sobota, 27 lipca 2013

Wspomnienie 15.1: Eliksir Pamięci



G
rudniowy deszcz bębnił w okna małego mieszkania na ulicy Pokątnej. Było wcześnie rano, mimo to, przy kuchennym stole siedział rudowłosy mężczyzna. Ubrany tylko w czerwone bokserki z niezwykłą zawziętością targał swoje i tak nieułożone włosy. Śmiało można było stwierdzić, że nie spał całą noc. Przed nim leżał list, który przed chwilą przyniosła sowa. Wczoraj wieczorem został wybrany do bardzo ważnego zadania. Razem z Angeliną Johnson i Madelaine Parks postanowili zakończyć złą passę Zakonu. Od dawna nikogo nie złapali. Ich jedyną nadzieją zawsze był Harry Potter, który siał postrach wśród Mrocznych. Przez wypadek Ginny, czarnowłosy stracił zapał do pracy, opuszczał treningi. Ale teraz…od czasu powrotu rudowłosej, Harry wziął się w garść. Cały czas próbował na nowo podbić serce jego siostry. A jemu, George’owi Weasley’owi bardzo na tym zależało. Tutaj nie tylko chodziło o Zakon, choć musiał przyznać, że Harry w duecie z Ginny mają niesamowitą moc. W dużej mierze wszystko sprowadzało się do jego jedynej siostry…i do niego samego. W Bitwie o Hogwart stracił niemal wszystko. Zginął Fred, jego ukochany brat bliźniak. Dziewczyna, którą kochał miała straszny wypadek i stracił z nią kontakt, dopiero od niedawna znowu widywał się z Angeliną. Każdy z jego braci na swój sposób przeżywał stratę bliskich, co spowodowało, że rodzina się od siebie oddaliła. Lee Jordan, jego najlepszy przyjaciel, jako mugolak musiał się ukrywać i do tej pory nie dał jakiegokolwiek znaku życia. A siostra…przez swój związek z Harrym Śmierciożercy sprawili, że straciła pamięć. Broń Merlinie, nie obwiniał Harry’ego. Doskonale wiedział, że są sobie przeznaczeni. Wiedział, że nie ma lepszego mężczyzny dla Ginny. W przeciągu dwóch lat poczuł jak to jest stracić nadzieję. Dopiero list Astorii sprawił, że gdzieś w środku zapaliła się jej iskierka. A teraz, razem z Angeliną miał szansę zmienić wszystko. Za dwa dni Ginny miała wybrać się do Nory, spotkać się z rodzicami. Właśnie tam, podczas rodzinnej kolacji podadzą jej Eliksir Pamięci.
Angelina wszystko zaplanowała. Madelaine dostarczy jej fiolkę z Eliksirem, potem ona przyjdzie do jego mieszkania. Zadaniem George’a było zajęcie Ginny, aby Angie mogła podać jej Eliksir. A potem…potem jego siostra musi doznać impulsu. Najsilniejszego jaki może być. Po długich rozmowach, Angelina zdecydowała, że impuls musi dotyczyć Harry’ego. Nie miał pojęcia jak to zrobią, ale po kolacji musiał razem z Ginny znaleźć się w domu czarnowłosego aurora. Miał tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po ich myśli.
- Wszystko się uda- powiedział na głos, by pewniej to zabrzmiało- Za kilka dni Ginny odzyska pamięć i znowu będzie jak dawniej. Razem z Harrym skopie tyłki Mrocznym, na nowo zostaną bohaterami. I wszystko będzie dobrze- wstał i energicznym krokiem ruszył do łazienki, by wziąć prysznic. Zza drzwi dochodziło wesołe pogwizdywanie.


R
ene właśnie zamykał Magiczne Dowcipy, kiedy ktoś go powstrzymał i gwałtownie wciągnął do środka. Zdążył tylko wziąć głęboki oddech. Drobna dłoń zakryła mu usta, dławiąc krzyk. Z szeroko otwartymi oczami patrzył co się dzieje, a kiedy jego wzrok spoczął na długich, czarnych włosach i twarzy napastnika, przewrócił oczami i odepchnął go od siebie.
- Nie musisz robić takich zagrywek, Chang. W tych czasach to nie jest najmądrzejsze. Mógłbym wziąć cię za Mrocznych i wyrządzić ci krzywdę- powiedział, kiedy jego serce wróciło do normalnego rytmu. Z uwagą przyjrzał się Cho. Była ubrana w ciemny, długi płaszcz, czapkę opadającą z tyłu na włosy i skórzane rękawiczki. Szalik owinięty wokół szyi z pewnością niedawno zakrywał twarz. Kiedy spojrzał jej w oczy, zobaczył złośliwe iskierki czające się w tęczówkach.
- Nie chcemy, by ktoś zaczął coś podejrzewać. Chyba o tym pamiętasz, prawda?
- Oczywiście- parsknął Francuz- Ale wiesz, porwanie mnie z ulicy, jeszcze w takim ciemnym, zamaskowanym stroju z pewnością wzbudzi podejrzenia. Już nawet głośna rozmowa w Dziurawym Kotle byłaby mniej podejrzana.
Kobieta prychnęła z irytacją.
- Daj spokój, de Fines. Lepiej powiedz mi, co łączy George’a Weasleya, Angelinę Johnson i Maddie Parks? Nie zauważyłeś niczego podejrzanego?
Francuz spojrzał zdziwiony na Azjatkę. Prawda, Angelina była częstym gościem Magicznych Dowcipów, ale uznał to za relacje miłosne. Przecież panna Johnson kiedyś była dziewczyną jego szefa. Takie uczucie nie mogło tak po prostu wygasnąć. Stwierdził, że znowu się spotykają.
- Nie, nie zauważyłem. George i Angelina spotykają się w zakresie towarzyskim.
- Tak, jasne- prychnęła Cho- I co? Robią miłosny trójkącik Johnson-Weasley-Parks?
- O co ci chodzi? Bo nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Madelaine Parks często spotyka się z naszymi papużkami. A to dziwne, skoro mówisz, że znowu ze sobą kręcą. Nie sądzisz?
- Fakt, trochę dziwne- przyznał Rene.
- No więc?- Cho uniosła brwi i wyczekująco spojrzała na chłopaka.
- Więc….-mruknął, zdziwiony.
- Och, na Merlina!- Azjatka uderzyła pięścią o najbliżej stojącą szafę- Skup się, Rene! Pomyśl. Co może ich łączyć? Jeśli trochę powęszysz, znajdziesz wszystko co ci potrzeba. Panna Parks ma niezły rodowód- uśmiechnęła się półgębkiem- Wiesz, że jej matka jest córką Magnusa Fritza?
- Tego Fritza?- Rene zagwizdał z podziwu, kiedy Cho pokiwała głową na potwierdzenie- No proszę, wnuczka słynnego alchemika…chwila moment. Jest wnuczką Fritza- powtórzył, jakby właśnie coś do niego dotarło- Przecież Magnus Fritz jest twórcą Eliksiru Pamięci. A skoro Madelaine spotyka się z George’m….
- Chcą uzdrowić Ginny Weasley- dokończyła za niego Cho. Doszła do tego wniosku, krótko po tym, jak stwierdziła, że spotkania tej trójki są dziwnie podejrzane. Postanowiła zagłębić się trochę w więzy rodzinne Madelaine. Tak doszła do tego odkrycia. I wcale jej się to nie podobało.
- No dobra, ale co z tym wszystkim ma wspólnego Angelina Johnson?
- Tego jeszcze nie wiem. Ale wiem, że nic już nie możemy zrobić. Jeśli Eliksir Pamięci już jest w rękach George’a…nie ma szans, by ich powstrzymać. Kiedy wrócimy do Hogwartu, ruda wiedźma będzie wszystko pamiętać- wysyczała Azjatka, zaciskając zęby.
- Tak- mruknął Rene- Przypomni sobie Pottera i znowu będą wielce zakochani.
- Rene, kotku- Cho podeszła do niego i pogłaskała go po włosach- Nie trać tak szybko nadziei. Jeszcze nie wszystko stracone. Nie, kiedy ja mam coś do powiedzenia.
- A co ty możesz zrobić, Chang- warknął Francuz, łapiąc ją za nadgarstki i mocno ściskając- Kiedy George poda jej Eliksir, wszystko stracone. Uwierz mi, Weasleyowie są niezwykle kochającymi braćmi, a dla swojej jedynej siostry zrobią wszystko.
- Ty też masz kochającego brata- wydyszała Cho.
Słysząc to, Rene odepchnął ją od siebie gwałtownie, jakby się poparzył. Jego oczy zapłonęły gniewem. Kochający brat…
Stracił swojego brata pięć lat temu. Fabrice, młodszy od niego o trzy lata, został we Francji, kiedy wybuchła rewolucja. I wcale nie przyłączył się do rewolucjonistów. Po niespodziewanej śmierci ich ojca, Fabe wpadł w złe towarzystwo. On sam z niepokojem obserwował zmiany zachodzące w jego bracie, ale był bezsilny. Rene nigdy nie opuściłby Francji, nigdy. Ale jeśli chciał ujść z życiem, musiał to zrobić. Jego rodzina mieszkała w małej wiosce, spokojnej, pełnej czarodziei. Planował przyłączyć się do buntu, nie zamierzał patrzeć, jak Śmierciożercy niszczą jego dom. I wtedy jego własny brat, mały Fabrice, wbił mu nóż w plecy. W nocy, kiedy wszyscy spali, grupa zamaskowanych czarnoksiężników napadła na wioskę. Musieli jakoś przełamać barierę ochronną. Wszyscy zdolni do walki ruszyli do boju. Wszyscy krzyczeli „ Zdrajca wśród nas!”, a Rene gdzieś w głębi wiedział, że to jego brat zdradził. Doszło do prawdziwej rzezi. Jego matka zginęła jako pierwsza. Zobaczyła, Fabe’a i krzycząc przeraźliwie, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że jej syn był zdrajcą. Wszystkie domy płonęły, a Rene szukał rudej smugi wśród dymu i latających klątw. Marie Gardine, jego ukochana dziewczyna, dzielnie walczyła ze Śmierciożercami. Była niesamowita. Miała prawdziwy talent do zaklęć. No i była śliczna. Długie, rude włosy, niebieskie oczy jak ocean. Była niska. Zawsze śmiał się, że kiedy obejmuje ją ramionami, ona znika cała. Ona wtedy mówiła, że to dobrze, bo znajdzie w nich schronienie. Jednak tej nocy jej nie ochronił. Zauważył ją, ale drogę zagrodzili mu dwaj Śmierciożercy. Walczył z nimi dość długo, nie miał już sił. Nagle, dzięki Merlinowi, na pomoc mieszkańcom przyszedł pluton aurorski francuskiego Ministerstwa. Aurorzy złapali Śmierciożerców, jednak niektórzy uciekli. Rene biegł do Marie, ale…Ciągle śniły mu się czarne oczy Fabrice’a, kiedy patrzył na niego z szaleństwem w oczach. Na rękach miał krew Marie. Jego własny brat zabił dziewczynę, którą kochał. Fabe uciekł, a Rene został wypędzony z wioski. Tak trafił do Anglii. Znalazł pracę, przyjaciół, mieszkanie. Na nowo się zakochał…
- Ja nie mam brata- powiedział głosem wypranym z emocji.
- Jak to nie? W takim razie kim on jest?- Cho z uśmiechem wskazała na otwierające się drzwi do sklepu. Wszedł przez nie wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Jego włosy sięgały ramion, a wyglądały tak, jakby były niemyte od tygodnia. Tłuste strąki opadały na oczy. Na sobie miał wyblakły, skórzany płaszcz, ciężkie, okute buty i wymiętą granatową koszulę wetkniętą w czarne spodnie. Jego twarz była blada, oczy podkrążone, jakby nie spał kilka dni. Czarne jak smoła oczy nie wyrażały żadnych emocji. Na ustach błąkał się ironiczny uśmieszek.
- Cześć braciszku, dawno się nie widzieliśmy. Słyszałem, że potrzebujecie mojej pomocy.
Rene przełknął ciężko ślinę i spojrzał na Cho. Nie wiedział co ona kombinuje, ale jeśli ściągnęła do pomocy Fabrice’a, to nie mogło być nic dobrego.

L
ancelot Turner od czasu powrotu ze szkoły czuł się dziwnie. Powinien cieszyć się przerwą świąteczną, pomagać ojcu przygotować dom na uroczystą kolację, ubrać choinkę razem z kuzynką. Ale on w ogóle nie czuł świątecznej atmosfery. Owszem, pomagał w kuchni, nawet upiekł ciasto ze swoim wujem, mistrzem magicznego cukiernictwa. Matka Lance’a zginęła w bitwie o Hogwart, więc święta spędzali razem z wujkiem Brandonem, ciocią Emily i kuzynką Evanlyn. Wszystko co robił, było takie…sztuczne. Jakby ktoś pociągał go za sznurki. Każdy ruch, każde zdanie sprawiało, że czuł się obco. Słowa odbijały się echem w jego głowie, nie kontrolował ich. Nie pamiętał nawet o co pokłócił się z Evanlyn. Dlatego zdziwił się, jak rano powiedziała mu, żeby poszedł sam na Pokątną, bo ona ma go dosyć. Jego ojciec i wuja wcześnie wyszli do pracy, a ciotka potrzebowała paru składników, by przygotować wigilię. Tak więc, teraz błąkał się samotnie po ulicy Pokątnej. Dzisiaj czuł się wyjątkowo niedobrze. W głowie miał straszną pustkę, nie czuł jak wykonuje ruch, a mimo to przemieszczał się w określone miejsca. Nie wiedział co się dzieje, ale w pewnej chwili ktoś złapał go za przód płaszcza i pociągnął za sobą.
- Hej, mógłbyś trochę uważać. Na ulicy panuje niezły ruch, wszyscy robią świąteczne zakupy.
Chłopak słyszał głos, odbijał się w jego głowie niczym piłeczka pingpongowa. Był jakby znajomy…Znał go, na pewno. Spróbował skupić się na twarzy. Zamrugał kilkakrotnie i przyjrzał się uważnie osobie, która trzymała jego rękę. Głowę miał opuszczoną, więc najpierw zobaczył buty. Brązowe, z materiału podobnego do skóry, sięgające kostek. Dalej, bordowe spodnie, nogi miała niezwykle krótkie, więc osoba była niskiego wzrostu. Potem jego wzrok napotkał brązowy, niezapięty płaszcz i granatowy sweter. Wreszcie dotarł do twarzy. Szyja owinięta szkarłatno-złotym szalem. Ach, więc Gryfonka, dumnie nosząca barwy domowe. Brązowe loki ginęły pod bordową czapką opadającą z tyłu. Ciemne, niemal orzechowe oczy wpatrywały się w niego zmrużone. Zdążył jeszcze zauważyć charakterystyczne srebrne kolczyki w formie malutkich lwów, kiedy zdał sobie sprawę kto przed nim stoi.
- Donavan? To ty?
- Jasne, że ja Turner. Co się głupio pytasz?
Lance poczuł, że jego usta wykrzywiają się w uśmiechu. I, co było dziwne, poczuł, że zrobił to sam. Pierce Donavan u wszystkich wywoływała uśmiech. Taka mała, niepozorna dziewczyna, a taka zadziorna. Była młodsza od niego o dwa lata, a już wielokrotnie pokazała na co ją stać. I to nie tylko na boisku, jako niezawodna szukająca. Cały Gryffindor zgłaszał się do niej po pomoc w Zaklęciach. Tak jak Lance był najlepszy z Obrony, Pierce, mimo swojego wieku, radziła sobie nawet z materiałem klasy szóstej. Niełatwo było zdobyć jej zaufanie. Jedynymi przyjaciółmi, z którymi ją widywano, to bliźnięta Blackberry. Ale on pamiętał, co dla niego zrobiła. Kiedy jego matka w tragicznym stanie trafiła do Munga po Bitwie, nie wiedział co ze sobą zrobić. Pierce pomagała ojcu jako wolontariuszka i była obecna, gdy jej ojciec oznajmił śmierć jego matki. Wszystko na niego runęło, poczuł, że się dusi, więc wbiegł na samą górę i wyszedł na dach. Nie wiedział co robi, rozpłakał się jak małe dziecko. Podszedł niebezpiecznie blisko krawędzi dachu. Jego oczy się rozszerzyły ze strachu, bo już czuł jak spada w dół. Nagle poczuł jak coś ciągnie go do tyłu. Upadł na plecy, a kiedy otworzył oczy, zobaczył klęczącą nad nim Pierce. Poświęciła mu wtedy dużo czasu na rozmowę. Widziała wszystkie twarze Lancelota Turnera. Rozpacz, śmiech, ból, tęsknotę, nadzieję. Nie wiedział czemu, ale zaufał, że nikomu o tym nie powie. Jak do tej pory nikt nie wiedział o załamaniu, nawet jego ojciec.
- Ty mnie w ogóle słuchasz, Turner?- rozdrażniony głosik Pierce przedarł się do jego głowy. Otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na nią.
-Ja…nie czuje się najlepiej, Pierce. Tak jakby…jakbym nie był sobą- kiedy wypowiedział te słowa na głos, dodarło do niego, że tak właśnie jest. Nie jest sobą. Nagle, nie wiedzieć czemu, przypomniał sobie, jak razem z Ridleyem wsiadali do pociągu na stacji w Hogsmeade. Przeszły go dziwne dreszcze, a głowa zaczęła pulsować. Przed oczami zobaczył jeszcze oddalające się postacie w czarnych szatach, a potem już nie widział nic. Otępiały i słaniający się runął na Pierce, która pisnęła cicho i objęła go, by nie upadł. Próbowała go ocudzić, ale nie reagował. Nagle zdała sobie sprawę, że znajduje się w mało uczęszczanej uliczce, trzymając w ramionach rosłego chłopaka, który był prawdopodobnie pod wpływem jakiejś klątwy. Zesztywniała, gdy usłyszała rubaszny śmiech. Chwilę potem poczuła jak różdżka wbija jej się w żebra.
- Spokojnie, ślicznotko. Nie rób głupstw, bo stanie ci się krzywda.
Pierce przeszedł zimny dreszcz, gdy dotarło do niej, że zna ten głos. Odwróciła głowę i poczuła mocno miętowy zapach wymieszany z zapachem mokrego futra. Przekręciła się jeszcze trochę i wzięła głęboki oddech.
Wpatrywała się twarz Amycusa Carrowa. Nie zdążyła nawet pisnąć, gdy Mroczny rzucił zaklęcie Silencio. Zaraz potem cała zesztywniała, gdy oberwała Petrifucus Totalus. Nie mogła nic zrobić, kiedy drugi z Mrocznych ciasno obwiązał Lancelota grubymi linami. Nie przejmując się niczym, Mroczni przerzucili ich ciała przez ramiona i ruszyli w głąb ciemnej uliczki.
- Jeszcze trochę, a ten młody wymoczek złamałby twojego Imperiusa, Nott.
- Nie marudź, Carrow. Rzuciłem wystarczające zaklęcie, wytrzymał tydzień. Ale…ta mała nie była w planach Lucjusza. Po co ją zabierasz?
- Mam ją puścić, żeby poleciała do Ministerstwa? A poza tym…to jest córka Aleca Donavana. Lucjusz z pewnością zapewni jej rozrywkę. Teraz mamy w garści Brygadę Uderzeniową i szpital świętego Munga. Aurorzy będą tańczyć jak im zagramy.
Pierce usłyszała przeraźliwy rechot obu mężczyzn. Napotkała jeszcze przerażony wzrok Lancelota, a potem…ogarnęła ją ciemność.


W
 Norze panował straszny gwar. Uroczysta, rodzinna kolacja była gotowa, a goście powoli się schodzili. Za trzy dni znowu mieli zasiąść do wspólnej kolacji, ale teraz okazja była wyjątkowa. Po trzech latach nieobecności, jedyna córka Artura i Molly Weasleyów powróciła w rodzinne strony. Właśnie teraz miała zagościć na kolacji. Zjawili się już prawie wszyscy. Artur wrócił wcześniej z pracy, Molly od rana szykowała swoje najlepsze dania. Nawet Charlie dwa dni temu przyleciał z Rumunii na spotkanie ze swoją małą siostrzyczką. Ron z Hermioną jak zwykle przybyli wcześniej. Mimo protestów pani Weasley, panna Granger wzięła się do pracy i raz dwa wszystko było gotowe. Fleur, która miała już dość pokaźny brzuch, odpoczywała na kanapie. Bill nie pozwolił jej niczego robić, bo za miesiąc miała wyznaczony termin porodu. Najstarszy z braci Weasley trzymał czteroletnią Victoire na ramionach. Dziewczynka śmiejąc się radośnie zawieszała bombki na choince. Syriusz, który również został zaproszony jako przyjaciel rodziny, w ten sam sposób pomagał Teddy’emu. Andromeda zostawiła małego pod opieką Blacka i Harry’ego, a sama pojechała na święta do rodziny swojego męża Teda. Neville wdał się w miłą pogawędkę z Hermioną, jednocześnie rozkładając talerze i sztućce.
- Harry właśnie przysłał wiadomość, że się nie wyrobi. Mają mnóstwo pracy w Ministerstwie- powiedział Charlie wchodząc do salonu.
- Doprawdy, nie da się złamać tego chłopaka. Praca, praca i praca. A gdzie czas dla rodziny? To przecież taka ważna chwila.
- Nie zapominaj Molly, że Ginny pracuje w Hogwarcie. Widywał ją codziennie, zdążył się przyzwyczaić do jej obecności- wystękał Syriusz. Mały Teddy ciasno owinął się wokół jego szyi, więc miał kłopoty z wypowiedzią-A poza tym…Ginny przychodzi tu dla was. Uwierz mi, bała się tego spotkania jak Neville Snape’a.
Wszyscy zaśmiali się, kiedy dobiegł ich oburzony krzyk Longbottoma. Ale taka była prawda. Kilka razy, gdy rozmawiał z rudowłosą, poruszał temat wizyty w Norze. Była w Londynie od czterech miesięcy, a jeszcze nie spotkała się z rodzicami. Przyciskał ją tak bardzo, aż w końcu wyznała mu, że boi się tego spotkania. Boi się, że nie pozna własnych rodziców, a to byłby cios dla państwa Weasley. W końcu, po długich naleganiach George’a zgodziła się na spotkanie.
- A tak w ogóle, to jak ona trafi do Nory? Cały dom i podwórko są objęte zaklęciami ochronnymi- odezwał się Ron.
- Przyjdzie razem z George’m i Angeliną- odpowiedział pan Weasley.
- A jednak…Nasz George znowu spotyka się z Angie- zaśmiał się Ron- Słyszałem o tym, ale myślałem, że Rene sobie to wszystko ubzdurał. Ale to dobrze. Może wreszcie trochę odżyje. Niby minęły już trzy lata, ale ciągle jest nieswój.
- Skoro zaprosił ją na rodzinną kolację, to musi być coś poważnego- odezwała się Hermiona- A, właśnie!- klepnęła się otwartą dłonią w czoło- Na śmierć o tym zapomniałam- mruknęła, a wszyscy spojrzeli na nią z ciekawością, kiedy wyciągnęła z torebki kremowe koperty i rozdała je odpowiednim osobom- Kingsley kazał przekazać wam te zaproszenia. W Ministerstwie odbędzie się Bal Świąteczny. Będą na nim najbardziej wpływowi i szanowani ludzie ze świata czarów. Słyszałam, że sam Magnus Fritz ma się zjawić. I…pani redaktor nowej gazety codziennej- uśmiechnęła się.
- Słyszałem, że „Prorok” schodzi na psy- powiedział Syriusz- Teraz na topie jest „Sonorus”. Wysłałbym kwiaty redaktorce za zrównanie z ziemią Rity Skeeter- zaśmiał się- Tylko nie mam pojęcia kto to.
- Luna- odpowiedziała Hermiona wesołym głosem. W salonie zapadła cisza. Każdy patrzył na nią, z szokiem wypisanym na twarzy.
- Luna?- wyjąkał Neville- Nasza Luna? Lovegood?
Panna Granger pokiwała głową, nadal się uśmiechając.
- „Żonglera” nie ma na rynku już od dobrych dwóch miesięcy. Wszyscy myśleli, że Luna wyjechała w kolejną podróż, ale…Zadziwiające jest to, że w „Sonorusie” pracują sami czarodzieje z mugolskich rodzin. O ile wiem, Justin Finch-Fletchley jest jednym z głównych redaktorów, Dean Thomas zajmuje się stroną marketingową.
- Skąd, na gacie Merlina, Luna wzięła kasę, by ruszyć z nową gazetą? Przecież to trzeba gigantycznych nakładów. Na same miejsce dla redakcji idzie kilka tysięcy galeonów. A gdzie tu jeszcze codzienny wydruk, opłacanie pracowników i, znając Deana, super kampanię reklamową? Ten facet jest marketingowym geniuszem, ale jego pomysły pożerają pieniądze jak Hardodziob szczury- nakręcał się Ron.
- Bo to nie Luna wszystko finansuje- odpowiedziała Hermiona, wprawiając swoich towarzyszy w głębsze zdziwienie- Ona tylko kieruje gazetą. Ten „Sonorus” jest tak jakby…buntem przeciw Mrocznym. Znacie Lunę, wszem i wobec ogłasza swoje zdanie, niczym się nie przejmuje. Jakaś tajemnicza postać stoi na czele gazety i daje możliwość zdemaskowania wszystkich przekrętów i tajemniczych ataków. Nie, nie wiem kto to jest- dodała, gdy Syriusz już otwierał usta- Ale ewidentnie działa po stronie Zakonu. „ Sonorus” działa od niespełna miesiąca, a już zrobił niezłe zamieszanie. Jednym artykułem zniszczyli Ritę. Pod Bernardem Parkinsonem grunt się pali, bo podobno znaleźli coś na Pansy. Wiecie, wszyscy chcą się dowiedzieć, dlaczego córka szefa Departamentu Gier i Sportów ukrywa się od czterech lat.
- Skąd ty to wszystko wiesz?- mruknął z podziwem Neville.
- Wiesz…jako asystentka szefowej Departamentu Przestrzegania Prawa mam wgląd do pewnych tajnych akt. Kingsley prosił, bym wprowadziła was w tą sprawę, bo i tak poruszy ją na zebraniu Zakonu. Ten „Boss”, jak go nazywamy…jeśli dowiemy się kim on jest, mamy Mrocznych w garści. Zdaje się, że ten tajemniczy inwestor ma asa w rękawie.
Syriusz zagwizdał przeciągle. No, nieźle. Ten gość to prawdziwy Boss. Kimkolwiek jest, muszą go znaleźć. Wygląda na to, że może sporo zdziałać przeciwko Mrocznym. A to by było całkiem miłą odskocznią od spalonych domów, tajemniczych listów i zagrywek Malfoya. Jego zamyślenie przerwało pukanie do drzwi.
- To pewnie George z dziewczynami- krzyknęła pani Weasley i zrobiła się strasznie blada na twarzy.
- Spokojnie, kochanie- mruknął pan Weasley. Mocno uścisnął dłoń żony, poprawił swoją marynarkę i poszedł otworzyć drzwi. Do pomieszczenia wdarł się powiew zimowego powietrza, usłyszeli wesołe głosy, które były coraz głośniejsze, w miarę jak goście zbliżali się do salonu.
Po chwili wrócił pan Weasley i wszystkim zgromadzonym w Norze ukazały się trzy postacie. Muskularny, średniego wzrostu rudzielec z włosami postawionymi lekko na żel. Ubrany był w czarne spodnie, białą koszulę i tweedową marynarkę. Po jego lewej stronie stała ciemnoskóra, piękna kobieta z czarnymi włosami zaplątanymi w gruby warkocz. George obejrzał się do tyłu i wyciągnął rękę do kobiety stojącej z tyłu. Ubrana w prostą, ale niezwykle dopasowaną czerwoną sukienkę i czarne szpilki złapała wyciągniętą dłoń mężczyzny i razem z nim przeszła w głąb salonu, gdzie przy stole stali niemal wszyscy Weasleyowie. Tylko Bill siedział koło Fleur i głaskał ją po brzuchu, ale i tak w osłupieniu patrzył na rudowłosą kobietę.
- Mamo, tato, chłopaki- odchrząknął George zwracając się do swoich braci i rodziców- Z pewnością poznajecie naszą Gin, prawda?
Ginny czuła się teraz jak w Domu Strachów, o którym kiedyś opowiadał Kevin. Weszła do pokoju pełna lęku, a teraz patrzyła na swoją rodzinę, którą kojarzyła tylko ze zdjęć. I to było to, czego najbardziej się obawiała. Nie poczuła nic. Żadnego bólu głowy, żadnego impulsu, żadnych przebłysków wspomnień. Gdzieś tam głęboko wiedziała, że to jest jej rodzina, ale…nie poznała ich. Z każdej strony mógł nadejść nagły atak wspomnień. Nie wiedziała jednak skąd, ani kiedy nadejdzie. Zupełnie jak w Domu Strachów. Krępy mężczyzna z poranionymi dłońmi podszedł do niej i podał jej rękę.
- Cześć, jestem Charlie.
Przecież wiem- odbijało się echo w głowie Ginny- wiem, ale cię nie pamiętam. Nie mogła mu tego powiedzieć. W jego oczach czaiła się iskierka nadziei, kiedy spojrzał jej w twarz. I nagle przyszło niespodziewane wybawienie. Usłyszała dziecięcy śmiech i tupanie nóg, jakby ktoś zbiegał po schodach. Poczuła jak w jej piersi rozlewa się ciepło, kiedy drobne ciałko ominęło Charliego i z impetem wtuliło się w nią.
- Ciocia!- słodki głosik Victoire sprawił, że jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Ukucnęła tak, że teraz twarz dziewczynki znajdywała się na równi z jej. Wyglądała jak mały aniołek. Platynowy, długi warkocz upięty był wokół głowy, jak aureola. Niebieskie oczka radośnie świeciły, gdy na nią patrzyła.
- Zobacz, mam dla ciebie niespodziankę- powiedziała Ginny, przerywając ciszę. Cały czas patrząc na Victoire, sięgnęła ręką za głowę dziewczynki. Mrugnęła do niej i już po chwili trzymała w ręce srebrny łańcuszek. Zawieszka, która była częścią wisiorka, przedstawiała stary, mosiężny klucz z końcówką w kształcie skrzydła anioła. Ten klucz znalazła wśród rzeczy, które przekazała jej Astoria w Cardiff. Nie wiedziała czemu, ale po prostu czuła, że musi go dać Victoire.
- Pewnie słyszałaś legendę o Strażnikach Skarbu Merlina*. Od teraz jesteś jednym z nich- uśmiechnęła się i zawiesiła naszyjnik na szyi Victoire. Sama nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Czuła, że to jest…właściwe. Usłyszała jak ktoś cicho płacze. Rozejrzała się, jej wzrok napotkał błyszczące oczy Fleur, która patrzyła na nią z dziwną ulgą wypisaną na twarzy. Bill głaskał ją w uspokajającym geście, ale również zobaczyła, że poczuł ulgę.
- Nie przejmuj się, to przez ciążę- Ginny spojrzała na Charliego- Wiesz, nastroje Fleur są jak włosy Teddy’ego. Nigdy nie wiesz, kiedy się zmienią. Rudowłosa pokiwała tylko głową i zwróciła się do najstarszych Weasleyów stojących przy stole. Znowu poczuła ciepło rozlewające się w piersi i jakby…głowa zaczęła ją boleć. Wiedziała, że jeśli trafi na silny impuls, wszystkie wspomnienia runą jak lawina. Mimo, że nie przypomniała ich sobie, wiedziała kim są. Czuła jak emocje buzujące w niej nakłaniają ją do każdego kroku, aż w końcu znalazła się w silnych ramionach Artura Weasleya.
- Mamo…Tato….- wyszeptała. Rodzice pocałowali ją w czoło i na nowo zamknęli w uścisku.
Korzystając z zamieszania, Angelina udała się do stołu, przy którym mieli świętować. Widziała, jak George odwraca uwagę gości opowiadając jakiś kawał. W drodze do Nory Ginny powiedziała, że chce siedzieć koło niej i George’a, bo może czuć się nieswojo. Wybrała trzy miejsca, rozejrzała się, czy nikt jej nie obserwuje i wyciągnęła z torebki małą, przezroczystą fiolkę. Eliksir Pamięci był bezbarwny, a zapach działał na każdego inaczej. Jedni czuli wanilię, inni mięte. To zależało od relacji, jakie łączyły tego, kto podaje eliksir, a tego, kto go wypije. Zwinnym ruchem wlała zawartość fiolki do szklanki. Kiedy substancja dotknęła szkła, buchnął lekki dym, który rozrósł się po wszystkie brzegi naczynia i niemal wtopił się w szkło. Tylko wprawne oko, z bliskiej odległości mogło zobaczyć delikatną bańkę przy ściankach. Kiedy Angelina nieznacznie kiwnęła do George’a, ten klasnął w dłonie, zwracając uwagę gości.
- Proponuję wznieść toast za naszego gościa- wyciągnął z szafki Ognistą Whiskey i nalał do wszystkich szklanek. Kiedy wszyscy usiedli przy stole, pan Weasley wstał i uśmiechając się do Ginny krzyknął:
- Za powrót Ginny Weasley, naszej jedynej córki, która po trzech latach zjawiła się w rodzinnym domu.
Po salonie niósł się brzęk szkła, kiedy goście pili toast. Ginny również wypiła i ze zdziwieniem poczuła nutkę mięty w Ognistej. To było dziwne. Nie mogła nic powiedzieć, bo czuła na sobie wzrok George’a i reszty braci. Nagle dziwny smak Whiskey wyleciał jej z głowy, kiedy w salonie zmaterializował się srebrny jeleń i przemówił głosem Harry’ego Pottera.
Przepraszam, że przerywam rodzinną uroczystość, ale to ważne. Mroczni dali o sobie znać. Przybywajcie do mojego mieszkania. Jak najszybciej.


K
iedy Harry wrócił do swojego mieszkania po ciężkim dniu pracy w Ministerstwie, miał nadzieję na trochę odpoczynku. Przez natłok obowiązków musiał odpuścić sobie rodzinną kolację u Weasleyów. Po powrocie do domu zdążył wziąć odświeżający prysznic. Już chciał uszykować sobie coś ciepłego do jedzenia, kiedy rozległo się głośne łomotanie w drzwi. Mamrocząc pod nosem na wyczucie czasu poszedł zobaczyć, kto zawitał do niego o tej porze. Miał szczerą nadzieję, że to Neville, który po przyjęciu nie miał siły i zdolności by samemu otworzyć drzwi.
- Cześć Neville, widzę, że impreza udana…..- głos utknął mu w gardle, kiedy wreszcie zdał sobie sprawę kto jest jego gościem- Howard!- krzyknął przerażony jego stanem, ale złapał go za szatę i wciągnął go do mieszkania. Przyciskając różdżkę do jego podbródka, zmusił go, by potwierdził swoją tożsamość.
- To ja, Potter. Byłeś u mnie na stażu, kiedy zdałeś egzaminy na aurora. Skarżyłeś się na zajęcia z maskowania i opowiedziałeś mi o Nimfadorze, twojej przyjaciółce, która była metamorfomagiem.
Harry puścił mężczyznę, wyraźnie uspokojony odpowiedzią. Howard wyglądał żałośnie. Nieuczesane włosy, beznadzieja i rozpacz wypisana na twarzy. Młodego Pottera oblała fala gorąca.
- Co się stało, Howard?
- Lancelot….on…zabrali go- wyjąkał.
- Kto go zabrał? Howard, na Merlina!- potrząsnął starszym mężczyzną, kiedy ten opadł na krzesło w kuchni i schował głowę w ramionach.
- Mroczni- Turner podał mu wygnieciony pergamin. Harry wyprostował go i przebiegł po nim wzrokiem. Z jego ust wyrwało się przekleństwo. Szybko wysłał patronusa do członków Zakonu i wyciągnął dwie szklanki. Nalał Ognistej i podał jedną szklankę Howardowi. Ten jednym haustem wypił zawartość i poprosił o jeszcze.
Kiedy czekali na Zakon, Howard opowiedział Harry’emu co się działo z jego synem. Obwiniał się, że nic nie zauważył, ale myślał, że to przez ten pobyt w Skrzydle Szpitalnym. Nagle kominek Pottera rozbłysnął zielonym blaskiem. Pierwszy pojawił się Neville. Spojrzał pytająco na zrozpaczonego Turnera, a Harry bez słowa podał mu list. Potem pojawiła się Hermiona z Ronem. Kiwnął głową na powitanie, jednak zaraz potem poczuł jak go paraliżuje. Z kominka, zaraz za Syriuszem wyszła Ginny, w pięknej, czerwonej sukience. Nie wiedział ile czasu stał tak i patrzył na nią, ale nie mógł oderwać od niej wzroku. Wybawił go George, który poprosił, by Howard jeszcze raz wszystko opowiedział.
- Malfoy napisał, że prześle mi dalsze instrukcje. Jeśli się do nich nie zastosuje, zabiją Lance’a- wyszeptał zdruzgotany.
- Spokojnie Howard, wszystko będzie dobrze- mruknął Syriusz.
- Oni porwali jeszcze jakąś dziewczynę. Zobacz, co jest napisane- Howard wskazał coś na pergaminie.
- „ Twój synalek i ślicznotka od uzdrowiciela”.
- Chwila…to musi być żona, albo córka jakiegoś uzdrowiciela- odezwała się Hermiona.
- Mroczni nie atakują, „kogoś tam”, Hermiono- odpowiedział Harry- Lucjusz Malfoy poszukuje tylko tych wysoko postawionych. To musi być jakaś szycha uzdrowicielstwa.
- Pierce.
Głos Ginny zadziałał na niego jak prąd. Wszyscy patrzyli na rudowłosą z uwagą.
- Kto?- zapytał Ron.
- Pierce Donavan- mruknęła jego siostra- Czternastoletnia córka Aleca, głównego uzdrowiciela w Mungu. To na pewno o nią chodzi- jej czas spędzony z Draco nie poszedł na marne. Blondyn zdradził jej wszystko, co dowiedział się od ojca. Wszystkie nazwiska poszukiwanych przez Mrocznych, jakie usłyszał. Turner i Donavan między innymi figurowali na tej liście.
- Merlinie!- teraz Howard był kupką nieszczęścia- Lancelot…mój kochany syn….nie mogę go stracić- szeptał, targając swoje włosy.
- Masz może Eliksir Uspokajający, Harry? Howard będzie nam potrzebny, ale w tym stanie nie będzie pomocny- powiedziała Ginny.
- Co? Ah.. tak, jasne. Wszystkie eliksiry są w tamtym kredensie- Potter wskazał jej kierunek.
Rudowłosa podeszła do kredensu. Zauważyła fiolki z eliksirami, ale były za wysoko i nie mogła ich sięgnąć. Magią bezróżdżkową przywołała odpowiedni eliksir i rzuciła fiolkę Harry’emu. Już chciała zaproponować, że zrobi herbatę, kiedy jej wzrok padł na zdjęcie leżące w kredensie. Jej serce wykonało imponujący przewrót, gdy dotarło do niej, kto jest na fotografii. Ona i Harry. Czarnowłosy opierał się o pień drzewa i obejmował ją ramionami. Ona co jakiś czas przekręcała głowę, by skraść mu całusa. Patrzyli sobie głęboko w oczy, a na ich ustach błąkał się uśmiech. Nie wiedziała co się działo. Nagle w ustach poczuła smak mięty i wstrzymała oddech. Zobaczyła coś jeszcze. W kredensie, obok drewnianej szkatułki leżały dwa łańcuszki. Nie wiedziała skąd, ale wiedziała co przedstawiają. Głowa zaczęła ją strasznie boleć, jakaś siła nakłaniała ją, by chwyciła łańcuszki. Kciukiem gładziła srebrne zawieszki przedstawiające dwie połówki serca. „H” i „G”.
Harry i Ginny.
Usłyszała jeszcze jak ktoś krzyczy jej imię. Ktoś inny uchronił ją przed upadkiem. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Ból głowy był tak duży, że w końcu straciła przytomność.


Ta dam! :D
I co wy na to? Przyznać się uczciwie, kto pamiętał o łańcuszku?  To on okazał się impulsem, który odblokuje pamięć Ginny.
Pierwsza część rozdziału piętnastego za nami. Jak obiecałam, pojawiła się Luna. We własnej osobie pojawi się na Balu Świątecznym, jest przecież redaktorką naczelną „ Sonorusa”. No i jeszcze tajemnicza postać Bossa…jak myślicie, kto to może być? Ah..i pojawił się Fabrice, brat Rene. Cho coś kombinuje :D
Miniaturka „Sen o życiu” pojawi się już niedługo. Postaram się wstawić ją do środy. Nic nie obiecuję, ale postaram się.
I znowu wyjaśnienie.
*Victoire jako Strażniczka Skarbu Merlina- ten klucz z końcówką w kształcie skrzydła anioła nie bez powodu znalazł się w rękach Ginny. Ona miała go przekazać Victoire. Jest to kolejny wątek, który podejmę w historii Louisa Weasleya i córki Williama Parksa. W następnych rozdziałach pobieżnie do tego nawiążę, bo to wszystko sprowadza się do starożytnej klątwy, która spowoduje, że jeden z bohaterów będzie widywał duchy. Ale o tym już wspomniałam. Również motyw klątwy wróci w opowiadaniu o młodszym pokoleniu.
A teraz…Komentować! :D
Ps. Wiem, że rozdział nie jest najlepszy. Dlatego też wszem i wobec ogłaszam, że poszukuję bety. Jest ktoś chętny? Uśmiechnęłabym się do ciebie, Kontynuatorze, ale wiem, że pracujesz nad Rokiem Dziewiątym :D

9 komentarzy:

  1. Ty jakoś ostrzegaj, że dodajesz, a nie ja wchodze a tu BUM!. Lecę czytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff, po wielokrotnych przerwach, na bycie karmionym ciastkiem przez żonę, wreszcie skończyłem ten rozdział.
    Przesadzasz, wcale nie jest zły i nie wiem, czego od niego chcesz, choć nie, wiem. Rodzi się w tobie pisarski perfekcjonizm.
    Nie krępuj się, prace nad rokiem dziewiątym mam rozwinięte na tyle (100 stron), że chętnie się oderwę przeglądając twoje opowiadanie.
    Już nie mogę się doczekać odzyskiwania pamięci przez Ginny.:)
    Tak często mówisz o tym opowiadaniu o następnym pokoleniu, że boję sie, że chcesz to skończyć zaraz po 15 rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie. Nie ma się czego bać :)
      Do epilogu tej historii jeszcze baaardzo długa droga. Historia Louisa będzie w pewien sposób nawiązywać do mrocznych, więc już teraz staram się stworzyć odniesienia. Tutaj akcja coraz bardziej się rozwija. Porwanie Lance'a i Pierce, Bal Świąteczny, pojawienie się Fabrice i tajemniczy Boss. Nie mogę tego wszystkiego zakończyć w bodajże trzech rozdziałach. Przypominam również, że Hermiona ściąga do Anglii siostrę Kevina, która jest w ciąży. Ten wątek również się rozwinie. No i motyw duchów i klątwy będzie rodził się etapami :D
      Także jeszcze długa droga do końca. Mam rozumieć, że zgłaszasz się na moją betę? Skoro tak, to poproszę o twojego maila.
      Aha...i co to znaczy, że " rodzi się w tobie pisarski perfekcjonizm"? Rozumiem, że coś o tym wiesz?
      Pozdrawiam Ciebie i twoją szanowną Małżonkę, która widocznie bardzo o ciebie dba :)

      Usuń
    2. To dobrze, że jeszcze długa droga, ale te twoje sugestie w nazwijmy to "Od Autora", robiły mi mały dreszczyk przerażenia. co do Bossa, to najpierw pomyślałem o Harrym, ale potem ta myśl upadła. Potem przyszedł mi do głowy Draco, ale nic na to nie wskazuje ani słowem, a on by bardzo pasował, człowiek szukający odkupienia za grzechy rodziców i prawdopodobnie dysponujący ich sporym majątkiem... Nikt inny wystarczająco bogaty mi nie przychodzi do głowy, a jestem prawie pewien że to ktoś kogo bliscy byli śmierciożercami/mrocznymi

      Usuń
  3. Kurcze. Myślałam, że będę pierwsza. No ale nic...
    Rozdział świetny! Cho mnie wkurza... nie no jak to czytam to tak się wciągam, ze jak sie kończy rozdział to z otwartą buzią siedze przez kilka minut.
    No ale czy Ginny musi sobie wszystko przypominać w takim momencie?!
    Nie spodziewałam się, że to ten naszyjnik okaże się impulsem.
    Pozdrawiam i... kiedy następny rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co to znaczy beta?


    Rozdział naprawdę niezły, wlazłam tu bez większych nadziei a znalazłam wciągającą rozrywkę:-) Mam wielką nadzieję że będziesz dodawać rozdziały częściej!

    Bardzo mi się podobało jak opisałaś działanie imperiusa, niezwykle przekonywające i pozostawia czytelnika w niepewności czy on sam pod nim nie jest gdy ma tzw. "gorsze dni"

    OdpowiedzUsuń
  5. Ahh... wiem, wiem jak zwykle bosko. Niektórym może się to wydać dziwne , ale nie mam uwag, bo sama wiem jak ciężko cokolwiek napisać a u Ciebie jest to na o wiele lepszym poziomie niż u mnie. Każdy dąży do swego rodzaju perfekcji w pisaniu a to "pomocne ramię" zawsze się przyda. Ja takiego nie mam i też poszukuję, ale damy rade prawda Karmelku?

    A co do rozdziału no to nie powiem. Jestem bardzo zaskoczona. Miło było tyle przeczytać, wiele się mi już poukładało i chyba mam juz wszystkie odpowiedzi. Nie zanudzając już dłużej powiem krótko. Czekam już na ta nazwę ją bonusową notką :) i mam nadzieję , że Ginny w koncu odnajdzię drogę do Harrego i nie tylko :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko jedno:
    WoW *.*
    Czekam na następny ;3
    ps. zabrakło mi trochę Draco w tym rozdziale, mam nadzieje ze sie pojawi w następnym

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, kochanie!
    Wybacz mi opóźnienie. Jestem zachwycona tym i poprzednim rozdziałem. Są fantastyczne! W 14. najfajniejszy pocałunek, a w tym, no nie wiem... wszystko było super ;)
    Pozdrawiam Cię i zabieram się za miniaturkę :*

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE