H
|
anna Abbott uważnie obserwowała wszystkich gości wchodzących
do Dziurawego Kotła. Z małą pomocą swojego ojca odkupiła bar od sędziwego Toma
i teraz to ona go prowadziła. Przez miesiąc Dziurawy był zamknięty. Postanowiła
odnowić i ożywić trochę to miejsce. W końcu bar był charakterystycznym
miejscem, łączył świat mugolski i świat czarów. Po remoncie Dziurawy Kocioł
cieszył się większym zainteresowaniem, a nawet miała swoich stałych klientów.
Zdarzało się nawet, że usłyszała rozmowę ważnych osobistości z ministerstwa. Po
czterech miesiącach prowadzenia swojej działalności, Hanna stała się prawdziwą
skarbnicą wiedzy dla Zakonu Feniksa. Co prawda dopiero od trzech tygodni była
częścią tego tajnego stowarzyszenia, ale pewne informacje przekazywała
George’owi Weasley’owi, który był częstym gościem jej baru. To właśnie on
zabrał ją na świąteczne spotkanie Zakonu. Bardzo szybko została przyjęta do
zespołu, a nawet została jednym z najważniejszych członków. Zauważyła, że Zakon
podzielony był na pewne grupy. Na przykład bracia Weasley i Rene de Fines
odpowiadali za donoszenie wszelkich nowinek z Hogsmeade i Pokątnej, Hermiona,
Susan Bones i jej ciotka Amelia monitorowały sytuacje w ministerstwie, a
Syriusz, Astoria i Neville mieli oko na Hogwart. Dostrzegła też, że Hermiona
często siadała z Nevillem i uzupełniali zapasy Zakonu w eliksiry i magiczne
rośliny. Najbardziej jednak zaintrygowało ją trio w postaci Susan Bones,
Harry’ego Pottera i Ginny Weasley. Czasami, ale to zdarzało się naprawdę rzadko,
dołączał do nich Bill, starszy brat rudowłosej. Nie musiała długo czekać na
odpowiedź, bo sam minister Schaklebolt poprosił Ginny by wprowadziła ją w ich
zadanie. Okazało się, że Susan, jako asystentka dyrektorki Departamentu
Przestrzegania Prawa potajemnie zbierała kopie wszystkich najważniejszych akt i
dokumentów na temat Mrocznych. Te akta przejmowała pozostała dwójka. Harry,
jako wyszkolony auror, dogłębnie je analizował i wyszukiwał wszelkich poszlak
dotyczących kolejnych ataków i kryjówek Organizacji. Natomiast Ginny, która
była Mistrzynią Zaklęć i Uroków, tworzyła listę najczęściej używanych klątw
przez czarnoksiężników oraz pokazywała Zakonowi jak się przed nimi obronić.
Rudowłosa tworzyła też swoje własne zaklęcia, które sama Hanna uznała za bardzo
dobre i koniecznie chciała je poznać. Na ostatnim zebraniu Zakonu Ginny
wyjawiła jej pewną strategię Mrocznych, którą się posługiwali. Bardzo obrazowo
wytłumaczyła jej to używając sztućców.
W przeddzień Bożego Narodzenia, tuż przed godziną
siedemnastą do Dziurawego Kotła zawitała grupa czarodziejów, którym przewodził
Evan Rosier. Wszyscy wiedzieli, że para się czarną magią, ale aurorzy nie mogli
mu niczego udowodnić, więc nadal bezkarnie panoszył się po Londynie. Udając, że
przeciera brudną szklankę, Hanna
dyskretnie rzuciła zaklęcie wyciszające wszelkie szepty i odgłosy i uważnie
przysłuchiwała się rozmowie prowadzonej przy stoliku Rosiera. Nie widziała
twarzy pozostałych trzech osób, bo okryli się szalikami. Jeden z nich przebiegł
spojrzeniem po całym barze, a potem przybliżył się do Evana.
- …jak długo jeszcze będzie ich trzymał. Nikt nie wie, co
siedzi w głowie tego starego arystokraty, ale wolę z nim nie zadzierać. – mówił
Rosier.
- Ten dzieciak Turnera napsuł mi już sporo krwi- mruknął
inny- Prawie złamał mi rękę, kiedy poszedłem zanieść im coś do jedzenia.
Słysząc to, Hanna wciągnęła mocno powietrze. Dzieciak
Turnera….to pewnie Lancelot, porwany uczeń. Musi jeszcze żyć, skoro dostarczają
mu jedzenie. Nie chcąc wzbudzić niczyich podejrzeń, zabrała notes i pióro i
podeszła do stolika rozmawiających mężczyzn.
- Panowie coś sobie życzą? Polecam pyszny miód pitny, jest
idealny na taką paskudną pogodę.
- W sumie to cholernie zmarzłem. Napiłbym się…
- Przymknij się, Dorian- warknął Rosier i odwrócił się do
stojącej Hanny- Nie, nic nie zamawiamy. Zjeżdżaj stąd, zdaje się, że musisz
obsłużyć inne stoliki. - Wbił w nią spojrzenie zielonych oczu, w którym
widoczna była nutka groźby. Złotowłosa barmanka zamierzała coś odpowiedzieć,
ale kątem oka zauważyła, że przy stoliku obok schodów prowadzących do pokoi
siedzi krępo zbudowany młodzieniec o blond, niemal piaskowych włosach.
Niesforne końcówki wywijały się we wszystkie strony. Ubrany był w dziwny,
czerwony mundur zapinany na duże, srebrne spinki. Wysoki kołnierz ochraniał
szyję przed mrozem. Na nogach miał ciężkie, czarne, okute buty. Wyglądało na
to, że nie jest Anglikiem, rysy jego twarzy były bardziej północnoeuropejskie.
Może Rusek, albo…Bułgar. Z tego co słyszała, niedługo miało odbyć się spotkanie
z wnukiem Gregorowicza. To Ginny dowiedziała się kim on jest i z małą pomocą
Luny Lovegood i Denisa Creeveya będzie próbowała z nim rozmawiać. Może ten
młodzieniec w mundurze to właśnie on. Już odchodziła od stolika Rosiera i
skierowała się do stolika cudzoziemca, kiedy usłyszała cichy pomruk jednego z
zamaskowanych towarzyszy Evana.
- Ten młody choć raz mógłby przyjść punktualnie. Bez niego
nie dostaniemy się do Fonetry Alley. Przecież to on jest właścicielem.
Panna Abbot uśmiechnęła się półgębkiem. No proszę,
dzisiejszy dzień jest bogaty w informacje- pomyślała. Teraz wystarczy
dowiedzieć się, co takiego ciekawego znajduje się na Fonetry Alley.
S
|
iarczysty mróz panujący na dworze sprawił, że jego krew
niemal zamarzała w żyłach. Elegancki, czarny płaszcz, który miał na sobie
pokryty był płatkami śniegu. Niebo nad jego głową było mlecznobiałe, a hulający
wiatr przyprawiał o dreszcze. Nie podobało mu się to zadanie, które otrzymał od
ojca. Wcale a wcale. Nie mógł jednak nic zrobić. Powszechnie uważany był za
zwolennika swojego ojca, nie mógł teraz wyjść z tej roli. Chciał uzyskać jak
najwięcej przydatnych informacji. Nie cieszył się popularnością wśród sługusów
ojca, a gdyby odrzucił to zadanie, naraziłby się na podejrzenia u Mrocznych.
Już i tak zauważyli, że nazbyt często wypytuje się o porwaną dwójkę dzieciaków.
Mieszkanie Astorii i Ginny znajdowało się w zachodniej
części Londynu w mało uczęszczanej okolicy. W pobliżu znajdowały się stare,
opuszczone magazyny, w których młodzież z biednych rodzin urządziła sobie
kryjówkę. Zabytkowa kamienica miała zaledwie pięciu lokatorów, więc obie
nauczycielki mogły czuć się swobodniej niż on. Wiedział też, że dwie przecznice
dalej, w rozsypującym się bloku mieszkał Kevin Straus, który był częstym
gościem w kamienicy. Niespiesznie zmierzał do mieszkania swojej dziewczyny,
rozglądając się czujnie. Wiedział, że nie zastanie ani jej, ani współlokatorki.
Astoria poszła na późny obiad do swoich rodziców, a Ginny siedziała w tej
chwili w Dziurawym Kotle razem z Luną Lovegood i Deanem Thomasem. Sam po
kryjomu odprowadził ją, by mieć pewność, że nie zjawi się nagle w kamienicy,
podczas gdy on będzie wykonywał zadanie.
Kiedy poczuł pierwsze krople deszczu na twarzy, przyspieszył
kroku i szybko znalazł się na klatce schodowej. Otrzepał płaszcz z drobinek
śniegu i ruszył na pierwsze piętro. Minął mieszkania dwójki młodych studentów,
których zdążył już poznać. Chyba mieli się ku sobie. Już wspinał się po
schodach, kiedy z góry zbiegł wysoki brązowowłosy młodzieniec w czarnej bluzie
z kapturem i okularach na nosie.
- Cześć Draco!- krzyknął wesoło.
- Jak się masz, Adam?- odpowiedział uprzejmie. Ten student
zawsze wywoływał uśmiech na jego twarzy. Był mugolem, ale i tak go polubił. Zawsze
rozmawiał z nim, kiedy szedł na spotkanie z Astorią. Raz uratował go nawet
przed pijaną młodzieżą, która naprzykrzała się jemu i Emily, sąsiadce Adama.
- Teraz nie mam czasu, stary. Pan Griffin trafił do szpitala
i poprosił Emily, by przyniosła mu kilka rzeczy. Jadę ją zawieść, bo pogoda
jest okropna. Ale kiedyś postawię ci drinka- klepnął go w ramię i wyminął go,
by dołączyć do uśmiechniętej dziewczyny, która właśnie wyszła na klatkę. Draco
pomachał do niej przyjaźnie i obiecując spotkanie żwawo wbiegł po schodach,
kierując się do mieszkania Astorii. Dziwnym trafem, wszystko zbiegło się w
czasie. Nie będzie musiał wymyślać żadnych kłamstw, skoro wszyscy lokatorzy
kamienicy byli poza domem. Najbardziej obawiał się właśnie starego pana
Griffina, bo był bardzo dociekliwy. Ale skoro był w szpitalu…
Wstrzymując oddech, przyłożył różdżkę do zamka i wyszeptał
zaklęcie Alohomora. Kliknięcie zamka rozniosło się po pustym korytarzu, więc
jak najszybciej zamknął się w środku mieszkania. Zewsząd ogarniały go
ciemności. Była zima, więc już o siedemnastej robiło się ciemno. Tylko nikłe
światło ulicznej latarni oświetlało salon. Zwinnym ruchem ręki wysuszył buty,
by nie zostawiać mokrych śladów. Z ciężko bijącym sercem ruszył przez salon,
myśląc usilnie.
- Gdzie to schowałaś, Astorio?- wymruczał cicho. Przeszukał
wszystkie półki i szuflady w salonie, potem prześwietlił całą kuchnię. Co
chwila zerkał na drzwi, a ręce drżały mu, gdy przeglądał papiery znalezione w
kredensie koło kominka. Plan zajęć Ginny, notes z ocenami Astorii, mnóstwo
zdjęć.
Żadnych listów. Niech to szlag.
Przeklinając pod nosem przeszedł przez salon i skierował się
na górne piętro. W tej części mieszkania znajdowały się pokoje. Niemal dostał
zawału serca, kiedy zegar zaczął wybijać godzinę osiemnastą. Kołatanie w piersi
nie zmieniło rytmu, gdy drżącą ręką otworzył drzwi do sypialni Astorii. Mimo,
że był tu już wielokrotnie, czuł się jak intruz. W tej chwili nie był mile
widziany w tym pokoju. Każda dotknięta rzecz sprawiała, że przed oczami widział
obraz jego ukochanej, która mówi, że go nienawidzi. Kiedy sprawdzał poszewki
poduszek poczuł znajomy zapach panny Greengrass. Niczym film w głowie zobaczył
najpiękniejsze wspomnienie w swoim życiu.
On i Astoria
wygłupiali się na łóżku, łaskocząc się i przepychając. Radosny śmiech kobiety
rozbrzmiewał w pokoju.
- Draco, przestań-
śmiała się- Chcę ci coś powiedzieć. Draco, proszę- złapała jego rękę, by nic
jej nie zrobił.
Blondyn spojrzał na
swoją dziewczynę niepewnie. Jednak następne słowa, które padły z jej ust
sprawiły, że jego usta czule muskały jej dłoń.
- Moja matka chce cię
poznać. Widzi, że jestem szczęśliwa i pragnie zobaczyć, kto skradł moje serce.
- Skradłem ci serce?-
zapytał, a jego roziskrzone oczy wpatrywały się w nią. Nie doczekał się odpowiedzi. Zamiast tego poczuł drobną dłoń
przyciskającą się do jego serca. Ciepły oddech ogrzał jego twarz, a oczy
zamknęły się, kiedy Astoria go pocałowała. Zawirowało mu w głowie, poczuł
prawdziwą gamę uczuć. Szczęście, pożądanie, namiętność, czułość, troskę i
miłość. Kiedy oderwali się od siebie, oboje ciężko dyszeli, ale uśmiechali się.
- Zdecydowanie-
wyszeptała Astoria- i nie przyjmuję zwrotów.
A potem przyciągnęła
go do siebie i obdarzyła niezwykłą dawką pieszczot. On nie pozostał jej dłużny.
Krzyk za oknem wyrwał go ze wspomnień. Spanikowany zerknął
na zegarek i gorączkowo zerwał się z łóżka, na którym siedział.
Musiał znaleźć ten list. Dla niej.
Jeśli go nie znajdzie, Astoria znajdzie się w
niebezpieczeństwie. A do tego nie mógł dopuścić. Przeszukał wszystkie książki,
teczki i szuflady.
Nie znalazł.
Nerwowym ruchem targał swoje blond włosy. Musiał dowiedzieć
się, gdzie ukrywa się Dominic Greengrass. Lucjusz Malfoy należał do osób, które
za wszelką cenę zdobędą to, czego potrzebują. A jego ojciec od dwóch tygodni
próbuje namierzyć ojca Astorii. Nie wiedział po co. Za to wiedział, że jeśli nie
dowie się, gdzie przebywa pan Greengrass…to Mroczni wykonają kolejny ruch w tej
chorej grze. Wyślą czarną kopertę do Dominica i zabiorą się za jego córki.
Dafne i Astorię.
Pamiętał, jak czarnowłosa dostała tuż przed balem list od
swojej matki. Znaleźli nowy dom i zapraszali ją na kolację. Właśnie w tym
liście znajdował się adres. Właśnie ten list szukał. Wyszedł z pokoju Astorii i
zrezygnowany zmierzał do wyjścia, jednak zatrzymał się tuż przy schodach i
zerknął przez ramię na drugie drzwi.
Pokój Ginny.
Czy możliwe było, że właśnie u niej znajdował się ten list?
Przypomniał sobie, że Astoria i Ginny siedziały w pokoju rudowłosej, kiedy
przyleciała sowa z listem. Sam zanosił go nauczycielce Astronomii. Ginny wtedy
zniknęła w łazience, dając im trochę czasu dla siebie. Czarnowłosa przeczytała
list i ucieszyła się na zaproszenie matki. Jakiś czas potem zaczęła
przygotowywać się do balu, a list zostawiła tam, gdzie go odłożyła.
Miał wrażenie, że serce wyskoczy mu z piersi, kiedy otworzył
drzwi do pokoju Ginny. Mięśnie miał tak napięte, że nawet nie poczuł jak noga
uderzyła w rozwalony kufer. Jak zahipnotyzowany podszedł do regału, gdzie stało
zdjęcie obu przyjaciółek. Wstrzymał oddech i przesunął ramkę.
Niemal zawył z radości, kiedy złapał za kremową kopertę ozdobioną
ładnym pismem matki Astorii. Chwilę potem usłyszał trzaśnięcie drzwi w salonie
i wydał z siebie jęk przerażenia.
Ktoś pojawił się w mieszkaniu.
G
|
rupa osób opuściła Dziurawego Kotła i ruszyła na ulicę
Pokątną. Troje z nich owinęło się szalikami, by ochronić się przed mrozem.
Tylko jeden mężczyzna nie ukrył twarzy. Było wyraźnie widać, że czarodzieje
spacerujący po magicznej ulicy chcą znaleźć się jak najdalej od tej grupy.
Matka z dzieckiem nagle zniknęła w księgarni, dziadek zabrał wnuki do sklepu ze
sprzętem do Quidditcha. Mężczyzna przewodzący grupą uśmiechnął się szyderczo,
zatrzymał się i odwrócił do swoich towarzyszy.
- Dobra chłopaki, czas się rozdzielić. Nott, ty
skontaktujesz się z Carrowem. Avery, zdaje się, że Greyback czeka na Nokturnie.
- A ty, Rosier?
- Ja sprawdzę prawdomówność naszego nowego nabytku. -
Zarechotał i klepnął młodego chłopaka w biało-czarnym szaliku i długich,
czarnych włosach. – Lucjusz stwierdził, że młody może pomóc zrealizować jego
plan.
Nikt tak do końca nie wiedział, co planuje Lucjusz Malfoy.
Wiedzieli jakie są poszczególne zadania, ale całego planu nie znali. Zabawa z
Zakonem Feniksa była pierwszym etapem. Drugi etap rozpoczął się niedawno, kiedy
Malfoy wysłał list do Howarda Turnera, by zebrał wszelkie informacje na temat
wnuka bułgarskiego wytwórcy różdżek. Zdaje się, że niedługo zacznie się trzeci
etap. Ten czarnowłosy chłopaczek był cennym nabytkiem. Jako brat jednego z
członków Zakonu Feniksa miał duże pole do popisu. Z tego co mówił,
współpracował z nauczycielką w Hogwarcie. Dobrze, bardzo dobrze.
- No już, do roboty!- warknął Evan a sam szturchnął
czarnowłosego chłopaka i obaj ruszyli w głąb ulicy. Nott zniknął z cichym
trzaskiem, a Avery chwilę później skręcił na ulicę Śmiertelnego Nokturnu.
- Gdzie idziemy?
- Do sklepu Weasleyów- wycharczał chłopak. Brzmiał tak,
jakby przez kilka lat nie używał swojego głosu. Z resztą ogólnie kiepsko się
prezentował. Stary płaszcz, obłocone buty i tłuste strąki opadające na oczy.
- Jest osiemnasta, już pewnie zamknięte- Rosier spojrzał na
niego, unosząc brwi ze zdziwienia. W odpowiedzi usłyszał chrapliwy rechot
młodego.
- Właśnie w tym tkwi wasz problem. Wszystko bierzecie jako
przypuszczenia. Zero działania, czekacie tylko na zlecenia szefa. Może i sklep
jest zamknięty, ale nie magazyn. Mój brat z pewnością układa świeżą dostawę.
Uważnie rozejrzeli się, czy nikt ich nie obserwuje, a potem
skręcili w mało uczęszczaną uliczkę. Znajdowały się tam tylne wejścia do wielu
sklepów. Ostatnie przejście prowadziło do Magicznych Dowcipów.
- Lepiej jak tu zostaniesz i popatrzysz. Wzbudzasz zbyt duże
zainteresowanie- mruknął chłopak do Rosiera i wszedł do magazynu.
Nie zachowywał się specjalnie cicho. Wręcz przeciwnie,
specjalnie trącał butem pudła i odpalił kilka detonatorów pozorujących. Po
krótkiej chwili z drugiego pomieszczenia wybiegł mężczyzna z czarnymi, krótkimi
włosami. Zaklął po francusku na widok porozwalanych pudeł, a potem wyprostował
się i znieruchomiał, gdy zobaczył nieproszonego gościa.
- Fabrice- wysyczał.
- Rene, braciszku. Co u ciebie słychać?- on z kolei
zachowywał się swobodnie, wręcz lekceważąco. Uśmiechał się ironicznie.
- Czego chcesz?
- To już nie mogę spotkać się z bratem?
- Nie jesteś moim bratem od trzech lat. Odkąd opuściłeś dom.
Fabrice westchnął teatralnie i załamał ręce.
- Ty ciągle wypominasz mi tą rudą niunię?
- Marie- warknął Rene przez zaciśnięte zęby- Miała na imię
Marie. A ty mi ją odebrałeś.
- Nie dramatyzuj, braciszku. Z tego co słyszałem, znalazłeś
sobie nową ślicznotkę. Też rudą.
Rene błyskawicznie znalazł się koło brata, złapał go za
przód płaszcza i patrzył mu prosto w oczy.
- Trzymaj się z dala od Ginny- wyszeptał groźnie. Fabrice
zaśmiał się chrapliwie i wyrwał się z uścisku brata.
- Jak na razie, to ty musisz trzymać się z daleka. Nie zwraca
na ciebie uwagi, co?
Rene aż poczerwieniał ze złości. Działając niemal
instynktownie, prawą pięścią uderzył Fabe’a
prosto w nos. Nie wiedzieć czemu, nagle zrozumiał Harry’ego, kiedy to
uderzył go dwa miesiące temu w Hogsmeade. Poczuł się tak, jakby całą swoją
złość na brata zawarł w tym jednym ciosie. Fabrice upadł zaskoczony atakiem,
chwycił się za krwawiący nos i…zaśmiał się chrapliwie.
- To było dobre- śmiał się, trzymając się za nos. Uważnie
przyjrzał się bratu i podjął decyzję. - Chcę ci pomóc, Rene.
- Co?- teraz to magazynier był zaskoczony. Spodziewał się
wszystkiego, ale nie tego.
- Mogę ci pomóc. Tak naprawdę, to możemy pomóc sobie
nawzajem. Jak kiedyś. Jak rodzina-
wyszeptał Fabrice, gdy stanął naprzeciw Rene.
- Co masz na myśli?
- Posłuchaj mnie. Ja…zmieniłem się. Ten czas rozłąki z tobą
dał mi dużo do myślenia. Zdradziłem naszą rodzinę, w wieku siedemnastu lat z
zimną krwią zabiłem Marie, ale…jestem teraz innym człowiekiem. Musisz mi
uwierzyć, braciszku.- ton jego głosu był skruszony. Niepewnie zerknął na
starszego brata, który stał przed nim napięty jak struna. Jego pierś falowała
nieregularnym, szybkim oddechem. Doskonale znał Rene i wiedział, że niedługo
się złamie. W końcu on był jego ostatnią rodziną, ostatnią osobą, którą
kiedykolwiek kochał. Prędzej czy później okaże słabość, jak zwykle zresztą.
Rene był zbyt ufny i wrażliwy.
- Fabe, ty…- wyjąkał starszy Francuz.
- Tak, pojawiłem się w Londynie, by cię odzyskać- Fabrice
miał wrażenie, że w oddali usłyszał cichy rechot, ale miał nadzieję, że jego
brat tego nie słyszał. Rosier był teraz ostatnią osobą, którą chciałby ujrzeć.
Nie chciał zniszczyć swojego planu przez głupiego, zadumanego w sobie
arystokratę. Z ulgą zauważył, że Rene walczy ze sobą, aż w końcu wyksztusił z
siebie pytanie.
- Co zamierzasz zrobić?
- Dobre pytanie, braciszku. Bo widzisz…mam szansę na
odkupienie moich win. A ty być może zobaczysz się z Marie.- Tak jak się
spodziewał, ta wiadomość kompletnie wytrąciła Rene z równowagi.
- Jak to? Marie nie żyje!
- Istnieje sposób, byś znowu ją spotkał. Istnieje pewna
księga, która zawiera zaklęcia przełamujące bramę oddzielającą nas od świata
zmarłych. Nie znam się na urokach, ale za to ty znasz kogoś, kto jest w tym
mistrzem.
Rene zmarszczył brwi, zamyślony. Mógłby znowu zobaczyć
Marie…jeśli tylko Fabrice mówił prawdę o tej księdze. Gdzieś w głębi wiedział,
że coś takiego istnieje. I miał dziwne przeczucie, że to właśnie ta księga jest
powodem gry między Mrocznymi a Zakonem Feniksa. Skoro ta księga przełamywała
Granicę, to oznaczało, że jeśli Malfoy ją zburzy, powrócą wszyscy
najmroczniejsi czarodzieje w historii. Gellert Grindelwald, Lord Voldemort…ale
z drugiej strony powróciliby i ci dobrzy. Albus Dumbledore, Remus Lupin z żoną,
Fred Weasley, jego matka i…Marie. Jego kochana Marie. Rene poczuł się, jakby
stał nad krawędzią urwiska. Jeden zły krok i spadnie w dół. Nie chciał spadać,
chciał po prostu być szczęśliwy. Teraz nie miał dla kogo żyć. Został sam jak
palec. Co prawda, zależało mu na Ginny, ale ona patrzyła na niego w zupełnie
inny sposób. No i był jeszcze Potter. Rene wiedział, że rudowłosa ciągle go
kochała nad życie, tylko trochę pogubiła się w swoich uczuciach. Jeśli pomoże
Febe’owi zdobyć tą księgę, istniała szansa, że Marie powróci.
W tej chwili dotarło do niego, co jego brat miał na myśli.
Prawda, znał kogoś, kto był Mistrzem Zaklęć i Uroków.
Ginny Weasley.
A więc musiał wybrać. Ginny albo Marie. Jeśli wybierze
Ginny, wtedy Fabrice się wścieknie i może stać się nieprzewidywalny. Jeśli
wybierze Marie, stanie się zdrajcą Zakonu, narazi całą magiczną Anglię na gniew
czarnoksiężników, którzy powrócą i bezpowrotnie straci szansę na zdobycie
rudowłosej.
Więcej argumentów przemawiało, by jednak odrzucił propozycję
brata. Na przemyślenie decyzji poświęcił pięć minut.
- Dobrze, Fabrice- jego głos przerwał ciszę, która zapadła
między braćmi. Młodszy z nich z niecierpliwością czekał na kolejne słowa
Francuza. – Obiecujesz, że sprowadzisz Marie?
Chłopak gorliwie pokiwał głową, podniecony. Już wiedział co
usłyszy.
- W takim razie pomogę ci zdobyć tą księgę. Za wszelką cenę.
A potem padli sobie w objęcia i uściskali się. Jak bracia,
którzy pogodzili się po latach urazy. Znowu byli rodziną.
G
|
inny nigdy nie wierzyła w bajki. Mimo, że wielokrotnie
bracia straszyli ją przed snem złymi potworami, mimo swojej przyjaźni z Luną,
która opowiadała niewiarygodne historie, mimo bycia ukochaną Harry’ego Pottera.
Aż do wielkiej Bitwy o Hogwart.
Przez całe swoje życie przeżyła momenty, które udowodniły,
że w każdej bajce jest ziarenko prawdy. Osobiście zetknęła się z legendarnym
bazyliszkiem, wielkim wężem, który zabija wzrokiem. Przez rok przyjaźniła się ze wspomnieniem
niezwykłego szesnastolatka, którym okazał się Czarny Pan. Doleciała do Londynu
na niewidzialnym testralu, a jej chłopak okazał się władcą trzech Insygniów
Śmierci i mógł zostać Panem Śmierci. Nie można było pominąć też faktu, że Lord
Voldemort okazał się wrakiem człowieka z siedmioma kawałkami duszy zamkniętych
w wartościowych przedmiotach należących do założycieli Hogwartu. Och, a
przeznaczenie jej chłopaka zamknięto w małej, szklanej kuli.
Te wydarzenia zdecydowanie wpłynęły na jej sposób
postrzegania świata. Każdą legendę dogłębnie analizowała i brała pod uwagę
fakt, że całkiem możliwe jest spotkanie czegoś nadzwyczajnego, nawet jak na
świat czarów. A jeśli tą bajkę potwierdza młody człowiek w mundurze nie było
możliwości, że to jednak tylko historyjka na dobranoc.
Rolf Scamander zdradził jej, dlaczego jest poszukiwany przez
Mrocznych. Odpowiedź bardzo ją zaniepokoiła, a nawet wprawiła w lekki stan
przerażenia. Widziała jak Dean Thomas wiercił się niespokojnie na krześle, a
Luna wytrzeszczyła swoje niebieskie oczy. Tylko Denis wpatrywał się w Rolfa z
uwagą. Przed chwilą Dean skończył opowiadać historię Colina. Kiedy skończył,
Bułgar zwrócił uwagę na tajemniczą skrzynię, którą ukrył Creevey.
- Jak wyglądała?- zapytał Rolf łamanym angielskim.
- Średniej wielkości, solidna, posrebrzana. Na wieku
wygrawerowane były skrzydła anioła. Miała dziwne otwarcie, jakby do otwarcia
potrzeba było dwóch kluczy.
Po tych słowach Rolf zbladł, a jego usta zacisnęły się w
cienką linię. Dean, Ginny, Luna i Denis spojrzeli po sobie zaniepokojeni.
- Wy słyszeli opowieści o Strażniki Skarbu Merlina?
Denis pokiwał głową, a Ginny i Luna powiedziały, że tą
legendę słyszały po części. Natomiast Dean wyglądał na zakłopotanego.
- Stary, mógłbyś opowiedzieć całą legendę? W końcu zajmujesz
się księgozbiorem w Esach i Floresach, a stary bibliotekarz zna wszystkie
opowieści.
- Legenda o Strażnikach Skarbu Merlina jest strasznie
skomplikowana i niepełna, Dean- odpowiedział Denis.- Ale myślę, że powinniście
ją usłyszeć. Musimy wiedzieć co knują Mroczni, a moje przeczucia nie są wesołe.
- Opowiadaj- powiedziała zaciekawiona Luna. Wszystkie osoby
siedzące przy stole w Dziurawym Kotle wpatrywały się w Denisa.
- Ta legenda sięga czasów samego Merlina. Jako, że był
najpotężniejszym czarodziejem, miał pod swoją opieką dwójkę uczniów. Byli oni
najlepszymi przyjaciółmi. Wtedy Anglia była królestwem, a król wiedział o
istnieniu magii. W tym czasie Merlin dokonał wielu przełomowych odkryć i
wynalazł mnóstwo czarów, które pomagały przetrwać ataki rozbójników. W
sąsiednim królestwie panoszyła się złowroga czarownica Morgana, która
specjalizowała się w nekromancji. Pragnęła zgładzić króla i wezwała do pomocy
złe duchy. W królestwie zapanował chaos. W tym czasie urodziły się dzieci
uczniów Merlina. Urodzili się w tym samym roku, dokładnie po trzech miesiącach.
Chcąc uchronić dzieci przed Morganą, obaj zwrócili się po pomoc do swojego
mistrza. Jednak nawet Merlin nie potrafił w pojedynkę pozbyć się wszystkich
duchów. Wymyślił jednak sposób, by skumulować magiczną energię trzech
czarodziejów w małych przedmiotach. Stworzył odpowiednie zaklęcie, które
pozwalało zamknąć bramę Granicy, a razem z nią wszystkie duchy. Zburzona przez
Morganę Granica na nowo by powstała, a świat żywych zostałby odgrodzony od
świata umarłych. Wszystko szło dobrze, dopóki nie umarła żona jednego z
uczniów. Wpadł w taką rozpacz, że nie pozwolił zamknąć Granicy. W pojedynku
zabił drugiego ucznia i cieszył się chwilami z duchem swojej żony. W końcu zdał
sobie sprawę, że jego żona odeszła na zawsze, a on karmi się uczuciami do
ducha. Zdał sobie sprawę, że bezcelowo zabił najlepszego przyjaciela, skoro
Morgana nadal siała zamęt w królestwie. W końcu razem z Merlinem rzucił
zaklęcie zamykające Granicę, a wszystkie zjawy wróciły tam, skąd przyszły.
Morgana została spalona, a dwa zaklęte, srebrne klucze otwierające przejście
między światami razem z księgą zaklęć trafiły do srebrnej skrzyni oznaczonej
skrzydłami anioła. Sam Merlin ukrył skrzynię a klucze otwierające ją trafiły do
małych synów obu uczniów. Twa klucze, dwóch chłopców i brama oddzielająca dwa
światy. Klucze zostały przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nikt nie wie
gdzie one są. A skrzynia z Księgą i prawdziwymi kluczami do Granicy…
- Leży gdzieś zakopana- wyszeptał Dean i zagwizdał
przeciągle- Niesamowita historia.
- Skoro nikt nie wie, gdzie ona jest, to dlaczego Malfoy cię
szuka?- Luna zapytała Rolfa.
- Jego dziadek ją odnalazł- wypalił Denis.- Myślisz, że
dlaczego tak długo cię szukałem, Ginny? Rolf powiedział mi o dziwnej skrzyni,
ale nie wiedziałem, że to chodzi o tą skrzynię z legendy. Potem przypomniałem
sobie o Colinie i Deanie. Skąd mieliście tą skrzynię? Rolf mówił, że ukradziono ją Gregorowiczowi.-
tym razem wszystkie oczy spoczęły na ciemnoskórym mężczyźnie.
- Kiedy uciekałem przed Szmalcownikami, pewnego razu
zostałem złapany i trafiłem do dworu Malfoyów. Wtedy byli ze mną Ron, Harry,
Luna i Hermiona- dodał Dean, a Ginny pokiwała głową na znak potwierdzenia. Ron
opowiadał jej tą historię.- Harry wezwał skrzata i znaleźliśmy się w Muszelce.
Kiedy rozpoczęła się Bitwa o Hogwart, Fleur dała mi woreczek i dziwny wisiorek z kluczem. Powiedziała, że
mam to ukryć. Wtedy Colin poprosił mnie o pomoc i razem uciekliśmy przed zgrają
Śmierciożerców i dalej wiecie co się stało- dokończył. Wcześniej opowiedział im
co zrobili ze skrzynią.
- Czyli…Fleur?- zdumiała się Ginny. Nagle przypomniała sobie
o wisiorku, który dała małej Victoire. Klucz w kształcie skrzydła anioła.
Zaszumiało jej lekko w głowie, kiedy dotarł do niej pewien fakt.
- Czy możliwe jest, by jeden z uczniów Merlina był przodkiem
rodziny Delacour?
- Mój dziadek obadał historia. Według niego wiele ludzi
uciekli z Anglia do Republika Francji.
- Na workowate gacie Merlina- westchnął Dean- Fleur jest
potomkinią ucznia największego czarodzieja wszechczasów? Chwila…ten klucz na
łańcuszku…czy to był..
- Tak, Dean. To jest klucz do legendarnej skrzyni.
Przynajmniej jeden z dwóch.
- Ale ja go dałem Colinowi!- pisnął Thomas.
- A on dał go Ginny, prawda?- odezwała się nagle Luna- Tuż
przed swoją śmiercią.
Tym razem wszystkie spojrzenia spoczęły na rudowłosej
nauczycielce Zaklęć i Uroków.
- Victoire go ma- powiedziała wolno i kładła nacisk na każde
słowo.
- Musimi zdobyć skrzynię!- krzyknął Rolf i przerażony
rozejrzał się, czy nikt go nie usłyszał. Nikt nie zwrócił na nich uwagi, więc
dokończył ściszonym głosem- Mroczni nie mogą jej mieci.
- Widocznie Malfoy wie, że twój dziadek miał kiedyś
skrzynię- powiedziała Luna- Ale nie wie, że jego jedyną nadzieją do otwarcia
skrzyni jest mała Vic.
- Musimy ją mieć pierwsi- stwierdziła Ginny. Nagle złapała
Deana za rękę i ścisnęła ją mocno. Mężczyzna spojrzał na nią speszony.
Rudowłosa zrozumiała o co mu chodzi i szybko puściła jego dłoń.- Ty wiesz,
gdzie ona jest, Dean. Byłeś z Colinem, gdy ją zakopywał.
Niczym na meczu tenisowym oczy towarzystwa stolikowego
przeniosły się z Ginny na Deana. Ten wciągnął głośno powietrze, ale uśmiechnął
się kącikiem ust.
- Czyli co? Wyruszamy na misję? Ty, ja i Rolf?
Rudowłosa spojrzała na młodzieńca w mundurze i kiwnęła
głową.
- Tak, może okazać się potrzebny. Moglibyśmy zabrać jeszcze
dwie osoby z Zakonu, tak dla bezpieczeństwa. Łatwiej będzie ustawić warty
nocne. Muszę pogadać z Kingiem. Dobrze też będzie, jeśli ty i Luna dołączycie
do nas. Jesteście wtajemniczeni w większość spraw, a poza tym możecie pomóc
jako szefowie Sonorusa.
Uzgodnili datę kolejnego spotkania, pożegnali się i każdy
teleportował się do swojego mieszkania. Ginny była tak bardzo zaaferowana tym
co usłyszała, że nie zauważyła nic specjalnego w swoim mieszkaniu. Trzasnęła
drzwiami i legła na fotel koło rozpalonego kominka. Dopiero po chwili
zorientowała się, że coś jej nie pasuje. Tylko co? Chwila moment….gwałtownie
zerwała się na nogi. Zdjęcia i papiery leżące na szafie w salonie były inaczej
porozrzucane. Wyciągnęła różdżkę i
rzuciła zaklęcie na drzwi. Ostatnim czarem uchwyconym na zamku było Alohomora.
Ginny poczuła dreszcze na ciele, kiedy dotarło do niej, że był tu włamywacz. A
może wciąż tu jest?
Szybkie zaklęcie wyjawiające ludzką obecność potwierdziło
jej przypuszczenia. Biegiem popędziła na piętro i zajrzała do pokoju Astorii.
Pusto. Choć tu też zauważyła ślady włamania.
Z walącym sercem otworzyła drzwi do swojego pokoju. Zanim
zdążyła się zorientować już znalazła się na podłodze, a różdżka wyleciała jej z
ręki. Kiedy się podniosła, zapaliła światło. Zaraz potem wrzasnęła głośno.
Na podłodze leżał nieprzytomny, blondwłosy mężczyzna.
SPALIĆ NA STOSIE, ZARĄBAĆ SIEKIERĄ, POŁAMAĆ WSZYSTKIE KOŚCI, WYSŁAĆ W KOSMOS, UTOPIĆ W JEZIORZE, ZAMKNĄĆ W KLATCE, ZABIĆ, ODKOPAĆ I ZABIĆ JESZCZE RAZ!
Kto z was ma ochotę to ze mną zrobić?
Ale ja przeeeepraszam bardzo. Moi rodzice stwierdzili, że ja i moje rodzeństwo zbyt często siedzimy przy komputerze i zabrali internet na calutki miesiąc. Na dodatek, kiedy już wyprosiłam dostęp, bo potrzebowałam coś do szkoły, to nastąpiła taka malutka dziesięciodniowa awaria. No totalna katorga dla blogowicza.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi długą nieobecność i osłodzę wam trochę życie moim rozdziałem. Chcę jeszcze trochę pożyć, więc proszę o wybaczenie wszystkich czytelników. Teraz wyobraźcie sobie, że klękam przed wami i z miną spaniela ładnie proszę o przebaczenie.
To jak? Co myślicie o rozdziale? Pisać komentarze! :D
Zapraszam również do zapoznania się z obszerną, zreformowaną zakładką "Występują". Piszcie, co myślicie o moim wyobrażeniu bohaterów ;)
Rozdział przeleciałem aby wzrokiem i czytałem w miejscach gdzie pojawiało się imię Ginny, bo na więcej nie mam absolutnie sił, więc ciężko mi cokolwiek powiedzieć o treści. Cieszę się że wróciłaś, bo mimo zapewnień twojej koleżanki a naszej wspólnej czytelniczki, bałem się jednak, że zrezygnowałaś. Ja pewnie bym ześwirował i przez ten czas napisał całe opowiadanie. Mogę ci zrobić to wszystko o czym napisałaś, pod warunkiem że masz jakiegoś horkruksa.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie. Tam akcja się rozwija i to mocno.
No proszę, proszę zabrać internet. Znam to uczucie. Ale widzę , że tobie wszyło to na dobre. Akcja się rozwija i bardzo jestem ciekawa dalszych części.
OdpowiedzUsuńNo i wiem , że pewnie niektórzy uznają mnie za zrzęde , ale przedłużasz ich zejście , a mianowicie Ginny i Harry'ego i w związku z tym rosną moje oczekiwania co do tej chwili. Mam tylko nadzieję , że nie będziesz czekała zbyt długo. Tak trochę mi ich tu brakuję. Ale to tylko moje skromne zdanie. I proszę nie bić xd
Ps. A co do HP:Kontynuatora , to proszę więcej nie wątpić w moje słowa. Bo zacytuję pewną wypowiedź , która wpada w ucho następnym razem przy takiej zniewadze :D
Popieram HP:Kontynuatora ponad miesiąc bez Internetu i to w dodatku na końcówce wakacji.... oj cała książka by powstała, nie wspominając o przeczytaniu wszelkich "czekających na przeczytanie" książek z półki :P
OdpowiedzUsuńCo do tereści dwa malutkie błędy: "Właśnie w tym liście znajdował się adres. Właśnie ten list szukał." Powinno być Właśnie tego listu szukał ;) i "Dwa" zamieniło ci się na "twa" ale to podejrzewam zasługa Worda :P
Jeśli chodzi o fabułę: hmmm bardo ciekawie rozegrane... żeby aż do Merlina się cofać.... Zaskoczyłaś mnie nie powiem i gratuluję pomysłu już mogę być spokojna, że nie zaczniesz nagle wskrzeszać milion razy tych samych osób jak to w niektórych historiach z duchami się zdarza :)
Pozdrawiam i bądź grzeczna, żeby ci znów nie zabrali na miesiąc Internetu, a nam przyjemności z czytania :D Solcia
A może zabrali bo była za grzeczna? Na to nie wpadłaś? Ja właśnie jestem w połowie opowiadania na +18.
UsuńTu NIkiTKA
OdpowiedzUsuńWreszcie miałam czas żeby się zabrać za ten rozdział - jest świetny. Skrzynia kryjąca klucz do otwarcia granicy z zaświatami - to rozpala wyobraźnię każdego!
Długa przerwa spowodowała u nie chaos we wspomnieniach, będę musiała znaleźć czas na przejrzenie całości bloga (królestwo za zmieniacz czasu!!) bo poplątały mi się niektóre postacie. Ale pamiętam na tyle dużo żeby stwierdzić genialne rozplanowanie wątków! Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.
Hejo
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci :/ Choć ja sama mało udostępniam przez bark czasu. No i też bardzo się spóźniłam, przepraszam :(
Jak zwykle akcja jest świetna :D Masz zarąbisty pomysł, jestem pod dużym wrażeniem.
Jeju, ale mi się przykro zrobiło jak Fabrice przyszedł do Rene :( A przecież on chce mieć po prostu brata! :'(
Wgl, ta legenda, to Twoja inwencja twórcza? Bo jestem nią serio oczarowana ;)
A, no i jestem ciekawa następnego rozdziału głównie ze względu na Ginny i Dracona ;)
Pozdrawiam :*