I
|
ntensywne pukanie do drzwi pokoju przerwało panującą ciszę i
wybudziło Astorię z płytkiego snu. Młoda nauczycielka miała wrażenie, jakby
dopiero co udało jej się zasnąć. Oczy miała sklejone, czerwone włosy potargane,
a mięśnie bolały ją od pomagania w gruntownym sprzątaniu Kwatery Głównej.
Zabawne, że to kobiety zajmowały się magicznym czyszczeniem i odkażaniem
pomieszczeń a panowie wyciągali ozdoby świąteczne i dekorowali dom. Dobre było
chociaż to, że pracowała razem z Hermioną i Susan Bones, więc czas zleciał
szybko i przyjemnie. Przy okazji sprzątania jadalni natrafiły na stare radio z
jedyną grającą stacją, która poświęcona była muzyce country i okazjonalnie
świątecznej.
Astoria w końcu się przemogła i przekręciła się na drugi
bok, by zerknąć na zegarek. Czerwone cyfry pokazywały czwartą nad ranem.
Warknęła cicho ze złości i uderzyła pięścią w poduszkę.
- Chyba przeklnę ich klejnoty, jeśli robią sobie żarty-
mruknęła i odrzucając ciepłą kołdrę wskoczyła w puchate kapcie i ruszyła do drzwi.-
Chwila, pali się czy co?
Ledwo zdążyła otworzyć, kiedy do środka wpadł George Weasley
w niebieskich bokserkach prosto z zestawu fana Zjednoczonych z Puddlemere. Gdy
przyjrzała mu się dokładniej, zobaczyła na jego nodze jedną skarpetkę, a
błękitna koszula była nierówno zapięta. Uniosła brwi i spojrzała pytająco na
rudzielca.
- Tatuś Angeliny was przyłapał?
- Fleur właśnie zaczęła…Hej! Co?
- Jest czwarta rano, wpadasz do mojego pokoju i wyglądasz,
jakbyś w pośpiechu uciekał z łóżka- zaśmiała się. Jej uśmiech się poszerzył,
gdy ucho chłopaka przybrały delikatnie czerwony kolor.
- Nigdy nie uciekam z łóżka kobiety- sapnął George, dumnie
wypinając pierś.- A jeśli chodzi o
Angelinę to…to nie jest twoja sprawa, Greengrass.
- To po co, na Merlina, maltretujesz drzwi do mojego pokoju
o czwartej nad ranem?
- Fleur rodzi!
- Fleur…No, nareszcie! Najwyższy czas!
Przyjazna Francuska była w ciąży z Billem Weasleyem. Swojego
drugiego dziecka spodziewali się na koniec roku. Wyglądało na to, że narodziny
zostały przyspieszone o tydzień. Nie czekając na dalsze słowa rudzielca, szybko
wcisnęła się w jeansy i niebieską tunikę. Podbiegła do lustra…na moment ją
zatkało. Niecierpliwym ruchem zgarnęła czerwone pasma włosów w kitkę i zawiązała
gumką. Ciągle nie przywykła do swojej roli. Od trzech dni była Samantą
Schaklebolt, zbuntowaną kuzynką Ministra. Czerwone włosy, dorobiony kolczyk w
nosie i ciuchy w rockowym stylu należały teraz do jej obowiązków. Szczegółowo
zapoznała się z aktami Samanty podrzuconymi przez Susan i ćwiczyła grę
aktorską. Odpowiedniego wzoru nie musiała daleko szukać, bo zbuntowaną duszą
była niewątpliwie jej kochana Ginny. No i Draconowi też nie mogła odmówić
smykałki do kłopotów.
Po minucie porannej higieny pędem wybiegła z pokoju i
ruszyła schodami, kiedy George ją dogonił.
- Zaczęło się piętnaście minut temu. Bill na razie nieźle
się trzyma, ale długo nie wytrzyma. Przy Victoire pomagała Ginny, ale jest na
misji. A nasi rodzice pojechali do Rumunii odwiedzić Charliego.
- A Hermiona i Susan?
- Susan ma nocną zmianę w Ministerstwie, a Hermiona…no,
wiesz, że mieszka teraz z Ronem. Wolałem nie narażać się na drastyczny widok,
skoro ty jesteś na miejscu- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Astoria raz jeszcze zmierzyła go wzrokiem. No dobra,
faktycznie. Widok umięśnionego rudzielca w bokserkach nie był taki drastyczny.
Aż się uśmiała w duchu, gdy przypomniała sobie, jak jej siostra, Dafne w piątej
klasie wzdychała po cichu do bliźniaków. Jednak gdy jej to wytknęła, uparcie
twierdziła, że to bzdury. Może dwa tygodnie później zaczęła spotykać się z
Teodorem Nottem, z którym jest teraz zaręczona. Wbrew reputacji rodziny, Teo
powoli uwalniał się od ciemnej działalności swojego ojca, choć ten ciągle
zmusza go do wykonywania mrocznych zadań.
- Postawiliście na nogi chyba cały dom- westchnęła młoda
nauczycielka, kiedy przeszli przez kuchnię. Przy stole siedział Syriusz,
rozlewający apetycznie pachnącą kawę. Kevin biegał po kuchni, ciągle w płaszczu
zimowym, jakby dopiero wrócił z miasta. Może i tak było, bo teraz jej wzrok
spoczął na kufrze spoczywającym przy szafkach kuchennych, a potem przesunął się
na uśmiechającą się blondynkę, która rozmawiała z Syriuszem. Echo krzyków Fleur
dotarło do niej od strony korytarza, w którym znajdowały się dodatkowe
sypialnie dla gości. Bill z żoną przyjechali na święta, a prawie wszystkie
górne sypialnie zajęte były przez członków Zakonu Feniksa.
- Cześć, As- Kevin wyszczerzył się do niej zza otwartej
lodówki. Zerknął na trzymaną czekoladę i rzucił ją nowoprzybyłej blondynce.-
Betty właśnie przyleciała do Ministerstwa świstoklikiem, byłem ją odebrać.
Siostrzyczko, to jest Astoria Greengrass, moja przyjaciółka.
Elizabeth Straus bardzo przypominała swojego młodszego
brata. Ten sam kolor oczu, może miała gęstsze brwi i wydłużone rzęsy. Policzki
miała zaróżowione od mrozu. Długie blond włosy opadały falowaną kaskadą na
plecy, przykrywając tatuaż zrobiony na karku. Była dość niska, choć wyższa od
Ginny. Gdy jej wzrok zjechał niżej, zobaczyła lekko widoczny brzuszek, znak
trzeciego miesiąca ciąży.
- Miło mi cię poznać, Elizabeth. Z chęcią cię poznam lepiej,
ale teraz muszę przyjąć poród. Przestań mnie ciągnąć, George! Rozciągniesz mi
tunikę.
Dała sobie spokój z protestami. Rudzielec złapał ją za rękę
i pociągnął na korytarz. Tutaj dźwięk był znacznie wyraźniejszy. Fleur musiała
znosić bóle porodowe, ale z rozbawieniem usłyszała także dosadne słowa w
kierunku Billa, których nigdy nie powinna usłyszeć z ust dobrze wychowanej
Francuski. Przebywanie z Weasleyami swoje robi. Astoria podwinęła rękawy tuniki
i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi od sypialni młodego małżeństwa.
Intensywna czerwień ścian poraziła jej oczy, ale krzyki
Fleur sprawiły, że automatycznie skierowała się do miękkiego łóżka. Kobieta
była już spocona z wysiłku. Mocno zaciskała dłoń na ręce swojego męża, wbite
paznokcie zaczerwieniły się, kiedy z małych ranek popłynęła krew. Bill wcale
nie wyglądał lepiej. Zaciskał zęby, rude włosy były rozczochrane po przerwanym
śnie. Nie zdążył się nawet ubrać, pewnie wybiegł w spodniach od pidżamy, by
obudzić George’a, a sam zaraz wrócił do żony.
- Astoria! Dzięki Merlinowi!- Wyraz ulgi, który ozdobił
oszpeconą przez bliznę twarz najstarszego z braci Weasley pomieszany był z
wdzięcznością, ale niepokój ciągle czaił się w jego oczach.
- Spokojnie, Bill. Wiem, co robić. Zdarzało już się, że
byłam obecna podczas porodu.
- To miała być Ginny. To byłaby ona, gdyby wszystko poszło
zgodnie z terminem, który wyznaczył uzdrowiciel.
- Z matką Naturą nie można walczyć. Widocznie dziecko chce
już być z rodzicami- uśmiechnęła się pokrzepiająco do Billa i wyciągnęła
różdżkę.
Podstawowe zaklęcia diagnostyczne doskonale znała, a Ginny
nauczyła ją też kilka pożytecznych zaklęć uzdrawiających i wspomagających. Zielona
aura, która uniosła się nad Fleur poinformowała ją, że poród jak na razie
przebiega bez żadnych komplikacji. Skurcze odbywały się regularnie, parcia w
stałym tempie. Astoria robiła, co do niej należało, nie zwracała uwagi na zaaferowanego
Billa i George’a, który już z dobre pół godziny sterczał w drzwiach i gapił się
z opadniętą szczęką. Wszystkie czynności wykonywała niemal automatycznie, mając
w pamięci szkolenie, które Camille Greengrass zafundowała obu swoim córkom.
Kątem oka widziała błąkającego się gdzieś w pobliżu Syriusza, który pomagał na
tyle, ile mógł. Po dwóch godzinach podłoga zasłana była mokrymi ręcznikami,
pojawiło się lekkie krwawienie, lecz Astoria szybko sobie z nim poradziła.
Ciągle kontrolowała funkcje rodzącego się dziecka, a Syriusza poprosiła o
sprawdzanie, co się dzieje z Fleur. Bill krzątał się bez celu i więcej
przeszkadzał, niż pomagał, więc George wyciągnął go prawie siłą z pokoju.
- Dobrze, że Molly zabrała Victoire ze sobą. Tej małej to
chyba nikt by teraz nie uspokoił.- Odezwał się Syriusz, wycierając ręce w
ręcznik. Wyglądał na niezwykle opanowanego, jakby porody były dla niego
normalne.
- A ty? Faceci kiepsko sobie radzą w takich sytuacjach.-
Skinęła głową na drzwi, gdzie zapewne Bill wyrobił już ślady w podłodze.
- Przeszedłem szkolenie u mojej mamuśki. Wiesz jak to jest,
prawda? Nasze rodziny od lat żyją manią czystokrwistości. Wymagano od nas
kultury, opanowania i wszechstronnej wiedzy. Poza tym byłem młodym chłopakiem,
gdy rodziła się Dora Tonks. No i byłem przy narodzinach Harry’ego.
- Tak, ojciec też nalegał, by moja mama nauczyła mnie takich
rzeczy. Był kimś, więc jego córka nie mogła się zbłaźnić.
Kolejny krzyk Fleur przerwał ich wymianę zdań.
- Dawaj, Fleur. Już widać główkę.
Delikatny uśmiech rozjaśnił twarz ciężarnej, ale po chwili
powróciły skurcze. Kawałek po kawałeczku zbliżali się do końca. Po kolejnych
dwóch godzinach intensywnego wysiłku, płacz nowonarodzonego dziecka rozległ się
w pokoju. Astoria wyprostowała się, trzymając małe zawiniątko w ramionach.
Fleur opadła zmęczona na miękkie poduszki.
- Dziewiąta trzydzieści.- Syriusz zerknął na zegarek i
podszedł do nauczycielki Astronomii.- O proszę, kolejna panienka w rodzinie
Weasley. Pójdę po Billa.
Po rzuceniu standardowych zaklęć diagnostycznych na dziecko,
Astoria przemyła je trochę i zajęła się Fleur. Francuska już rwała się do
swojej nowonarodzonej córki, więc gdy Bill wpadł do pokoju z papierami w ręce,
dziewczynka już spoczywała w ramionach mamy. Weasley ostrożnie spoczął obok
żony i ucałował jej spocone czoło.
- Mamy kolejną córeczkę. Czy to nie wspaniale? – Drżącą ręką
złapał pióro z szafki nocnej i usiłował wypełnić dokumenty wydane przez
uzdrowiciela, które były potrzebne do aktu urodzenia.
Astoria uśmiechnęła się i choć była kompletnie wyczerpana,
delikatnie ujęła dłoń Billa.
- Pozwól, że zrobię to za ciebie. W takim stanie popełnisz
błąd.- Z wdzięcznością podał jej kartki i pióro. Zapisała datę i godzinę
narodzin, dane rodziców i potencjalny adres zamieszkania. Młode małżeństwo
wyraziło zgodę, by Gabriele Delacour została matką chrzestną dziewczynki.
Pozostała już tylko najważniejsza kwestia.
- Jakie imię wybraliście?
Oboje spojrzeli na dziecko z nieukrywaną miłością, a Fleur
odparła lekko zachrypniętym głosem.
- Dominique Gabriele Weasley. Witamy na świecie.
P
|
odczas, gdy w Kwaterze na świat przychodziło nowe dziecię,
młody czarnowłosy mężczyzna siedział w swoim gabinecie w Departamencie
Magicznych Gier i Sportów. Jako jeden z trzech trenerów angielskiej
reprezentacji Quidditcha, musiał przeglądać bieżące statystyki i wyłapywać
perełki spośród zawodników trwającej ligi. Wyrwał sobie kilka lśniących włosów,
kiedy dotarła do niego informacja o wypadku Amandy Claflien w ostatnim meczu
Harpi z Holyhead z Tajfunami. Ta ścigająca świetnie rokowała na zbliżające się
zgrupowanie narodowe. Już nawet podsunął jej nazwisko głównemu trenerowi, kiedy
Prorok poświęcił całą kolumnę na przedstawienie groźnego manewru pałkarza
Tajfunów. Tak zmanipulował tłuczkiem, że Amanda wylądowała w Mungu, a jej stan
określano jako poważny. Uzdrowiciel zdecydowanie zawyrokował koniec sezonu dla
zawodniczki złotego szpona. Nie dość, że Anglia straciła świetną ścigającą, to
jeszcze kierownik Departamentu musiał użerać się z wściekłą Gwenog Jones. Blaise
nie miał jej tego za złe, w końcu straciła najlepszą ścigającą.
- Na Salazara! Że też ten tłuczek musiał trafić. Teraz muszę
o świcie ślęczeć w biurze.- Warknął do siebie.
- Gadanie do siebie to pierwszy stopień szaleństwa, Zabini.
Melodyjny i dobrze znany głos z szyderczą nutką podrażnił
jego uszy.
- No pięknie. Jeszcze ciebie brakowało mi do szczęścia,
Parks.
- Nie cieszysz się na mój widok? Myślałam, że rzadko
spotykasz tak wspaniałe osoby jak ja. Powinieneś być zaszczycony moim
towarzystwem.
- Samouwielbienie to jeden z wielu schodków do piekła,
wiesz?- Odciął się jej.- Nie masz nic ciekawszego do roboty? Nękasz mnie o
szóstej rano.
- Jesteś uroczy, taki niewyspany i zirytowany- zachichotała
bezczelnie i bezceremonialnie wskoczyła na jego biurko. Niezupełnie świadomym
gestem złapała za jego krawat i zakręciła wokół własnego palca.- Mam dla ciebie
ciekawe wieści. Twój przyjaciel w końcu dostarczył mi miejsce pobytu suki
Parkinson. Myślę, że miałeś coś z tym wspólnego, Blaise.
- Draco tak powiedział?- Odchylił się na krześle i zerknął
na nią rozbawiony.
- Draco to wyrzutek społeczeństwa. Mało kto liczy się z jego
zdaniem.
- Nie przeszkadzało ci to, kiedy męczyłaś go na studiach, a
potem w Hogwarcie.
Perlisty śmiech Madelaine rozniósł się po gabinecie.
- Lubię zadziornych facetów- mruknęła, odrzucając blond
włosy z ramion.
- Dobra, powiesz mi w końcu co to za niezwykłe informacje
przekazał ci Draco? Musi być coś na rzeczy, skoro trafiłaś tu tak wcześnie
rano.
- Parkinson koczuje w puszczy Forest of Dean.
- Koczuje?
- Tak.- Maddie zmarszczyła nos.- Wiesz, zajęła jedną z
tamtejszych jaskiń. Na pewno ma stare, brudne ubrania i żywi się tym, co
zdobędzie.
- Faktycznie, nieciekawa wizja.- Blaise wstał z miejsca,
muskając przy tym ramię Madelaine. Zamknął na chwilę oczy, gdy poczuł znajomy
prąd przepływający przez jego ciało. Jeszcze nigdy tak się nie zakochał. Tak
właśnie było, choć prawie nie znał tej czarodziejki. Wiedział jednak, że pochodzi
ze znamienitego rodu francuskiego, więc czekała go wyboista droga, by ją
zdobyć. Sięgnął do najniższej szuflady i wyciągnął małe, czarne pudełko.
- Zobacz sobie.- Uważnie ją obserwował, kiedy usadowiła się
na jego fotelu i zaczęła przeglądać zawartość pudełka. Zebrał tam wszystkie
informacje o Parkinson, jakie udało mu się zdobyć. Zgrywanie dobrego Ślizgona
się opłaciło, bo całkiem niedawno dostał interesujące informacje zdobyte przez
Susan Bones. Tak to działało wśród dobrych. On pomógł jej w szkole, a ona jemu
teraz.
- Rzeczywiście, wygląda jak mops.- Maddie pokazała mu
zdjęcie zrobione na szóstym roku. On, Pansy, Teo Nott, Dafne Greengrass i Draco
z dumą nosili zielone krawaty, które intensywnie odbijały się od białych
koszul. Dafne całowała się z Teodorem, a Draco i Blaise zaśmiewali się z miny
Pansy. Mimo całej sytuacji w ich postawach dominowała pycha i wyniosłość.
Byli przecież chlubą domu Salazara Slytherina.
- Inteligencją nie błyszczała, ale mimowolnie czuję respekt,
że zdołała omamić takiego czarodzieja, jakim jest twój brat- Blaise przerwał
jej zamyślenie. Spojrzenie niczym sztylety zakłuło w niego, ale on odważnie
patrzył jej prosto w twarz.
- Co masz na myśli?
- Dobrze wiesz. William Parks, złoty chłopiec akademii
Beauxbaton, jeden z dziedziców największych tajemnic alchemii. Dobrze wychowany
i przystojny.- Wyciągnął z pudełka wycinek ze starej gazety. Przez twarz
blondynki mignął cień smutku, gdy rozpoznała swojego brata.
- Draco za pewnie zapoznał cię z tą historią?- zapytała,
bacznie obserwując jego ruchy. Kiwnął głową, więc mówiła dalej.- Ani przez
moment nie uwierzyłam w jego winę. Faktycznie, trochę się pogubił. Źle wybrał,
wtedy po Turnieju Trójmagicznym. Mógł wrócić z Fleur.
- I co? Delacour już wtedy zakochała się w Weasleyu. Twój
brat nie miał szans na odwzajemnienie uczuć.
- Wiem. Ale i tak przez dłuższy czas obwiniałam Fleur i
czułam żal, że opuściła Willa. Dopiero potem okazało się, że to on zdecydował.
- A teraz spędza kolejne święta w Azkabanie. Odwiedzisz go?
Maddie pokręciła głową tak mocno, że otulił go zapach jej
umytych i błyszczących włosów.
- Pójdę tam tylko wtedy, gdy będę mogła z nim wyjść. A skoro
zaraz złapiemy Parkinson, prawda wyjdzie na jaw.
- My?- Blaise znieruchomiał i gwałtownie okręcił głową, by
spojrzeć na wnuczkę Magnusa Fritza. Teraz to ona do niego podeszła, chwyciła za
przód wyprasowanej koszuli i spojrzała prosto w oczy. Młody trener westchnął
cicho, rad z tej bliskości.
- Blaise. Blaise, potrzebuję cię.
- A Draco? On też jest z nami w tej sprawie. Ty dałaś mu
eliksir dla Rudej.
- Malfoy i ja jesteśmy kwita. To nie on dostał Eliksir
Pamięci.- zaśmiała się drapieżnie, gdy zobaczyła jego głupią minę.- Też mam
swoje kontakty i sprawy do pozałatwiania. Świat nie kręci się tylko wokół
seksownych Ślizgonów.
- Jesteś wielką tajemnicą, Madelaine Parks. A ja z chęcią
zagram rolę detektywa.
- Choć, Zabini. Pławmy się w sławie z okazji złapania Pansy
Parkinson. Czas zawiadomić Biuro Aurorów o miejscu pobytu dziewczyny, która
zorganizowała masakrę na rozgrywkach Quidditcha i wsadziła do Azkabanu Williama
Parksa.
D
|
raco Malfoy leżał na zimnych kafelkach zabytkowej łazienki w
rezydencji Fonetry Alley. W lustrze odbijała się jego twarz. Nie wyglądał
dobrze. Ze spuchniętego oka ciekła ciepła strużka krwi, umysł zaćmiła mu mgła.
Nie bardzo kontaktował, kiedy zapłakana Narcyza wpadła za nim do łazienki i
próbowała mu pomóc.
- Synku, co się stało? Dlaczego ojciec cię torturował?
- Postawiłem mu się. Splunąłem pod buty.
Po tych słowach jego matka rozszlochała się jeszcze
bardziej, ale przytuliła go mocno i uspokajająco gładziła po zranionej twarzy.
- Chce ją skrzywdzić, mamo.- To był rzadko spotykany moment,
by dumny Malfoy płakał w ramionach matki. Ale słowa ojca ciągle huczały mu w
głowie, a jedno słowo wbijało się głęboko w serce.
Greengrass.
Własny ojciec próbuje zmusić go do zamordowania Dominica
Greengrassa i jego rodziny. To miało być karą za popieranie Zakonu Feniksa i
porzucenie ideologii Mrocznych. Lucjusz Malfoy zorganizował jakże urocze
spotkanie swoich przydupasów i w prezencie świątecznym wręczył im listę
dwudziestu pięciu nazwisk osób, które w najbliższej przyszłości staną się
pionkami w grze o przetrwanie. Każdy wybrał sobie jeden cel, jednak jemu ojciec
przydzielił najprostsze zadanie. Łudził się nadzieją, że skoro udało mu się
zdobyć adres zamieszkania państwa Greengrass, nie będzie musiał dalej w to
drążyć. Już i tak miał wyrzuty sumienia, że włamał się do mieszkania Ginny i
zranił Kevina Strausa. Może i według Lucjusza to było łatwe, dorwać zdrajcę.
Ale dla niego…
Nigdy nie podniesie ręki na Astorię. Nie zniósłby, gdyby
jego ukochana wykrzyczała mu w twarz nienawiść i odeszła od niego. Była jego
promieniem światła w tej ciemnej dziurze, w której się teraz znalazł. Dlatego
więc, kiedy tylko usłyszał o zamiarach ojca, usiłował spotkać się z Ginny.
Niestety dla niego, Ruda już poleciała na misję. Znowu musiał okłamać Astorię,
by użyczyła mu ogniste pióro feniksa do przesłania wiadomości.
Na odpowiedź Ginny nie musiał długo czekać.
A to śmierdzący gumochłon. Postaw mu się, Draco. Niedługo odbijamy
Lance’a i Pierce.
Z nim nie zbudujesz przyszłości, a tylko stracisz szansę na lepsze
życie.
Pomogę Ci, obiecuję.
Obiecuję.
Wiele razy przekonał już się, jak dużą rolę odgrywają
przysięgi w świecie czarów. Miał tylko nadzieję, że dobrze robi obdarzając
zaufaniem zdrajczynię krwi. Gdyby ojciec się dowiedział, z kim zadaje się jego
syn, zapewne leżałby obok lalusia Gilderoy’a, tego pożal się Merlinie
pisarczyka.
Wiedział jednak też, że nie może wykonać zadania ojca. Ginny
miała rację.
- Mamo…-wycharczał, ciągle obolały.- Zostały dwa dni do
uroczystej kolacji świątecznej. Możesz coś dla mnie zrobić?
- Co tylko zechcesz, kochanie. Co tylko zechcesz.- Delikatna
dłoń Narcyzy dała mu trochę ukojenia, więc zebrał się w sobie i podjął decyzję.
- Napiszę list, który w odpowiednim czasie przekażesz
Astorii. I…przydałoby się kilka smakołyków. Święta spędzę w lochu. Z Pierce i
Lancelotem.
N
|
a stole spoczęły kolejne butelki Piwa Kremowego, kiedy
wreszcie zobaczyli kogoś znajomego. Przez drzwi ukryte za schodami wyszedł
wysoki i chudy blondyn ubrany w czarne spodnie, białą koszulę, elegancką,
aksamitną kamizelkę i czarną muszkę. Zgrabnie wskoczył zza ladę barową i z
uśmiechem na twarzy zaczął obsługiwać nowych klientów. Wbrew świątecznemu
okresowi, znalazło się wielu chętnych na spędzenie czasu wolnego w jednym z
niewielu lokali dla czarodziejów w Londynie.
Bar przy bogatej rezydencji Fonetry Alley cieszył się dobrą
sławą. Zaaranżowany według amerykańskiej mody muzyki country przyciągał
licznych klientów, w tym grupy przyjaciół, chcących spędzić wieczór przy
skocznej muzyce. Bar prowadził syn właściciela rezydencji, który nie dawno
wrócił ze Stanów. Bardzo dobrze wykonywał swoją pracę, choć czasami miewał
mrocznych, podejrzanych gości. To ściągnęło do jego lokalu młodych członków
Zakonu Feniksa.
- Przestań się tak gapić, Ron!- skarciła go Hermiona, która
spokojnie sączyła swoje Piwo, lekko przytupując nogą w rytm granej muzyki.
- Ale to Smith! O przepraszam. Zack- burknął.
- To, że nie lubisz Zachariasza za to, co było w GD, nie
oznacza od razu, że coś knuje.
- Oczywiście, że coś knuje, kochanie. Ten typ tak ma.
Wredny, oślizgły gad. Jakim cudem w ogóle trafił do Hufflepuffu?
Hermiona po raz kolejny dzisiejszego dnia przewróciła
oczyma. Obawiała się poważnej wady wzroku.
- To jest jego bar. Normalne, że próbuje zdobyć gości.
Musisz przyznać, że dobrze mu idzie.
Faktycznie, lokal pękał w szwach, duet grający na żywo miał
co robić.
- O, zobacz! I co ty na to, Hermiono?- krzyknął zadowolony
Ron i skinął w stronę lady.
Dwie postacie w kapturach dyskretnie zbliżyły się do Zacka
Smitha, a jedna z nich szepnęła mu coś na ucho. Zirytowany Zack warknął coś do
nich w odpowiedzi, ale wyciągnął coś z kieszeni spodni i podał temu, który stał
bliżej. Hermiona syknęła cicho, gdy w świetle neonowych lamp zabłysły ostre
pazury.
- Wilkołak. Myślisz, że to Greyback?
Jej narzeczony uśmiechnął się półgębkiem i mocno przechylił
butelkę, pijąc ostatni łyk Piwa Kremowego.
- Jest i Piękna naszej bestii- mruknął, wycierając usta
rękawem swetra. W przeciwieństwie do Hermiony, jego zainteresowała bardziej
postać o kruczoczarnych, zniszczonych włosach. Miał swoje podejrzenia, ale
pewność zdobył, gdy podejrzani ruszyli na zaplecze baru i zniknęli za schodami.
Tuż przed opuszczeniem głównej sali baru, nieznajoma kobieta czujnie, choć z
lekceważeniem przyjrzała się gościom. Tych oczu nie da się zapomnieć, nawet po
czterech latach.
- Bellatrix
Lestrange i Fenrir Greyback.- Warknął Ron i gwałtownie wstał. Hermiona
pisnęła, zaskoczona i mocno złapała go za ramię.
- Co ty robisz? Nie damy rady sami, z tyloma Mrocznymi.
Skoro są oni, reszta też tu jest.
- Spokojnie, idę zapłacić za Piwo.
Panna Granger znowu przewróciła oczyma, kiedy jej chłopak
ruszył w kierunku Zacka.
- Cześć, Smith- rzucił lekko.
- Zack. Tak na mnie mówią. W czym mogę…- uśmiech zniknął z
jego twarzy, gdy zobaczył kogo ma przed sobą. Wycierana szklanka omal nie
spadła na ziemię, gdy oczy Puchona spoczęły na Hermionie.- Weasley. Razem z
Granger.
Młodej parze nie uszło uwadze nerwowe oblizanie warg i
spłoszone spojrzenie rzucone w stronę schodów i ukrytych za nimi drzwiami.
- Słyszałem, że bierzecie ślub. Moje gratulacje.
- Dar…auć!- Hermiona celnie wymierzyła cios w kostkę, by
uchronić Rona od palnięcia głupstwa.
- Dziękujemy, Zack. Widzę, że interes kwitnie.
- Tak.- Rzekł, ale i tak był dziwnie spięty.- Chociaż muszę
poszukać nowej piosenkarki, bo obecna wyjeżdża na święta. A tutaj będzie niezła
impreza sylwestrowa.
- Na pewno będzie wesoło i głośno.- Ron nie mógł długo
wytrzymać, wiedząc, że prawdopodobnie gdzieś w rezydencji Smitha są porwani
uczniowie i śmietanka Organizacji Mrocznych.
- A więc….potrzebujesz piosenkarki, hm?
- Tak właśnie powiedziałem, Granger.
- Chyba mogę ci pomóc.
- Ty?!- Zgodny głos Rona i Zachariasza brzmiał śmiesznie,
ale taki był zamiar. Miała wzbudzić ciekawość.
- Całkiem nieźle śpiewam. Uwielbiam muzykę country, a i
piosenki świąteczne nie są mi obce.
Ucieszyła się w duchu, kiedy zobaczyła wyraźne
zainteresowanie Smitha. Fakt, nie znosiła go, ale to była idealna okazja dla
Zakonu, by dostać się do gniazda Mrocznych. Nie mogła jej zniszczyć.
Ron jeszcze długo jęczał niezadowolony, kiedy wrócili do
swojego mieszkania. Zack zgodził się ją sprawdzić, więc istniała duża szansa,
że Hermiona Granger zostanie piosenkarką country na jeden, sylwestrowy wieczór.
Zakon Feniksa zabrał się za planowanie Sylwestra, który
niewątpliwie będzie pełen wrażeń.
G
|
eorge zadowolony wrócił do wynajmowanego pokoju, tuż obok
filii swojego sklepu w Hogsmeade. Prawie cały dzień spędził z Angeliną i
bliźniakami Blackberry. Musiał przyznać, że Dylan to prawdziwy dynamit.
Świetnie latał na miotle, niezły był także w roli pałkarza Gryfonów. Angelina
namówiła go na wspólny wypad na mecz Harpii i Os, co było dla niego miłą
odmianą od biznesowej codzienności. Dobrze się z nimi bawił, później nawet
zagrali mały mecz. Dał też kilka rad Dylanowi i nauczył go ciekawych sztuczek. Jego
spotkanie z Angeliną dobiegało końca, kiedy dostał ognistą wiadomość od Luny.
Ludzie Bossa dali o sobie znać, a skoro to George zajmował się tą sprawą, do
niego kierowała wszelkie zdobyte informacje.
Wiadomość od Bossa nie była długa, jednak strasznie
tajemnicza i zaskakująca. Kiedy wstąpił do redakcji Sonorusa, żył głupią
nadzieją, że spotka wielkiego nieznajomego. Wyglądało na to jednak, że
kimkolwiek był tajemniczy sponsor gazety Luny, grał według swoich zasad.
Weasley zastał tylko paczkę z najnowszym, jeszcze nie wydanym Prorokiem
Codziennym i białą kopertę z jego nazwiskiem wypisanym eleganckim charakterem
pisma.
Gdy zabrał się za przeglądanie Proroka, aż zaparło mu dech
na widok pierwszej strony. Przerażony szybko przerzucił gazetę na odpowiednią
stronę i zaczął czytać.
ORGANIZACJA MROCZNYCH ZAPRASZA DO GRY
Wczoraj, równo o
dwudziestej drugiej pod drzwi naszej redakcji podrzucona została tajemnicza,
czarna koperta. Długo obawialiśmy się ją otworzyć, ale ta chwila musiała
nastąpić. Informacje zawarte w kopercie kompletnie nas przeraziły. List został
wysłany przez Lucjusza Malfoya, lidera grupy czarnomagicznej, która znana jest
szerzej jako Organizacja Mrocznych. W tymże liście zostało zawarte dwadzieścia
pięć nazwisk. Jednak nie byle kogo. Po gruntownych śledztwach naszych
dziennikarzy okazało się, że na liście znajdują się najważniejsze osobistości
magicznej Anglii. Niżej opublikowaliśmy pełną treść listy Malfoya i zwracamy
się z prośbą o wzmożenie ochrony dla ważnych instytucji. Organizacja ogłosiła
mroczną zabawę z Zakonem Feniksa i zamierza zamordować najważniejsze głowy
naszego świata. Nic nie wiadomo o kolejnym ruchu Malfoya, jednak uprzedzono
nas, że każdy z wymienionych pionków otrzyma indywidualne zaproszenie do Gry o
Przetrwanie. Prosimy wszystkich czarodziejów o ochronę najbliższych osób, bo
najbliższe tygodnie zapowiadają się naprawdę groźnie.
George poczuł suchość w ustach, gdy na liście zobaczył wiele
znajomych nazwisk.
Na samym szczycie był Harry, czego się spodziewał. Przeraził
się, gdy nazwisko Ginny zobaczył pod dwójką. Pod trójką byli Greengrassowie.
Dalej Hermiona i Ron, Minister Magii, dyrektorzy ważnych departamentów, na
czele z Amelią Bones i Howardem Turnerem. Później zobaczył Syriusza, Andromedę
i całą swoją rodzinę. Siebie również.
Kiedy trochę ochłonął, zobaczył, że niektóre numery na
liście są zaznaczone na czerwono. Z zaskoczeniem zauważył podkreślenie przy
nazwisku Billa i Fleur, a także Magnusa Fritza. Drżącymi rękoma otworzył białą
kopertę z wiadomością od Bossa. Teraz nic nie było w stanie go zaskoczyć, ale i
tak poczuł opadający kamień na dno żołądka, gdy niecierpliwie prześlizgiwał
oczami po treści.
Zaznaczone nazwiska mogą doprowadzić Cię do mnie, Weasley. Wiem, że mnie
szukasz. Uwierz mi, ja też potrzebuję pomocy. Pomóż mi, a ja pomogę Tobie. Dam
Ci jeszcze jedną wskazówkę, a właściwie nazwiska.
Danielle Mercer i Lee
Jordan.
Halo? Jest
tu kto?
Przepraszam, że tak długo mnie nie było. Ale to nie moja
wina! Rozdział pojawiłby się już miesiąc temu, ale mój komputer zwariował. Nie
dosyć, że był strasznie zawirusowany, przez co musiałam DWA razy pisać
wspomnienie od nowa, to na dodatek okazało się, że musi go zabrać informatyk do
sformatowania. Czy format może trwać miesiąc?
Nie wiem, ale dopiero nie dawno odzyskałam poprawnie działający komputer.
Cztery dni minęły, napisałam rozdział na nowo. Wena mnie nie opuściła, planuję
w międzyczasie dodać jeszcze bonus z notką świąteczną(u mnie przecież święta!).
Także proszę o wyrozumiałość i wydanie opinii. Jeśli ciągle
ktoś to czyta. Jeszcze raz przepraszam, ale przecież obiecałam, ze nie porzucę
Mrocznych. Co to, to nie. Ach, no i z kolejnym wspomnieniem zerkniemy do uczestników misji i Skrzyni Merlina.
Wiesz, trochę brakuje tego wątku misji :/ no ale pocieszyłaś mnie, że będzie w następnym rozdziale :D
OdpowiedzUsuńOgólnie super notka, wydaje mi się, że trochę taka, by wyjaśnić kilka rzeczy.
Niemniej: poruszasz wątek Rona i Hermiony, ale opisujesz żadnych uczuć między nimi... :( Tak samo z Georgem i Angeliną.
Wgl strasznie mnie intryguje ten boss i dlaczego akurat te osoby o.O
Wybacz, że mój komentarz jest trochę nieskładny, ale myślę, że zrozumiesz o co chodzi ;)
Pozdrawiam :*
Kiedy next? <33
OdpowiedzUsuńTrochę więcej Hinny?
Trochę się cicho zrobiło u Ciebie...
OdpowiedzUsuńWiem, że czasu jak zawsze jest mało, ale mam nadzieję, że nie karzesz nam długo usychać z pragnienia i tęsknoty za dalszymi losami bohaterów..