niedziela, 29 grudnia 2013

Wspomnienie 16: Ważne decyzje



C
zuł potworny ból głowy. Skronie niemiłosiernie pulsowały, a ciało trawiła gorączka. Głowę i ręce miał jak z ołowiu, nie mógł się ruszyć. Ryzykując własnym życiem postanowił w końcu podnieść jedną powiekę. Nic się nie stało, więc otworzył drugą.  Trochę trwało, aż w końcu skupił wzrok na otoczeniu. Leżał na wygodnym, wielkim łóżku. Ściany pokoju pomalowane były na beżowy kolor, jedna z nich była cała poobklejana wycinkami z gazet i plakatami. Ciągle był otumaniony gorączką, nie wiedział gdzie się znajduje. A te plakaty mogły go naprowadzić na jakiś trop.
Zebrał wystarczająco sił, by z cichym jękiem podnieść się do pozycji siedzącej. Przy łóżku znalazł miękkie kapcie, rozpoznał też swoją czerwoną bluzę z kapturem, którą przywiózł ze Stanów i czarne, sztruksowe spodnie. Narażając się na ból całego ciała postanowił się ubrać i rozejrzeć w poszukiwaniu odpowiedzi. Skoro były tu jego rzeczy, musiał znajdować się u kogoś znajomego. Tylko dlaczego?
Powoli, krok za krokiem podszedł do ściany, gdzie znajdowały się wycinki.  Pierwszym, co przyciągnęło jego uwagę było duże, ruchome zdjęcie trzech rudzielców i ciemnoskórego chłopaka w dredach.  Fotografia musiała zostać zrobiona tuż po otwarciu pierwszego sklepu bliźniaków. Fred i George ubrani w swoje słynne kurtki ze smoczej skóry raz za razem wybuchali śmiechem na widok pozostałej dwójki. Ciemnoskóry chłopak i śliczna, na oko piętnastoletnia, rudowłosa dziewczyna odstawiali dziwny taniec połączony z naśladowaniem zwierząt. On sam uśmiechnął się, gdy rozpoznał o pięć lat młodszą Ginny. Lecz kiedy przyjrzał się ciemnoskóremu chłopakowi, poczuł ukłucie w sercu. Przypominał mu kogoś, choć nigdy go nie spotkał.
Danielle Mercer.
Słodka, słodka Dani. Ciemnoskóra dziewczyna, starsza od niego o rok. Dokładnie pamiętał ich pierwsze spotkanie. To było latem, tuż po niefortunnym wypadku w domu. On i Elizabeth mieli wtedy zajęcia z prywatnym nauczycielem. W Ameryce to było typowe dla dzieci bogaczy. Rzadko kiedy opuszczali bramy rodzinnego domu, a raczej więzienia. Jako dzieci Valentine’a Strausa musieli odgrywać rolę napełnionych pychą i dumą arystokratycznych bachorów. Jego ojciec był…no, nie był najlepszym człowiekiem. Został wybrany na Konsula Amerykańskiego Ministerstwa Magii, był prawą ręką najważniejszej głowy magicznej społeczności Stanów Zjednoczonych. Władza uderzyła mu do głowy, kompletnie zapomniał o swoich dzieciach. Matka Elizabeth i Kevina nie była wcale lepsza. Tylko bankiety i klucz do skrytki ojca gnieździł się w jej głowie. Tym sposobem dorastające dzieci państwa Straus zostawały pod opieką Spencera, który uczył ich magii. Do pamiętnego wypadku doszło w połowie lipca, kiedy to rodzice świętowali drugą kadencję panowania ojca. Niebezpieczne, choć zamierzone wymieszanie eliksirów przez Elizabeth spowodował wysadzenie luksusowego salonu.
Uciekł wtedy do parku, kurczowo trzymając się ręki Betty. Miał trzynaście lat, a jego siostra piętnaście. Danielle ukazała się w odpowiedniej chwili, bo rodzeństwo zostało zaczepione przez bezdomną młodzież, która błąkała się po okolicy. Rozpoznano ich bez trudu, każdy obywatel znał rodzinę Strausów. Wyciągnęli różdżki, ale atakujący chłopcy używali nieznanych zaklęć. Wkrótce Kevin leżał na trawie poobijany, a Betty została otoczona przez czterech rosłych młodzieńców. Słyszał krzyki swojej siostry, ale nie mógł nic zrobić. Nagle, nie wiadomo skąd, błysnęły zaklęcia, a chłopcy uciekli z wrzaskiem. Zanim rodzeństwo zdążyło się pozbierać, usłyszeli ciągnące się echo: „ Pożałujesz tego, Mercer”.
Danielle „Dani” Mercer, niezwykła czarodziejka mugolskiego pochodzenia, która uczyła się magii na własną rękę. Śliczna, ciemnoskóra dziewczyna z charakterystycznym, długim warkoczem. Ciągle rumienił się, kiedy duże, czarne jak węgiel oczy z radosnym blaskiem spoglądały na niego, gdy słuchała opowieści Elizabeth. Pamiętał urocze dołeczki, które ukazywały się z każdym uśmiechem. Uprzejma dziewczyna z pazurem. Jako jedyna nie zwracała uwagi na ich nazwisko, a było widać, że Dani cieszyła się sporym szacunkiem w okolicy. Szybko znalazła wspólny język z Betty, dzielił je tylko rok różnicy. Spotykali się z nią niemal każdego wieczora, więzy się zacieśniały. A wtedy…znienawidził swojego ojca i matkę.
Rodzice zapragnęli poznać sławną Dani Mercer. A kiedy dziewczyna zjawiła się na kolacji w bluzie i poszarpanych spodniach, już wiedział co się święci. Spencer był pod wrażeniem wiedzy, którą posiadała Danielle, ale na rodzicach nie zrobiło to żadnego wrażenia. Rzucali sobie dziwne spojrzenia i zbywali ją byle jaką odpowiedzią. Czuła, że nie jest tu mile widziana. Już wtedy nie potrafił porozumieć się z rodzicami. Zabronili mu i Elizabeth spotykać się z „tą dziewuchą”. Pewnego wieczoru rodzice przyszli do domu kompletnie pijani. Betty wybłagała Spencera, by zgodził się na wizytę Dani. Pojedynkowali się dla żartu, kiedy przyszli rodzice. Ojciec ubzdurał sobie, że dziewczyna atakuje jego dzieci, więc rzucił się na nią. Złamał jej różdżkę, uderzył w twarz i wygnał ją z domu. W międzyczasie uderzył także Betty, która chciała stanąć w obronie przyjaciółki. Od tej pory nie widzieli się z Danielle. Valentine Straus sprawił, że jego dzieci uznane zostały za problematyczną i agresywną młodzież. Zarówno Kevin, jak i jego siostra nienawidzili rodziców za krzywdę, jaką im wyrządzili. W wieku siedemnastu lat przystąpili do egzaminu dojrzałości, który pozwolił im wyrwać się z domu. Elizabeth podjęła się pracy dobroczynnej z nadzieją, że uda jej się spotkać Danielle Mercer. On natomiast poszedł na żywioł i wyjechał do Anglii.
- Mam nadzieję, że masz się dobrze, Dani- wyszeptał cicho patrząc na zdjęcie. Odgonił zbierające się łzy i raz jeszcze rozejrzał się po pokoju. To musiała być sypialnia bliźniaków Weasley…znaczy się George’a. Jego oczy napotkały na ścianie więcej zdjęć Ginny i George’a, już bez ucha. Było też jedno zdjęcie z Oliverem Woodem, znanym obrońcą Zjednoczonych.
Nagle usłyszał gwałtowny podmuch wiatru za oknem. Podszedł do niego wolnym krokiem. Od razu rozpoznał widok rozciągający się zza szyby. Musiał znajdować się na Grimmauld Place, w Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa. Chwycił się za głowę, gdy ujrzał swoje odbicie w oknie. Jego blond włosy zakryte były bandażem, a prawa skroń zasklepiona plastrem.  Delikatnie przejechał dłonią po owiniętej głowie. Powoli zaczynał przypominać sobie wydarzenia, które miały miejsce wcześniej.
Kevin wpadł do kamienicy, chroniąc się przed szalejącym wiatrem. Było już sporo po osiemnastej wieczorem. Parę godzin wcześniej przyleciał świstoklikiem z Ameryki. Pozałatwiał urzędowe sprawy w wydziale Magicznej Komunikacji, Hermiona uzgodniła także ostateczny termin przylotu Elizabeth do Anglii. W ramach podziękowania za pomoc zaprosił ją na kawę do lokalu na Pokątnej. Było już późno, kiedy odprowadził narzeczoną swojego szefa do domu. Pożegnał się z nią, a sam teleportował się w okolice mieszkania Ginny i Astorii. Nie miał ochoty wracać do swojego, zimnego i śmierdzącego brudną rzeką, która znajdowała się w pobliżu. Wiedział, że jego przyjaciółki udostępnią mu swoją kanapę w salonie, więc bez żadnych przeszkód wszedł do mieszkania. Rozpalił ogień w kominku, przebrał się w czyste ubranie i zabrał się za przygotowanie kolacji. Ginny widocznie wiedziała, że przyjdzie, bo na stole w kuchni znalazł kartkę powitalną i informację o której się zjawi w domu. Zamierzał właśnie włączyć radio, by umilić sobie czas, kiedy usłyszał jakiś stukot dochodzący z piętra. Sprawnie rzucił na siebie zaklęcie wyciszające, by intruz nie usłyszał kroków. Z ciężko walącym sercem ruszył po schodach, uważnie wypatrując jakiegokolwiek ruchu. Na korytarzu prowadzącym do pokoi dziewczyn zobaczył mokre ślady butów. Wiatr na dworze sprawił, że niedomknięte drzwi od pokoju Astorii zaskrzypiały. Zaraz potem usłyszał ciche przekleństwo i wyraźne słowa: „Gdzie to zostawiłaś?”. Niemal nie oddychając ruszył w stronę pokoju Ginny, bo to tam znajdował się intruz. Drżącą ręką ściskał różdżkę, aż palce mu zbielały. Adrenalina wrząca w żyłach gwałtownie skłoniła go do otwarcia drzwi kopnięciem. Zaraz oświetlił cały pokój, w celu oszacowania zagrożenia. Nikogo nie zauważył, ale spostrzegł wgniecenie w pościeli, co świadczyło o tym, że ktoś przed chwilą tam siedział. Był ostrożny, ale to i tak nie wystarczyło. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że intruz stoi za drzwiami, które zaskrzypiały głośno. Odwrócił się, by obezwładnić wroga, ale jedyne co zobaczył to świetlna smuga zaklęcia, pędząca w jego stronę. Refleks nabyty podczas treningów Quidditcha pozwolił mu na zwinny unik, jednak rykoszet był bez litości. Ostatnim dźwiękiem jaki usłyszał był odgłos tuczącego się szkła. Grot odbity od lustra trafił prosto w jego potylicę. Runął na ziemię, otumaniony. Gdzieś obok niego ktoś rzucił Reparo i zaklęcie diagnostyczne. Kevin usłyszał jeszcze ciche przekleństwo, jego świadomość zarejestrowała tylko długi, czarny płaszcz i blond włosy intruza. Nie rozpoznał go, chłopak zabrał coś z szafki koło łóżka, przeskoczył nad leżącym i szybko zbiegł na dół. Kevin poczuł metaliczny zapach krwi i stracił przytomność.

A więc ktoś napadł mieszkanie dziewczyn. Ktoś, kogo znał. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ten elegancki płaszcz i blond włosy błyszczące od drobinek śniegu kogoś mu przypominają. Kogoś….z Cardiff.
Tak, z pewnością. Szkoda, że nie zauważył twarzy, ale i tak był pewny. A Akademia to dobry trop. Już miał znowu zagłębić się we wspomnieniach, gdy z korytarza dobiegł znajomy męski śmiech, jakby szczekanie psa. I jakby….zapach świątecznego piernika? Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jest głodny. Ostatni raz obrzucił spojrzeniem ścianę ze zdjęciami i wybiegł na korytarz.
- Do szopy hipogryfy….Hipogry…auć!
Kevin w ostatnim momencie zrozumiał co się dzieje. Syriusz obładowany po czubek głowy kartonami z ozdobami schodził właśnie schodami i śpiewał głośno kolędy. Ale to był w końcu Syriusz, więc prędzej czy później coś musiało się stać.
Gałązka jemioły wystająca z pudła ukłuła go w oko, a Black próbował załagodzić ból, pocierając zaczerwienione, łzawiące oko. Znajdował się tak blisko schodów, że lada chwila zleci z nich, a pudła wylądują na nim. Mimo, że ciągle był otumaniony jego reakcja była automatyczna. To chyba wzięło się z czasów, gdy razem z Ginny trenował latanie na miotle w Cardiff. Złapał miotłę stojącą w rogu korytarza i, nabierając prędkości, padł na kolana i przejechał na wypolerowanej podłodze  z dobre trzy metry, aż znalazł się tuż obok chwiejącego się Syriusza. Kevin ominął go z prawej strony, oburącz złapał miotłę i oparł trzonek o ścianę. Drugą część wypchnął do przodu, trafiając w brzuch nauczyciela Transmutacji. W ten sposób Black odleciał do tyłu i upadł na podłogę. Pudła powypadały mu z rąk, ale Kevin złapał je, wykazując się talentem ścigającego. Akcja rozegrała się szybko, ale i tak przyciągnęła sporo widzów. Hermiona, która w pewnym momencie wyszła z biblioteki krzyknęła, gdy zobaczyła balansującego Syriusza, a mała Victoire zapiała z uciechy, gdy Kevin wkroczył do akcji. Wszyscy obecni na piętrze zbiegli się wokół leżącego Blacka.
Kevin podniósł się z klęczek i odłożył pudła na bok. Hermiona w tym czasie pomogła wstać Syriuszowi, który był w lekkim szoku.
- To…to…to było genialne!- krzyknął i zaśmiał się głośno. Mocno poklepał blondyna po plecach i uścisnął mu rękę- Chłopie, nie widziałem lepszej akcji od kiedy Ginny poobijała Harry’ego tuż po Bitwie o Hogwart!
- Ktoś tu nas wspominał?- rozległ się głos za nimi. Z biblioteki, która znajdywała się na końcu korytarza, tuż obok pokoju rudowłosej nauczycielki , wyszedł Harry, a tuż za nim wspomniana dziewczyna. Potter z zainteresowaniem taksował wzrokiem miejsce wypadku. Uniósł pytająco brwi w stronę Hermiony.
- Twój chrzestny to wielka niezdara, wiesz? Postanowił udekorować dom świątecznymi ozdobami, więc zniósł je ze strychu. Naładował też pełno jemioły, przez co omal nie zleciał ze schodów. Kevin uratował go przed połamaniem karku.
Młody Amerykanin uważnie obserwował swoją rudowłosą przyjaciółkę. Jak zawsze wyglądała wspaniale, ale jakby…groźnie i niebezpiecznie. Ubrana była cała na czarno. Idealnie dopasowana kurtka ze skóry miała dużo zamków, które błyszczały w świetle pochodni. Kozaki sięgały kostek, a na czubku przybrane były ćwiekami. Spodnie wyglądałyby normalnie, ale zamiast zwykłego paska jej talia owinięta była paskiem pokrowca na różdżkę, która beztrosko zwisała przy prawym udzie. Ginny opierała się o ścianę, ręce miała skrzyżowane na piersi, a długie, kasztanowe loki okrywały jej twarz. Czekoladowe oczy wpatrywały się prosto w niego.
- Zdaje mi się Straus, że nadszedł czas na naszą rozmowę- powiedziała nie zwracając na nikogo uwagi.
- Zapowiada się groźnie- zaśmiał się zdawkowo. Ginny kiwnęła głową w kierunku biblioteki, a Kevin odetchnął ciężko i ruszył w jej stronę. Zdążył zauważyć, że Harry szepnął jej coś na ucho a ona pokiwała głową. Wydawało mu się także, że trzymali się za rękę, ale tego nie był pewny. Usłyszał jeszcze jak jego przyjaciółka mówi do Hermiony, że zjawią się na spotkaniu Zakonu, a potem tylko we dwoje znaleźli się w bibliotece rodu Blacków.


D
raco długo nie mógł spać tej nocy. Od wczoraj dręczyło go poczucie winy. Cały czas w jego myślach pojawiał się zakrwawiony blondyn leżący na podłodze, podczas gdy on uciekł i nic nie zrobił. Dręczył go omem przeszłości, kiedy to zachował się podobnie.
Już drugi raz stchórzył. A dopiero co udało mu się naprawić tamten błąd. No, może nie do końca jemu. George Weasley go uprzedził, ale jego cel został osiągnięty.
Ginny odzyskała wspomnienia i znowu była sobą.
Nie wiedział czy to dobrze. Jak na razie nic nie wskazywało, by stosunek Rudej do jego osoby uległ zmianie. To było dobre, bo on i Astoria bez obaw mogli jej zaufać. Co do tego był pewien. Kto jak kto, ale Weasleyowie nie zdradzili nigdy swoich bliskich, no a przecież Astoria i Ginny świetnie się dogadywały i były niemal jak siostry. On sam z czasem coraz bardziej przekonywał się do nauczycielki zaklęć. Fakt, grała ostro i była piekielnie niebezpieczna, ale…lubił ją.
Taaa. Powiedział to głośno i wcale nie zabrzmiało to obrzydliwie.
Nie rozumiał, dlaczego ojciec żywił taką nienawiść do Weasleyów, ale on w końcu przełamał tą barierę i, tak, teraz mógł to śmiało powiedzieć, zaprzyjaźnił się z Ginny.  Ba, nawet zaczął żywić względem niej jakieś ciepłe uczucia. Oczywiście to nie było to samo co z Astorią, broń Melinie! Ale jednak…w pewien sposób zależało mu na Rudej.
Trochę dziwnie się z tym czuł, ale tydzień temu, na Balu Świątecznym obserwował ją uważnie. Poświęcił nawet okazję na bliższe zapoznanie się z Magnusem Fritzem. To był taki dziwny odruch, którego nigdy nie czuł. Draco odczuwał silną potrzebę, by ją chronić. Jak….
Jak brat.
Kiedy pierwszy raz użył tego słowa strasznie go przeraziło. Był przecież Draconem Malfoyem, zimnym draniem wychowanym przez mrocznego i zbzikowanego ojca. W jego dzieciństwie, ani dojrzewaniu nie było nawet takiej możliwości, by kiedykolwiek padły słowa: brat i siostra. Już i tak pozwolił sobie na prawdziwy luksus, gdy coraz bardziej zaprzyjaźniał się z Blaisem. Pamiętał jak bardzo obawiał się, co powie Lucjusz, gdyby zapytał go o pozwolenie na przyjazd Zabiniego do Malfoy Manor. Po prostu bał się własnego ojca. Jedynym powodem powstrzymującym go od ucieczki z domu była jego matka. Narcyza Black, bo tak zawsze kazała mu mówić, była jedyną osobą, która wówczas rozumiała Draco i otoczyła go matczyną miłością. Młody Malfoy wiedział, że małżeństwo jego rodziców to jedna wielka szopka. Iluzja szczęśliwej, bogatej rodziny z tradycjami. Z tego wszystkiego mógł nazwać swoją rodzinę bogatą, a resztę wykreślić i wyrzucić do śmieci. W Malfoy Manor nie było miejsca na szczęście i tradycje.
Tylko Narcyza sprawiła, że nadal był uległy wobec ojca. Ale w końcu się zbuntował. Teraz był jego czas zemsty i szansy na odseparowanie się od tego okropnego człowieka, którego musiał nazywać ojcem. Już podczas studiów w Cardiff postanowił, że się zmieni.  Jak na razie wszystko szło po jego myśli. Lucjusz był przekonany, że Draco jest mu posłuszny i będzie szpiegiem Mrocznych w Hogwarcie. Ciągle przekazywał mu najświeższe doniesienia o poczynaniach Organizacji. Znał takie soczyste kąski, że Astorii włosy stanęłyby dęba, gdyby wiedziała o wszystkim. Jednak nie mógł pozwolić, by ciążyły na niej te informacje. Była na to zbyt wrażliwa i nieprzygotowana. Musiał jednak podzielić się z kimś tymi sekretami, bo długo tak nie pociągnie. Za każdym razem, gdy przebywał z Astorią, miał ochotę wykrzyczeć wszystkie tajemnice. Nie potrafił jej okłamywać, a ona w mgnieniu oka zrozumie kiedy ją okłamie. To przez jej oczy. Gdy tylko w nie spojrzał, roztapiał się, a na jego język wkradały się najmroczniejsze wiadomości jakie posiadał. Ale jeśli komuś tego nie zdradzi, to ta cała szopka Mrocznych doprowadzi go do szaleństwa.
Nie spodziewał się, że cokolwiek mogłoby go jeszcze zaskoczyć. Jednak po każdej rozmowie z ojcem miał wrażenie, że albo ciągle jest niedojrzałym bachorem, który nie rozumie świata, albo to ludzie byli bardziej przerażający niż jego największy koszmar. Wszystkie jego przekonania legły w gruzach, kiedy tylko usłyszał albo spotykał kogoś z Organizacji Mrocznych.  W tej chwili leżał w przydzielonym mu przez ciotkę pokoju w Fonetry Alley. Gdzieś na dole, w ciemnych lochach porwani uczniowie przeżywali ciężkie katusze, a on był bezsilny. Sam jeden znajdował się w głównym gnieździe Mrocznych i nie mógł się zebrać, by zaatakować. Wczoraj tak bardzo zaciskał poduszkę na uszy, że omal się nie udusił. Nie chciał słyszeć krzyków Lancelota Turnera, kiedy rodzeństwo Carrow zabawiało się z nim w lochach.
- Dumbledore przewraca się w grobie, bo te jego gadki szlag trafił- mruknął, przewracając się na drugi bok.
Rodzina silną wartością, hm? Być może właśnie w tej chwili nowy nabytek Organizacji psychicznie terroryzuje swojego brata, członka Zakonu Feniksa, by pracował dla nich. Hogwart bezpieczny? Wcale nie zwrócił uwagi na to, że Avery dosypał czegoś do napoju Cho Chang, gdy byli w Dziurawym Kotle.  Hogsmeade pod czujną obserwacją aurorów? Może i tak, ale Nott i Greyback często zwiedzają Wrzeszczącą Chatę.
A to Gniazdo, w którym obecnie jest? Jeden wielki przekręt. To jest prawdziwa twierdza. Trzypiętrowy dwór bogatego czarodzieja, z lochami dla więźniów, pokojami dla najczarniejszych typów magicznej Anglii i prawdziwym labiryntem korytarzy. Łatwo można się zgubić, jeśli nie ma się pozwolenia właściciela na poruszanie się po dworku. Najgorsze jest to, że jego ojciec zbudował w nim najprawdziwszy Łuk Śmierci, taki sam jak w Departamencie Tajemnic. Dzięki niemu dowiedział się, że Skrzynia Merlina ostatni raz była widziana u Gregorowicza. Ale za jaką cenę….Wzdrygnął się na wspomnienie mętnych oczu Milicenty Bulstrode, gdy ta stawiła się przed jego ojcem. Kazano jej zanurzyć głowę w Łuku i wsłuchać się w szepty zmarłych. Co prawda, podała cenne informacje o Skrzyni, ale teraz wygląda jak duch samej siebie. Jej wzrok jest ciągle rozbiegany, podskakuje na każdy szmer i bełkoce coś o swoich zmarłych bliskich, którzy nie żyją już ponad dziesięć lat. Draco nigdy za nią nie przepadał, ale nawet największemu wrogowi nie życzyłby takiego losu, jaki trafił się Milicencie.
I to wszystko przez jego ojca.
Najlepsze jest to, że Mroczni wcale nie ukrywają się nie wiadomo gdzie. Fonetry Alley znajduje się na samym widoku i każdy może tu trafić. Właściciel dworku sprytnie to wymyślił. Wejście do głównej siedziby znajdowało się na zapleczu najprawdziwszego baru country.
Tak, baru country.
Bar prowadzi syn właściciela, który jakiś czas przebywał w Ameryce i zafascynował się tamtejszą muzyką. W barze można dostać najlepszy alkohol magiczny jaki tylko istnieje, można również wyciągnąć od klientów różne ciekawe informacje, bo przybywają tu czarodzieje z całej Anglii, a nawet z kilku innych krajów. Wszyscy zachowują się jak zauroczeni, nikt nie zwróci uwagi na grożenie różdżką, czy nagłą bójkę. Muzyka gra na żywo, a każdy chętny może sprawdzić się w karaoke. Najlepsi doznają zaszczytu siedzenia przy stole z Zackiem, jak wołają na młodego dziedzica Fonetry Alley.
Kiedy pierwszy raz usłyszał ten pseudonim, niemal udławił się Whiskey, którą pił. Znał dziedzica z czasów Hogwartu i z pewnością nigdy nie nazwałby go Zackiem. Chuderlawy, wredny i wścibski, wzbudzał niechęć kumpli ze swojego domu, a to już wyczyn. Teraz razem z ojcem przyłączyli się do Mrocznych i grają jedne z głównych skrzypiec.
- A podobno Puchoni są tacy dobrzy, pomocni i lojalni. Kolejny przesąd legł w gruzach- szepnął.
Przymknął oczy, gdy usłyszał pierwszy krzyk Pierce. Znowu ją torturowali. Usłyszał też silniejszy, męski głos. To Lance znowu się buntuje i broni młodszej dziewczyny. Szczerze podziwiał chłopaka, tyle już klątw przyjął na siebie, a nadal chroni córkę Donavana. Prawdziwy Gryfon. No, chociaż to się nie zmieniło.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jego postanowienie również złamało stereotyp Ślizgona. Pomagał, zamiast krzywdzić, kochał, zamiast szydzić. Kiedy tak słuchał echa krzyków Lance’a, postanowił, że to on będzie tym, który uratuje dzieciaki. I wszyscy się o tym dowiedzą.
- Pora, by moja przemiana ujrzała światło dzienne. I wiem, kto mi w tym pomoże.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła północ. Draco wiedział, że właśnie w tej chwili Zakon Feniksa podejmuje ważne decyzje, które pozwolą na konkretne działania. Wiedział też, że to jest ostatnia szansa, by dowiedzieć się dokąd ona się wybiera. Nie po co, lecz dokąd.
Podjął ostateczną decyzję, wybrał osobę, której zdradzi swoje sekrety. Musiał porozmawiać z nią na osobności, by reszta Zakonu go nie rozszarpała. A potem…potem będzie zależało głownie od niej. Wiedział, że ten ostatni wypadek będzie miał swoje konsekwencje, ale nie dbał teraz o to. Chciał się w końcu uwolnić spod tyranii ojca, a to była jego ostatnia nadzieja. Mógł wiele stracić, ale też dużo zyskać.
Na przykład spokojne życie u boku ukochanej. No, jeśli ojciec go nie zabije. Jeśli ona mu pomoże. Jeśli Zakon go przyjmie. Jeśli wszyscy uwierzą w jego przemianę.
- Za dużo tego jeśli- mruknął, ale już przygotowywał się do drogi. Zawiązał buty, ubrał płaszcz i kapelusz. Zostawił list swojej matce i ruszył, by spełnić obrany przez siebie cel. Zanim rozpłynął się z cichym pyknięciem, cały czas słyszał piosenkę country dochodzącą z baru.


M
imo, że było już strasznie późno, w Kwaterze Głównej panował gwar. Zjawili się niemal wszyscy, którzy zostali wezwani.
- Nadszedł czas na przydzielenie misji- tubalny głos Kingsleya zabrzmiał w kuchni, a wszystkie oczy spoczęły na nim.
Kevin siedział już od godziny na zebraniu, a mało co słyszał. Myślami ciągle był przy rozmowie z Ginny w bibliotece. Usiedli na dębowych krzesłach, a jego przyjaciółka zabrała się za przeglądanie ciężkich tomów, które zalegały na stole. Cisza była denerwująca, ale nie chciał jej przerywać. W końcu, gdy już odłożyła książki, a kurz zaczął porządnie podrażniać nos, rudowłosa przemówiła.
- Jak się czujesz, Kevin?
Poruszył się niespokojnie, ale spojrzał w jej ciepłe oczy.
- W porządku. Nie najlepiej, ale w miarę szybko odzyskuje siły.
Ginny pokiwała głową i otworzyła usta, jakby znowu chciała zadać pytania. W ostatniej chwili zmieniła zdanie, spojrzała na niego spod przymrużonych oczu, a jej palce bawiły się kosmykiem rudych włosów.
- Denerwujesz się- stwierdził po chwili. – Gin…Ty wyruszysz w tą misję, prawda? Będziesz szukać Skrzyni Merlina.
- Muszę, Kevin. Victoire…- głos jej się załamał.- Vic jest w to zamieszana, a ja nie pozwolę, by stała się jej jakaś krzywda. Skoro ona ma jeden klucz, musimy mieć drugi. Inaczej będą jej szukać.
Amerykanin pokiwał głową. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak silna była więź pomiędzy Ginny a małą córką Billa. Chwilę patrzył w jej oczy, ale nie zauważył nawet nutki strachu. W czekoladowych oczach czaiła się ogromna determinacja i pragnienie bronienia Victoire Weasley.
Za wszelką cenę.
Rudowłosa odchrząknęła głośno i usilnie próbowała zmienić temat ich rozmowy.
- Pamiętasz coś? Znaczy…przed tym, zanim straciłeś przytomność.
- Jak przez mgłę- pokiwał głową, zamyślony.- Nie wiem, kto to był, ale odniosłem wrażenie, że go znam. Ten czarny płaszcz i blond włosy, lekko posklejane…
Młoda nauczycielka utkwiła w nim spojrzenie i wyprostowała się gwałtownie. Już nie bawiła się włosami. Jej ręka powędrowała do pokrowca, gdzie spoczywała różdżka.
- Blondyn, hm?- Ginevra poczuła dziwny uścisk w piersi, gdy gdzieś w głębi jej umysłu pojawiło się jedno imię. Jednak nie mogła w to uwierzyć. Nie, to nie było najlepsze stwierdzenie.
Nie chciała w to wierzyć.
Tak czy owak, wypadek Kevina obudził w niej wspomnienie Colina Creveeya. Przypomniała sobie ból jaki czuła po jego śmierci. A wtedy, gdy znalazła zakrwawionego Strausa w swoim pokoju coś w niej pękło, jakby rozbiła się jej wewnętrzna powłoka. Do tego doszedł jeszcze problem z Harrym, który niczego jej nie ułatwiał. Była na niego zła, a on ją tak czule i delikatnie pocieszał. No i sytuacja w gabinecie. Spojrzenie jego zielonych oczu, te wyznania padające z ich ust, intensywność uczuć…
Tak, wtedy po raz pierwszy od bardzo dawna Ginevra Molly Weasley porzuciła powłokę twardej i groźnej ślicznotki. Powoli budowała ją na nowo, jednak postanowiła pozostawić w niej lukę dla pięciu osób. Parę dni wcześniej zdała sobie sprawę, że od trzech lat starannie dobierała ludzi, którzy ją otaczali. To chyba przez ten wypadek z utratą wspomnień. Chciała mieć kogoś, kto w razie czego przypomni jej kim jest. Chciała mieć kogoś, z kim mogłaby budować ciągle to nowe wspomnienia. Chciała mieć kogoś, kto razem z nią napisze historię życia Ginny Weasley.
Prawda jest taka, że Ginny się bała. Bała się, że znowu ją skrzywdzą, jeśli komuś całkowicie zaufa. Jak Voldemort na jej pierwszym roku. Bała się też cierpienia po stracie kogoś, komu w końcu zaufała. Tak było z Colinem i Fredem. Jej boginem jest pamiętnik Toma. Najbardziej bała się tego, co ten stary dziennik symbolizował.
Samotność. Opuszczenie. Stare wytarte kartki pamiętnika, na których nikt nie zapisał historii swojego życia.
Ona nie chciała być takim pustym pamiętnikiem. Dlatego pozwoliła na chwilę opaść tej twardej powłoce. Ale tylko na chwilę, by dopuścić do siebie tylko wybrane pięć osób.
Po długich przemyśleniach podjęła decyzję. Teraz patrzyła w napięciu na Kevina i czekała na jego reakcję. Opowiedziała mu wszystko. Dlaczego jest taką osobą, dlaczego tak się zachowuje i dlaczego nigdy nie pozwala sobie pomóc. Nie mogła go do niczego zmusić. Decyzja należała do niego.
- To Colin i bliźniacy mieli zająć to miejsce, prawda?- Kevin podszedł do swojej przyjaciółki i chwycił w dłonie jej twarz. Otarł delikatnie łzę spoczywającą na policzku.
- George ciągle zajmuje jedno miejsce.
- A pozostałe cztery? Teraz ja biorę jedno.
- Astoria już w Cardiff powoli burzyła ten mur wokół mnie.
Kevin pokiwał głową. Więc As jest trzecia. Czwarty…
- Również Harry’ego dopuścisz, prawda? Tak, to nie ulega wątpliwości. On jako pierwszy cię złamał, a wręcz rozebrał z tej bariery- poruszył sugestywnie brwiami i trącił ramieniem.
Ginny zaśmiała się przez łzy i kopnęła go z całej siły.
- Jesteś okropny. Ale tak, Harry jest czwarty.
- No to kto jest piąty? Victoire?
- Nie, Vic…Vic jest moją słabością, ale nie obawą. Wybrałam was byście odganiali mój strach przed samotnością i życiową pustką. Byście razem ze mną napisali moją historię. Victoire jest kłódką i kluczem jednocześnie. Kluczem, bo przy niej moja bariera słabnie. Kłódką, bo jeśli stanie jej się jakakolwiek krzywda, mój mur na nowo się podniesie.
- Jak po śmierci Colina i Freda.
Tubalny głos Ministra Magii przywrócił go do rzeczywistości. Zebranie Zakonu dobiegało końca, czekali tylko, aż Kingsley przydzieli misje.
- Dean- przywódca Zakonu zwrócił się do siedzącego obok Hermiony i Rona mężczyzny.- Ty poprowadzisz misję poszukiwania Skrzyni Merlina. Wiesz, gdzie Colin ją ukrył, więc plus dla nas. Wnuk Gregorowicza także powinien iść, może się przydać. Dobrze by było też, gdyby towarzyszyła ci Ginny. Miała styczność w kluczem Victoire, więc może trafi na jakiś trop.
- Zabierzemy też Hannę- kiwnął głową w kierunku złotowłosej. Jej ojciec ma domek w górach, możemy się tam zatrzymać w razie potrzeby. No i Harry. Jest najlepszym aurorem jakiego znam, a jego znajomość zaklęć obronnych może być bardzo przydatna.
- W porządku, jesteście gotowi do drogi?
Wszyscy wybrani pokiwali głowami i zaczęli się zbierać. Kingsley przydzielił następne zadanie.
- George. Chciałbym, żebyś ty, Angelina i Kevin podjęli współpracę z Luną. Trzeba dowiedzieć się jak najwięcej na temat Bossa. Musimy go rozgryźć i skłonić, by stanął po stronie Zakonu. Już dużo zdziałał, ale widocznie jest wolnym strzelcem. Nie ukrywam, że przydałby nam się ktoś taki.
Tutaj znowu pokiwali głowami.
- Hermiono- westchnął Minister.- Ty i Susan zajmiecie się Fonetry Alley. Ron i Astoria mogą wam w tym pomóc. To jest nasz jedyny trop. Pamiętajcie, że musimy odnaleźć i uratować dzieciaki w przeciągu dwóch tygodni. Ufam, że dasz sobie radę, panno Granger. Reszta działa według starych zaleceń. Pozostało nam czekać na wyniki działań poszczególnych misji. To wszystko, koniec zebrania.
Kingsley szybko opuścił Grimmauld Place, a za jego przykładem poszło wielu innych. W tym całym rozgardiaszu Kevin zdążył złapać Ginny.
- Hej, nie wyjechałabyś bez pożegnania, prawda?
- Nie, no pewnie, że nie- zaśmiała się i przytuliła go mocno. Była gotowa do drogi. Czarne ubranie idealnie nadawało się do skradania,  różdżka była pod ręką. Ra ramieniu wisiał mały plecaczek.
- Uważaj na siebie, mała. No i…dzięki za tą rozmowę w bibliotece.
Oczy rudowłosej zajaśniały na chwilę, gdy pomyślała o tej osobie, która zaatakowała Kevina. Miała nadzieję, że się myli. Nie powiedziała Strausowi, kto jest piątą osobą, którą wybrała. Ale jeśli jej obawy się sprawdzą, to ta decyzja musiałaby ulec zmianie. A tego nie chciała. Pożegnała się z Kevinem i dołączyła do Deana i Harry’ego, którzy czekali na nią przy wyjściu.
- Gotowa?- zapytał Harry. Uśmiechał się do niej ślicznie. Oczy świeciły się jak szmaragdy, gdy tylko na nią spojrzał. Nie mogła się powstrzymać. Złapała go za rękę i pocałowała czule. Potem objęła ramieniem Deana.
- Czas na misję, panowie. Musimy znaleźć Skrzynię Merlina.
Wyszli w ciemną noc i odlecieli na miotłach w stronę rozgwieżdżonego nieba.


Możecie mnie zabić. Tak, każdy na swój sposób. Jednak miałam swoje powody, skoro zniknęłam na dwa miesiące. Nie chciałam tego, możecie mi wierzyć. To jest bardzo osobisty powód, więc go nie zdradzę. Jednak w ostatnich dniach trochę się polepszyło i zdołałam się pozbierać. Mam nadzieję, że aż tak bardzo nie wypadłam z formy i choć trochę was zadowolę tym rozdziałem.
Jest taki refleksyjny, ale na swój sposób ważny. Zagłębiłam się trochę w historię Kevina Strausa oraz psychikę Ginny. W tym rozdziale również Draco podjął ważną decyzję.
Uważacie, że dobrze zrobił? Takie nagłe ujawnienie przemiany…
Ten rozdział dedykuję mojej kochanej M.
To ona wyzwoliła we mnie chęć do dalszego pisania, wie też co się ze mną działo. Mam tylko nadzieję, że taki okres już nie wróci, a następny rozdział pojawi się znacznie szybciej.
Pozdrawiam serdecznie. Komentujcie, nawet najgorsze wyzwiska zniosę ;)
Ps. Przepraszam cię, Kontynuatorze, że nie wysłałam ci go do sprawdzenia. Taka przerwa jednak mówi sama za siebie. Wytknij mi wszystkie błędy teraz. Przyjmę wszystko na klatę.






3 komentarze:

  1. Pierwsza!

    Mam nadzieję, że Draco wie co robi i trzymam kciuki by mu się udało. Czy tą ,która ma mu pomóc nie jest przypadkiem Ginny? Jeśli tak to mam chyba troszkę się spóźnił. Ale jeśli będzie to Astoria to... dobrze koniec moich domysłów. Muszę być cierpliwa. :) Rozdział bardzo ciekawy i z niecierpliwością czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień przed tym, jak wstawiłaś rozdział, zastanawiałam się, co się z Tobą dzieje i już miałam do Ciebie pisać, no ale pojawiła się notka ;)
    Jest dobry, serio, może się dużo nie dzieje, ale takie rozdziały również są potrzebne.
    Uważam, że świetnie opisałaś przeżycia Ginny i dobrze, że to zrobiłaś, bo trochę wyjaśnień było potrzebnych+ strasznie mi się podoba stosunek między nią, a Draco :)
    Mam nadzieję, że teraz będziesz się czuć już tylko lepiej :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj wiem, że mnie długo nie było, ale tylko Ty doskonale wiesz co się u mnie dzieje. A skoro już jestem..
    Choć notka jest taka można powiedzieć spokojna, harmonijna to jest do + dla ciebie. Czasem warto napisać coś takiego stabilnego, coś co pozwala czytelnikowi zgłębić się w opowiadanie..
    Jestem pełna podziwu, że już wróciłaś. Notka super :P Czekam na następną...

    Ps. Kontynuatorze nie męcz jej za bardzo :D

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE