piątek, 14 lutego 2014

Wspomnienie 17: Na dno.



H
arry uwielbiał latać.
Gdy był w powietrzu, czas tracił swoją wartość, a on sam gubił jego rachubę. To było uczucie jedyne w swoim rodzaju. Nawet z przyjaciółmi nie czuł się tak dobrze jak na miotle. No, może wyjątkiem była Ginny. Z nią zawsze czuł się wspaniale. Mogli o wszystkim porozmawiać, a i dopełniali się świetnie. Interesowali się tym samym, mieli podobne poczucie humoru. On powoli wspinał się po szczeblach swojej kariery aurorskiej, ale ona wcale nie ustępowała mu pola. Wręcz przeciwnie, była chyba jedyną osobą, która potrafiła nim wstrząsnąć i jakoś wpłynąć na jego działania. Ginny znała takie zaklęcia, o których nigdy nie słyszał. Większość z nich sama wymyśliła. Jako jedna z nielicznych kobiet świetnie radziła sobie z lotem na miotle, co jeszcze bardziej dodawało jej atrakcyjności. A treningi stworzyły cuda z jej ciałem…
Młody auror musiał zmusić się, by jego myśli powróciły do rzeczywistości, bo niebezpiecznie szybko zmierzały ku pamiętnemu spotkaniu w gabinecie Blacków. Umysł nasuwał mu obraz Ginny, która ściągnęła jego koszulę. Jej gorąca skóra dotykała jego ciała, a ciche westchnienia z jej ust przyprawiały go o dreszcze. Po tylu latach w końcu miał ją przy sobie. W gabinecie na nowo wybuchła między nimi namiętność i czułość. To było niezaprzeczalnie najlepsze wspomnienie w jego życiu, kiedy wreszcie dali ujście uczuciom krążącym między nimi. Pamiętał, że długo wpatrywał się w Ginny, gdy zasnęła na jego nagiej piersi. Nie mógł powstrzymać się od delikatnej zabawy rudym kosmykiem jej włosów. Następnego dnia zaszyli się w bibliotece Blacków, by wyjaśnić sobie wszystko i zrzucić ciężar obaw o przyszłość. Nie obyło się również bez czułych gestów i pocałunków. Reszta domowników Grimmauld Place zdawała sobie sprawę, że między nimi zaszło do przełomowego zdarzenia. A kiedy Hermiona przyszła poinformować ich o zebraniu Zakonu wcale nie zdziwił jej fakt, że Ginny siedzi u Harry’ego na kolanach. Uśmiechnęła się tylko szeroko i uściskała Harry’ego.
- W końcu, Potter. Nareszcie jesteście razem. I mam nadzieję, że tak już zostanie.
On też miał taką nadzieję i czuł, że Ginny również dołoży do tego swoich starań. Teraz o wiele lepiej i odważniej patrzył w przyszłość. Odczuwał tak silne szczęście, jakby wypił cały kociołek Felix Felicis. I pomyśleć, że już w kwietniu odbędzie się ślub Hermiony i Rona. Przyszli państwo młodzi jednogłośnie wybrali swoich świadków. Zaśmiał się w duchu, gdy przypomniał sobie minę Ginny, gdy wysłuchiwała jak Hermiona rozprawia o kolorach kwiatów i różnych odcieniach niebieskiego. Doprawdy, czy to aż taka różnica, czy sukienka druhny będzie turkusowa czy lazurowa?
- Hej, najwyższy czas na lądowanie!- mimo, że lecieli bardzo szybko i wiatr zatykał mu uszy, to krzyk Deana i tak zrozumiał. Niemal jak pięć pocisków wszyscy skierowali swe miotły ku gęstwinie drzew po prawej stronie. W oddali majaczyły szczyty górskie, a w dole rozciągała się niebieska wstęga rzeki.  Harry poczuł dreszcz, który wcale nie był związany z tym, że właśnie wykonywał manewr nurkowania. Gdzieś tam, pośród gór ukryta jest Skrzynia Merlina z kluczem do Bramy Duchów.
Strażnicy Skarbu Merlina….
Aż strach pomyśleć, że jeden klucz jest w rękach pięcioletniej dziewczynki. Ginny powiedziała mu, że rodzina Delacour wywodzi się od jednego z  uczniów Merlina, o których opowiadał Denis w legendzie. Klucz zaginął na lata, ale Fleur w końcu go odnalazła. Teraz spoczywa w rękach najmłodszego członka szlachetnej rodziny Delacour. W związku z tym mała Victoire jest w poważnym niebezpieczeństwie. A skoro ona, to i Ginny. Każdy wiedział, jak bardzo rudowłosa nauczycielka troszczy się o swoją córkę chrzestną. I tutaj koło się dopełnia, bo on, Harry, nie zamierza znowu stracić swojej ukochanej.
Młody auror tak bardzo pogrążył się w myślach, że nie zauważył stojącej przed nim Hanny. Złotowłosa rozciągała ścierpnięte mięśnie po kilkugodzinnym locie. Gdzieś obok niej Rolf Scamander przeglądał swój plecak, zapewne w poszukiwaniu jedzenia. Na lewo od Hanny jego dziewczyna żywo dyskutowała z Deanem, od czasu do czasu wybuchali śmiechem. Ktoś postronny pomyślałby, że są grupą przyjaciół, którzy wybrali się na sielankową wycieczkę.
Misja zdobycia Skrzyni Merlina przed sługusami Malfoya z pewnością nie była sielankowa. Zamiast kosza piknikowego ich plecaki wypełnione były niezbędnymi eliksirami i ziołami leczniczymi, on sam zabrał też pelerynę niewidkę. Nie był do końca przekonany, ale zdawało mu się, że Ginny pakowała jakiś stary zwój i scyzoryk, który Charlie kupił jej w obozowisku smoków. Jak przez mgłę pamiętał, jak Hermiona ekscytowała się tym prezentem. Nóż był podobno zahartowany oddechem smoka, a rękojeść zrobiona była z łuski najsilniejszego z nich. Harry przeczuwał, że każdy uczestnik misji ma w zanadrzu ciekawy, magiczny artefakt. O jego pelerynie wiedzieli tylko Dean i Ginny. Jak na razie nie planował tego zmieniać.
Młoda nauczycielka zaklęć znowu wykazała się ogromną wiedzą. Wybrała odpowiednie miejsce na ich obóz, rzuciła silne zaklęcia ochronne oraz takie, które gwarantowały możliwość bezpiecznego poruszania się w obrębie pięciuset metrów. Mieli dostęp do rzeki, więc wody było pod dostatkiem. Później Ginny poprosiła Rolfa, by poszedł z nią do lasu po drewno. W tym czasie Hanna zabrała się za przygotowanie posiłku.
- Chodź, Harry- zawołał Dean- rozłożymy namiot.
Zadziwiająco zgrabnie im to poszło, więc kiedy Hanna podała ciepły posiłek, miejscówka była już gotowa. Namiot zabrali z Kwatery Głównej, podobno należał do Huncwotów. Harry poczuł ucisk w żołądku, kiedy pomyślał, że będzie spał w namiocie ojca. No i Remus….Szybko odegnał od siebie przygnębiające myśli, bo właśnie wróciła Ginny. Była cała mokra i zziajana, więc musieli uciekać przed deszczem. Rolf wbiegł tuż za nią, z naręczem drewna, które wrzucił do kominka.  Wyciągnął swoją różdżkę i zgrabnie rozpalił ogień. Harry zwrócił uwagę, że jego magiczna broń wyraźnie różniła się od tych, które dotychczas widział. Była siwa, ozdobiona jakimiś wyżłobieniami. Kiedy tak się przyglądał, miał wrażenie, że połączono dwie różdżki w jedną. Rękojeść była zdecydowanie grubsza od reszty, a kiedy skupiał na niej wzrok, poczuł się jak zahipnotyzowany. Była…niesamowita. Nie wiedzieć czemu za każdym razem, gdy patrzył na różdżkę Rolfa przypominał sobie Albusa Dumbledore’a. Ale nie dyrektora, tylko tego z książki Rity Skeeter.
Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore’a.
Dlaczego naszło go to wspomnienie? Co młody Dumbledore ma wspólnego z Rolfem Scamanderem? I dlaczego ta różdżka była…przesiąknięta potężną magią? Tak, trening aurorski zrobił swoje, młody Potter wyczuwał silną moc płynącą z różdżki Bułgara. Rolf widocznie zorientował się, że Harry mu się przygląda, bo schował ją do kieszeni swojego płaszcza. Harry, by uniknąć kłopotliwej sytuacji, szybko podszedł do Deana, który siedział przy kominku. Na jego kolanach leżał stary pergamin z nakreślonymi czarnym atramentem liniami. Wyglądało to jak…
- Czy to jest mapa?
Dean drgnął zaskoczony. Był tak bardzo skupiony, że nie zauważył, gdy młody auror do niego podszedł. Przejechał palcem po jednej z linii i postukał jakiś zaznaczony punkt. Potem przetarł dłonią po czarnych włosach i spojrzał na swojego przyjaciela.
- Tak. Sporządził ją Colin, gdy razem ukrywaliśmy się przed Szmalcownikami trzy lata temu. Znaczy się, nie tą. Ta jest mojej roboty. Wiesz…Colin powiedział mi, że ta skrzynia, którą ukrył jest bardzo ważna. Mapa do takiej rzeczy nie może być dostępna dla wszystkich. Ulepszyłem ją trochę pod względem magicznym.
- Czyli…to jest coś takiego jak Mapa Huncwotów?- Tym razem obaj mężczyźni podskoczyli, gdy tuż obok Harry’ego rozległ się melodyjny głos Ginny. Potter poczuł także znajomy, kwiatowy zapach. Rude włosy nadal miała mokre od deszczu, ale widocznie się przebrała, bo zamiast czarnej kurtki miała zielony, długi sweter. Susan także do nich dołączyła, przynosząc stos kanapek. Po krótkiej chwili również Rolf zasiadł na czerwonym fotelu tuż obok buchającego ogniem kominka. Zdaje się, że podświadomie zebrali się na naradę po pierwszym dniu podróży.
- Dokładnie- ciągnął Dean.- Kiedy Colin zginął w Bitwie o Hogwart, wielokrotnie przybywałem w to miejsce i spokojnie sporządzałem tę mapę. Widzicie, o tutaj- wskazał linię, w którą wcześniej się wpatrywał.- To jest ta rzeka obok naszego namiotu. My jesteśmy tu- pokazał punkt niedaleko kępy drzew- a tutaj musimy dotrzeć- zakończył, wskazując na czerwony X. Wokół tereny nie były sprzyjające. Wpatrując się w mapę, Harry zobaczył góry, jakiś wąwóz i całkiem duże jezioro.
- Skrzynia Merlina ukryta jest w dużej dziupli, tuż koło jeziora.
- Ale?- mruknęła Hanna, a gdy wszyscy na nią spojrzeli, przewróciła oczyma.- Zawsze jest jakieś ale. Tym bardziej jeśli chodzi o potężny, magiczny przedmiot.
- Fakt- zaśmiał się Dean. Przejechał palcem po pergaminie i wskazał na zaznaczone jezioro.- Te wody są paskudne. Miejscowi czarodzieje nie są zbyt pomocni. Każdy zbłądzony turysta, który zaginął w górach na pewno wylądował w jeziorze. No, a jeśli dołożymy do tego magię terenu, to mamy przed sobą perspektywę spotkania z inferiusami.
Harry mimowolnie się wzdrygnął. Pamiętał te martwe istoty z wyprawy, którą odbył z Dumbledorem. Szukali wtedy jednego z horkruksów Voldemorta. Nie było to jego ulubione wspomnienie, więc nie był zbyt szczęśliwy, gdy Dean poinformował ich o tym szczególe.
- Wiemy jak z nimi walczyć- odezwała się Ginny.- Trzeba pamiętać, by mieć pod ręką ogień, albo coś by go rozpalić. Każdy z nas jest na tyle dobrze wyszkolony, że spokojnie powinien poradzić sobie z jednym, czy dwoma. Gorzej jak to będzie cała armia.- potrząsnęła głową i kiwnęła nią na Deana- Co jeszcze może nas zaskoczyć?
- Ehh…no, wąwóz jest pełen boginów, którzy ukrywają się w szczelinach skalnych. A jeśli chodzi o las, to nie mogę nic szczególnego powiedzieć. Colin wybrał dość charakterystyczne miejsce, tuż koło jeziora. Nigdy nie zagłębiałem się daleko w las.
- Czyli…boginy i inferiusy. Spoko, nie tak źle. Chcąc dotrzeć do jeziora, będziemy musieli przedrzeć się przez wąwóz.
- Moglibyśmy też spróbować z drugiej strony- powiedziała Hanna- przez las. To chyba całkiem niezłe rozwiązanie, bo nie wiadomo co planuje Malfoy. Mroczni mogą zaatakować z każdej strony, a lepiej by nam nie odcięli potencjalnej drogi ucieczki.
Wszyscy pokiwali głowami, na znak zgody. Teraz pozostało się tylko podzielić na dwa zespoły.
- Kto pójdzie lasem?- mruknęła Ginny.
- Ja mogę- odezwał się Rolf- W Bułgarii często włóczyłem się po dziwnych miejscach. Las nie stanowi problemu.
- W takim razie ja też- ziewnął Dean- Znam trochę ten teren. Hanno, ty pójdziesz wąwozem. Bywałaś tutaj razem z wujem, tak? Raczej się nie zgubisz.
- Jasne, to kto do kompletu? Ginny?
- To chyba będzie najlepsze rozwiązanie- powiedziała rudowłosa.-  Odpocznijmy trochę, dobrze? Lecieliśmy kawał czasu. Możemy wyruszyć za jakieś dwie godziny.
Nikt nie stawiał oporu, pokiwali głowami i rozeszli się, by się zdrzemnąć. Rolf ulokował się najbliżej wejścia do namiotu, więc kontrolował wydarzenia na zewnątrz. Dean pochłonął kanapki i wyłożył się na fotelu koło kominka. Hanna spojrzała na Harry’ego i powiedziała, żeby zajął razem z Ginny największy materac. Skoro i tak są oficjalnie parą, nic nie szkodzi na przeszkodzie, by spali na jednym łóżku. Złotowłosa położyła się zatem na kanapie koło Deana.
Wystarczyło pół godziny, by namiot pogrążył się w ciszy. Harry leżał na boku i szeptem rozmawiał z Ginny. Subtelnym gestem gładził jej nogę, którą przerzuciła przez jego ciało. Materac był dość duży, jak na dwie osoby, ale oni i tak chcieli być bardzo blisko siebie.
- Mam wrażenie, jakbym znowu szukał horkruksów. Tylko zamiast Rona i Hermiony jesteś ty, co mi bardzo pasuje- mruknął i ucałował jej ramię.- Posłuchaj…Chciałbym, byś wzięła ze sobą moją pelerynę. Proszę- szepnął, gdy chciała zaprotestować.- Idziemy osobno, a ja nie zamierzam znowu cię stracić. Niewidka zapewni ci ochronę. Będę spokojniejszy.
 Ginny westchnęła i delikatnie odgarnęła włosy z jego czoła.
- Dobrze, zabiorę ją, jak będę się szykować.- Mruknęła i musnęła ustami jego skroń. Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia i zatonęła w jego intensywnym, szmaragdowym spojrzeniu. Jego ręka wędrująca po jej odkrytej skórze wywoływała przyjemne dreszcze, a ciepły oddech dawał poczucie bezpieczeństwa. Gdy ich usta złączyły się w gorącym pocałunku, mrowienie objęło całe ciało. To było niesamowite, że tak subtelne czułości potrafiły wprowadzić ją w taki stan….który przerwał budzący się Dean.
- Która godzina? Już czas ruszać?- zaspany głos ich przyjaciela spowodował cichy jęk zawodu u Harry’ego i nieco chrapliwy śmiech Ginny. Na Merlina, jeszcze trochę i by się zapomnieli.
- Chyba tak, Dean- chrząknęła rudowłosa, gdy tylko wyswobodziła się z uścisku swojego chłopaka. Harry miał tak przygnębioną minę, że musiała dać mu jeszcze słodkiego całusa. Potem zniknęła razem z Hanną, by przyszykować się do wyjścia. Ubolewał nad przerwaną chwilą, ale w końcu i on zaczął zbierać najpotrzebniejsze rzeczy. Po pięciu minutach dziewczyny wyszły z namiotu w pełnej gotowości i ruszyły w stronę wąwozu. Potter zdążył jeszcze uchwycić wybuchający jasny płomień, który towarzyszy przy wysyłaniu wiadomości za pomocą pióra feniksa. Jedna z nich musiała skorzystać z tej możliwości, ale nie zaprzątał sobie tym głowy. Mają prawo do prywatności.
- Dalej Harry, las czeka- zawołał Dean i we trójkę, ramię w ramię skierowali się ku złowieszczym lasom.

S
erce mocno obijało się o żebra, a oddech miały nierówny, kiedy w końcu wdrapały się na wysokie wzniesienie.
- Jak myślisz, Ginny? Mroczni gdzieś tu są?
Rudowłosa przyłożyła dłoń do skroni i przyjrzała się widokowi, który rozciągał się tuż pod nimi. Wielki wąwóz skalny, podstępne jaskinie, a w oddali majaczyło jezioro pełne inferiusów. Mimo, że była zima, to i tak wysoko w górach przodowała zieleń.
- Są na pewno. Tylko z której strony nadejdą i czy nas obserwują? O tym przekonamy się już niedługo- mruknęła Ginny i razem z Hanną skierowała się ku wejściu do wąwozu.
- Jeśli ludzie Malfoya tam są, to mamy przechlapane- złotowłosa westchnęła, ale odważnie wkroczyła w przełęcz skalną. – Albo oni, jeśli znajdziemy ich pierwsze.
- Ta wizja bardziej mi odpowiada- zaśmiała się młoda nauczycielka.- Z niemałą satysfakcją skopałabym kilka mrocznych tyłków. Za Pierce i Lance’a.
- A ja z chęcią zobaczę cię w akcji. Oczywiście także mam w zanadrzu kilka niespodzianek, ale ogromnie jestem ciekawa twoich własnych zaklęć.
Nagle, jak na komendę, zatrzymały się obie i obejrzały się za siebie. Zerwał się silny wiatr, który hulał między szczelinami i niemal odgrywał jakąś smutną pieśń.
- Chodźmy dalej, Gin- Hanna przyspieszyła tempo. Po żmudnej wędrówce dotarły do następnego przejścia ukrytego w skałach. Już miały przechodzić, kiedy z jednej szczeliny wydobył się dym. Gdzieś obok Ginny usłyszała cichy pisk strachu, kiedy pierwszy bogin powoli sunął ku Hannie. Widziała, jak złotowłosa kurczowo zaciska palce na swojej różdżce i wymierza ją w zbliżający się kształt. Ginny już chciała unieść swoją, kiedy znienacka wysuszone pnącza roślin drgnęły i oplotły jej kostki. Poczuła się dziwnie, gdy upadła i zaczęła szarpać się ze spróchniałymi badylami, ale widocznie były zaklęte. Trzymały się jej kończyn niewiarygodnie mocno i powoli wydłużały się, coraz bardziej oplatając jej ciało. Miała bardzo ograniczone pole manewru, ale wykręciła się, by zobaczyć jak radzi sobie Hanna. Wyglądało na to, że udało jej się opanować strach i właśnie zamierzała stawić czoło boginowi. Rozpaczliwy krzyk Ginny trochę ją zmotywował, bo kiedy zobaczyła co się z nią dzieje, od razu pokonała bogina.
- Riddiculus!- z głośnym piskiem stwór rozpłynął się w powietrzu, a Hanna błyskawicznie znalazła się koło rudowłosej. Kiedy tylko dotknęła rozrastających się pnączy, te mocniej ścisnęły Ginny, na znak protestu.
- To Diabelskie Sidła! Nie sądziłam, że jeszcze tu rosną! Mieli wyplenić wszystkie szczepy.
Energia powoli ulatywała z nauczycielki Zaklęć, kiedy trujące pnącza coraz bardziej ją pochłaniały. Wydała z siebie jeszcze jeden okrzyk i z trudem okupionym niemiłosiernym bólem ramienia udało jej się wyswobodzić jedną rękę. Hanna mruczała zaklęcia ogniotwórcze, by spalić te przeklęte zielsko, ale za szybko się rozprzestrzeniało. Ból w piersi był okropny, ale Ginny skupiła się na resztach przepływającej mocy. Uniosła uwolnioną rękę i skierowała ją w dół, do korzeni. Wyobraziła sobie, jak koniuszki jej palców zaczynają tlić się ogniem. Skupiła się na wspomnieniu zaklęcia, które wymyśliła podczas studiów w Cardiff. Czar wiecznego ognia olimpijskiego zapożyczyła z motywu mugolskich zawodów sportowych. Jedno pstryknięcie palców i wytworzy wieczny ogień, który strawi Diabielskie Sidła w drobny mak.
Jedno pstrykniecie, no dalej.
Dzięki Merlinowi, Hanna zrozumiała co chce zrobić, bo skierowała ogień ze swojej różdżki tak, by zajął pnącza oplatające jej ramię. Kiedy rękę miała w pełni sprawną, odrzuciła wrażenie bólu i krzyknęła głośno. Charakterystyczne pstryknięcie palców wyzwoliło iskry wyskakujące z jej dłoni. Niebieski płomień szybko zajął ścianę trującego zielska, a Ginny z walącym sercem zebrała się do biegu. Hanna krzyknęła na nią i pociągnęła w głąb wąwozu. Nie wiedziała jaką odległość przebiegły, ale w uszach dudnił jej syk rozpadających się trujących pnączy, które jeszcze przed chwilą zamierzały ją udusić. Biegły przed siebie, aż Ginny pogubiła się w tych zakrętach i przełęczach. Kiedy adrenalina trochę z niej zeszła, poczuła bolesne kłucie promieniujące od piersi do lewego ramienia.
- Zatrzymajmy się!- wysapała. Gdy stanęła, jej nogi odmówiły posłuszeństwa i kompletnie wyzuta z sił opadła na kolana. Hanna chyba zdawała sobie sprawę, co się dzieje, bo oplotła ją ramieniem i doprowadziła do najbliższej wnęki skalnej. Delikatnie ułożyła ją na zdrowym boku, a sama zaczęła grzebać w swojej torbie.
- No, gdzie to jest…ach! Niech Merlin błogosławi Neville’a za tą jego maść. Wyleczę cię, słyszysz?
Ale Ginny nie słyszała Hanny. Trujące właściwości Diabelskich Sideł obezwładniły całe jej ciało. Niewyraźna mgła przysłoniła jej umysł, poczuła tylko jak ciepłe ręce jej złotowłosej towarzyszki rozprowadzają maść po zaczerwienionej już skórze. Mętny wzrok zarejestrował także nagły zryw dziewczyny i szybki, niespokojny rytm słów.
- Gin, chyba nas wyśledzili. Zauważyłam jakieś ciemne postacie, gdy walczyłaś z tym przeklętym zielskiem.
- Ilu?- ledwo słyszalny charkot wydarł się z gardła omdlewającej Ginny.
- Czterech, może pięciu. Musimy się ukryć. Nie dasz rady walczyć.
- Peleryna.
- Co…
- W mojej torbie. Harry dał mi niewidkę. Zakryj nas. – Krótkie zdania odbierały jej ostatnie siły, ale musiały się jakoś zabezpieczyć. Jeśli Mroczni naprawdę niedługo tu będą…
Obraz coraz bardziej tracił ostrość, rozgrzana skóra wyglądała jak po oparzeniach i powoli dopadały ją halucynacje. Zamiast Hanny, co za ironia, zobaczyła młodego Malfoya z Astorią. Potem George’a i malutką Victoire. Klucz do Bramy Umarłych jaśniał w ciemności, aż zapłonął intensywną zielenią. Usłyszała mrożący krew w żyłach śmiech Bellatrix Lestarnge.
- Colin! Za tobą!
Colin Creevey odwrócił się w ostatnim momencie. Klątwa przeleciała tuż nad jego odchylonym barkiem. Powalił przeciwnika i odgarnął spocone blond włosy z twarzy.
- Dzięki, Gin. Uratowałaś mnie. Znowu!
- Nie gadaj, trzeba pomóc Syriuszowi.
I pomogli. Tylko trzyosobowy skład obrońców wrót wejściowych nie utrzymał szturmu Śmierciożerców.
- Avada Kedavra!
Walczący z przodu Colin tym razem się nie uchylił. Po prostu padł, pokonany. Usłyszała rozpaczliwy wrzask rozdzierający serce. Z jakiegoś powodu ktoś mocno trzymał ją w ramionach.
- Colin…nie. Nie możesz mnie zostawić. Obiecałeś, że…Nie!
- Jego już nie ma. Nie pomożesz mu, mała. Ginny…
- Ginny! Dzięki Merlinowi, obudziłaś się!
Melodyjny głos Hanny zadziałał na nią jak porządny łyk piwa korzennego. Rudowłosa podniosła się z cichym sykiem do pozycji siedzącej i uważnie się rozejrzała. Obie spoczywały w jakiejś słabo oświetlonej jaskini. W głębi tlił się wesoło ogień, a jej nozdrza atakował mocny, ziołowy zapach. Coś przykleiło się do jej ramienia, ale po chwili zdała sobie sprawę, że to był prowizoryczny opatrunek z zebranych liści. Zaniepokojona twarz Hanny pojawiła się w polu widzenia, a na usta Ginny mimowolnie wkradł się uśmiech.
- Nie jest tak łatwo mnie wykończyć. Nawet cholerne Diabelskie Sidła nie potrafią porządnie zaleźć mi za skórę.- Zaraz potem zaśmiała się chrapliwie.- Chociaż nie, zalazły. I to dość dobitnie.
Jej uśmiech wyraźnie wywołał rozluźnienie Hanny. Opowiedziała, co się działo, kiedy Ginny uległa toksycznej substancji, którą zostawiło w jej ciele przeklęte zielsko. Ukryte pod peleryną czekały na ich prześladowców. Na szczęście pojawił się tylko Avery, który nie należał do najdyskretniejszych. Krzyczał głośno, że dorwie „ lalunię Pottera i puchońską sucz”. Nie miała pojęcia, skąd Mroczni wiedzieli, kto został wysłany na misję. Dobra wiadomość była taka, że Hanna w obronie własnej wylała na niego nieciekawy eliksir, który zaćmił mu wzrok. Miotał się, krzycząc przeraźliwie, aż natrafił na pustkę pod nogami i runął ze skalnej przełęczy. Z tego co mówiła Hanna, Avery nie zginął, ale wylądował gdzieś w  zaroślach, gdzie czaiły się różne szczepy magicznych roślin.
- Kto wie, co się z nim teraz dzieje. Za to my jesteśmy blisko celu. Jezioro jest tuż za ostatnim zakrętem.
- Wspaniale, nie traćmy czasu!- powiedziała Ginny. Te wiadomości dodały jej energii. Zresztą maść Neville’a podziałała, trucizna zaczęła opuszczać jej organizm. Pamiętała wizję Colina, ale nie chciała myśleć o tym w tej chwili. Gdzieś tam był Harry, Dean i Rolf, a Mroczni nadal są w pobliżu. Im szybciej załatwią sprawę ze skrzynią, tym lepiej. Złotowłosa chwilę pomarudziła nad jej stanem, ale w końcu dała spokój.
- Z tobą i tak nie wygram- mruknęła i rzuciła jej plecak.- Chodźmy znaleźć ten klucz.


N
ikt z ich trójki nie przewidział, że las okaże się tak gęsty. Korony drzew były niemożliwie ściśnięte, po godzinie marszu zrobiło się ciemno. Nikt nie był skory do rozmowy, zrobiło się także zimno, jakby las pochłaniał całe światło dzienne. Rolf zadziwiająco dobrze orientował się w bogactwach okolicy. Wielokrotnie ratował ich przed niebezpiecznymi roślinami i mieszkańcami dziupli drzew. Im bardziej zbliżali się do jeziora, tym bardziej opary mgły ograniczały i tak marne pole widzenia. To na pewno nie wyglądało na sielankową wycieczkę przyjaciół. Raz usłyszeli krzyk niesiony przez echo. Harry poczuł, jak wnętrzności wywijają pokaźnego kozła, gdy dotarło do niego, że to był złowieszczy, męski ryk bólu.
- Mroczni już są. I zdaje się, że znaleźli dziewczyny.- Mruknął niespokojnie Dean.
- Musimy jak najszybciej dotrzeć nad jezioro.- Rolf ruszył żwawo przed siebie. Harry i Dean pognali za nim. Było tak ciemno, że już kompletnie nic nie widzieli. Krzyki coraz bardziej się zbliżały. Gdy w końcu wybiegli na polanę oświetloną blaskiem księżyca odbijającego się od tafli jeziora, wszyscy trzej stanęli jak wryci.
Czterej Mroczni z maskami na twarzach stali z wyciągniętymi różdżkami i celowali nimi prosto w nowo przybyłych. Najwyższy z nich, o długich, czarnych włosach wystąpił na przód pewnym krokiem.
- Witaj, Potter. Spotykamy się w bardzo miłych okolicznościach- powiedział szyderczo.
To, co najbardziej zaskoczyło Harry’ego, to barwa jego głosu. Francuski akcent był wyraźnie słyszalny, ale nie to przykuło jego uwagę.
- Lucjusz chyba zwariował do reszty, skoro przyjmuje małolatów. Ile ty masz lat?
- Co cię to obchodzi!- warknął Mroczny.
- Nie chcę skrzywdzić kogoś, kto nie wie w co się wpakował.
- Dobrze wiem, co robię, Potter!
- Wybacz, ale ja cię nie znam.
- I nie poznasz!- mimo, że chłopak był młody, zaskoczyła go jego szybkość i pewność siebie. Zaklęcia i klątwy śmigały po całej polanie. Wkrótce do walki dołączyli postali, a Dean i Rolf również nie zamierzali się poddawać. Harry już nie raz widział Thomasa w akcji, ale to Scamander przykuwał uwagę. Nawet nie musiał się bronić, tak dobrze forsował swojego przeciwnika. Widocznie był specjalistą od magii niewerbalnej, bo w całej imponującej walce nie wydał z siebie żadnego krzyku.
- Dean! Zajmij się Skrzynią!- Dopiero teraz Bułgar ze spokojem zwrócił się do Thomasa, który szedł w znanym sobie kierunku.
- Musimy zapewnić mu swobodę działania- krzyknął Harry, gdy powalił swojego przeciwnika. Zwinnie uniknął zmierzającego ku niemu zaklęcia tnącego i pobiegł w kierunku Deana. Rolf zrobił to samo i teraz obaj zasłonili Thomasa, by ten mógł wydobyć Skrzynię Merlina.
- Nie pozwolimy wam zabrać klucza!- młody adept Mrocznych był zadziwiająco wytrwały. Ogłuszony potężnym zaklęciem Harry’ego już podnosił się na nogi. Krzyknął coś do swoich kumpli i po chwili jeden z nich wypalił szybkie zaklęcie oślepiające. Co prawda działało ono tylko kilka sekund, ale w ten sposób Mroczni zyskali dostęp do Deana. Trening aurorski przygotował młodego Pottera na taką ewentualność. Musiał wyczulić pozostałe zmysły i skupić się na jednym przeciwniku. Problem stanowił drugi człowiek Malfoya. Ciągle był w masce, chyba jako jedyny. Stał na uboczu, jakby nie chciał uczestniczyć w tej bitwie. Harry radził sobie bardzo dobrze przez większość czasu działania zaklęcia oślepiającego, ale przeciwnik także nie był świeżakiem. Wykonał szybki ruch kolanem i powalił Harry’ego na ziemię. Usłyszał początek inkantacji czarnomagicznego zaklęcia, kiedy na polanę od strony wąwozu wbiegły dwie nowe postacie.
- Harry! Za tobą!
To był chyba najsłodszy głos, jaki słyszał w całym swoim życiu. Jego kochana Ginny wpadła z impetem na jednego z Mrocznych, a Harry to wykorzystał i zdążył się przekręcić. Jego wróg, wytrącony z równowagi nagłym pojawieniem się Ginny i Hanny, z okrzykiem zaskoczenia padł porażony zaklęciem wypalonym przez Pottera. Nie marnując czasu szybko doskoczył do swojej dziewczyny.
- Dzięki, Gin. Uratowałaś mnie. Znowu!
- Nie gadaj, trzeba pomóc Deanowi.
Hanna pobiegła by pomóc Rolfowi, który walczył teraz z czarnowłosym młokosem. Szybko go pokonali i we dwójkę ruszyli w stronę Thomasa, który już trzymał w ramionach małą, mosiężną skrzynkę. Tymczasem jedyny pozostały na nogach Mroczny zwrócił się ku Harry’emu i Ginny.
- Skrzywdziliście mojego brata- syknął. Rudowłosa poczuła, jakby teraz ona dostała uderzenie w brzuch. Znała ten głos. I to bardzo dobrze. Harry również z uwagą przyjrzał się twarzy, którą ciągle zakrywała maska.
- Znam twój głos.
- Doprawdy?- warknął mężczyzna.- Dobrze, że nie będziesz miał okazji zobaczyć mojej twarzy, Potter.
I ruszył.
Jednym machnięciem różdżki odrzucił Harry’ego tuż nad skraj urwiska. Niedaleko w dole majaczyła mętna, przeklęta woda jeziora inferiusów. Ginny ruszyła biegiem, by mu pomóc, ale Mroczny złapał ją i mocno przytrzymał.
- Jego już nie długo nie będzie. Nie pomożesz mu, mała. – Odwrócił się i wypalił serię zaklęć w stronę Rolfa, Hanny i Deana. W przerażającym tempie las tuż za nimi zajął się ogniem. Jeśli teraz nie uciekną, wszyscy zginą strawieni przez pożar. Urwisko, na którym teraz się znaleźli odcięło ich od wąwozu, więc nie mieli innej drogi odwrotu. Albo las, albo jezioro.
- Dean!- krzyknęła Ginny i zdjęła swój plecak.- Łap i uciekajcie! Manuskrypt zawiera zaklęcie, które otworzy skrzynię. Nie zgub go!- wyrzuciła plecak daleko i tak jak przewidziała Mroczny rzucił się po niego. Jednak ona była szybsza i magią bezróżdżkową odrzuciła go na drugi skraj urwiska.
- Ginny! Płomienie zaraz odetną wam drogę!
- Nie zostawię Harry’ego! Uciekajcie. Już!
Nie zwracała już na nic uwagi, tylko podbiegła do swojego chłopaka. Jego pierś pokrywała ciemnoczerwona krew.
- Gin…Idź z nimi. Nie możesz tu zostać.- chrapliwy, ledwo słyszalny głos, który tak bardzo kochała powoli gasł.
- Niedoczekanie twoje, Potter. Nie zamierzam cię opuścić.- obdarzyła go czułym pocałunkiem. Zerknęła w bok, by zobaczyć co się dzieje z ich przyjaciółmi. Dean złapał plecak i trzymając skrzynię w ramionach ruszył biegiem ku palącemu się lasowi. Hanna ugasiła ogień na tyle, by zdołali przejść.
- Uciekaj, Rolf!- krzyknęła na Bułgara, który próbował dotrzeć do niej i Harry’ego.
- Fabrice! Zabieraj Pottera! – głos mężczyzny w masce rozdzierał jej serce, ale z determinacją pomogła wstać Harry’emu i wcisnęła w jego rękę różdżkę.
- Nie wierzę, że to on- szepnęła.- Był moim przyjacielem.
Rolf w końcu zrozumiał, że ratowanie ich to beznadziejna sprawa i krzycząc, że ich odnajdą pobiegł za Hanną i Deanem. A mroczni bracia powili otoczyli młodą parę i zmusili ich do stanięcia tuż nad krawędzią urwiska.
- Muszę przyznać ci rację, braciszku. Weasley to niezła ślicznotka. Szkoda, że związała się z Potterem, bo teraz zginie razem z nim.
- Nie tak się umawialiśmy, Fabe. Ona miała być moja.
- Tak…no cóż. Zmieniłem zdanie. Omal mnie nie zabiła, kiedy wpadła na polanę. Nie mogę zmarnować takiej okazji, by ją wyeliminować z gry. Lucjusz na pewno mnie wynagrodzi.
- Wystawiasz własnego brata!
- Pogódź się z tym. Ona należy do Pottera. Nigdy nie będzie twoja.
I rzucił zaklęcie. Harry spadł z urwiska, ciągnąc ją za sobą. Mroczny zerwał maskę i z krzykiem złapał dłoń Ginny.
- Nie wierzę, że to ty.- westchnęła żałośnie.
- Przykro mi bracie, nie uratujesz ich.- powalił własnego brata, a Ginny i Harry runęli w dół, prosto w mroczne wody jeziora inferiusów. Usłyszała jeszcze głośny rechot Fabrice’a, a potem poczuła, jak ramiona Harry’ego czule ją otulają.
Kiedy uderzyli w taflę wody i spadli na dno, zamiast plusku usłyszała trzask własnego serca. Przed oczami majaczyła jej twarz zdrajcy, który niedawno trzymał ją za rękę. Otaczała ich mroczna toń pełna inferiusów, a ona myślała tylko o jednym.
O twarzy Rene de Finesa. Przyjaciela, który zdradził.



O Rany! Długo mi to zeszło, ale chyba mi wybaczycie? Taki wątek potrzebował głębszych przemyśleń. Niedobry Rene! Razem z młodszym bratem przystąpił do Mrocznych, dla mnie to szok. A co wy myślicie? :D
Czekam na opinie.
W następnym rozdziale:
- Blaise i Maddie odnajdują Pansy Parkinson.
- Poznamy jedną tajemnicę Bossa
- Hermiona i Ron wkraczają do gniazda Mrocznych.

2 komentarze:

  1. A tak subtelnie i zupełnie niewinnie słodko się zaczęło. Od przemyśleń Harry'ego do zdrady Rene i ich upadku. Obudziłaś tym rozdziałem tyle emocji, że aż nie wiem co powiedzieć.

    Nie umiem komentować stylistyki i błędów( bo tak owych nie widzę) Ale umiem powiedzieć, że bardzooooooooo mi się podoba ten rozdział. Tyle się w nim dzieje. Brakowało mi tej akcji. Naprawdę wróciła ci chęć do pisania i bardzo mnie to cieszy.

    Mogłabym godzinami pisać o mojej opini i moich kolejnych domysłach, które bywają trafne, ale nie zamierzam. Tym razem pozostawie je moją słodką tajemnicą. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, strasznie namieszałaś w tej notce :p Na początku jest milutko, a na koniec takie rzeczy... :o
    Czy ja wiem, czy to takie zaskoczenie, że Rene przyłączył się do Mrocznych? W sumie to było do przewidzenia :p Ale coś czuję, że on jeszcze coś namiesza.... ;)
    Brakowało mi trochę Rona i Hermiony, z zapowiedzi wynika, że w następnym rozdziale będzie o nich więcej, więc czekam z niecierpliwością :D
    No a tak to wszystko jest super, tylko pozostaje niedosyt co dalej, więc wyczekuję nn :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE