G
|
eorge musiał przyznać, że budzik nie był jego najlepszym
przyjacielem. Prawie od tygodnia nie mógł się dobrze wyspać. Od czasu kiedy
dostał tajemniczy list od Bossa, zastanawiał się kim jest ten gość. Dostawał
silnego bólu głowy od sporządzania listy potencjalnych nazwisk, jednak i tak
zawsze kończył w ślepym zaułku. Raz ze złości nawet złamał nowiutkie pióro, gdy
znowu utknął. Ucieszył się jednak, gdy jednego wieczoru przyszła do niego
Angelina z mocnym postanowieniem pomocy. Suszyła mu głowę o kolejne spotkanie,
a on sam załamywał ręce nad pogniecionymi pergaminami, bo po raz kolejny musiał
zrezygnować z randki. Angelina wiedziała, że cały Zakon szykuje się do wielkiej
akcji odbicia porwanych uczniów, prawie każdy członek tajnej organizacji zmagał
się z własnymi zadaniami. To było jak piekielny wyścig z czasem. Do imprezy
sylwestrowej z Hermioną w roli głównej pozostały dwa dni. George miał nadzieję,
że panna Granger pomoże mu rozwikłać tą dziwną zagadkę Bossa, ale niestety
Kingsley kategorycznie zabronił jakiegokolwiek obciążania jej dodatkowymi
obowiązkami. Sama Hermiona od uroczystej świątecznej kolacji zamknęła się w jednym
z gabinetów na Grimmauld Place, a jedynymi osobami które wpuszczała były Susan
Bones, Astoria Greengrass i okazjonalnie Ron. Nie mogła przecież całkowicie
odseparować się od własnego narzeczonego, tym bardziej, że ciągle musieli
pozałatwiać sprawy związane ze ślubem.
Dzięki Merlinowi, Angelina nie pozwoliła, by znów ich
kontakty zanikły. George coraz bardziej się do niej przywiązywał, spędzili
nawet razem kilka upojnych wieczorów. Tak się złożyło, że ostatniej nocy wypili
zdecydowanie za dużo skrzaciego wina, które nawiasem mówiąc młody Weasley
zwinął ze spiżarni Syriusza. Skradając się razem z Angeliną do piwnicy, a potem
przez kuchnię do sypialni rudowłosego handlarza przypomniały mu się
fantastyczne lata w Hogwarcie. Te nocne wycieczki po zamku, żarty z Fredem,
latanie z Ginny i potajemne randkowanie z panną Johnson. Miał niezły ubaw, bo
nikt z jego przyjaciół nawet nie domyślił się co jest grane, dopóki nie
przyłapała ich Hermiona wracająca z biblioteki. On i Fred w towarzystwie Katie
Bell i Angeliny wracali wtedy z treningu, kiedy Angelina doznała nagłego
przypływu czułości i pod pretekstem pożyczenia sowy od George’a opuścili swoich
towarzyszy i zamknęli się w pustej klasie transmutacji. Było świetnie, dopóki
nie usłyszeli pisku, a potem radosnego chichotu piętnastoletniej Hermiony
Granger. Długo musiał ją przekonywać, by się nie wygadała, choć podejrzewał, że
i tak powiedziała o tym Ginny. Jego siostra dziwnie się uśmiechała do Angeliny,
ale tłumaczyła się bardzo dobrze, czego swoją drogą sam ją nauczył. Teraz nie
kryli się już ze swoim związkiem. Sam do końca nie wiedział jaki mają obecnie
status, ale na pewno znacznie wykroczyli poza granicę przyjaźni. Widział, że
jego matka również im się przygląda, jakby spodziewała się drugiego wesela. W
takich momentach wywracał oczami, rozbawiony. Jego mała siostrzyczka i Harry
się do tego nie kwapili, a nie raz słyszał, jak zabawiają się w sypialni
Pottera. Z racji tego, że jest ulubionym bratem Ginny grzecznie przeszkodził im
i dyskretnie poinformował, żeby użyli zaklęcia wyciszającego, jeśli nie chcą
narazić się na gadaninę Molly o uroczych czarnowłosych dzieciach z pięknymi
oczami jej jedynej córeczki. Musiał
przyznać, że Harry to porządny gość, bo zrewanżował się, gdy Syriusz prawie
przyłapał jego i Angelinę na jednej z nocnych wycieczek do piwnicy.
Teraz George sapnął, gdy obudził go deszcz bębniący o szyby.
Złapał poduszkę i przydusił ją sobie do twarzy, jakby chciał zagłuszyć natrętne
odgłosy. Czuł na swoim nagim torsie ciepłą rękę Angeliny i uśmiechnął się
lekko.
- Nie ma tak dobrze, ślicznotko. Skoro ja już nie śpię, i ty
otworzysz te swoje piękne oczka.
Najdelikatniej jak mógł wyswobodził rękę spod ciężaru głowy
ciemnoskórej czarodziejki i sięgnął po pióro leżące na szafce nocnej. Wyćwiczonym
ruchem pogładził nim gładką skórę dziewczyny, aż pojawiła się gęsia skórka. Nie
zważając na to jechał wyżej, aż do szyi. Potem uśmiechnął się w iście huncwocki
sposób i gwałtownie połaskotał mały nosek, spoczywający na jego ramieniu. Jak
się spodziewał, Angelina usiłowała odtrącić natręta, ale po chwili otworzyła
oczy i usiłowała skupić wzrok na rudowłosej głowie, która teraz zaśmiewała się,
aż poczuła wibracje w klatce piersiowej.
- Jesteś niewyżyty, George.- Mruknęła sennie.- Wiesz, która
jest godzina?
- Dziesięć po szóstej.
Weasley zarechotał jeszcze głośniej, gdy Angelina złapała
poduszkę i rzuciła nią w niego, wydając przy tym urocze warknięcie.
- Deszcz mnie obudził.
- Wiesz co? Przypominasz mi Maddie Parks, za czasów kiedy
była asystentką mojego ojca. No wiesz, nie dawała mi żyć po tej aferze z jej
bratem.
Nagle Angelina wciągnęła z sykiem powietrze i zacisnęła dłoń
na ramieniu George’a. Usiadła gwałtownie i z rozszerzonymi oczami patrzyła na
swojego partnera.
- Co jest?- Zapytał Weasley, nagle rozbudzony. Takie
zachowanie nie było normalne dla panny Johnson, widocznie przypomniała sobie
coś ważnego.
- Może źle zabraliśmy się za rozwiązywanie tej zagadki
Bossa. Może…spróbować od drugiej strony?
- Masz na myśli szychy Mrocznych? To by było bez sensu. No bo
po co pogrążaliby starego Malfoy’a podając takie soczyste wiadomości do gazety
Luny?
Dotychczas skupiali się na ważnych osobistościach z grubymi
portfelami, którzy mają jakiekolwiek zatargi z działaczami spod szyldu Lorda
Voldemorta, a w tej chwili Lucjusza Malfoy’a.
- W imię zemsty?- Angelina zwinnym ruchem złapała swoją
koszulkę leżącą na krześle obok łóżka i siadając w nogach George’a chwyciła
wielokrotnie analizowaną przez nich wiadomość od Bossa.- Popatrz.- Przywołała
rudzielca, który objął ją w talii i zerkał przez ramię na listę nazwisk, które
zostały podkreślone czerwoną linią.
-Nie wiem, kogo masz na myśli, ale jeśli to rozwiążesz,
zabiorę cię na najlepszą randkę na świecie.
- Gdziekolwiek zechcę?- zaśmiała się, a on pocałował ją w
odsłonięte ramię.
- Gdziekolwiek zechcesz.
- No dobra. Jak dobrze znasz Madelaine Parks?
- No cóż…nie wiem o niej za wiele. Pracuje w Hogwarcie jako
asystentka Pomfrey, moja siostrzyczka czasami na nią pomstuje pod nosem. To od
niej zdobyliśmy Eliksir Pamięci, tak?
- Dokładnie. A skoro ma dostęp do Eliksiru, ma powiązanie z
Magnusem Fritzem.- Angelina wskazała na zakreślone nazwisko wielkiego alchemika
i zerknęła z uśmiechem na zaciekawionego Weasleya.- Ściślej mówiąc, Maddie jest
jego wnuczką.
- Świetnie, rozumiem. Mamy odhaczonego Magnusa. Co dalej?
- Dalej…Fleur Delacour.
- No właśnie, za nic w świecie nie mogłem zrozumieć dlaczego
Boss zaznaczył nazwisko Fleur.
- Widzisz, George. Wszystko sprowadza się do naszego roku
szóstego.
- O co ci…ach. Turniej Trójmagiczny? Fleur była
uczestniczką, no jasne. Ale co ma do tego Maddie?
Panna Johnson westchnęła ciężko. Źle się czuła opowiadając
niezwykle osobistą historię Madelaine. Wnuczka Fritza może i była wredną zołzą,
ale zdążyła już do tego przywyknąć. Sama przed sobą przyznała, że brakowało jej
Maddie, gdy ta zrezygnowała z pracy u jej ojca i po aferze z Willem wyjechała
na studia do Cardiff.
- Tu nie chodzi o nią, George.
- A o kogo?
- Posłuchaj. Razem z Fleur w delegacji Beauxbaton znalazł
się jej wierny towarzysz. Przyjaciel, sądzono nawet, że kiedyś zostaną parą.
Ale tak się nie stało. Czara Ognia wybrała Fleur, chłopak stał się o nią
zazdrosny i z każdym dniem oddalali się od siebie. Turniej się skończył, już
wtedy twój brat, Bill, zaczynał spotykać się z Delacour, prawda?- George
potwierdził, nadal słuchając w skupieniu. Czuł narastające podniecenie,
wiedział, że Angelina zbliża się do rozwiązania zagadki.- Jej przyjaciel nie
wrócił do Francji razem z resztą szkolnej delegacji. Przyłączył się do młodych
zwolenników Voldemorta, których spotkał pośród tych gburów z Durmstrangu.
Okazał się niezwykle zdolny, szybko stał się jednym z bliższych popleczników Sam-Wiesz-Kogo.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie. Nie będę opowiadać ci całej
historii. Wystarczy, że skończyła się masakrą na meczu Quidditcha, pamiętną
spektakularną ucieczką Pansy Parkinson i aresztowaniem przyjaciela Fleur.
- Czyli co? Teraz on wszedł do gry, by się zemścić za
wpakowanie do Azkabanu?
Angelina pokiwała głową i wypowiedział słowa, które od
pewnego czasu siedziały jej w głowie.
- Tak. Myślę, że to William Parks jest tajemniczym Bossem.
K
|
iedy Ginny zeszła wcześnie rano do kuchni, nie zdziwił jej
widok Hermiony w szlafroku, która siedziała przy stole i popijała ciepłe mleko.
Od kiedy Kingsley poprosił członków Zakonu o wprowadzenie się do Kwatery
Głównej, nie mogła narzekać na brak towarzystwa. Każdy kto dostał przydział
własnej misji otrzymał swój kąt do spania, by na bieżąco zaglądać do wszelkich
zgromadzonych informacji i w razie potrzeby raportować pozostałym o świeżych
odkryciach. Z racji swojej ważnej roli w kulminacyjnej akcji odbicia
zakładników Lucjusza Malfoy’a, Hermiona mało czasu poświęcała swoim
przyjaciołom. Można śmiało stwierdzić, że to na jej barkach spoczywało teraz życie
Lancelota i Pierce, porwanych Gryfonów. Wchodząc do kuchni po nieprzespanej
nocy, zauważyła, że Hermiona także nie najlepiej sypia. W oczy rzucały się
delikatne cienie pod oczami, rozbiegany wzrok i wielki, nieuporządkowany kołtun
na głowie.
- Cześć, Hermiono. Nie możesz spać?
Panna Granger uśmiechnęła się delikatnie i powoli dopiła
ciepłe mleko, zamaszyście odkładając pustą szklankę na drewniany stół.
Skrzywiła się lekko słysząc głośne stuknięcie i jakby z przyzwyczajenia
zerknęła ku wyjściu, gdzie znajdował się
korytarz prowadzący do sypialni członków Zakonu.
- Coś ty, nie pamiętam kiedy porządnie się wyspałam. Swoją
drogą, kochana, ty też przyczyniłaś się do mojego obecnego stanu. Też sobie
wymyśliłaś, zostając z Harrym na tym urwisku.
No tak. Hermiona ciągle przeżywała ich misję zdobycia
Skrzyni Merlina, zdradę Rene i ich starcie z ciemnymi typami z Organizacji
Mrocznych.
- Daj spokój. Wszystko dobrze się skończyło. Dean zdobył
klucz.
- Tak, ale mogliśmy was stracić. Ciebie i Harry’ego. I kto
wtedy stałby koło mnie na weselu?
Ginny nie mogła się powstrzymać, zaśmiała się i usiadła
naprzeciw swojej przyjaciółki.
- Nie ma nawet takiej opcji, że zabraknie mnie na waszym
ślubie.
- No ja myślę, kochana. Inaczej cię dorwę i powyrywam ci
pewne kończyny z pewnej części ciała. No, ale opowiadaj. Czemu wstałaś tak
wcześnie? Ja to wiadomo, ale ty?
Młoda nauczycielka Zaklęć i Uroków oparła łokcie o stół i
rękoma przykryła głowę, jeszcze bardziej plącząc swoje długie, rude włosy.
- Nie wiem. Nie mogłam zasnąć. Poza tym George i Angelina
znowu wybrali się na nocną wycieczkę do spiżarni. No naprawdę, zachowują się
jak dzieci. Akurat przechodzili koło mojego pokoju, kiedy dziwnym trafem
podłoga głośno zaskrzypiała.- Westchnęła i z pobłażliwością spojrzała na rozbawioną
Hermionę.
- Pewnie George myślał, że jest u ciebie Harry. Dobrze
wiesz, że twoi bracia traktują cię jak złote jajko.
- A, przestań! Sam zabawia się w najlepsze z Angeliną. Czy
oni myślą, że wiecznie pozostanę ich malutką siostrzyczką? W każdej chwili mogę
skopać im tyłki.
Cichy śmiech Hermiony wzmógł się, ale starała się opanować
na tyle, by przemówić.
- Na szczęście Ron już się chyba przyzwyczaił, że ty i Harry
jesteście razem. Pamiętam jak się wściekał
w Hogwarcie. Krzywił się, gdy tylko widział jak się całujecie.
- Sama się dziwię, że to mówię, ale Ron jako jedyny nie
prześladuje Harry’ego na spotkaniach rodzinnych. Najgorszy jest Bill. George
ciągle robi nam numery, ale jest w porządku. I chyba zawarł jakiś układ z
Harrym, bo przekazują sobie jakieś dziwne sygnały, gdy w polu widzenia jest
moja matka albo Syriusz.
- No cóż….masz przechlapane.
Zapadła przyjemna i rozluźniająca atmosferę cisza. Wyraźnie
można było zauważyć, że obie przyjaciółki potrzebowały takiej typowo babskiej
rozmowy. Ginny zaczęła wystukiwać znany sobie rytm, aż w końcu wydusiła z
siebie zdanie, które obciążało jej sumienie.
- Wiesz…Sprawdzałam ostatnio prace semestralne z Zaklęć.
Poczułam się strasznie, gdy w ręce wpadł mi sprawdzian Pierce.
- Widzę, że bardzo przejęłaś się tym porwaniem.
- Jak każdy, Hermiono.
- No tak.
- Mam nadzieję, że ona i Lance wrócą bezpiecznie do domu.
Nie chciałabym, by dzieciaki przeżywały żałobę w Hogwarcie. To przecież
niesamowite miejsce dla każdego młodego czarodzieja. Nie powinno okrywać się
czernią.
- Jak w przypadku Cedrica.- Obie przyjaciółki obróciły się w
stronę głosu dochodzącego od strony wejścia do kuchni. Odetchnęły lekko, gdy
zobaczyły Angelinę opartą o framugę drzwi.
- Ty też nie możesz spać?
- Czego się spodziewać, jeśli za dwa dni zaczynamy
najważniejszą akcję Zakonu od miesięcy- westchnęła panna Johnson i opadła
zrezygnowana na krzesło obok Hermiony.
- Angie…- Ginny nagle uśmiechnęła się zawadiacko, jak Fred w
najlepszych czasach. To porównanie trochę zakuło Angelinę, ale spojrzała na
młodszą koleżankę.- Słyszałaś może w nocy ten hałas na korytarzu? Obudziła mnie
trzeszcząca podłoga. O pierwszej w nocy.
- Tak? No cóż, może ktoś wyszedł, bo zgłodniał- głos nie
zdradził poruszenia w czarnoskórej czarodziejce, ale jakoś nagle zainteresowała
się pustą szklanką po mleku. Hermiona zerknęła na Ginny, delikatnie unosząc
kącik ust, ale nic nie powiedziała.
- Skoro już jesteśmy tu we trzy, urządzimy sobie
babski…ranek. Kto jest za?
- Co proponujesz?- Teraz nawet oczy Hermiony zaświeciły się
radośnie. Angelina uniosła jedną brew i porozumiewawczo uśmiechnęła się do
szczerzącej się rudowłosej.
- Skrzacie wino Syriusza?
- Ekstra- panna Weasley zeskoczyła z krzesła i pociągnęła
Angelinę za ramię.- My idziemy do spiżarni, a ty Hermiono załatw kieliszki.
- Szalone- westchnęła, gdy jej towarzyszki poszły skradać
się po najlepsze wino w tym domu. Wyszła z kuchni i skierowała się do jadalni,
gdzie zwykle przy wielkim stole wszyscy członkowie Zakonu zajadali pyszne
posiłki przygotowane przez panią Weasley.
Jadalnia wywoływała uśmiech u każdego, nawet jeśli ktoś był
przytłoczony czekającym go zadaniem. Potężny, drewniany stół na środku
pomieszczenia nie był taki ponury jak za czasów, gdy miała piętnaście lat. Na
blacie ciągle zalegały okruszki chleba w miejscu, gdzie zasiadał mały Teddy z
Victoire. Łatwo było także poznać, które krzesło należy do Ginny. Wyżłobiony w
czarnym drewnie napis „Serce puka w rytmie Holyhead” i mały rysunek szpona
wystarczył, by to miejsce zostawiać wolne. Hermiona pamiętała, kiedy Ginny to
zrobiła. To było tuż po ataku węża na Artura Weasleya , kiedy Syriusz został z
młodzieżą na Grimmauld Place i wszyscy razem słuchali radiowej audycji Josepha
Johnsona, który na żywo komentował mecz Harpii z Armatami.
Przy oknie stała ogromna choinka, przystrojona na wszystkie
możliwe kolory. Wiązała się z tym głośna sprzeczka Syriusza z Astorią, co
oczywiście skończyło się szaloną głupawką z George’m, Nevillem i Susan Bones w
roli głównej. Black miał w zwyczaju na każdym kroku podkreślać swój rodzinny
bunt i przynależność do Gryffindoru, więc przyozdobił choinkę na złoto i
czerwono. Długo nie musieli czekać na rozrywkę, bo gdy tylko Astoria to
zobaczyła, nazwała Syriusza „świrniętym, zapchlonym lwiątkiem od siedmiu
boleści” i magicznie zmieniła kolor bombek na zielono-srebrne. To z kolei
wywołało bunt u George’a, który z pomocą Neville’a zaczarował ubranie panny
Greengrass. W ten sposób Astoria cały dzień musiała chodzić w złotej, krótkiej
spódniczce i bordowej koszulce na ramkach. Nie wspominając już o puchatych
kapciach w kształcie głowy lwa, które ryczały, gdy tylko uniosła nogi do góry.
Ron był tak zachwycony i rozbawiony, że postanowił wprowadzić „domowe kapcie”
do oferty Magicznych Dowcipów Weasleyów. Z całego zamieszania skorzystała
również Susan Bones, która załatwiła George’a zniewalającą łaskotką i
odczarowała Astorię. Ta w ramach podziękowania tuż przed świąteczną kolacją
ubarwiła choinkę na domowe barwy Hufflepuffu.
Sama kolacja przebiegła miło i radośnie, a główną atrakcją
był duet Teddy’ego i Victoire oraz ich wykonanie kolędy „Do szopy Hipogryfy”.
Tak, zdecydowanie nie mogli narzekać na nudę.
Hermiona wracała już do kuchni, trzymając trzy lśniące
kieliszki do wina, gdy od strony łazienki doszły ją nieprzyjemne odgłosy.
- Halo? Wszystko w porządku?
Usłyszała słaby głos udzielający pozwolenia na wejście, więc
wślizgnęła się do małego pomieszczenia. Na podłodze klęczała zmarnowana
blondynka z pięknie zakręconymi lokami. Niemrawy uśmiech rozświetlił miłą
twarz.
- Cześć, Hermiono. Przepraszam cię, ale…no wiesz, takie
uroki ciąży.
Elizabeth Straus, starsza siostra Kevina nie dawno
przeniosła się do Anglii, by być bliżej brata. Betty szybko wtopiła się w
środowisko Zakonu, zawarła nowe przyjaźnie. W każdej chwili mogła liczyć na
pomoc ze strony domowników Grimmauld Place. Dużo czasu spędzała z Billem i
Fleur, którzy prawie cały swój czas poświęcali Victoire i nowonarodzonej
Dominique. Fleur, jako młoda matka, pomagała Elizabeth poradzić sobie z wszystkimi
aspektami ciąży.
- To już piąty miesiąc, hm?
- Tak.- Betty złapała się za brzuch i czule pogładziła
widoczne zaokrąglenie.- Mam tylko nadzieję, że ten bydlak o niczym nie wie.
- Jeśli nawet, to pewnie się tym nie martwi. No wiesz…to
Amycus Carrow, Mroczny.
- Wykorzystał mnie jak zużytą szmatę. Wcale tego nie
chciałam, te wspomnienia bolą, ale…Już nie mogę się doczekać, gdy będę trzymać
moje dziecko w ramionach. To przecież nie jego wina, że ten bydlak mnie
zgwałcił.
- Wiesz co, Bett? Urządzamy sobie babski ranek. Nie
uwierzysz ile osób już nie śpi. A to dopiero
wpół do siódmej! Chodź, nie będziesz tak siedzieć i powoływać się na
bolesne wspomnienia.
Gdy obie weszły do kuchni, zastały Ginny i Angelinę w
wyśmienitym humorze. Opowiadały sobie jakieś zabawne zdarzenia z rozgrywek
Quidditcha, gdy dostrzegły Betty i Hermionę.
- No proszę, nasze grono się powiększa. Ech…Ty chyba Betty
nie możesz wypić wina, hm? Alkohol nie jest wskazany w ciąży.- Ginny przygryzła
dolną wargę, czując się trochę głupio, że siostra Kevina będzie odsunięta od
zabawy.
- Nic nie szkodzi. Zrobimy ci ciepłe mleko z miodem i
czekoladową posypką.- Angelina magicznie rozlała wino do kieliszków i nie
czekając na odpowiedź Betty zabrała się za przygotowanie słodkiego napoju.
- Och, tak. Pyszności. Możesz mi wierzyć, Angelina zna się
na rzeczy, jeśli chodzi o sposoby na poprawianie humoru.
- Tak? To może przedstawisz mi plusy i minusy naszej obecnej
sytuacji? Bo ja ostatnio nie mam wglądu do niczego oprócz wnętrza muszli
klozetowej.- Elizabeth zajęła miejsce obok Ginny i kiwnęła zachęcająco głową,
jednocześnie próbując magiczny napój Angeliny, ciągnąc jego smak przez
czerwono-złotą słomkę.
Tak, Syriusz naprawdę zwariował na punkcie Gryffindoru.
- Plusy czy minusy?
- Dawaj minusy. Potem plusy.
Angelina rozsiadła się wygodnie i delektując się skrzacim
winem zaczęła analizować obecną sytuację
Zakonu Feniksa.
- Dobra. Po pierwsze: Zdradliwy żabojad Rene. Skumał się z
Mrocznymi i teraz pewnie wiedzą co mamy w planach. Po drugie: Astoria pod
kryptonimem. Malfoy cały czas poluje na jej ojca, a jeśli go w końcu dorwie, my
stracimy specjalistę od ciemnych typów. Dominic Greengrass jest naszym głównym
źródłem informacji, jeśli chodzi o kryjówki Mrocznych i stosowane przez nich
zaklęcia. Po trzecie: ta lista Gry o Przetrwanie, którą niedawno opublikował
Prorok Codzienny. Jesteśmy na niej, jako aktywni działacze Zakonu.
- Nie zapominaj o terminie narzuconym przez Aleca Donavana.
Musimy odbić Pierce i Lance’a, inaczej święty Mungo zostanie bez kierownika. A
to źle.
- Ok, no to mamy nieciekawą sytuację.- Betty zamieszała
energicznie słomką, by wydobyć jeszcze więcej słodkości z pysznego napoju. Jej
towarzyszki siedziały z opuszczonymi głowami i powoli sączyły aromatyczny,
czerwony alkohol.
- Ale mam dla was dobrą wiadomość. George i ja
rozpracowaliśmy Bossa.
- Wiecie kim on jest?- Hermiona ożywiła się i spojrzała z
ciekawością na pannę Johnson.
- Na osiemdziesiąt procent tak. Zanim tu przyszłam, wysłałam
sowę do Lee Jordana z prośbą o spotkanie. No wiecie, Boss wymienił go w liście,
może potwierdzi nasze przypuszczenia.
- Oprócz Lee podane było jeszcze jedno nazwisko. Wiesz kim
jest ta Mercer?
- Mercer?- Ręka Elizabeth gwałtownie znieruchomiała,
zatrzymując słomkę w połowie drogi do ust.- Danielle Mercer?
Tym razem pozostałe trzy kobiety drgnęły i spojrzały na
siebie z błyskiem zainteresowania w oku.
- Znasz ją, Bett?
- Czy ją znam? No pewnie. Pierwsza miłość mojego braciszka.
Poznaliśmy ją w dzieciństwie, zanim zjawiliśmy się w Anglii. Kevin wam nic nie
powiedział?
- Wiesz, że teraz więcej go nie ma, jak jest. Po zdradzie
Rene pomaga Ronowi i George’owi w sklepach. Przemieszcza się między Pokątną a
Hogsmeade.
- No tak. W każdym razie bardzo dobrze znamy się z Dani
Mercer. Pracuje w Azkabanie, jako myślouzdrowicielka.
- Merlinie, wszystko by się zgadzało. Pewnie zajmowała się
Willem, gdy postanowił się zmienić.
- Will? Jaki
znowu Will?
- William Parks. Starszy
brat Maddie.
Hermiona omal nie uderzyła głową w szafkę, gdy gwałtownie
wstała i rzuciła zaklęcie Accio. Po chwili w
jej ręce pojawił się wczorajszy numer „Sonorusa” z artykułem Luny na
pierwszej stronie.
PANSY PARKINSON ZŁAPANA. WŁADZE PRZEMÓWIŁY: NIESŁUSZNA KARA DLA WILLIAMA
PARKSA.
Wszystkie rzuciły się, by zapoznać się z treścią. Pomruki
niedowierzania przerwała Ginny, która uśmiechała się szeroko, trzymając ręce
założone za głowę.
- Kto by pomyślał, że będę miała ochotę podziękować
Zabiniemu i Madelaine. Dzięki nim złapali Pansy, a nasz Boss wyszedł na
wolność.
- Jeśli Lee Jordan wszystko potwierdzi, a Will zgodzi się
współpracować z Zakonem…Mamy asa w rękawie. A Malfoy już może pożegnać się z
gwiazdami na niebie. Boss zadba, by dostał najgorszą celę w Azkabanie.
O
|
gień.
Drażniący dym i sadza zalegająca w płucach.
Mały, ale luksusowy domek w małej wiosce. Las okalał
posiadłość państwa Greengrass prawie z każdej strony. Domownicy miło spędzili
świąteczne dni, powoli przygotowując się do zabawy sylwestrowej. Wychodzili na
uroczysty bal, przez okna można było zauważyć Dafne, starszą córkę Dominica,
jak żegna się ze swoim narzeczonym, Teodorem Nottem.
Młody arystokrata opuścił rezydencję i opuścił bariery
ochronne. Było już późno, więc nie zaprzątał sobie głowy ostrożnością. Teodor
obrócił się na pięcie i zniknął z cichym trzaskiem. Chwilę później z lasu wyszły
dwie zamaskowane postacie, gestykulując żywo. Wiatr niósł ostre słowa
wypowiedziane szeptem.
Księżyc świecił w pełni, powodując delikatne iskrzenie
śniegu zalegającego przed domem. Panująca cisza była niemal namacalna, jednak
nie trwała długo. Szalony śmiech rozbrzmiał, gdy zamaskowane osoby przekroczyły
magiczne bariery otaczające rezydencję Dominica Greengrassa. Pierwsze smugi
ognia pojawiły się w chwili aktywacji zaklęć alarmujących. Ogłuszający pisk
przerwał magiczną noc, która rozświetliła się na czerwono.
Krew i ogień.
Dwie mroczne postacie wtargnęły do domu, wybijając szyby w
oknach.
- Nie podoba mi się to, Fabrice.
- Nie gadaj, braciszku. Masz zadanie do wykonania. Nie
chcesz chyba rozzłościć Lucjusza, prawda?
Nie chciał. Tak samo jak nie chciał stać się mordercą.
Właściwie sam nie wiedział, dlaczego ciągle znosi towarzystwo swojego młodszego
brata. Przecież Fabrice już po raz drugi zniszczył mu życie. Dwukrotnie zdeptał
jego serce, odbierając szansę na szczęśliwe zakończenie nieszczęśliwego żywota.
Fabrice popchnął go silnie w stronę sypialni właściciela
rezydencji, przez co niechcący strącił swoją maskę z twarzy. Rzucił się po nią,
lecz znowu poczuł mocne pchnięcie.
- Idźże wreszcie, i tak jesteś na Wielosokowym.
Tak, był. I to właśnie wywoływało u niego mdłości. Niemal
zwymiotował, gdy wypił gęstą porcję eliksiru z włosem swojego prawdziwego
sobowtóra. Za długo. Wiedział, że igra z ogniem, odwlekając wszystko. Ale teraz
i tak było mu już wszystko jedno. Stracił wszystko, gdy po raz pierwszy zdjął
maskę Mrocznych.
Ginny go nienawidzi, tak jak wszyscy Weasleyowie.
Własny brat wbił mu nóż plecy, gdy podstępem zmusił go, by
przyłączył się do Organizacji Mrocznych.
Do tego zdawał sobie sprawę, że malutka Victoire Weasley znalazła
się w straszliwym niebezpieczeństwie.
A teraz…teraz stał przed najważniejszą decyzją w swoim
życiu. Zabić czy okazać nieposłuszeństwo, tym samym skazując siebie samego na
śmierć.
Nie zwracał na nic uwagi, nawet wtedy, gdy zaatakował ich obudzony Dominic
Greengrass. Posypały się ściany, gdy różdżki poszły w ruch. Widział, że ojciec
Astorii patrzy na niego szeroko otwartymi oczami, ale miał to gdzieś. Pozwolił
nawet, by Camille Greengrass uciekła, na wyraźne polecenie swojego męża.
- Ogarnij się wreszcie!- krzyk Fabrice’a odbijał się od
niego jak od magicznej osłony. Oddalał się, gdy w umyśle zatliło się jedyne
marzenie, które pragnął ciągle zrealizować.- Rzucaj to zaklęcie!
Widział, jak jego brat obezwładnił Domonica i złapał go za
szyję, kierując przed jego oblicze. Wściekłe spojrzenie Fabrice’a spowodowało,
że uniósł różdżkę, ale nie wiedział po co.
Od reakcji uratowała go Dafne, która dusząc się zbiegła z
górnego piętra w płaszczu zarzuconym na koszulę nocną.
- Tato? Tato!
- Uciekaj, Dafne! Już!
- Ale…nie…ty…
- NO JUŻ, MALFOY!
Przepełniony złością ryk zamaskowanego Fabrice’a, spowodował
równie szalony atak Dafne Greengrass. Błyskawicznie wyciągnęła przed siebie
różdżkę i rzuciła klątwą w młodego de Finesa. Krew szybko przeciekła przez
otwory w masce, na moment ogłuszając napastnika.
- D-Draco?
Nie, to nie Draco. Ale ona widziała, co przyszło jej
zobaczyć. Taki był plan. Draco Malfoy miał zabić Dominica Greengrassa. Nie
ważne, czy prawdziwy.
Nie powiedział nic, tylko uniósł różdżkę i wycelował. Ale
nie w Dafne.
W swojego brata.
- Uciekaj!- Krzyknął jeszcze półżywy Dominic, gdy słowa
zamarły i już nigdy nie opuściły jego ust.
Ostatnim, co zobaczyła Dafne przed ucieczką to intensywnie
zielone światło rozświetlające ciemną, świąteczną noc.
- Avada Kedavra!
Później dało się słyszeć cichy odgłos podwójnej aportacji.
A potem był tylko ogień i dym.
I martwe ciało Dominica Grenngrassa z czarną kopertą
zostawioną na krwawiącej piersi.
BUM!
Nie rozpisuję się za dużo, bo to i tak nie ma sensu. Moje
tłumaczenia na nic wam się nie zdadzą. Mam nadzieję jednak, że ciągle ktoś
czyta moje opowiadanie. Proszę? Mówiłam wielokrotnie, że Mrocznych nie porzucę,
ale wy też tego nie róbcie.
Tak to działa. Ja piszę, wy komentujecie. Wtedy ja piszę
jeszcze więcej.
Cała historia zbliża się ku końcowi. Zostało…bo ja wiem.
Siedem, może dziesięć części. Najważniejsze wątki się rozwiązują. Zakon zdobył
Skrzynię, Ginny i Harry są razem, George i Angelina rozgryźli Bossa. Właśnie,
przyznać się. Kto wiedział, że Bossem okaże się brat Maddie Parks? Zaskoczyłam
was?
Następna notka w pełni poświęcona będzie akcji ratunkowej.
Będzie się działo.
Ach…No i wiecie…robię taki mały plebiscyt na najlepszą
postać żeńską. Ostatnio głosowaliście na postać męską, a zwyciężył Draco
Malfoy. Jak mówiłam, możecie mi teraz zadać pytania związane z przyszłością
naszego profesora Eliksirów. Odpowiem na każde, w miarę możliwości. O ile
jakieś będą.
Teraz głosujcie na najlepszą postać żeńską.
Czytaj, komentuj, głosuj i pisz dalsze losy! Upsss…to
ostatnie to raczej do mnie.
Do napisania!
Zagłosowałam ;)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zaskoczyłaś, a i trochę już mi się rozjaśnia i domyślam się co będzie dalej..
Też nie lubię budzików :D
Kochana jestem z Tobą i ,..... skąd ty bierzesz te pomysły???!!!!
Podziel się ;D
Trzymaj się ciepło, bo nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie pada i to w lato.... '.'
A to pech...
Chętnie bym się z Tobą spotkała i wyściskała, bo jesteś dla Mnie i nie oczekujesz nic w zamian..
Kochasz i lubisz taką jaka jestem :))
Dziękuję za to, że Cię mam <3
Weny życzę :]
Hej pamiętasz mnie jeszcze ? :) To ja (dawna _Ataga_) xD zrobiłam ci ten szablon już dawno temu i dzisiaj tak wchodzę, patrzę ..... i ! @.@ SZOK ty jeszcze go masz :D A minęło bardzo dużo czasu (dokładnie 1 rok 2 miesiące i 28 dni) DOKŁADNIE LICZYŁAM . A teraz moja propozycja z własnej woli - Czy nie chciałabyś nowego ? :> Ten pewnie musiał ci już dawno zbrzydnąć. Czekam na odpowiedź !
OdpowiedzUsuńszablon-caffee.blogspot.com
Hej, Karmelek :D
OdpowiedzUsuńOjej... Nie wiem czy kiedykolwiek przeczytam jakiś Twój rozdział, który mi się nie spodoba albo w którym będę mogła coś skrytykować :p Jasne, nie wszystko jest po mojej myśli, ale nie potrafię powiedzieć, że to jest złe...
Jesteś niesamowita! Tylko wiesz co mnie boli? Tylko 7-10 rozdziałów? TYLKO?! Przykro mi z tego powodu :/
A teraz o tej notce: kocham George'a, kocham Angelinę, kocham ich wątek, kocham jak to opisujesz :D Mogło by być nieco więcej szczegółów ;)
Nie spodziewałam się, kto będzie Bossem, serio, nie wpadłabym na to :p Więc efekt zaskoczenia masz ;)
Poza tym, babski poranek *.* Kocham takie sytuacje!
Ale zakończenie... Kurde, wiem, że tak ma być, ale jak myślę, że teraz Draco i Astoria się rozstaną i on będzie się jej musiał wytłumaczyć z tego, że NIE ZABIŁ jej ojca, a ona nie będzie chciała (prawdopodobnie) mu uwierzyć, bo czemu ma sądzić, że jest inaczej... Ach, już mnie to zaczyna martwić :P
Mam sporo pytań jeśli chodzi o Draco, ale jestem pewna, że to wyjaśnisz w następnych notkach, więc nie chcę sobie tego psuć ;)
Życzę Ci udanych wakacji, dużo weny i odzywaj się częściej, bo parkuje Nam Ciebie :)
Pozdrawiam :*
Jaki dać cytat ? :D kończę tło
OdpowiedzUsuńOraz moje pytanie wolisz TO czy TO ?
OdpowiedzUsuń