Jakby…chciano przekazać mu
wiadomość. To nie było takie przyjemne, bo co chwila tracił i odzyskiwał
kontakt z rzeczywistością. Wiedział, że gdzieś obok była jego kochana Hermiona,
ale nie potrafił się z nią porozumieć. Jeszcze nie opanował tych dziwnych…transformacji.
Jak przez mgłę pamiętał, że matka trzymała go za rękę i szlochała nad nim, gdy
po raz kolejny zawładnęła nim ta lodowata mgła. Widział też cienie innych
postaci, co było zaskakujące, bo uzdrowiciele zabraniają na więcej niż trzech
gości jednocześnie.
- Ron…Nie możesz zostawić mnie w takiej chwili. Za parę
miesięcy bierzemy ślub…
O Merlinie. Jego serce tłukło jak oszalałe, dając się
boleśnie we znaki. Hermiona cały czas siedziała przy jego łóżku, nie pozwoliła
nawet, by Molly została z nim chwile, żeby ona mogła iść napić się czegoś
ciepłego. Tak bardzo pragnął odwzajemnić jej uścisk. Irytowało go to, że był na
wpół świadomy, a za każdym razem, gdy dokonywała się ta dziwna umysłowa
transformacja, szpitalna aparatura pikała i trzeszczała, wzbudzając panikę jego
matki, Hermiony i uzdrowicieli. Rozpaczliwie zbierał siły na jakąkolwiek
reakcję, nie mógł patrzeć na ból i smutek jego ukochanej kobiety. Zbyt wiele
razy zranił ją w ostatnich latach, by teraz pokonał go głupi szpital w wyścigu
po szczęście.
Dlatego powoli pracował nad odzyskaniem kontroli.
Tak naprawdę nie wiedział, co mu dolega. Nie rozumiał tego
całego zamieszania. Stracił też poczucie czasu. Zdziwił go też fakt, że
odwiedza go tak wiele osób. Kiedy udało mu się przez chwilę wytrwać w realnym
postrzeganiu świata, kilka razy usłyszał przyciszoną rozmowę Harry’ego i Ginny,
ale ciągle nie mógł dać im jakiegokolwiek znaku życia. Z każdym razem, gdy
zbierał się w sobie, mgła przysłaniała mu oczy, a przy łóżku pojawiały się
tajemnicze cienie.
- Myślisz, że on mnie słyszy?
- Tak, Hermiono. Uzdrowiciele mówią, że kontakt z łukiem
Śmierci mocno nadwerężył jego umysł. A na pewno cię słyszy i walczy, by do
ciebie wrócić.
- Nn-niee…Nie chcę go stracić, Syriuszu.
- Nie stracisz. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Ron chciał przytulić Hermionę, scałować każdą wylaną łzę.
Pragnął poczuć jej ciepłe ramiona, tak inne od tych lodowatych dreszczy, które
ciągle odczuwał.
Nie wiedział ile czasu minęło, ale w końcu nadszedł przełom.
Zamiast dreszczy, ciało trawiła gorączka, jakby mroczna właściwość zasłony
powoli ulotniała się na zewnątrz. Tajemnicze, zaciemnione postacie stawały się
wyraźniejsze. Z czasem powróciło także czucie w nogach i ramionach. Pamiętał
radosny szloch swojej narzeczonej, gdy palcem wskazującym przejechał po jej delikatnej,
gładkiej dłoni.
- Jego stan się polepsza, panno Granger. Teraz musimy
czekać, aż w pełni odzyska świadomość. Nie wiem jednak, jakie będą skutki
uboczne tego zdarzenia. Bo oboje wiemy, że takowe się pojawią. Łuk Śmierci to
paskudztwo, jedno z największych w naszym świecie. Każdy kontakt ma swoje
przykre konsekwencje.
Jego sny były różne. Czasem miał wrażenie, że śni na jawie.
Otwierał szeroko oczy i uśmiechał się lekko na widok Hermiony i Ginny, czy też
George’a i Harry’ego. Ciągle czuł to dziwne mrowienie, ale panował nad swoim
umysłem na tyle, by zrozumieć coś sensownego z ich rozmów. Poczuł niewiarygodną
czułość do swojej siostry, gdy widział jak pociesza jego dziewczynę i starannie
próbowała oderwać ją od bezustannego zamartwiania się. Gawędziły więc o
przygotowaniach do wesela, Ginny opowiedziała nawet o swoich beznadziejnych
próbach pierwszego tańca z Harrym.
Dopiero później dotarło do niego, co tak naprawdę oznacza ta
lodowata mgła. Może wiedział od samego początku, ale nie chciał dopuścić do
siebie tej myśli. Zauważył także pewne różnice w wyglądzie George’a i Harry’ego.
Nie wiedział co prawda ile czasu już leżał w szpitalu, ale podejrzewał, że nie
aż tyle, by jego brat i najlepszy kumpel zdążyli zrobić cokolwiek ze swoim
wyglądem. Harry był jakby wyższy, choć wiecznie rozwichrzona czupryna pozostała
ta sama. Oprawki okularów miał czarne, ale zamiast okręgów tak mu znanych z
Hogwartu, oczy jego kumpla osłaniały prostokątne szkła. Uśmiech także nie
pasował do Harry’ego. Zamiast charakterystycznego, nieśmiałego półuśmiechu,
chłopak siedzący przy jego łóżku obdarzył go pełnym blaskiem zębów, udekorowanym
nutką grymasu profesjonalnego psotnika. George także wydawał się inny. Jego
brązowe oczy błyszczały radosnym ogniem,
a jego mina wskazywała na to, że właśnie w tej chwili razem z Harrym
knuje kolejny dowcip. Obaj rozmawiali, śmiejąc się cicho, aż zdali sobie
sprawę, że Ron otworzył oczy i z uwagą się w nich wpatruje.
- No nareszcie, braciszku. Długo kazałeś czekać. Ale
wybaczam ci, zawsze byłeś ciężko myślący.
Ron nie miał pojęcia, o co chodzi. Właśnie obudził się w
przeklętego letargu, przeżył bitwę w lochach i walczył ze skutkami działania
Łuku Śmierci.
- Czekać na co? Co wy tu robicie? I gdzie jest Hermiona?
Harry westchnął cicho i przetarł swoje okulary o róg
ciemnoczerwonej koszuli.
- Po drugiej stronie.
- Po drugiej stronie? Co to znaczy?- nagle poczuł lodowaty
uścisk w piersi.- Czy ja…umarłem?
- Nie.- Jego brat natychmiast pokręcił głową.- Żyjesz i
powoli wracasz do pełni zdrowia. Ale…No, twoje nurkowanie za kotarę przyniosło
ze sobą pewne skutki uboczne.
- Skutki uboczne.- Powtórzył Ron, wiedząc, że to irytujące i
głupie.
- Widzisz, Ron…Łuk Śmierci to…no, Łuk Śmierci. Wiesz, o co
chodzi. Znikasz ze sceny i umierasz.
- Przed chwilą powiedziałeś, że wracam do zdrowia.
- Bo tak jest. Ale opuścisz szpital z pewną zdolnością.-
Czarnowłosy wcisnął na nos okulary i spojrzał na niego uważnie. Ron zauważył
coś charakterystycznego, co go zaniepokoiło, ale w głowie miał taki mętlik, że
nie mógł się skupić.
- Jaka znowu zdolność, Harry?
Jego brat otworzył usta, ale nic nie powiedział. Podrapał
się nerwowo po głowie i zerknął na swojego towarzysza, unosząc wysoko brwi. Po
chwili obaj spojrzeli na Rona z powagą na twarzy.
- Przecież ty już wiesz, braciszku. A to nie jest Harry.
Tak, wiedział. Nie był jednak pewien, czy chciał dopuścić to
do swojej rozchwianej świadomości. Powoli dotarło do niego, na co zwrócił
wcześniej uwagę. Tak, to z pewnością nie był jego kumpel, choć wyglądał prawie
identycznie. Różnicę stanowiły oczy. Były orzechowe, a nie intensywnie zielone.
A jego brat…Nerwowo polizał wargi, gdy zamiast brzydkiej dziury po
czarnomagicznej klątwie zobaczył zdrowe ucho. Prawda ugodziła go niczym tłuczek
na meczu Quidditcha.
Ron zyskał zdolność widzenia duchów, a w tej chwili czekała
go rozmowa z Fredem Weasleyem i Jamesem Potterem.
Nie mam siły, by tłumaczyć wam co planuję, bo i wy mnie nie
zachęcacie. Już naprawdę nie wiem, czy komukolwiek się to podoba. Trochę
przykro, że nikt nie docenia tego, że piszę przemyślane, opisowe rozdziały.
Mogłabym wstawiać krótkie, bezsensowne części co tydzień, naprawdę. W pisaniu
jednak chyba nie o to chodzi. Staram się zainteresować czytelników, więc
starannie opracowuję fabułę. Mroczni powoli zmierzają ku końcowi, statystyki
wizyt są zachwycające, ale nikt nie kwapi się, by zostawić paru słów zachęty
czy krytyki.
Ja nie gryzę, uwierzcie mi. Obiecałam, że skończę tą
opowieść, więc tak będzie. Prędzej czy później.
No i jestem pierwsza ;)
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam twoje opisy :) Czuję jakbym tam była. Obserwowała co się dzieje.Zadziwia mnie ta lekkość w twoim opisie bohaterów i ich życia, czuję teraz jakbym obaliła stan nieważkości :D Zawsze jestem ciekawa Twoich pomysłów, wiesz o tym.
Równowaga w Twoich opisać przyprawia mnie o zawrót głowy. W kilka minut przeczytałam wszystko i teraz , zaraz, tu mam ochotę na więcej. Jak zawsze gdy czytam twoje dzieła ;)
Fajnie, że Ron widzi duchy. Może w ten sposób 1 Zyska nową zdolność. 2 Może Fred porozmawia z rodzeństwem( Georgem najbardziej), a James z Harrym i Ginny ;) Kto wie ;)
Jestem ogromnie ciekawa co dalej ;) Nie mogę się doczekać.
Ps. Nie przejmuj się brakiem komentarzy, my artyści jesteśmy wrażliwi, ale musimy być też silny by przetrwać w tym okrutnym dla Nas świecie ;) Walczysz ze mną?? :D
Rozdział świetny! Zaskoczyłaś mnie ostatnim zdaniem. :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie komentowałam, ale teraz postaram się. :)
Pozdrawiam i weny! :*
Świetny rozdział ! Kocham to opowiadanie. Masz talent ;)) Czekam na c.d / Martina
OdpowiedzUsuń