sobota, 21 września 2013

Wspomnienie 15.3: Towarzystwo stolikowe



H
anna Abbott uważnie obserwowała wszystkich gości wchodzących do Dziurawego Kotła. Z małą pomocą swojego ojca odkupiła bar od sędziwego Toma i teraz to ona go prowadziła. Przez miesiąc Dziurawy był zamknięty. Postanowiła odnowić i ożywić trochę to miejsce. W końcu bar był charakterystycznym miejscem, łączył świat mugolski i świat czarów. Po remoncie Dziurawy Kocioł cieszył się większym zainteresowaniem, a nawet miała swoich stałych klientów. Zdarzało się nawet, że usłyszała rozmowę ważnych osobistości z ministerstwa. Po czterech miesiącach prowadzenia swojej działalności, Hanna stała się prawdziwą skarbnicą wiedzy dla Zakonu Feniksa. Co prawda dopiero od trzech tygodni była częścią tego tajnego stowarzyszenia, ale pewne informacje przekazywała George’owi Weasley’owi, który był częstym gościem jej baru. To właśnie on zabrał ją na świąteczne spotkanie Zakonu. Bardzo szybko została przyjęta do zespołu, a nawet została jednym z najważniejszych członków. Zauważyła, że Zakon podzielony był na pewne grupy. Na przykład bracia Weasley i Rene de Fines odpowiadali za donoszenie wszelkich nowinek z Hogsmeade i Pokątnej, Hermiona, Susan Bones i jej ciotka Amelia monitorowały sytuacje w ministerstwie, a Syriusz, Astoria i Neville mieli oko na Hogwart. Dostrzegła też, że Hermiona często siadała z Nevillem i uzupełniali zapasy Zakonu w eliksiry i magiczne rośliny. Najbardziej jednak zaintrygowało ją trio w postaci Susan Bones, Harry’ego Pottera i Ginny Weasley. Czasami, ale to zdarzało się naprawdę rzadko, dołączał do nich Bill, starszy brat rudowłosej. Nie musiała długo czekać na odpowiedź, bo sam minister Schaklebolt poprosił Ginny by wprowadziła ją w ich zadanie. Okazało się, że Susan, jako asystentka dyrektorki Departamentu Przestrzegania Prawa potajemnie zbierała kopie wszystkich najważniejszych akt i dokumentów na temat Mrocznych. Te akta przejmowała pozostała dwójka. Harry, jako wyszkolony auror, dogłębnie je analizował i wyszukiwał wszelkich poszlak dotyczących kolejnych ataków i kryjówek Organizacji. Natomiast Ginny, która była Mistrzynią Zaklęć i Uroków, tworzyła listę najczęściej używanych klątw przez czarnoksiężników oraz pokazywała Zakonowi jak się przed nimi obronić. Rudowłosa tworzyła też swoje własne zaklęcia, które sama Hanna uznała za bardzo dobre i koniecznie chciała je poznać. Na ostatnim zebraniu Zakonu Ginny wyjawiła jej pewną strategię Mrocznych, którą się posługiwali. Bardzo obrazowo wytłumaczyła jej to używając sztućców.
W przeddzień Bożego Narodzenia, tuż przed godziną siedemnastą do Dziurawego Kotła zawitała grupa czarodziejów, którym przewodził Evan Rosier. Wszyscy wiedzieli, że para się czarną magią, ale aurorzy nie mogli mu niczego udowodnić, więc nadal bezkarnie panoszył się po Londynie. Udając, że przeciera brudną szklankę, Hanna  dyskretnie rzuciła zaklęcie wyciszające wszelkie szepty i odgłosy i uważnie przysłuchiwała się rozmowie prowadzonej przy stoliku Rosiera. Nie widziała twarzy pozostałych trzech osób, bo okryli się szalikami. Jeden z nich przebiegł spojrzeniem po całym barze, a potem przybliżył się do Evana.
- …jak długo jeszcze będzie ich trzymał. Nikt nie wie, co siedzi w głowie tego starego arystokraty, ale wolę z nim nie zadzierać. – mówił Rosier.
- Ten dzieciak Turnera napsuł mi już sporo krwi- mruknął inny- Prawie złamał mi rękę, kiedy poszedłem zanieść im coś do jedzenia.
Słysząc to, Hanna wciągnęła mocno powietrze. Dzieciak Turnera….to pewnie Lancelot, porwany uczeń. Musi jeszcze żyć, skoro dostarczają mu jedzenie. Nie chcąc wzbudzić niczyich podejrzeń, zabrała notes i pióro i podeszła do stolika rozmawiających mężczyzn.
- Panowie coś sobie życzą? Polecam pyszny miód pitny, jest idealny na taką paskudną pogodę.
- W sumie to cholernie zmarzłem. Napiłbym się…
- Przymknij się, Dorian- warknął Rosier i odwrócił się do stojącej Hanny- Nie, nic nie zamawiamy. Zjeżdżaj stąd, zdaje się, że musisz obsłużyć inne stoliki. - Wbił w nią spojrzenie zielonych oczu, w którym widoczna była nutka groźby. Złotowłosa barmanka zamierzała coś odpowiedzieć, ale kątem oka zauważyła, że przy stoliku obok schodów prowadzących do pokoi siedzi krępo zbudowany młodzieniec o blond, niemal piaskowych włosach. Niesforne końcówki wywijały się we wszystkie strony. Ubrany był w dziwny, czerwony mundur zapinany na duże, srebrne spinki. Wysoki kołnierz ochraniał szyję przed mrozem. Na nogach miał ciężkie, czarne, okute buty. Wyglądało na to, że nie jest Anglikiem, rysy jego twarzy były bardziej północnoeuropejskie. Może Rusek, albo…Bułgar. Z tego co słyszała, niedługo miało odbyć się spotkanie z wnukiem Gregorowicza. To Ginny dowiedziała się kim on jest i z małą pomocą Luny Lovegood i Denisa Creeveya będzie próbowała z nim rozmawiać. Może ten młodzieniec w mundurze to właśnie on. Już odchodziła od stolika Rosiera i skierowała się do stolika cudzoziemca, kiedy usłyszała cichy pomruk jednego z zamaskowanych towarzyszy Evana.
- Ten młody choć raz mógłby przyjść punktualnie. Bez niego nie dostaniemy się do Fonetry Alley. Przecież to on jest właścicielem.
Panna Abbot uśmiechnęła się półgębkiem. No proszę, dzisiejszy dzień jest bogaty w informacje- pomyślała. Teraz wystarczy dowiedzieć się, co takiego ciekawego znajduje się na Fonetry Alley.

S
iarczysty mróz panujący na dworze sprawił, że jego krew niemal zamarzała w żyłach. Elegancki, czarny płaszcz, który miał na sobie pokryty był płatkami śniegu. Niebo nad jego głową było mlecznobiałe, a hulający wiatr przyprawiał o dreszcze. Nie podobało mu się to zadanie, które otrzymał od ojca. Wcale a wcale. Nie mógł jednak nic zrobić. Powszechnie uważany był za zwolennika swojego ojca, nie mógł teraz wyjść z tej roli. Chciał uzyskać jak najwięcej przydatnych informacji. Nie cieszył się popularnością wśród sługusów ojca, a gdyby odrzucił to zadanie, naraziłby się na podejrzenia u Mrocznych. Już i tak zauważyli, że nazbyt często wypytuje się o porwaną dwójkę dzieciaków.
Mieszkanie Astorii i Ginny znajdowało się w zachodniej części Londynu w mało uczęszczanej okolicy. W pobliżu znajdowały się stare, opuszczone magazyny, w których młodzież z biednych rodzin urządziła sobie kryjówkę. Zabytkowa kamienica miała zaledwie pięciu lokatorów, więc obie nauczycielki mogły czuć się swobodniej niż on. Wiedział też, że dwie przecznice dalej, w rozsypującym się bloku mieszkał Kevin Straus, który był częstym gościem w kamienicy. Niespiesznie zmierzał do mieszkania swojej dziewczyny, rozglądając się czujnie. Wiedział, że nie zastanie ani jej, ani współlokatorki. Astoria poszła na późny obiad do swoich rodziców, a Ginny siedziała w tej chwili w Dziurawym Kotle razem z Luną Lovegood i Deanem Thomasem. Sam po kryjomu odprowadził ją, by mieć pewność, że nie zjawi się nagle w kamienicy, podczas gdy on będzie wykonywał zadanie.
Kiedy poczuł pierwsze krople deszczu na twarzy, przyspieszył kroku i szybko znalazł się na klatce schodowej. Otrzepał płaszcz z drobinek śniegu i ruszył na pierwsze piętro. Minął mieszkania dwójki młodych studentów, których zdążył już poznać. Chyba mieli się ku sobie. Już wspinał się po schodach, kiedy z góry zbiegł wysoki brązowowłosy młodzieniec w czarnej bluzie z kapturem i okularach na nosie.
- Cześć Draco!- krzyknął wesoło.
- Jak się masz, Adam?- odpowiedział uprzejmie. Ten student zawsze wywoływał uśmiech na jego twarzy. Był mugolem, ale i tak go polubił. Zawsze rozmawiał z nim, kiedy szedł na spotkanie z Astorią. Raz uratował go nawet przed pijaną młodzieżą, która naprzykrzała się jemu i Emily, sąsiadce Adama.
- Teraz nie mam czasu, stary. Pan Griffin trafił do szpitala i poprosił Emily, by przyniosła mu kilka rzeczy. Jadę ją zawieść, bo pogoda jest okropna. Ale kiedyś postawię ci drinka- klepnął go w ramię i wyminął go, by dołączyć do uśmiechniętej dziewczyny, która właśnie wyszła na klatkę. Draco pomachał do niej przyjaźnie i obiecując spotkanie żwawo wbiegł po schodach, kierując się do mieszkania Astorii. Dziwnym trafem, wszystko zbiegło się w czasie. Nie będzie musiał wymyślać żadnych kłamstw, skoro wszyscy lokatorzy kamienicy byli poza domem. Najbardziej obawiał się właśnie starego pana Griffina, bo był bardzo dociekliwy. Ale skoro był w szpitalu…
Wstrzymując oddech, przyłożył różdżkę do zamka i wyszeptał zaklęcie Alohomora. Kliknięcie zamka rozniosło się po pustym korytarzu, więc jak najszybciej zamknął się w środku mieszkania. Zewsząd ogarniały go ciemności. Była zima, więc już o siedemnastej robiło się ciemno. Tylko nikłe światło ulicznej latarni oświetlało salon. Zwinnym ruchem ręki wysuszył buty, by nie zostawiać mokrych śladów. Z ciężko bijącym sercem ruszył przez salon, myśląc usilnie.
- Gdzie to schowałaś, Astorio?- wymruczał cicho. Przeszukał wszystkie półki i szuflady w salonie, potem prześwietlił całą kuchnię. Co chwila zerkał na drzwi, a ręce drżały mu, gdy przeglądał papiery znalezione w kredensie koło kominka. Plan zajęć Ginny, notes z ocenami Astorii, mnóstwo zdjęć.
Żadnych listów. Niech to szlag.
Przeklinając pod nosem przeszedł przez salon i skierował się na górne piętro. W tej części mieszkania znajdowały się pokoje. Niemal dostał zawału serca, kiedy zegar zaczął wybijać godzinę osiemnastą. Kołatanie w piersi nie zmieniło rytmu, gdy drżącą ręką otworzył drzwi do sypialni Astorii. Mimo, że był tu już wielokrotnie, czuł się jak intruz. W tej chwili nie był mile widziany w tym pokoju. Każda dotknięta rzecz sprawiała, że przed oczami widział obraz jego ukochanej, która mówi, że go nienawidzi. Kiedy sprawdzał poszewki poduszek poczuł znajomy zapach panny Greengrass. Niczym film w głowie zobaczył najpiękniejsze wspomnienie w swoim życiu.
On i Astoria wygłupiali się na łóżku, łaskocząc się i przepychając. Radosny śmiech kobiety rozbrzmiewał w pokoju.
- Draco, przestań- śmiała się- Chcę ci coś powiedzieć. Draco, proszę- złapała jego rękę, by nic jej nie zrobił.
Blondyn spojrzał na swoją dziewczynę niepewnie. Jednak następne słowa, które padły z jej ust sprawiły, że jego usta czule muskały jej dłoń.
- Moja matka chce cię poznać. Widzi, że jestem szczęśliwa i pragnie zobaczyć, kto skradł moje serce.
- Skradłem ci serce?- zapytał, a jego roziskrzone oczy wpatrywały się w nią. Nie doczekał się odpowiedzi. Zamiast tego poczuł drobną dłoń przyciskającą się do jego serca. Ciepły oddech ogrzał jego twarz, a oczy zamknęły się, kiedy Astoria go pocałowała. Zawirowało mu w głowie, poczuł prawdziwą gamę uczuć. Szczęście, pożądanie, namiętność, czułość, troskę i miłość. Kiedy oderwali się od siebie, oboje ciężko dyszeli, ale uśmiechali się.
- Zdecydowanie- wyszeptała Astoria- i nie przyjmuję zwrotów.
A potem przyciągnęła go do siebie i obdarzyła niezwykłą dawką pieszczot. On nie pozostał jej dłużny.
Krzyk za oknem wyrwał go ze wspomnień. Spanikowany zerknął na zegarek i gorączkowo zerwał się z łóżka, na którym siedział.
Musiał znaleźć ten list. Dla niej.
Jeśli go nie znajdzie, Astoria znajdzie się w niebezpieczeństwie. A do tego nie mógł dopuścić. Przeszukał wszystkie książki, teczki i szuflady.
Nie znalazł.
Nerwowym ruchem targał swoje blond włosy. Musiał dowiedzieć się, gdzie ukrywa się Dominic Greengrass. Lucjusz Malfoy należał do osób, które za wszelką cenę zdobędą to, czego potrzebują. A jego ojciec od dwóch tygodni próbuje namierzyć ojca Astorii. Nie wiedział po co. Za to wiedział, że jeśli nie dowie się, gdzie przebywa pan Greengrass…to Mroczni wykonają kolejny ruch w tej chorej grze. Wyślą czarną kopertę do Dominica i zabiorą się za jego córki.
Dafne i Astorię.
Pamiętał, jak czarnowłosa dostała tuż przed balem list od swojej matki. Znaleźli nowy dom i zapraszali ją na kolację. Właśnie w tym liście znajdował się adres. Właśnie ten list szukał. Wyszedł z pokoju Astorii i zrezygnowany zmierzał do wyjścia, jednak zatrzymał się tuż przy schodach i zerknął przez ramię na drugie drzwi.
Pokój Ginny.
Czy możliwe było, że właśnie u niej znajdował się ten list? Przypomniał sobie, że Astoria i Ginny siedziały w pokoju rudowłosej, kiedy przyleciała sowa z listem. Sam zanosił go nauczycielce Astronomii. Ginny wtedy zniknęła w łazience, dając im trochę czasu dla siebie. Czarnowłosa przeczytała list i ucieszyła się na zaproszenie matki. Jakiś czas potem zaczęła przygotowywać się do balu, a list zostawiła tam, gdzie go odłożyła.
Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi, kiedy otworzył drzwi do pokoju Ginny. Mięśnie miał tak napięte, że nawet nie poczuł jak noga uderzyła w rozwalony kufer. Jak zahipnotyzowany podszedł do regału, gdzie stało zdjęcie obu przyjaciółek. Wstrzymał oddech i przesunął ramkę.
Niemal zawył z radości, kiedy złapał za kremową kopertę ozdobioną ładnym pismem matki Astorii. Chwilę potem usłyszał trzaśnięcie drzwi w salonie i wydał z siebie jęk przerażenia.
Ktoś pojawił się w mieszkaniu.

G
rupa osób opuściła Dziurawego Kotła i ruszyła na ulicę Pokątną. Troje z nich owinęło się szalikami, by ochronić się przed mrozem. Tylko jeden mężczyzna nie ukrył twarzy. Było wyraźnie widać, że czarodzieje spacerujący po magicznej ulicy chcą znaleźć się jak najdalej od tej grupy. Matka z dzieckiem nagle zniknęła w księgarni, dziadek zabrał wnuki do sklepu ze sprzętem do Quidditcha. Mężczyzna przewodzący grupą uśmiechnął się szyderczo, zatrzymał się i odwrócił do swoich towarzyszy.
- Dobra chłopaki, czas się rozdzielić. Nott, ty skontaktujesz się z Carrowem. Avery, zdaje się, że Greyback czeka na Nokturnie.
- A ty, Rosier?
- Ja sprawdzę prawdomówność naszego nowego nabytku. - Zarechotał i klepnął młodego chłopaka w biało-czarnym szaliku i długich, czarnych włosach. – Lucjusz stwierdził, że młody może pomóc zrealizować jego plan.
Nikt tak do końca nie wiedział, co planuje Lucjusz Malfoy. Wiedzieli jakie są poszczególne zadania, ale całego planu nie znali. Zabawa z Zakonem Feniksa była pierwszym etapem. Drugi etap rozpoczął się niedawno, kiedy Malfoy wysłał list do Howarda Turnera, by zebrał wszelkie informacje na temat wnuka bułgarskiego wytwórcy różdżek. Zdaje się, że niedługo zacznie się trzeci etap. Ten czarnowłosy chłopaczek był cennym nabytkiem. Jako brat jednego z członków Zakonu Feniksa miał duże pole do popisu. Z tego co mówił, współpracował z nauczycielką w Hogwarcie. Dobrze, bardzo dobrze.
- No już, do roboty!- warknął Evan a sam szturchnął czarnowłosego chłopaka i obaj ruszyli w głąb ulicy. Nott zniknął z cichym trzaskiem, a Avery chwilę później skręcił na ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
- Gdzie idziemy?
- Do sklepu Weasleyów- wycharczał chłopak. Brzmiał tak, jakby przez kilka lat nie używał swojego głosu. Z resztą ogólnie kiepsko się prezentował. Stary płaszcz, obłocone buty i tłuste strąki opadające na oczy.
- Jest osiemnasta, już pewnie zamknięte- Rosier spojrzał na niego, unosząc brwi ze zdziwienia. W odpowiedzi usłyszał chrapliwy rechot młodego.
- Właśnie w tym tkwi wasz problem. Wszystko bierzecie jako przypuszczenia. Zero działania, czekacie tylko na zlecenia szefa. Może i sklep jest zamknięty, ale nie magazyn. Mój brat z pewnością układa świeżą dostawę.
Uważnie rozejrzeli się, czy nikt ich nie obserwuje, a potem skręcili w mało uczęszczaną uliczkę. Znajdowały się tam tylne wejścia do wielu sklepów. Ostatnie przejście prowadziło do Magicznych Dowcipów.
- Lepiej jak tu zostaniesz i popatrzysz. Wzbudzasz zbyt duże zainteresowanie- mruknął chłopak do Rosiera i wszedł do magazynu.
Nie zachowywał się specjalnie cicho. Wręcz przeciwnie, specjalnie trącał butem pudła i odpalił kilka detonatorów pozorujących. Po krótkiej chwili z drugiego pomieszczenia wybiegł mężczyzna z czarnymi, krótkimi włosami. Zaklął po francusku na widok porozwalanych pudeł, a potem wyprostował się i znieruchomiał, gdy zobaczył nieproszonego gościa.
- Fabrice- wysyczał.
- Rene, braciszku. Co u ciebie słychać?- on z kolei zachowywał się swobodnie, wręcz lekceważąco. Uśmiechał się ironicznie.
- Czego chcesz?
- To już nie mogę spotkać się z bratem?
- Nie jesteś moim bratem od trzech lat. Odkąd opuściłeś dom.
Fabrice westchnął teatralnie i załamał ręce.
- Ty ciągle wypominasz mi tą rudą niunię?
- Marie- warknął Rene przez zaciśnięte zęby- Miała na imię Marie. A ty mi ją odebrałeś.
- Nie dramatyzuj, braciszku. Z tego co słyszałem, znalazłeś sobie nową ślicznotkę. Też rudą.
Rene błyskawicznie znalazł się koło brata, złapał go za przód płaszcza i patrzył mu prosto w oczy.
- Trzymaj się z dala od Ginny- wyszeptał groźnie. Fabrice zaśmiał się chrapliwie i wyrwał się z uścisku brata.
- Jak na razie, to ty musisz trzymać się z daleka. Nie zwraca na ciebie uwagi, co?
Rene aż poczerwieniał ze złości. Działając niemal instynktownie, prawą pięścią uderzył Fabe’a  prosto w nos. Nie wiedzieć czemu, nagle zrozumiał Harry’ego, kiedy to uderzył go dwa miesiące temu w Hogsmeade. Poczuł się tak, jakby całą swoją złość na brata zawarł w tym jednym ciosie. Fabrice upadł zaskoczony atakiem, chwycił się za krwawiący nos i…zaśmiał się chrapliwie.
- To było dobre- śmiał się, trzymając się za nos. Uważnie przyjrzał się bratu i podjął decyzję. - Chcę ci pomóc, Rene.
- Co?- teraz to magazynier był zaskoczony. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego.
- Mogę ci pomóc. Tak naprawdę, to możemy pomóc sobie nawzajem. Jak kiedyś. Jak rodzina-  wyszeptał Fabrice, gdy stanął naprzeciw Rene.
- Co masz na myśli?
- Posłuchaj mnie. Ja…zmieniłem się. Ten czas rozłąki z tobą dał mi dużo do myślenia. Zdradziłem naszą rodzinę, w wieku siedemnastu lat z zimną krwią zabiłem Marie, ale…jestem teraz innym człowiekiem. Musisz mi uwierzyć, braciszku.- ton jego głosu był skruszony. Niepewnie zerknął na starszego brata, który stał przed nim napięty jak struna. Jego pierś falowała nieregularnym, szybkim oddechem. Doskonale znał Rene i wiedział, że niedługo się złamie. W końcu on był jego ostatnią rodziną, ostatnią osobą, którą kiedykolwiek kochał. Prędzej czy później okaże słabość, jak zwykle zresztą. Rene był zbyt ufny i wrażliwy.
- Fabe, ty…- wyjąkał starszy Francuz.
- Tak, pojawiłem się w Londynie, by cię odzyskać- Fabrice miał wrażenie, że w oddali usłyszał cichy rechot, ale miał nadzieję, że jego brat tego nie słyszał. Rosier był teraz ostatnią osobą, którą chciałby ujrzeć. Nie chciał zniszczyć swojego planu przez głupiego, zadumanego w sobie arystokratę. Z ulgą zauważył, że Rene walczy ze sobą, aż w końcu wyksztusił z siebie pytanie.
- Co zamierzasz zrobić?
- Dobre pytanie, braciszku. Bo widzisz…mam szansę na odkupienie moich win. A ty być może zobaczysz się z Marie.- Tak jak się spodziewał, ta wiadomość kompletnie wytrąciła Rene z równowagi.
- Jak to? Marie nie żyje!
- Istnieje sposób, byś znowu ją spotkał. Istnieje pewna księga, która zawiera zaklęcia przełamujące bramę oddzielającą nas od świata zmarłych. Nie znam się na urokach, ale za to ty znasz kogoś, kto jest w tym mistrzem.
Rene zmarszczył brwi, zamyślony. Mógłby znowu zobaczyć Marie…jeśli tylko Fabrice mówił prawdę o tej księdze. Gdzieś w głębi wiedział, że coś takiego istnieje. I miał dziwne przeczucie, że to właśnie ta księga jest powodem gry między Mrocznymi a Zakonem Feniksa. Skoro ta księga przełamywała Granicę, to oznaczało, że jeśli Malfoy ją zburzy, powrócą wszyscy najmroczniejsi czarodzieje w historii. Gellert Grindelwald, Lord Voldemort…ale z drugiej strony powróciliby i ci dobrzy. Albus Dumbledore, Remus Lupin z żoną, Fred Weasley, jego matka i…Marie. Jego kochana Marie. Rene poczuł się, jakby stał nad krawędzią urwiska. Jeden zły krok i spadnie w dół. Nie chciał spadać, chciał po prostu być szczęśliwy. Teraz nie miał dla kogo żyć. Został sam jak palec. Co prawda, zależało mu na Ginny, ale ona patrzyła na niego w zupełnie inny sposób. No i był jeszcze Potter. Rene wiedział, że rudowłosa ciągle go kochała nad życie, tylko trochę pogubiła się w swoich uczuciach. Jeśli pomoże Febe’owi zdobyć tą księgę, istniała szansa, że Marie powróci.
W tej chwili dotarło do niego, co jego brat miał na myśli. Prawda, znał kogoś, kto był Mistrzem Zaklęć i Uroków.
Ginny Weasley.
A więc musiał wybrać. Ginny albo Marie. Jeśli wybierze Ginny, wtedy Fabrice się wścieknie i może stać się nieprzewidywalny. Jeśli wybierze Marie, stanie się zdrajcą Zakonu, narazi całą magiczną Anglię na gniew czarnoksiężników, którzy powrócą i bezpowrotnie straci szansę na zdobycie rudowłosej.
Więcej argumentów przemawiało, by jednak odrzucił propozycję brata. Na przemyślenie decyzji poświęcił pięć minut.
- Dobrze, Fabrice- jego głos przerwał ciszę, która zapadła między braćmi. Młodszy z nich z niecierpliwością czekał na kolejne słowa Francuza. – Obiecujesz, że sprowadzisz Marie?
Chłopak gorliwie pokiwał głową, podniecony. Już wiedział co usłyszy.
- W takim razie pomogę ci zdobyć tą księgę. Za wszelką cenę.
A potem padli sobie w objęcia i uściskali się. Jak bracia, którzy pogodzili się po latach urazy. Znowu byli rodziną.

G
inny nigdy nie wierzyła w bajki. Mimo, że wielokrotnie bracia straszyli ją przed snem złymi potworami, mimo swojej przyjaźni z Luną, która opowiadała niewiarygodne historie, mimo bycia ukochaną Harry’ego Pottera. Aż do wielkiej Bitwy o Hogwart.
Przez całe swoje życie przeżyła momenty, które udowodniły, że w każdej bajce jest ziarenko prawdy. Osobiście zetknęła się z legendarnym bazyliszkiem, wielkim wężem, który zabija wzrokiem.  Przez rok przyjaźniła się ze wspomnieniem niezwykłego szesnastolatka, którym okazał się Czarny Pan. Doleciała do Londynu na niewidzialnym testralu, a jej chłopak okazał się władcą trzech Insygniów Śmierci i mógł zostać Panem Śmierci. Nie można było pominąć też faktu, że Lord Voldemort okazał się wrakiem człowieka z siedmioma kawałkami duszy zamkniętych w wartościowych przedmiotach należących do założycieli Hogwartu. Och, a przeznaczenie jej chłopaka zamknięto w małej, szklanej kuli.
Te wydarzenia zdecydowanie wpłynęły na jej sposób postrzegania świata. Każdą legendę dogłębnie analizowała i brała pod uwagę fakt, że całkiem możliwe jest spotkanie czegoś nadzwyczajnego, nawet jak na świat czarów. A jeśli tą bajkę potwierdza młody człowiek w mundurze nie było możliwości, że to jednak tylko historyjka na dobranoc.
Rolf Scamander zdradził jej, dlaczego jest poszukiwany przez Mrocznych. Odpowiedź bardzo ją zaniepokoiła, a nawet wprawiła w lekki stan przerażenia. Widziała jak Dean Thomas wiercił się niespokojnie na krześle, a Luna wytrzeszczyła swoje niebieskie oczy. Tylko Denis wpatrywał się w Rolfa z uwagą. Przed chwilą Dean skończył opowiadać historię Colina. Kiedy skończył, Bułgar zwrócił uwagę na tajemniczą skrzynię, którą ukrył Creevey.
- Jak wyglądała?- zapytał Rolf łamanym angielskim.
- Średniej wielkości, solidna, posrebrzana. Na wieku wygrawerowane były skrzydła anioła. Miała dziwne otwarcie, jakby do otwarcia potrzeba było dwóch kluczy.
Po tych słowach Rolf zbladł, a jego usta zacisnęły się w cienką linię. Dean, Ginny, Luna i Denis spojrzeli po sobie zaniepokojeni.
- Wy słyszeli opowieści o Strażniki Skarbu Merlina?
Denis pokiwał głową, a Ginny i Luna powiedziały, że tą legendę słyszały po części. Natomiast Dean wyglądał na zakłopotanego.
- Stary, mógłbyś opowiedzieć całą legendę? W końcu zajmujesz się księgozbiorem w Esach i Floresach, a stary bibliotekarz zna wszystkie opowieści.
- Legenda o Strażnikach Skarbu Merlina jest strasznie skomplikowana i niepełna, Dean- odpowiedział Denis.- Ale myślę, że powinniście ją usłyszeć. Musimy wiedzieć co knują Mroczni, a moje przeczucia nie są wesołe.
- Opowiadaj- powiedziała zaciekawiona Luna. Wszystkie osoby siedzące przy stole w Dziurawym Kotle wpatrywały się w Denisa.
- Ta legenda sięga czasów samego Merlina. Jako, że był najpotężniejszym czarodziejem, miał pod swoją opieką dwójkę uczniów. Byli oni najlepszymi przyjaciółmi. Wtedy Anglia była królestwem, a król wiedział o istnieniu magii. W tym czasie Merlin dokonał wielu przełomowych odkryć i wynalazł mnóstwo czarów, które pomagały przetrwać ataki rozbójników. W sąsiednim królestwie panoszyła się złowroga czarownica Morgana, która specjalizowała się w nekromancji. Pragnęła zgładzić króla i wezwała do pomocy złe duchy. W królestwie zapanował chaos. W tym czasie urodziły się dzieci uczniów Merlina. Urodzili się w tym samym roku, dokładnie po trzech miesiącach. Chcąc uchronić dzieci przed Morganą, obaj zwrócili się po pomoc do swojego mistrza. Jednak nawet Merlin nie potrafił w pojedynkę pozbyć się wszystkich duchów. Wymyślił jednak sposób, by skumulować magiczną energię trzech czarodziejów w małych przedmiotach. Stworzył odpowiednie zaklęcie, które pozwalało zamknąć bramę Granicy, a razem z nią wszystkie duchy. Zburzona przez Morganę Granica na nowo by powstała, a świat żywych zostałby odgrodzony od świata umarłych. Wszystko szło dobrze, dopóki nie umarła żona jednego z uczniów. Wpadł w taką rozpacz, że nie pozwolił zamknąć Granicy. W pojedynku zabił drugiego ucznia i cieszył się chwilami z duchem swojej żony. W końcu zdał sobie sprawę, że jego żona odeszła na zawsze, a on karmi się uczuciami do ducha. Zdał sobie sprawę, że bezcelowo zabił najlepszego przyjaciela, skoro Morgana nadal siała zamęt w królestwie. W końcu razem z Merlinem rzucił zaklęcie zamykające Granicę, a wszystkie zjawy wróciły tam, skąd przyszły. Morgana została spalona, a dwa zaklęte, srebrne klucze otwierające przejście między światami razem z księgą zaklęć trafiły do srebrnej skrzyni oznaczonej skrzydłami anioła. Sam Merlin ukrył skrzynię a klucze otwierające ją trafiły do małych synów obu uczniów. Twa klucze, dwóch chłopców i brama oddzielająca dwa światy. Klucze zostały przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nikt nie wie gdzie one są. A skrzynia z Księgą i prawdziwymi kluczami do Granicy…
- Leży gdzieś zakopana- wyszeptał Dean i zagwizdał przeciągle- Niesamowita historia.
- Skoro nikt nie wie, gdzie ona jest, to dlaczego Malfoy cię szuka?- Luna zapytała Rolfa.
- Jego dziadek ją odnalazł- wypalił Denis.- Myślisz, że dlaczego tak długo cię szukałem, Ginny? Rolf powiedział mi o dziwnej skrzyni, ale nie wiedziałem, że to chodzi o tą skrzynię z legendy. Potem przypomniałem sobie o Colinie i Deanie. Skąd mieliście tą skrzynię?  Rolf mówił, że ukradziono ją Gregorowiczowi.- tym razem wszystkie oczy spoczęły na ciemnoskórym mężczyźnie.
- Kiedy uciekałem przed Szmalcownikami, pewnego razu zostałem złapany i trafiłem do dworu Malfoyów. Wtedy byli ze mną Ron, Harry, Luna i Hermiona- dodał Dean, a Ginny pokiwała głową na znak potwierdzenia. Ron opowiadał jej tą historię.- Harry wezwał skrzata i znaleźliśmy się w Muszelce. Kiedy rozpoczęła się Bitwa o Hogwart, Fleur dała mi woreczek  i dziwny wisiorek z kluczem. Powiedziała, że mam to ukryć. Wtedy Colin poprosił mnie o pomoc i razem uciekliśmy przed zgrają Śmierciożerców i dalej wiecie co się stało- dokończył. Wcześniej opowiedział im co zrobili ze skrzynią.
- Czyli…Fleur?- zdumiała się Ginny. Nagle przypomniała sobie o wisiorku, który dała małej Victoire. Klucz w kształcie skrzydła anioła. Zaszumiało jej lekko w głowie, kiedy dotarł do niej pewien fakt.
- Czy możliwe jest, by jeden z uczniów Merlina był przodkiem rodziny Delacour?
- Mój dziadek obadał historia. Według niego wiele ludzi uciekli z Anglia do Republika Francji.
- Na workowate gacie Merlina- westchnął Dean- Fleur jest potomkinią ucznia największego czarodzieja wszechczasów? Chwila…ten klucz na łańcuszku…czy to był..
- Tak, Dean. To jest klucz do legendarnej skrzyni. Przynajmniej jeden z dwóch.
- Ale ja go dałem Colinowi!- pisnął Thomas.
- A on dał go Ginny, prawda?- odezwała się nagle Luna- Tuż przed swoją śmiercią.
Tym razem wszystkie spojrzenia spoczęły na rudowłosej nauczycielce Zaklęć i Uroków.
- Victoire go ma- powiedziała wolno i kładła nacisk na każde słowo.
- Musimi zdobyć skrzynię!- krzyknął Rolf i przerażony rozejrzał się, czy nikt go nie usłyszał. Nikt nie zwrócił na nich uwagi, więc dokończył ściszonym głosem- Mroczni nie mogą jej mieci.
- Widocznie Malfoy wie, że twój dziadek miał kiedyś skrzynię- powiedziała Luna- Ale nie wie, że jego jedyną nadzieją do otwarcia skrzyni jest mała Vic.
- Musimy ją mieć pierwsi- stwierdziła Ginny. Nagle złapała Deana za rękę i ścisnęła ją mocno. Mężczyzna spojrzał na nią speszony. Rudowłosa zrozumiała o co mu chodzi i szybko puściła jego dłoń.- Ty wiesz, gdzie ona jest, Dean. Byłeś z Colinem, gdy ją zakopywał.
Niczym na meczu tenisowym oczy towarzystwa stolikowego przeniosły się z Ginny na Deana. Ten wciągnął głośno powietrze, ale uśmiechnął się kącikiem ust.
- Czyli co? Wyruszamy na misję? Ty, ja i Rolf?
Rudowłosa spojrzała na młodzieńca w mundurze i kiwnęła głową.
- Tak, może okazać się potrzebny. Moglibyśmy zabrać jeszcze dwie osoby z Zakonu, tak dla bezpieczeństwa. Łatwiej będzie ustawić warty nocne. Muszę pogadać z Kingiem. Dobrze też będzie, jeśli ty i Luna dołączycie do nas. Jesteście wtajemniczeni w większość spraw, a poza tym możecie pomóc jako szefowie Sonorusa.
Uzgodnili datę kolejnego spotkania, pożegnali się i każdy teleportował się do swojego mieszkania. Ginny była tak bardzo zaaferowana tym co usłyszała, że nie zauważyła nic specjalnego w swoim mieszkaniu. Trzasnęła drzwiami i legła na fotel koło rozpalonego kominka. Dopiero po chwili zorientowała się, że coś jej nie pasuje. Tylko co? Chwila moment….gwałtownie zerwała się na nogi. Zdjęcia i papiery leżące na szafie w salonie były inaczej porozrzucane.  Wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie na drzwi. Ostatnim czarem uchwyconym na zamku było Alohomora. Ginny poczuła dreszcze na ciele, kiedy dotarło do niej, że był tu włamywacz. A może wciąż tu jest?
Szybkie zaklęcie wyjawiające ludzką obecność potwierdziło jej przypuszczenia. Biegiem popędziła na piętro i zajrzała do pokoju Astorii.
Pusto. Choć tu też zauważyła ślady włamania.
Z walącym sercem otworzyła drzwi do swojego pokoju. Zanim zdążyła się zorientować już znalazła się na podłodze, a różdżka wyleciała jej z ręki. Kiedy się podniosła, zapaliła światło. Zaraz potem wrzasnęła głośno.
Na podłodze leżał nieprzytomny, blondwłosy mężczyzna. 




SPALIĆ NA STOSIE, ZARĄBAĆ SIEKIERĄ, POŁAMAĆ WSZYSTKIE KOŚCI, WYSŁAĆ W KOSMOS, UTOPIĆ W JEZIORZE, ZAMKNĄĆ W KLATCE, ZABIĆ, ODKOPAĆ I ZABIĆ JESZCZE RAZ!
Kto z was ma ochotę to ze mną zrobić?
Ale ja przeeeepraszam bardzo. Moi rodzice stwierdzili, że ja i moje rodzeństwo zbyt często siedzimy przy komputerze i zabrali internet na calutki miesiąc. Na dodatek, kiedy już wyprosiłam dostęp, bo potrzebowałam coś do szkoły, to nastąpiła taka malutka dziesięciodniowa awaria. No totalna katorga dla blogowicza.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi długą nieobecność i osłodzę wam trochę życie moim rozdziałem. Chcę jeszcze trochę pożyć, więc proszę o wybaczenie wszystkich czytelników. Teraz wyobraźcie sobie, że klękam przed wami i z miną spaniela ładnie proszę o przebaczenie. 
To jak? Co myślicie o rozdziale? Pisać komentarze! :D
 Zapraszam również do zapoznania się z obszerną, zreformowaną zakładką "Występują". Piszcie, co myślicie o moim wyobrażeniu bohaterów ;)










6 komentarzy:

  1. Rozdział przeleciałem aby wzrokiem i czytałem w miejscach gdzie pojawiało się imię Ginny, bo na więcej nie mam absolutnie sił, więc ciężko mi cokolwiek powiedzieć o treści. Cieszę się że wróciłaś, bo mimo zapewnień twojej koleżanki a naszej wspólnej czytelniczki, bałem się jednak, że zrezygnowałaś. Ja pewnie bym ześwirował i przez ten czas napisał całe opowiadanie. Mogę ci zrobić to wszystko o czym napisałaś, pod warunkiem że masz jakiegoś horkruksa.

    zapraszam do mnie. Tam akcja się rozwija i to mocno.

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, proszę zabrać internet. Znam to uczucie. Ale widzę , że tobie wszyło to na dobre. Akcja się rozwija i bardzo jestem ciekawa dalszych części.

    No i wiem , że pewnie niektórzy uznają mnie za zrzęde , ale przedłużasz ich zejście , a mianowicie Ginny i Harry'ego i w związku z tym rosną moje oczekiwania co do tej chwili. Mam tylko nadzieję , że nie będziesz czekała zbyt długo. Tak trochę mi ich tu brakuję. Ale to tylko moje skromne zdanie. I proszę nie bić xd

    Ps. A co do HP:Kontynuatora , to proszę więcej nie wątpić w moje słowa. Bo zacytuję pewną wypowiedź , która wpada w ucho następnym razem przy takiej zniewadze :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram HP:Kontynuatora ponad miesiąc bez Internetu i to w dodatku na końcówce wakacji.... oj cała książka by powstała, nie wspominając o przeczytaniu wszelkich "czekających na przeczytanie" książek z półki :P
    Co do tereści dwa malutkie błędy: "Właśnie w tym liście znajdował się adres. Właśnie ten list szukał." Powinno być Właśnie tego listu szukał ;) i "Dwa" zamieniło ci się na "twa" ale to podejrzewam zasługa Worda :P
    Jeśli chodzi o fabułę: hmmm bardo ciekawie rozegrane... żeby aż do Merlina się cofać.... Zaskoczyłaś mnie nie powiem i gratuluję pomysłu już mogę być spokojna, że nie zaczniesz nagle wskrzeszać milion razy tych samych osób jak to w niektórych historiach z duchami się zdarza :)

    Pozdrawiam i bądź grzeczna, żeby ci znów nie zabrali na miesiąc Internetu, a nam przyjemności z czytania :D Solcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może zabrali bo była za grzeczna? Na to nie wpadłaś? Ja właśnie jestem w połowie opowiadania na +18.

      Usuń
  4. Tu NIkiTKA

    Wreszcie miałam czas żeby się zabrać za ten rozdział - jest świetny. Skrzynia kryjąca klucz do otwarcia granicy z zaświatami - to rozpala wyobraźnię każdego!

    Długa przerwa spowodowała u nie chaos we wspomnieniach, będę musiała znaleźć czas na przejrzenie całości bloga (królestwo za zmieniacz czasu!!) bo poplątały mi się niektóre postacie. Ale pamiętam na tyle dużo żeby stwierdzić genialne rozplanowanie wątków! Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo
    Współczuję Ci :/ Choć ja sama mało udostępniam przez bark czasu. No i też bardzo się spóźniłam, przepraszam :(
    Jak zwykle akcja jest świetna :D Masz zarąbisty pomysł, jestem pod dużym wrażeniem.
    Jeju, ale mi się przykro zrobiło jak Fabrice przyszedł do Rene :( A przecież on chce mieć po prostu brata! :'(
    Wgl, ta legenda, to Twoja inwencja twórcza? Bo jestem nią serio oczarowana ;)
    A, no i jestem ciekawa następnego rozdziału głównie ze względu na Ginny i Dracona ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE