piątek, 12 września 2014

Wspomnienie 22: Przeszłość goni przyszłość




S
tary, drewniany zegar wybił godzinę drugą w nocy, gdy Syriusz Black w blasku zielonych płomieni wyszedł z kominka. Mimo późnej pory, kuchnia na Grimmauld Place była przepełniona członkami Zakonu Feniksa. Po tym, jak bezpiecznie odstawił Lancelota i Pierce do domów rodzinnych, dostał ognistą wiadomość od Hermiony. Szybko aportował się do szpitala świętego Munga i odszukał ją, roztrzęsioną i zalaną łzami. Akcja ratunkowa nie przebiegła do końca tak jak zaplanowali. Lucjusz Malfoy przyłapał Ginny w lochach rezydencji Smitha i nie zamierzał puścić jej wolno. Cały wypad Zakonu zakończył się złamaną nogą Astorii Greengrass, paskudną blizną na brzuchu Ginny i opuchniętym okiem Deana. Jednak w tej chwili uwaga wszystkich przyjaciół z Grimmauld Place skierowana była na Ronie.
Stan najmłodszego z braci Weasley był krytyczny. Po feralnej walce z Amycusem Carrowem w podziemiach Fonetry Alley zapadł w dziwny letarg, jakby kontakt z idealnie odwzorowanym Łukiem Śmierci wprowadził go w stan zawieszenia. Oczy miał szeroko otwarte, ale nie słyszał, co się wokół niego dzieje. Syriusz musiał poświęcić dwie godziny, by wreszcie zapanować nad emocjami Hermiony. Odkąd panna Granger wymazała pamięć swoim rodzicom, Syriusz stał się dla niej drugim ojcem. On także wykształcił w sobie pewną rodzicielską więź względem Hermiony i Harry’ego. W przeciągu ostatnich lat ich trójka tak bardzo się zżyła, że całusy, przytulanie i wypłakiwanie się stało na porządku dziennym. Syriusz musiał przyznać, że opiekuńcze odruchy w stosunku do Hermiony i swojego chrześniaka dobrze na niego wpłynęły. Stał się bardziej odpowiedzialny, dawał mądre rady i gotów był poświęcić wszystko, byle tylko zobaczyć radość u tej dwójki.
Widok jaki zastał po powrocie ze szpitala nie napawał entuzjazmem. George bujał się na krześle i popijał smętnie Ognistą, stukając miarowo drżącymi palcami w szklaną butelkę. Dean Thomas wyłożył się przy kominku, co było bez sensu, bo przykładał zimny lód na opuchnięte oko. Susan i Ginny siedziały naprzeciwko siebie i wydrapywały nowe wzory na wielkim, drewnianym stole. Harry i Neville bawili się nakrętką, którą porzucił George, gdy dorwał się do Whiskey. Nikt nie zauważył jego przybycia. Gdyby na stole tańczył Hagrid w stroju baletnicy pewnie też nikogo by to nie ruszyło.
- Hermiona nie wróci na noc. Zostanie z Ronem w szpitalu.
Jak oczekiwał, oczy George’a i Ginny błyskawicznie skierowały się na niego. Może niezbyt dobrze dogadywał się z Molly Weasley, ale szanował i podziwiał ją za to, jak wychowała swoje dzieci. Zdążył poznać każdą rudowłosą postać, więc wiedział, że każdy był inny. Dorastali razem, ale zbudowali różne relacje. Ginny na przykład za cel swoich żartów obrała Percy’ego, a wspólne zainteresowania łączyła z Billem. Dla Charliego rezerwowała swoją odsłonę „księżniczki”, bo uwielbiał ją rozpieszczać. Na Ronie nie zostawiała suchej nitki, korzystała z każdej okazji, by mu dogryźć. Syriusz widział jednak takie chwile, gdy zwracali się do siebie z poważnymi sprawami, najczęściej sercowymi. W dużej mierze to Ginny skłoniła Rona, by wyznał wreszcie miłość Hermionie. Bliźniacy byli dla niej najlepszymi przyjaciółmi i wspólnikami w rozwalaniu Hogwartu. Śmiał twierdzić, że późniejsza śmierć Freda jeszcze bardziej umocniła ich relację. Jednak w chwilach kryzysu, jak krytyczny stan Rona, porzucali wybrane statusy i wspólnie przeżywali ciężkie chwile rodzinne. Nawet Harry o tym wiedział, mimo jego silnej relacji z Ginny. Musieli po prostu odstąpić pierwszeństwa Weasleyom, chociaż całym sercem chciało się być przy ukochanej osobie.
- Ginny…- Wyszeptał George, z cichym stukotem upadając na podłogę. Przestał się huśtać i skupił zaczerwienione oczy na swojej jedynej siostrze.- Jak…? Astoria mówiła, że upadł razem z Carrowem.- Przerwał na chwilę. Wszyscy wiedzieli co miał na myśli. Amycus nie żył, a Ron cudem wydarł się z rąk śmierci.
- Draco go uratował.- Jej słowa dobitnie rozniosły się po kuchni, każde słowo oddzielnie przedarło się do mózgu.- Draco Malfoy, syn największego sukinsyna naszego świata- zaśmiała się sztucznie. Nikt nie zwrócił uwagi na przekleństwo, wiedzieli, że takie reagowanie to ściśle określona natura Ginevry Weasley.
- Współpracowałaś z nim. Ty i Astoria. I nic nie powiedziałaś.- Gdyby nie znał Harry’ego, pomyślałby, że jego głos zabarwiony był oskarżeniem. Ale Syriusz go znał. I znał też Rudą. Kochali się z całych sił, każdy to mówił. Nie kłócili się, byli zarówno najlepszymi przyjaciółmi, jak i namiętnymi kochankami. Zakochali się w sobie pięć lata temu, a to uczucie ciągle rosło. Każdy z nich dążył do swoich celów, ale także pomagali sobie nawzajem w ich spełnieniu. Wiedzieli o sobie wszystko. Tak, właśnie. O sobie. Jednak nie rozpowiadali o tajemnicach, które powierzył im ktoś inny. Oboje mieli własnych znajomych, choć większość z nich była wspólna. Harry nigdy nie był zazdrosny o Colina Creevey’a czy Deana Thomasa i Neville’a. Tak samo Ginny nie robiła mu wyrzutów o znajomość z Hermioną, Luną czy Parvati i Susan Bones. Dlatego Syriusz odczytał stwierdzenie Harry’ego jako zdziwienie faktem, że jego dziewczyna przyjaźniła się z Malfoyem.
- Nie, nie powiedziałam. I tak, pomagałam mu i zdążyłam go nawet polubić.- To także było cenną cechą Ginny. Bezpośredniość, zero owijania w bawełnę.- Rzuciłbyś się na niego. Za to, że zbliżył się do mnie po tym, co mi zrobił jego ojciec.
Harry pokiwał głową na znak, że faktycznie by to zrobił. Syriusz podziwiał ich opanowanie. Obserwował ten związek od początku jego trwania. Ani Potter, ani młoda nauczycielka Zaklęć nigdy nie podniosła głosu na swojego partnera. Owszem, miewali ciche dni, ale prędzej czy później skradali sobie przeprosinowe pocałunki.
- Nie mogę uwierzyć, że ta fretka uratowała mojego brata.- Burknął George, dopijając resztki Ognistej. Głos mu się załamał, ale mógł zganić to na działanie trunku.
- Możesz nie wierzyć, ale ja zaufałam w jego przemianę. Naprawdę, to zupełnie inny Draco niż ten ze szkoły. Widuję się z nim od paru miesięcy, a on ani razu nie nazwał mnie zdrajcą krwi. Ba, nawet przyznał się do tchórzostwa. No wiesz, wtedy w Hogsmeade.
Syriusz poczuł się głupio, jakby podsłuchiwał prywatną rozmowę siostry i brata. Temat wypadku Ginny ciągle był bolesny, w końcu zniknęła na trzy lata. Jednak sam przed sobą przyznał, że młody Malfoy stał się innym człowiekiem. Teraz w dodatku dowiedzieli się, że tworzył szczęśliwą parę z Astorią, a do niej członkowie Zakonu mieli bezgraniczne zaufanie.
- Co z nim w ogóle? Ta rana cięta nie wyglądała za pięknie.- Neville zerknął pytająco na Harry’ego, bo to on przetransportował Dracona do Kwatery Głównej.
- Tak dokładnie to nie wiem, ale wyliże się z tego. Zasklepiłem jego ranę i zostawiłem go z Astorią. Ginny oberwała Sectumsemprą, gdy broniła Rona przed Lucjuszem.
- Nic mi nie jest- mruknęła rudowłosa, bezwiednie wędrując dłonią po zranionym brzuchu.- Ale blizna zostanie. Hej, to tak, jakbyśmy zrobili sobie wspólne tatuaże- mrugnęła do swojego chłopaka i zaśmiała się.
- Może w końcu przestaniesz ślinić się na widok płaskiego brzuszka mojej siostry, Potter- odezwał się George, a wszyscy zgromadzeni zachichotali wesoło, rozładowując napiętą atmosferę.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę się wyspać. Jutro zamierzam odwiedzić Rona, a Hermiona w każdej chwili może wysłać nam wiadomość. Nie chcę władować do grobu najlepszego kumpla. W moim wypadku otępienie senne źle się kończy.- Harry wstał i ruszył schodami do swojego pokoju, przeciągając się. Chwycił się poręczy i zerknął przez ramię na swoją dziewczynę.- Idziesz?
- Taaa…Ale najpierw zajrzę do Astorii. Dowiem się co z Draco. Kto wie, czy Astoria nie zadźgała go kuchennym tasakiem za tą akcję z jej ojcem.


A
storia Greengrass bała się spotkania ze swoim chłopakiem i najlepszą przyjaciółką. Wiedziała, że Ginny, George i Harry siedzą w kuchni i czekają na informacje od Hermiony o stanie Rona. Całą trójką chcieli poczekać w szpitalu, ale uzdrowiciele kategorycznie zakazali jakichkolwiek wizyt, cudem udało im się wybłagać, by Hermiona razem z panią Weasley mogły zostać przy chorym całą noc.
To nie tak, że ktoś ją obwiniał. W końcu to Amycus Carrow zaatakował Rona, kończąc na upadku prosto w miękką zasłonę Łuku Śmierci. Ona sama tak do końca nie wiedziała, co się wydarzyło. Pamiętała, jak krzyczała, gdy Ron upadł głową za kotarę. Jednocześnie w polu widzenia pojawiły się trzy nowe postacie, w tym dwie z charakterystyczną blond głową. Chwilę później jej krzyk został zagłuszony potężnym hukiem, gdy Lucjusz Malfoy wysadził pobliskie regały i szafy. Rozpoznała jakże znajome przekleństwa Ginny, kiedy zmierzała w kierunku swojego brata. W końcu udało jej się zmusić umysł do działania, choć złamana noga ciągle doskwierała, i to boleśnie. Różdżkę mocno ściskała w dłoni, była w komfortowej sytuacji. Lucjusz jej nie widział, bo zajął się synem. Zakłuło ją na widok Dracona. Jej serce mocno biło, gdy podjęło walkę z rozumem. Jak mogłaby spojrzeć na kogoś, kto zabił jej ojca? Całkiem niedawno wyznali sobie miłość, dobrze się ze sobą bawili. Jedna część rwała się do zemsty, ale druga wiedziała, że jej Draco nie byłby zdolny do takiego kroku.
Teraz siedziała oparta o ścianę na korytarzu, wpatrując się w zamknięte drzwi od sypialni swojego chłopaka. Nie słyszała jego rozmowy z Lucjuszem, ale nie trwała za długo. Draco szybko wykorzystał nieuwagę ojca i błyskawicznie znalazł się tuż przy Łuku Śmierci, łapiąc Rona za brzuch. Obaj padli na kamienną posadzkę, a Ginny dzielnie stanęła przed nimi, by odgrodzić ich od Lucjusza. Odetchnęła głęboko, gdy Ron łapczywie złapał powietrze i zaczął cicho jęczeć. Musiał przeżyć coś strasznego, ale żył. Astoria wystrzeliła z różdżki w tej samej chwili co przywódca Mrocznych. Nie odważyła się rzucić śmiertelnej klątwy, choć miała ku temu znakomitą okazję. Ginny oberwała Sectumsemprą a stary Malfoy uskoczył w gęstwinę regałów, prawdopodobnie uciekając. Mimo promieniującego bólu w nodze, podczołgała się do Rudej i rzuciła sprawnie zaklęcia uzdrawiające. Zamierzała właśnie sprawdzić co z Ronem, gdy do sali wpadł przerażony Harry. Odwróciła głowę, gdy z czułością i namiętnością przywarł do swojej dziewczyny. Po raz pierwszy od śmierci ojca skrzyżowała spojrzenie z Draconem. Stal jego oczu błyszczała ciepło, wiedziała, że zdecydował się poprzeć Zakon Feniksa. Od konieczności zareagowania na jego widok uratował ją Harry, który uleczył jej nogę i poprosił, by razem z Ginny teleportowały Rona do szpitala. Sam pomógł Malfoyowi  dostać się do Kwatery Głównej.
- Jak on się czuje?
Astoria drgnęła, gdy tuż obok niej usiadła Ginny. Bała się usłyszeć złe wiadomości o Ronie, ale i tak spojrzała w jej czekoladowe oczy. Nauczycielka Zaklęć była piekielnie zmęczona po akcji ratunkowej, widziała także obawę i troskę odbijającą się w jej spojrzeniu. Mimo ostatnich przeżyć, na ustach ciągle gościł słaby uśmiech.
- Byłam tam dwie godziny temu, jak spał.
- Czyli nie rozmawiałaś z nim?
- Nie.- Wyszeptała cicho.
- A zamierzasz w ogóle to zrobić?
- Ja….nie wiem. Pogubiłam się, wiesz? Dafne powiedziała, że to on zaatakował mojego ojca. A teraz uratował twojego brata. Gdyby nie złapał Rona…
- Upadłby za zasłonę. Tak.
- Nie…Nie może być zły, skoro uratował życie twojemu bratu. Sama wiesz, jak to było z nimi w Hogwarcie.
- Tym bardziej nie podejrzewam, że byłby zdolny do zamordowania twojego ojca, i to z zimną krwią w obecności Dafne. Jeszcze jako fretkowaty sukinkot nie był w stanie zabić Dumbledore’a.
- Postawił się ojcu. Pomogłaś mu.- Astoria uważnie spojrzała na Ginny.- Ty wierzysz, że on się zmienił, prawda?
- To tak, jakby przeszłość goniła przyszłość.
- Co masz na myśli?
- No…Wiesz, że mój ojciec i Lucjusz Malfoy nie pałają do siebie miłością…
- Delikatnie mówiąc- mruknęła Astoria.
- Wygląda na to, że los daje naszym rodzinom drugą szansę. Nasi ojcowie się nienawidzą, a Draco jest na najlepszej drodze, bym poszła z nim na porządne chlanie do Dziurawego Kotła.
Cichy śmiech Astorii przełamał ucisk serca. Oj, tak. Według Ginny najlepszym kompanem wstydliwych, rzewnych czy bolesnych rozmów była Ognista Whiskey. Zawsze powtarzała, że po kielichu ludzie chętniej się zwierzają.
- To taki rodzaj rehabilitacji, rozumiesz? Lucjusz zniszczył mi dzieciństwo tym pieprzonym dziennikiem Toma, a Draco może stać się jednym z głównych postaci mojej przyszłości.
- To było…naprawdę głębokie. Aż zaniemówiłam z wrażenia- Astoria westchnęła przejmująco i zarechotała, gdy Ginny uderzyła ją pięścią w ramię.- Ale masz rację. Ja też nie mogę uwierzyć, że to on zabił mojego ojca.
- Możesz, ale nie chcesz. No wiesz, w ten sposób pozbywasz się szansy na niesamowity seks z największym ciachem Slytherinu.
- EJ!- Tym razem to Astoria szturchnęła Ginny, ale widząc jej uniesione brwi, wywróciła oczami.- No dobra, mam dosyć rozwiniętą wyobraźnię.
- Dobra, ale tak na poważnie, to musicie ze sobą porozmawiać i wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Nie jestem Trelawney, ale śmierć twojego ojca była planowana od dawna. Skoro Draco odmówił posłuszeństwa Lucjuszowi, ktoś inny zaczął na niego polować. Może Bellatrix?
- Nie mam pojęcia, ale zrobię wszystko, by się dowiedzieć.
- Świetnie. A teraz wybacz, kochanie. To była ciężka noc. Idę spać.- Ginny wstała i wyciągnęła do niej rękę. Kiwnęła zachęcająco na drzwi od sypialni Dracona i ruszyła korytarzem, nucąc cicho.
- Ginny?- zawołała za nią Astoria.- Wiesz, że twój pokój jest piętro niżej? To jest męska część.
Rudowłosa zatrzymała się na moment, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Po chwili, jak gdyby nigdy nic ruszyła dalej i skręciła w lewo.
- Dobra, Greengrass. Teraz albo nigdy.
Odetchnęła głęboko, rozejrzała się czujnie po korytarzu i złapała za klamkę.

K
iedy otworzył oczy, poczuł się dziwnie. Jakby jego umysł przedzielono magiczną zasłoną na dwie części. Raz widział świat normalnie, dostrzegał wszystkie kolory i najmniejsze detale. Ale czasem zdarzało się, że jego oczy zasnuwały się mgłą, oblewała go fala lodowatego zimna, kropelki potu spływały po skórze, a nieznośne mrowienie mówiło mu, że ktoś go obserwuje.
Słyszał też głosy. Natrętne buczenie drażniło jego uszy, jakby nastąpiło spięcie tych śmiesznych, mugolskich głośników, które kiedyś pokazywał mu Harry. Tak, właśnie. Ron czuł się, jakby ktoś próbował przedostać się do jego umysłu, ale nie zamierzał nim zawładnąć. Jakby…chciano przekazać mu wiadomość. To nie było takie przyjemne, bo co chwila tracił i odzyskiwał kontakt z rzeczywistością. Wiedział, że gdzieś obok była jego kochana Hermiona, ale nie potrafił się z nią porozumieć. Jeszcze nie opanował tych dziwnych…transformacji. Jak przez mgłę pamiętał, że matka trzymała go za rękę i szlochała nad nim, gdy po raz kolejny zawładnęła nim ta lodowata mgła. Widział też cienie innych postaci, co było zaskakujące, bo uzdrowiciele zabraniają na więcej niż trzech gości jednocześnie.
- Ron…Nie możesz zostawić mnie w takiej chwili. Za parę miesięcy bierzemy ślub…
O Merlinie. Jego serce tłukło jak oszalałe, dając się boleśnie we znaki. Hermiona cały czas siedziała przy jego łóżku, nie pozwoliła nawet, by Molly została z nim chwile, żeby ona mogła iść napić się czegoś ciepłego. Tak bardzo pragnął odwzajemnić jej uścisk. Irytowało go to, że był na wpół świadomy, a za każdym razem, gdy dokonywała się ta dziwna umysłowa transformacja, szpitalna aparatura pikała i trzeszczała, wzbudzając panikę jego matki, Hermiony i uzdrowicieli. Rozpaczliwie zbierał siły na jakąkolwiek reakcję, nie mógł patrzeć na ból i smutek jego ukochanej kobiety. Zbyt wiele razy zranił ją w ostatnich latach, by teraz pokonał go głupi szpital w wyścigu po szczęście.
Dlatego powoli pracował nad odzyskaniem kontroli.
Tak naprawdę nie wiedział, co mu dolega. Nie rozumiał tego całego zamieszania. Stracił też poczucie czasu. Zdziwił go też fakt, że odwiedza go tak wiele osób. Kiedy udało mu się przez chwilę wytrwać w realnym postrzeganiu świata, kilka razy usłyszał przyciszoną rozmowę Harry’ego i Ginny, ale ciągle nie mógł dać im jakiegokolwiek znaku życia. Z każdym razem, gdy zbierał się w sobie, mgła przysłaniała mu oczy, a przy łóżku pojawiały się tajemnicze cienie.
- Myślisz, że on mnie słyszy?
- Tak, Hermiono. Uzdrowiciele mówią, że kontakt z łukiem Śmierci mocno nadwerężył jego umysł. A na pewno cię słyszy i walczy, by do ciebie wrócić.
- Nn-niee…Nie chcę go stracić, Syriuszu.
- Nie stracisz. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Ron chciał przytulić Hermionę, scałować każdą wylaną łzę. Pragnął poczuć jej ciepłe ramiona, tak inne od tych lodowatych dreszczy, które ciągle odczuwał.
Nie wiedział ile czasu minęło, ale w końcu nadszedł przełom. Zamiast dreszczy, ciało trawiła gorączka, jakby mroczna właściwość zasłony powoli ulotniała się na zewnątrz. Tajemnicze, zaciemnione postacie stawały się wyraźniejsze. Z czasem powróciło także czucie w nogach i ramionach. Pamiętał radosny szloch swojej narzeczonej, gdy palcem wskazującym przejechał po jej delikatnej, gładkiej dłoni.
- Jego stan się polepsza, panno Granger. Teraz musimy czekać, aż w pełni odzyska świadomość. Nie wiem jednak, jakie będą skutki uboczne tego zdarzenia. Bo oboje wiemy, że takowe się pojawią. Łuk Śmierci to paskudztwo, jedno z największych w naszym świecie. Każdy kontakt ma swoje przykre konsekwencje.
Jego sny były różne. Czasem miał wrażenie, że śni na jawie. Otwierał szeroko oczy i uśmiechał się lekko na widok Hermiony i Ginny, czy też George’a i Harry’ego. Ciągle czuł to dziwne mrowienie, ale panował nad swoim umysłem na tyle, by zrozumieć coś sensownego z ich rozmów. Poczuł niewiarygodną czułość do swojej siostry, gdy widział jak pociesza jego dziewczynę i starannie próbowała oderwać ją od bezustannego zamartwiania się. Gawędziły więc o przygotowaniach do wesela, Ginny opowiedziała nawet o swoich beznadziejnych próbach pierwszego tańca z Harrym.
Dopiero później dotarło do niego, co tak naprawdę oznacza ta lodowata mgła. Może wiedział od samego początku, ale nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Zauważył także pewne różnice w wyglądzie George’a i Harry’ego. Nie wiedział co prawda ile czasu już leżał w szpitalu, ale podejrzewał, że nie aż tyle, by jego brat i najlepszy kumpel zdążyli zrobić cokolwiek ze swoim wyglądem. Harry był jakby wyższy, choć wiecznie rozwichrzona czupryna pozostała ta sama. Oprawki okularów miał czarne, ale zamiast okręgów tak mu znanych z Hogwartu, oczy jego kumpla osłaniały prostokątne szkła. Uśmiech także nie pasował do Harry’ego. Zamiast charakterystycznego, nieśmiałego półuśmiechu, chłopak siedzący przy jego łóżku obdarzył go pełnym blaskiem zębów, udekorowanym nutką grymasu profesjonalnego psotnika. George także wydawał się inny. Jego brązowe oczy błyszczały radosnym ogniem,  a jego mina wskazywała na to, że właśnie w tej chwili razem z Harrym knuje kolejny dowcip. Obaj rozmawiali, śmiejąc się cicho, aż zdali sobie sprawę, że Ron otworzył oczy i z uwagą się w nich wpatruje.
- No nareszcie, braciszku. Długo kazałeś czekać. Ale wybaczam ci, zawsze byłeś ciężko myślący.
Ron nie miał pojęcia, o co chodzi. Właśnie obudził się w przeklętego letargu, przeżył bitwę w lochach i walczył ze skutkami działania Łuku Śmierci.
- Czekać na co? Co wy tu robicie? I gdzie jest Hermiona?
Harry westchnął cicho i przetarł swoje okulary o róg ciemnoczerwonej koszuli.
- Po drugiej stronie.
- Po drugiej stronie? Co to znaczy?- nagle poczuł lodowaty uścisk w piersi.- Czy ja…umarłem?
- Nie.- Jego brat natychmiast pokręcił głową.- Żyjesz i powoli wracasz do pełni zdrowia. Ale…No, twoje nurkowanie za kotarę przyniosło ze sobą pewne skutki uboczne.
- Skutki uboczne.- Powtórzył Ron, wiedząc, że to irytujące i głupie.
- Widzisz, Ron…Łuk Śmierci to…no, Łuk Śmierci. Wiesz, o co chodzi. Znikasz ze sceny i umierasz.
- Przed chwilą powiedziałeś, że wracam do zdrowia.
- Bo tak jest. Ale opuścisz szpital z pewną zdolnością.- Czarnowłosy wcisnął na nos okulary i spojrzał na niego uważnie. Ron zauważył coś charakterystycznego, co go zaniepokoiło, ale w głowie miał taki mętlik, że nie mógł się skupić.
- Jaka znowu zdolność, Harry?
Jego brat otworzył usta, ale nic nie powiedział. Podrapał się nerwowo po głowie i zerknął na swojego towarzysza, unosząc wysoko brwi. Po chwili obaj spojrzeli na Rona z powagą na twarzy.
- Przecież ty już wiesz, braciszku. A to nie jest Harry.
Tak, wiedział. Nie był jednak pewien, czy chciał dopuścić to do swojej rozchwianej świadomości. Powoli dotarło do niego, na co zwrócił wcześniej uwagę. Tak, to z pewnością nie był jego kumpel, choć wyglądał prawie identycznie. Różnicę stanowiły oczy. Były orzechowe, a nie intensywnie zielone. A jego brat…Nerwowo polizał wargi, gdy zamiast brzydkiej dziury po czarnomagicznej klątwie zobaczył zdrowe ucho. Prawda ugodziła go niczym tłuczek na meczu Quidditcha.
Ron zyskał zdolność widzenia duchów, a w tej chwili czekała go rozmowa z Fredem Weasleyem i Jamesem Potterem.


Nie mam siły, by tłumaczyć wam co planuję, bo i wy mnie nie zachęcacie. Już naprawdę nie wiem, czy komukolwiek się to podoba. Trochę przykro, że nikt nie docenia tego, że piszę przemyślane, opisowe rozdziały. Mogłabym wstawiać krótkie, bezsensowne części co tydzień, naprawdę. W pisaniu jednak chyba nie o to chodzi. Staram się zainteresować czytelników, więc starannie opracowuję fabułę. Mroczni powoli zmierzają ku końcowi, statystyki wizyt są zachwycające, ale nikt nie kwapi się, by zostawić paru słów zachęty czy krytyki.
Ja nie gryzę, uwierzcie mi. Obiecałam, że skończę tą opowieść, więc tak będzie. Prędzej czy później.

3 komentarze:

  1. No i jestem pierwsza ;)

    Jak ja uwielbiam twoje opisy :) Czuję jakbym tam była. Obserwowała co się dzieje.Zadziwia mnie ta lekkość w twoim opisie bohaterów i ich życia, czuję teraz jakbym obaliła stan nieważkości :D Zawsze jestem ciekawa Twoich pomysłów, wiesz o tym.
    Równowaga w Twoich opisać przyprawia mnie o zawrót głowy. W kilka minut przeczytałam wszystko i teraz , zaraz, tu mam ochotę na więcej. Jak zawsze gdy czytam twoje dzieła ;)

    Fajnie, że Ron widzi duchy. Może w ten sposób 1 Zyska nową zdolność. 2 Może Fred porozmawia z rodzeństwem( Georgem najbardziej), a James z Harrym i Ginny ;) Kto wie ;)

    Jestem ogromnie ciekawa co dalej ;) Nie mogę się doczekać.

    Ps. Nie przejmuj się brakiem komentarzy, my artyści jesteśmy wrażliwi, ale musimy być też silny by przetrwać w tym okrutnym dla Nas świecie ;) Walczysz ze mną?? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Zaskoczyłaś mnie ostatnim zdaniem. :)
    Przepraszam, że nie komentowałam, ale teraz postaram się. :)
    Pozdrawiam i weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! Kocham to opowiadanie. Masz talent ;)) Czekam na c.d / Martina

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE