H
|
arry uwielbiał latać.
Gdy był w powietrzu, czas tracił swoją wartość, a on sam
gubił jego rachubę. To było uczucie jedyne w swoim rodzaju. Nawet z
przyjaciółmi nie czuł się tak dobrze jak na miotle. No, może wyjątkiem była
Ginny. Z nią zawsze czuł się wspaniale. Mogli o wszystkim porozmawiać, a i
dopełniali się świetnie. Interesowali się tym samym, mieli podobne poczucie
humoru. On powoli wspinał się po szczeblach swojej kariery aurorskiej, ale ona
wcale nie ustępowała mu pola. Wręcz przeciwnie, była chyba jedyną osobą, która
potrafiła nim wstrząsnąć i jakoś wpłynąć na jego działania. Ginny znała takie zaklęcia,
o których nigdy nie słyszał. Większość z nich sama wymyśliła. Jako jedna z
nielicznych kobiet świetnie radziła sobie z lotem na miotle, co jeszcze
bardziej dodawało jej atrakcyjności. A treningi stworzyły cuda z jej ciałem…
Młody auror musiał zmusić się, by jego myśli powróciły do
rzeczywistości, bo niebezpiecznie szybko zmierzały ku pamiętnemu spotkaniu w
gabinecie Blacków. Umysł nasuwał mu obraz Ginny, która ściągnęła jego koszulę.
Jej gorąca skóra dotykała jego ciała, a ciche westchnienia z jej ust
przyprawiały go o dreszcze. Po tylu latach w końcu miał ją przy sobie. W
gabinecie na nowo wybuchła między nimi namiętność i czułość. To było
niezaprzeczalnie najlepsze wspomnienie w jego życiu, kiedy wreszcie dali ujście
uczuciom krążącym między nimi. Pamiętał, że długo wpatrywał się w Ginny, gdy
zasnęła na jego nagiej piersi. Nie mógł powstrzymać się od delikatnej zabawy
rudym kosmykiem jej włosów. Następnego dnia zaszyli się w bibliotece Blacków,
by wyjaśnić sobie wszystko i zrzucić ciężar obaw o przyszłość. Nie obyło się
również bez czułych gestów i pocałunków. Reszta domowników Grimmauld Place
zdawała sobie sprawę, że między nimi zaszło do przełomowego zdarzenia. A kiedy
Hermiona przyszła poinformować ich o zebraniu Zakonu wcale nie zdziwił jej fakt,
że Ginny siedzi u Harry’ego na kolanach. Uśmiechnęła się tylko szeroko i
uściskała Harry’ego.
- W końcu, Potter. Nareszcie jesteście razem. I mam
nadzieję, że tak już zostanie.
On też miał taką nadzieję i czuł, że Ginny również dołoży do
tego swoich starań. Teraz o wiele lepiej i odważniej patrzył w przyszłość.
Odczuwał tak silne szczęście, jakby wypił cały kociołek Felix Felicis. I
pomyśleć, że już w kwietniu odbędzie się ślub Hermiony i Rona. Przyszli państwo
młodzi jednogłośnie wybrali swoich świadków. Zaśmiał się w duchu, gdy
przypomniał sobie minę Ginny, gdy wysłuchiwała jak Hermiona rozprawia o
kolorach kwiatów i różnych odcieniach niebieskiego. Doprawdy, czy to aż taka
różnica, czy sukienka druhny będzie turkusowa czy lazurowa?
- Hej, najwyższy czas na lądowanie!- mimo, że lecieli bardzo
szybko i wiatr zatykał mu uszy, to krzyk Deana i tak zrozumiał. Niemal jak pięć
pocisków wszyscy skierowali swe miotły ku gęstwinie drzew po prawej stronie. W
oddali majaczyły szczyty górskie, a w dole rozciągała się niebieska wstęga
rzeki. Harry poczuł dreszcz, który wcale
nie był związany z tym, że właśnie wykonywał manewr nurkowania. Gdzieś tam,
pośród gór ukryta jest Skrzynia Merlina z kluczem do Bramy Duchów.
Strażnicy Skarbu Merlina….
Aż strach pomyśleć, że jeden klucz jest w rękach
pięcioletniej dziewczynki. Ginny powiedziała mu, że rodzina Delacour wywodzi
się od jednego z uczniów Merlina, o
których opowiadał Denis w legendzie. Klucz zaginął na lata, ale Fleur w końcu
go odnalazła. Teraz spoczywa w rękach najmłodszego członka szlachetnej rodziny
Delacour. W związku z tym mała Victoire jest w poważnym niebezpieczeństwie. A
skoro ona, to i Ginny. Każdy wiedział, jak bardzo rudowłosa nauczycielka
troszczy się o swoją córkę chrzestną. I tutaj koło się dopełnia, bo on, Harry,
nie zamierza znowu stracić swojej ukochanej.
Młody auror tak bardzo pogrążył się w myślach, że nie
zauważył stojącej przed nim Hanny. Złotowłosa rozciągała ścierpnięte mięśnie po
kilkugodzinnym locie. Gdzieś obok niej Rolf Scamander przeglądał swój plecak,
zapewne w poszukiwaniu jedzenia. Na lewo od Hanny jego dziewczyna żywo
dyskutowała z Deanem, od czasu do czasu wybuchali śmiechem. Ktoś postronny
pomyślałby, że są grupą przyjaciół, którzy wybrali się na sielankową wycieczkę.
Misja zdobycia Skrzyni Merlina przed sługusami Malfoya z
pewnością nie była sielankowa. Zamiast kosza piknikowego ich plecaki wypełnione
były niezbędnymi eliksirami i ziołami leczniczymi, on sam zabrał też pelerynę
niewidkę. Nie był do końca przekonany, ale zdawało mu się, że Ginny pakowała jakiś
stary zwój i scyzoryk, który Charlie kupił jej w obozowisku smoków. Jak przez
mgłę pamiętał, jak Hermiona ekscytowała się tym prezentem. Nóż był podobno
zahartowany oddechem smoka, a rękojeść zrobiona była z łuski najsilniejszego z
nich. Harry przeczuwał, że każdy uczestnik misji ma w zanadrzu ciekawy,
magiczny artefakt. O jego pelerynie wiedzieli tylko Dean i Ginny. Jak na razie
nie planował tego zmieniać.
Młoda nauczycielka zaklęć znowu wykazała się ogromną wiedzą.
Wybrała odpowiednie miejsce na ich obóz, rzuciła silne zaklęcia ochronne oraz
takie, które gwarantowały możliwość bezpiecznego poruszania się w obrębie pięciuset
metrów. Mieli dostęp do rzeki, więc wody było pod dostatkiem. Później Ginny
poprosiła Rolfa, by poszedł z nią do lasu po drewno. W tym czasie Hanna zabrała
się za przygotowanie posiłku.
- Chodź, Harry- zawołał Dean- rozłożymy namiot.
Zadziwiająco zgrabnie im to poszło, więc kiedy Hanna podała
ciepły posiłek, miejscówka była już gotowa. Namiot zabrali z Kwatery Głównej,
podobno należał do Huncwotów. Harry poczuł ucisk w żołądku, kiedy pomyślał, że
będzie spał w namiocie ojca. No i Remus….Szybko odegnał od siebie
przygnębiające myśli, bo właśnie wróciła Ginny. Była cała mokra i zziajana,
więc musieli uciekać przed deszczem. Rolf wbiegł tuż za nią, z naręczem drewna,
które wrzucił do kominka. Wyciągnął
swoją różdżkę i zgrabnie rozpalił ogień. Harry zwrócił uwagę, że jego magiczna
broń wyraźnie różniła się od tych, które dotychczas widział. Była siwa,
ozdobiona jakimiś wyżłobieniami. Kiedy tak się przyglądał, miał wrażenie, że
połączono dwie różdżki w jedną. Rękojeść była zdecydowanie grubsza od reszty, a
kiedy skupiał na niej wzrok, poczuł się jak zahipnotyzowany. Była…niesamowita.
Nie wiedzieć czemu za każdym razem, gdy patrzył na różdżkę Rolfa przypominał
sobie Albusa Dumbledore’a. Ale nie dyrektora, tylko tego z książki Rity
Skeeter.
Życie i kłamstwa
Albusa Dumbledore’a.
Dlaczego naszło go to wspomnienie? Co młody Dumbledore ma
wspólnego z Rolfem Scamanderem? I dlaczego ta różdżka była…przesiąknięta
potężną magią? Tak, trening aurorski zrobił swoje, młody Potter wyczuwał silną
moc płynącą z różdżki Bułgara. Rolf widocznie zorientował się, że Harry mu się
przygląda, bo schował ją do kieszeni swojego płaszcza. Harry, by uniknąć
kłopotliwej sytuacji, szybko podszedł do Deana, który siedział przy kominku. Na
jego kolanach leżał stary pergamin z nakreślonymi czarnym atramentem liniami.
Wyglądało to jak…
- Czy to jest mapa?
Dean drgnął zaskoczony. Był tak bardzo skupiony, że nie
zauważył, gdy młody auror do niego podszedł. Przejechał palcem po jednej z
linii i postukał jakiś zaznaczony punkt. Potem przetarł dłonią po czarnych
włosach i spojrzał na swojego przyjaciela.
- Tak. Sporządził ją Colin, gdy razem ukrywaliśmy się przed
Szmalcownikami trzy lata temu. Znaczy się, nie tą. Ta jest mojej roboty.
Wiesz…Colin powiedział mi, że ta skrzynia, którą ukrył jest bardzo ważna. Mapa
do takiej rzeczy nie może być dostępna dla wszystkich. Ulepszyłem ją trochę pod
względem magicznym.
- Czyli…to jest coś takiego jak Mapa Huncwotów?- Tym razem
obaj mężczyźni podskoczyli, gdy tuż obok Harry’ego rozległ się melodyjny głos
Ginny. Potter poczuł także znajomy, kwiatowy zapach. Rude włosy nadal miała
mokre od deszczu, ale widocznie się przebrała, bo zamiast czarnej kurtki miała
zielony, długi sweter. Susan także do nich dołączyła, przynosząc stos kanapek.
Po krótkiej chwili również Rolf zasiadł na czerwonym fotelu tuż obok
buchającego ogniem kominka. Zdaje się, że podświadomie zebrali się na naradę po
pierwszym dniu podróży.
- Dokładnie- ciągnął Dean.- Kiedy Colin zginął w Bitwie o
Hogwart, wielokrotnie przybywałem w to miejsce i spokojnie sporządzałem tę
mapę. Widzicie, o tutaj- wskazał linię, w którą wcześniej się wpatrywał.- To
jest ta rzeka obok naszego namiotu. My jesteśmy tu- pokazał punkt niedaleko
kępy drzew- a tutaj musimy dotrzeć- zakończył, wskazując na czerwony X. Wokół
tereny nie były sprzyjające. Wpatrując się w mapę, Harry zobaczył góry, jakiś
wąwóz i całkiem duże jezioro.
- Skrzynia Merlina ukryta jest w dużej dziupli, tuż koło
jeziora.
- Ale?- mruknęła Hanna, a gdy wszyscy na nią spojrzeli,
przewróciła oczyma.- Zawsze jest jakieś ale. Tym bardziej jeśli chodzi o
potężny, magiczny przedmiot.
- Fakt- zaśmiał się Dean. Przejechał palcem po pergaminie i
wskazał na zaznaczone jezioro.- Te wody są paskudne. Miejscowi czarodzieje nie
są zbyt pomocni. Każdy zbłądzony turysta, który zaginął w górach na pewno
wylądował w jeziorze. No, a jeśli dołożymy do tego magię terenu, to mamy przed
sobą perspektywę spotkania z inferiusami.
Harry mimowolnie się wzdrygnął. Pamiętał te martwe istoty z
wyprawy, którą odbył z Dumbledorem. Szukali wtedy jednego z horkruksów
Voldemorta. Nie było to jego ulubione wspomnienie, więc nie był zbyt szczęśliwy,
gdy Dean poinformował ich o tym szczególe.
- Wiemy jak z nimi walczyć- odezwała się Ginny.- Trzeba
pamiętać, by mieć pod ręką ogień, albo coś by go rozpalić. Każdy z nas jest na
tyle dobrze wyszkolony, że spokojnie powinien poradzić sobie z jednym, czy
dwoma. Gorzej jak to będzie cała armia.- potrząsnęła głową i kiwnęła nią na
Deana- Co jeszcze może nas zaskoczyć?
- Ehh…no, wąwóz jest pełen boginów, którzy ukrywają się w
szczelinach skalnych. A jeśli chodzi o las, to nie mogę nic szczególnego
powiedzieć. Colin wybrał dość charakterystyczne miejsce, tuż koło jeziora.
Nigdy nie zagłębiałem się daleko w las.
- Czyli…boginy i inferiusy. Spoko, nie tak źle. Chcąc
dotrzeć do jeziora, będziemy musieli przedrzeć się przez wąwóz.
- Moglibyśmy też spróbować z drugiej strony- powiedziała
Hanna- przez las. To chyba całkiem niezłe rozwiązanie, bo nie wiadomo co
planuje Malfoy. Mroczni mogą zaatakować z każdej strony, a lepiej by nam nie
odcięli potencjalnej drogi ucieczki.
Wszyscy pokiwali głowami, na znak zgody. Teraz pozostało się
tylko podzielić na dwa zespoły.
- Kto pójdzie lasem?- mruknęła Ginny.
- Ja mogę- odezwał się Rolf- W Bułgarii często włóczyłem się
po dziwnych miejscach. Las nie stanowi problemu.
- W takim razie ja też- ziewnął Dean- Znam trochę ten teren.
Hanno, ty pójdziesz wąwozem. Bywałaś tutaj razem z wujem, tak? Raczej się nie
zgubisz.
- Jasne, to kto do kompletu? Ginny?
- To chyba będzie najlepsze rozwiązanie- powiedziała
rudowłosa.- Odpocznijmy trochę, dobrze?
Lecieliśmy kawał czasu. Możemy wyruszyć za jakieś dwie godziny.
Nikt nie stawiał oporu, pokiwali głowami i rozeszli się, by
się zdrzemnąć. Rolf ulokował się najbliżej wejścia do namiotu, więc kontrolował
wydarzenia na zewnątrz. Dean pochłonął kanapki i wyłożył się na fotelu koło
kominka. Hanna spojrzała na Harry’ego i powiedziała, żeby zajął razem z Ginny największy
materac. Skoro i tak są oficjalnie parą, nic nie szkodzi na przeszkodzie, by
spali na jednym łóżku. Złotowłosa położyła się zatem na kanapie koło Deana.
Wystarczyło pół godziny, by namiot pogrążył się w ciszy.
Harry leżał na boku i szeptem rozmawiał z Ginny. Subtelnym gestem gładził jej
nogę, którą przerzuciła przez jego ciało. Materac był dość duży, jak na dwie
osoby, ale oni i tak chcieli być bardzo blisko siebie.
- Mam wrażenie, jakbym znowu szukał horkruksów. Tylko
zamiast Rona i Hermiony jesteś ty, co mi bardzo pasuje- mruknął i ucałował jej
ramię.- Posłuchaj…Chciałbym, byś wzięła ze sobą moją pelerynę. Proszę- szepnął,
gdy chciała zaprotestować.- Idziemy osobno, a ja nie zamierzam znowu cię
stracić. Niewidka zapewni ci ochronę. Będę spokojniejszy.
Ginny westchnęła i
delikatnie odgarnęła włosy z jego czoła.
- Dobrze, zabiorę ją, jak będę się szykować.- Mruknęła i
musnęła ustami jego skroń. Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia i zatonęła w
jego intensywnym, szmaragdowym spojrzeniu. Jego ręka wędrująca po jej odkrytej
skórze wywoływała przyjemne dreszcze, a ciepły oddech dawał poczucie
bezpieczeństwa. Gdy ich usta złączyły się w gorącym pocałunku, mrowienie objęło
całe ciało. To było niesamowite, że tak subtelne czułości potrafiły wprowadzić
ją w taki stan….który przerwał budzący się Dean.
- Która godzina? Już czas ruszać?- zaspany głos ich
przyjaciela spowodował cichy jęk zawodu u Harry’ego i nieco chrapliwy śmiech
Ginny. Na Merlina, jeszcze trochę i by się zapomnieli.
- Chyba tak, Dean- chrząknęła rudowłosa, gdy tylko
wyswobodziła się z uścisku swojego chłopaka. Harry miał tak przygnębioną minę,
że musiała dać mu jeszcze słodkiego całusa. Potem zniknęła razem z Hanną, by
przyszykować się do wyjścia. Ubolewał nad przerwaną chwilą, ale w końcu i on
zaczął zbierać najpotrzebniejsze rzeczy. Po pięciu minutach dziewczyny wyszły z
namiotu w pełnej gotowości i ruszyły w stronę wąwozu. Potter zdążył jeszcze
uchwycić wybuchający jasny płomień, który towarzyszy przy wysyłaniu wiadomości
za pomocą pióra feniksa. Jedna z nich musiała skorzystać z tej możliwości, ale
nie zaprzątał sobie tym głowy. Mają prawo do prywatności.
- Dalej Harry, las czeka- zawołał Dean i we trójkę, ramię w
ramię skierowali się ku złowieszczym lasom.
S
|
erce mocno obijało się o żebra, a oddech miały nierówny,
kiedy w końcu wdrapały się na wysokie wzniesienie.
- Jak myślisz, Ginny? Mroczni gdzieś tu są?
Rudowłosa przyłożyła dłoń do skroni i przyjrzała się
widokowi, który rozciągał się tuż pod nimi. Wielki wąwóz skalny, podstępne
jaskinie, a w oddali majaczyło jezioro pełne inferiusów. Mimo, że była zima, to
i tak wysoko w górach przodowała zieleń.
- Są na pewno. Tylko z której strony nadejdą i czy nas
obserwują? O tym przekonamy się już niedługo- mruknęła Ginny i razem z Hanną
skierowała się ku wejściu do wąwozu.
- Jeśli ludzie Malfoya tam są, to mamy przechlapane-
złotowłosa westchnęła, ale odważnie wkroczyła w przełęcz skalną. – Albo oni,
jeśli znajdziemy ich pierwsze.
- Ta wizja bardziej mi odpowiada- zaśmiała się młoda
nauczycielka.- Z niemałą satysfakcją skopałabym kilka mrocznych tyłków. Za
Pierce i Lance’a.
- A ja z chęcią zobaczę cię w akcji. Oczywiście także mam w
zanadrzu kilka niespodzianek, ale ogromnie jestem ciekawa twoich własnych
zaklęć.
Nagle, jak na komendę, zatrzymały się obie i obejrzały się
za siebie. Zerwał się silny wiatr, który hulał między szczelinami i niemal
odgrywał jakąś smutną pieśń.
- Chodźmy dalej, Gin- Hanna przyspieszyła tempo. Po żmudnej
wędrówce dotarły do następnego przejścia ukrytego w skałach. Już miały
przechodzić, kiedy z jednej szczeliny wydobył się dym. Gdzieś obok Ginny
usłyszała cichy pisk strachu, kiedy pierwszy bogin powoli sunął ku Hannie.
Widziała, jak złotowłosa kurczowo zaciska palce na swojej różdżce i wymierza ją
w zbliżający się kształt. Ginny już chciała unieść swoją, kiedy znienacka
wysuszone pnącza roślin drgnęły i oplotły jej kostki. Poczuła się dziwnie, gdy
upadła i zaczęła szarpać się ze spróchniałymi badylami, ale widocznie były zaklęte.
Trzymały się jej kończyn niewiarygodnie mocno i powoli wydłużały się, coraz
bardziej oplatając jej ciało. Miała bardzo ograniczone pole manewru, ale
wykręciła się, by zobaczyć jak radzi sobie Hanna. Wyglądało na to, że udało jej
się opanować strach i właśnie zamierzała stawić czoło boginowi. Rozpaczliwy
krzyk Ginny trochę ją zmotywował, bo kiedy zobaczyła co się z nią dzieje, od
razu pokonała bogina.
- Riddiculus!- z głośnym piskiem stwór rozpłynął się w
powietrzu, a Hanna błyskawicznie znalazła się koło rudowłosej. Kiedy tylko
dotknęła rozrastających się pnączy, te mocniej ścisnęły Ginny, na znak
protestu.
- To Diabelskie Sidła! Nie sądziłam, że jeszcze tu rosną!
Mieli wyplenić wszystkie szczepy.
Energia powoli ulatywała z nauczycielki Zaklęć, kiedy
trujące pnącza coraz bardziej ją pochłaniały. Wydała z siebie jeszcze jeden
okrzyk i z trudem okupionym niemiłosiernym bólem ramienia udało jej się
wyswobodzić jedną rękę. Hanna mruczała zaklęcia ogniotwórcze, by spalić te
przeklęte zielsko, ale za szybko się rozprzestrzeniało. Ból w piersi był
okropny, ale Ginny skupiła się na resztach przepływającej mocy. Uniosła
uwolnioną rękę i skierowała ją w dół, do korzeni. Wyobraziła sobie, jak
koniuszki jej palców zaczynają tlić się ogniem. Skupiła się na wspomnieniu
zaklęcia, które wymyśliła podczas studiów w Cardiff. Czar wiecznego ognia
olimpijskiego zapożyczyła z motywu mugolskich zawodów sportowych. Jedno
pstryknięcie palców i wytworzy wieczny ogień, który strawi Diabielskie Sidła w
drobny mak.
Jedno pstrykniecie, no dalej.
Dzięki Merlinowi, Hanna zrozumiała co chce zrobić, bo
skierowała ogień ze swojej różdżki tak, by zajął pnącza oplatające jej ramię.
Kiedy rękę miała w pełni sprawną, odrzuciła wrażenie bólu i krzyknęła głośno.
Charakterystyczne pstryknięcie palców wyzwoliło iskry wyskakujące z jej dłoni. Niebieski
płomień szybko zajął ścianę trującego zielska, a Ginny z walącym sercem zebrała
się do biegu. Hanna krzyknęła na nią i pociągnęła w głąb wąwozu. Nie wiedziała
jaką odległość przebiegły, ale w uszach dudnił jej syk rozpadających się
trujących pnączy, które jeszcze przed chwilą zamierzały ją udusić. Biegły przed
siebie, aż Ginny pogubiła się w tych zakrętach i przełęczach. Kiedy adrenalina
trochę z niej zeszła, poczuła bolesne kłucie promieniujące od piersi do lewego
ramienia.
- Zatrzymajmy się!- wysapała. Gdy stanęła, jej nogi odmówiły
posłuszeństwa i kompletnie wyzuta z sił opadła na kolana. Hanna chyba zdawała
sobie sprawę, co się dzieje, bo oplotła ją ramieniem i doprowadziła do
najbliższej wnęki skalnej. Delikatnie ułożyła ją na zdrowym boku, a sama
zaczęła grzebać w swojej torbie.
- No, gdzie
to jest…ach! Niech Merlin błogosławi Neville’a za tą jego maść. Wyleczę cię,
słyszysz?
Ale Ginny nie słyszała Hanny. Trujące właściwości
Diabelskich Sideł obezwładniły całe jej ciało. Niewyraźna mgła przysłoniła jej
umysł, poczuła tylko jak ciepłe ręce jej złotowłosej towarzyszki rozprowadzają
maść po zaczerwienionej już skórze. Mętny wzrok zarejestrował także nagły zryw
dziewczyny i szybki, niespokojny rytm słów.
- Gin, chyba nas wyśledzili. Zauważyłam jakieś ciemne
postacie, gdy walczyłaś z tym przeklętym zielskiem.
- Ilu?- ledwo słyszalny charkot wydarł się z gardła
omdlewającej Ginny.
- Czterech, może pięciu. Musimy się ukryć. Nie dasz rady
walczyć.
- Peleryna.
- Co…
- W mojej torbie. Harry dał mi niewidkę. Zakryj nas. –
Krótkie zdania odbierały jej ostatnie siły, ale musiały się jakoś zabezpieczyć.
Jeśli Mroczni naprawdę niedługo tu będą…
Obraz coraz bardziej tracił ostrość, rozgrzana skóra
wyglądała jak po oparzeniach i powoli dopadały ją halucynacje. Zamiast Hanny,
co za ironia, zobaczyła młodego Malfoya z Astorią. Potem George’a i malutką
Victoire. Klucz do Bramy Umarłych jaśniał w ciemności, aż zapłonął intensywną
zielenią. Usłyszała mrożący krew w żyłach śmiech Bellatrix Lestarnge.
- Colin! Za tobą!
Colin Creevey odwrócił
się w ostatnim momencie. Klątwa przeleciała tuż nad jego odchylonym barkiem.
Powalił przeciwnika i odgarnął spocone blond włosy z twarzy.
- Dzięki, Gin.
Uratowałaś mnie. Znowu!
- Nie gadaj, trzeba
pomóc Syriuszowi.
I pomogli. Tylko
trzyosobowy skład obrońców wrót wejściowych nie utrzymał szturmu
Śmierciożerców.
- Avada Kedavra!
Walczący z przodu
Colin tym razem się nie uchylił. Po prostu padł, pokonany. Usłyszała
rozpaczliwy wrzask rozdzierający serce. Z jakiegoś powodu ktoś mocno trzymał ją
w ramionach.
- Colin…nie. Nie
możesz mnie zostawić. Obiecałeś, że…Nie!
- Jego już nie ma. Nie
pomożesz mu, mała. Ginny…
- Ginny! Dzięki Merlinowi, obudziłaś się!
Melodyjny głos Hanny zadziałał na nią jak porządny łyk piwa
korzennego. Rudowłosa podniosła się z cichym sykiem do pozycji siedzącej i
uważnie się rozejrzała. Obie spoczywały w jakiejś słabo oświetlonej jaskini. W
głębi tlił się wesoło ogień, a jej nozdrza atakował mocny, ziołowy zapach. Coś
przykleiło się do jej ramienia, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to był
prowizoryczny opatrunek z zebranych liści. Zaniepokojona twarz Hanny pojawiła
się w polu widzenia, a na usta Ginny mimowolnie wkradł się uśmiech.
- Nie jest tak łatwo mnie wykończyć. Nawet cholerne
Diabelskie Sidła nie potrafią porządnie zaleźć mi za skórę.- Zaraz potem
zaśmiała się chrapliwie.- Chociaż nie, zalazły. I to dość dobitnie.
Jej uśmiech wyraźnie wywołał rozluźnienie Hanny.
Opowiedziała, co się działo, kiedy Ginny uległa toksycznej substancji, którą
zostawiło w jej ciele przeklęte zielsko. Ukryte pod peleryną czekały na ich
prześladowców. Na szczęście pojawił się tylko Avery, który nie należał do
najdyskretniejszych. Krzyczał głośno, że dorwie „ lalunię Pottera i puchońską
sucz”. Nie miała pojęcia, skąd Mroczni wiedzieli, kto został wysłany na misję.
Dobra wiadomość była taka, że Hanna w obronie własnej wylała na niego
nieciekawy eliksir, który zaćmił mu wzrok. Miotał się, krzycząc przeraźliwie,
aż natrafił na pustkę pod nogami i runął ze skalnej przełęczy. Z tego co mówiła
Hanna, Avery nie zginął, ale wylądował gdzieś w
zaroślach, gdzie czaiły się różne szczepy magicznych roślin.
- Kto wie, co się z nim teraz dzieje. Za to my jesteśmy
blisko celu. Jezioro jest tuż za ostatnim zakrętem.
- Wspaniale, nie traćmy czasu!- powiedziała Ginny. Te
wiadomości dodały jej energii. Zresztą maść Neville’a podziałała, trucizna
zaczęła opuszczać jej organizm. Pamiętała wizję Colina, ale nie chciała myśleć
o tym w tej chwili. Gdzieś tam był Harry, Dean i Rolf, a Mroczni nadal są w
pobliżu. Im szybciej załatwią sprawę ze skrzynią, tym lepiej. Złotowłosa chwilę
pomarudziła nad jej stanem, ale w końcu dała spokój.
- Z tobą i tak nie wygram- mruknęła i rzuciła jej plecak.-
Chodźmy znaleźć ten klucz.
N
|
ikt z ich trójki nie przewidział, że las okaże się tak
gęsty. Korony drzew były niemożliwie ściśnięte, po godzinie marszu zrobiło się
ciemno. Nikt nie był skory do rozmowy, zrobiło się także zimno, jakby las
pochłaniał całe światło dzienne. Rolf zadziwiająco dobrze orientował się w
bogactwach okolicy. Wielokrotnie ratował ich przed niebezpiecznymi roślinami i
mieszkańcami dziupli drzew. Im bardziej zbliżali się do jeziora, tym bardziej
opary mgły ograniczały i tak marne pole widzenia. To na pewno nie wyglądało na
sielankową wycieczkę przyjaciół. Raz usłyszeli krzyk niesiony przez echo. Harry
poczuł, jak wnętrzności wywijają pokaźnego kozła, gdy dotarło do niego, że to
był złowieszczy, męski ryk bólu.
- Mroczni już są. I zdaje się, że znaleźli dziewczyny.-
Mruknął niespokojnie Dean.
- Musimy jak najszybciej dotrzeć nad jezioro.- Rolf ruszył
żwawo przed siebie. Harry i Dean pognali za nim. Było tak ciemno, że już
kompletnie nic nie widzieli. Krzyki coraz bardziej się zbliżały. Gdy w końcu
wybiegli na polanę oświetloną blaskiem księżyca odbijającego się od tafli
jeziora, wszyscy trzej stanęli jak wryci.
Czterej Mroczni z maskami na twarzach stali z wyciągniętymi
różdżkami i celowali nimi prosto w nowo przybyłych. Najwyższy z nich, o
długich, czarnych włosach wystąpił na przód pewnym krokiem.
- Witaj, Potter. Spotykamy się w bardzo miłych
okolicznościach- powiedział szyderczo.
To, co najbardziej zaskoczyło Harry’ego, to barwa jego
głosu. Francuski akcent był wyraźnie słyszalny, ale nie to przykuło jego uwagę.
- Lucjusz chyba zwariował do reszty, skoro przyjmuje
małolatów. Ile ty masz lat?
- Co cię to obchodzi!- warknął Mroczny.
- Nie chcę skrzywdzić kogoś, kto nie wie w co się wpakował.
- Dobrze wiem, co robię, Potter!
- Wybacz, ale ja cię nie znam.
- I nie poznasz!- mimo, że chłopak był młody, zaskoczyła go
jego szybkość i pewność siebie. Zaklęcia i klątwy śmigały po całej polanie.
Wkrótce do walki dołączyli postali, a Dean i Rolf również nie zamierzali się
poddawać. Harry już nie raz widział Thomasa w akcji, ale to Scamander przykuwał
uwagę. Nawet nie musiał się bronić, tak dobrze forsował swojego przeciwnika. Widocznie
był specjalistą od magii niewerbalnej, bo w całej imponującej walce nie wydał z
siebie żadnego krzyku.
- Dean! Zajmij się Skrzynią!- Dopiero teraz Bułgar ze
spokojem zwrócił się do Thomasa, który szedł w znanym sobie kierunku.
- Musimy zapewnić mu swobodę działania- krzyknął Harry, gdy
powalił swojego przeciwnika. Zwinnie uniknął zmierzającego ku niemu zaklęcia
tnącego i pobiegł w kierunku Deana. Rolf zrobił to samo i teraz obaj zasłonili
Thomasa, by ten mógł wydobyć Skrzynię Merlina.
- Nie pozwolimy wam zabrać klucza!- młody adept Mrocznych
był zadziwiająco wytrwały. Ogłuszony potężnym zaklęciem Harry’ego już podnosił
się na nogi. Krzyknął coś do swoich kumpli i po chwili jeden z nich wypalił
szybkie zaklęcie oślepiające. Co prawda działało ono tylko kilka sekund, ale w
ten sposób Mroczni zyskali dostęp do Deana. Trening aurorski przygotował
młodego Pottera na taką ewentualność. Musiał wyczulić pozostałe zmysły i skupić
się na jednym przeciwniku. Problem stanowił drugi człowiek Malfoya. Ciągle był
w masce, chyba jako jedyny. Stał na uboczu, jakby nie chciał uczestniczyć w tej
bitwie. Harry radził sobie bardzo dobrze przez większość czasu działania
zaklęcia oślepiającego, ale przeciwnik także nie był świeżakiem. Wykonał szybki
ruch kolanem i powalił Harry’ego na ziemię. Usłyszał początek inkantacji
czarnomagicznego zaklęcia, kiedy na polanę od strony wąwozu wbiegły dwie nowe
postacie.
- Harry! Za tobą!
To był chyba najsłodszy głos, jaki słyszał w całym swoim
życiu. Jego kochana Ginny wpadła z impetem na jednego z Mrocznych, a Harry to
wykorzystał i zdążył się przekręcić. Jego wróg, wytrącony z równowagi nagłym
pojawieniem się Ginny i Hanny, z okrzykiem zaskoczenia padł porażony zaklęciem
wypalonym przez Pottera. Nie marnując czasu szybko doskoczył do swojej dziewczyny.
- Dzięki, Gin. Uratowałaś mnie. Znowu!
- Nie gadaj, trzeba pomóc Deanowi.
Hanna pobiegła by pomóc Rolfowi, który walczył teraz z
czarnowłosym młokosem. Szybko go pokonali i we dwójkę ruszyli w stronę Thomasa,
który już trzymał w ramionach małą, mosiężną skrzynkę. Tymczasem jedyny
pozostały na nogach Mroczny zwrócił się ku Harry’emu i Ginny.
- Skrzywdziliście mojego brata- syknął. Rudowłosa poczuła,
jakby teraz ona dostała uderzenie w brzuch. Znała ten głos. I to bardzo dobrze.
Harry również z uwagą przyjrzał się twarzy, którą ciągle zakrywała maska.
- Znam twój głos.
- Doprawdy?- warknął mężczyzna.- Dobrze, że nie będziesz
miał okazji zobaczyć mojej twarzy, Potter.
I ruszył.
Jednym machnięciem różdżki odrzucił Harry’ego tuż nad skraj
urwiska. Niedaleko w dole majaczyła mętna, przeklęta woda jeziora inferiusów.
Ginny ruszyła biegiem, by mu pomóc, ale Mroczny złapał ją i mocno przytrzymał.
- Jego już nie długo nie będzie. Nie pomożesz mu, mała. –
Odwrócił się i wypalił serię zaklęć w stronę Rolfa, Hanny i Deana. W
przerażającym tempie las tuż za nimi zajął się ogniem. Jeśli teraz nie uciekną,
wszyscy zginą strawieni przez pożar. Urwisko, na którym teraz się znaleźli
odcięło ich od wąwozu, więc nie mieli innej drogi odwrotu. Albo las, albo
jezioro.
- Dean!- krzyknęła Ginny i zdjęła swój plecak.- Łap i
uciekajcie! Manuskrypt zawiera zaklęcie, które otworzy skrzynię. Nie zgub go!-
wyrzuciła plecak daleko i tak jak przewidziała Mroczny rzucił się po niego.
Jednak ona była szybsza i magią bezróżdżkową odrzuciła go na drugi skraj
urwiska.
- Ginny! Płomienie zaraz odetną wam drogę!
- Nie zostawię Harry’ego! Uciekajcie. Już!
Nie zwracała już na nic uwagi, tylko podbiegła do swojego
chłopaka. Jego pierś pokrywała ciemnoczerwona krew.
- Gin…Idź z nimi. Nie możesz tu zostać.- chrapliwy, ledwo
słyszalny głos, który tak bardzo kochała powoli gasł.
- Niedoczekanie twoje, Potter. Nie zamierzam cię opuścić.-
obdarzyła go czułym pocałunkiem. Zerknęła w bok, by zobaczyć co się dzieje z
ich przyjaciółmi. Dean złapał plecak i trzymając skrzynię w ramionach ruszył
biegiem ku palącemu się lasowi. Hanna ugasiła ogień na tyle, by zdołali
przejść.
- Uciekaj, Rolf!- krzyknęła na Bułgara, który próbował
dotrzeć do niej i Harry’ego.
- Fabrice! Zabieraj Pottera! – głos mężczyzny w masce
rozdzierał jej serce, ale z determinacją pomogła wstać Harry’emu i wcisnęła w
jego rękę różdżkę.
- Nie wierzę, że to on- szepnęła.- Był moim przyjacielem.
Rolf w końcu zrozumiał, że ratowanie ich to beznadziejna
sprawa i krzycząc, że ich odnajdą pobiegł za Hanną i Deanem. A mroczni bracia
powili otoczyli młodą parę i zmusili ich do stanięcia tuż nad krawędzią
urwiska.
- Muszę przyznać ci rację, braciszku. Weasley to niezła
ślicznotka. Szkoda, że związała się z Potterem, bo teraz zginie razem z nim.
- Nie tak się umawialiśmy, Fabe. Ona miała być moja.
- Tak…no cóż. Zmieniłem zdanie. Omal mnie nie zabiła, kiedy
wpadła na polanę. Nie mogę zmarnować takiej okazji, by ją wyeliminować z gry. Lucjusz
na pewno mnie wynagrodzi.
- Wystawiasz własnego brata!
- Pogódź się z tym. Ona należy do Pottera. Nigdy nie będzie
twoja.
I rzucił zaklęcie. Harry spadł z urwiska, ciągnąc ją za
sobą. Mroczny zerwał maskę i z krzykiem złapał dłoń Ginny.
- Nie wierzę, że to ty.- westchnęła żałośnie.
- Przykro mi bracie, nie uratujesz ich.- powalił własnego
brata, a Ginny i Harry runęli w dół, prosto w mroczne wody jeziora inferiusów.
Usłyszała jeszcze głośny rechot Fabrice’a, a potem poczuła, jak ramiona Harry’ego
czule ją otulają.
Kiedy uderzyli w taflę wody i spadli na dno, zamiast plusku
usłyszała trzask własnego serca. Przed oczami majaczyła jej twarz zdrajcy,
który niedawno trzymał ją za rękę. Otaczała ich mroczna toń pełna inferiusów, a
ona myślała tylko o jednym.
O twarzy Rene de Finesa. Przyjaciela, który zdradził.
O Rany! Długo mi to zeszło, ale chyba mi wybaczycie? Taki
wątek potrzebował głębszych przemyśleń. Niedobry Rene! Razem z młodszym bratem
przystąpił do Mrocznych, dla mnie to szok. A co wy myślicie? :D
Czekam na opinie.
W następnym rozdziale:
- Blaise i Maddie odnajdują Pansy Parkinson.
- Poznamy jedną tajemnicę Bossa
- Hermiona i Ron wkraczają do gniazda Mrocznych.
A tak subtelnie i zupełnie niewinnie słodko się zaczęło. Od przemyśleń Harry'ego do zdrady Rene i ich upadku. Obudziłaś tym rozdziałem tyle emocji, że aż nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńNie umiem komentować stylistyki i błędów( bo tak owych nie widzę) Ale umiem powiedzieć, że bardzooooooooo mi się podoba ten rozdział. Tyle się w nim dzieje. Brakowało mi tej akcji. Naprawdę wróciła ci chęć do pisania i bardzo mnie to cieszy.
Mogłabym godzinami pisać o mojej opini i moich kolejnych domysłach, które bywają trafne, ale nie zamierzam. Tym razem pozostawie je moją słodką tajemnicą. :D
Oj, strasznie namieszałaś w tej notce :p Na początku jest milutko, a na koniec takie rzeczy... :o
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy to takie zaskoczenie, że Rene przyłączył się do Mrocznych? W sumie to było do przewidzenia :p Ale coś czuję, że on jeszcze coś namiesza.... ;)
Brakowało mi trochę Rona i Hermiony, z zapowiedzi wynika, że w następnym rozdziale będzie o nich więcej, więc czekam z niecierpliwością :D
No a tak to wszystko jest super, tylko pozostaje niedosyt co dalej, więc wyczekuję nn :)
Pozdrawiam :*