G
|
rudniowy deszcz bębnił w okna małego mieszkania na ulicy
Pokątnej. Było wcześnie rano, mimo to, przy kuchennym stole siedział rudowłosy
mężczyzna. Ubrany tylko w czerwone bokserki z niezwykłą zawziętością targał
swoje i tak nieułożone włosy. Śmiało można było stwierdzić, że nie spał całą
noc. Przed nim leżał list, który przed chwilą przyniosła sowa. Wczoraj
wieczorem został wybrany do bardzo ważnego zadania. Razem z Angeliną Johnson i
Madelaine Parks postanowili zakończyć złą passę Zakonu. Od dawna nikogo nie
złapali. Ich jedyną nadzieją zawsze był Harry Potter, który siał postrach wśród
Mrocznych. Przez wypadek Ginny, czarnowłosy stracił zapał do pracy, opuszczał
treningi. Ale teraz…od czasu powrotu rudowłosej, Harry wziął się w garść. Cały
czas próbował na nowo podbić serce jego siostry. A jemu, George’owi Weasley’owi
bardzo na tym zależało. Tutaj nie tylko chodziło o Zakon, choć musiał przyznać,
że Harry w duecie z Ginny mają niesamowitą moc. W dużej mierze wszystko
sprowadzało się do jego jedynej siostry…i do niego samego. W Bitwie o Hogwart
stracił niemal wszystko. Zginął Fred, jego ukochany brat bliźniak. Dziewczyna,
którą kochał miała straszny wypadek i stracił z nią kontakt, dopiero od
niedawna znowu widywał się z Angeliną. Każdy z jego braci na swój sposób
przeżywał stratę bliskich, co spowodowało, że rodzina się od siebie oddaliła. Lee
Jordan, jego najlepszy przyjaciel, jako mugolak musiał się ukrywać i do tej
pory nie dał jakiegokolwiek znaku życia. A siostra…przez swój związek z Harrym
Śmierciożercy sprawili, że straciła pamięć. Broń Merlinie, nie obwiniał
Harry’ego. Doskonale wiedział, że są sobie przeznaczeni. Wiedział, że nie ma
lepszego mężczyzny dla Ginny. W przeciągu dwóch lat poczuł jak to jest stracić
nadzieję. Dopiero list Astorii sprawił, że gdzieś w środku zapaliła się jej
iskierka. A teraz, razem z Angeliną miał szansę zmienić wszystko. Za dwa dni Ginny
miała wybrać się do Nory, spotkać się z rodzicami. Właśnie tam, podczas
rodzinnej kolacji podadzą jej Eliksir Pamięci.
Angelina wszystko zaplanowała. Madelaine dostarczy jej
fiolkę z Eliksirem, potem ona przyjdzie do jego mieszkania. Zadaniem George’a
było zajęcie Ginny, aby Angie mogła podać jej Eliksir. A potem…potem jego
siostra musi doznać impulsu. Najsilniejszego jaki może być. Po długich
rozmowach, Angelina zdecydowała, że impuls musi dotyczyć Harry’ego. Nie miał
pojęcia jak to zrobią, ale po kolacji musiał razem z Ginny znaleźć się w domu
czarnowłosego aurora. Miał tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po ich myśli.
- Wszystko się uda- powiedział na głos, by pewniej to
zabrzmiało- Za kilka dni Ginny odzyska pamięć i znowu będzie jak dawniej. Razem
z Harrym skopie tyłki Mrocznym, na nowo zostaną bohaterami. I wszystko będzie
dobrze- wstał i energicznym krokiem ruszył do łazienki, by wziąć prysznic. Zza
drzwi dochodziło wesołe pogwizdywanie.
R
|
ene właśnie zamykał Magiczne Dowcipy, kiedy ktoś go
powstrzymał i gwałtownie wciągnął do środka. Zdążył tylko wziąć głęboki oddech.
Drobna dłoń zakryła mu usta, dławiąc krzyk. Z szeroko otwartymi oczami patrzył
co się dzieje, a kiedy jego wzrok spoczął na długich, czarnych włosach i twarzy
napastnika, przewrócił oczami i odepchnął go od siebie.
- Nie musisz robić takich zagrywek, Chang. W tych czasach to
nie jest najmądrzejsze. Mógłbym wziąć cię za Mrocznych i wyrządzić ci krzywdę-
powiedział, kiedy jego serce wróciło do normalnego rytmu. Z uwagą przyjrzał się
Cho. Była ubrana w ciemny, długi płaszcz, czapkę opadającą z tyłu na włosy i
skórzane rękawiczki. Szalik owinięty wokół szyi z pewnością niedawno zakrywał
twarz. Kiedy spojrzał jej w oczy, zobaczył złośliwe iskierki czające się w
tęczówkach.
- Nie chcemy, by ktoś zaczął coś podejrzewać. Chyba o tym
pamiętasz, prawda?
- Oczywiście- parsknął Francuz- Ale wiesz, porwanie mnie z
ulicy, jeszcze w takim ciemnym, zamaskowanym stroju z pewnością wzbudzi
podejrzenia. Już nawet głośna rozmowa w Dziurawym Kotle byłaby mniej
podejrzana.
Kobieta prychnęła z irytacją.
- Daj spokój, de Fines. Lepiej powiedz mi, co łączy George’a
Weasleya, Angelinę Johnson i Maddie Parks? Nie zauważyłeś niczego podejrzanego?
Francuz spojrzał zdziwiony na Azjatkę. Prawda, Angelina była
częstym gościem Magicznych Dowcipów, ale uznał to za relacje miłosne. Przecież
panna Johnson kiedyś była dziewczyną jego szefa. Takie uczucie nie mogło tak po
prostu wygasnąć. Stwierdził, że znowu się spotykają.
- Nie, nie zauważyłem. George i Angelina spotykają się w
zakresie towarzyskim.
- Tak, jasne- prychnęła Cho- I co? Robią miłosny trójkącik
Johnson-Weasley-Parks?
- O co ci chodzi? Bo nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Madelaine Parks często spotyka się z naszymi papużkami. A
to dziwne, skoro mówisz, że znowu ze sobą kręcą. Nie sądzisz?
- Fakt, trochę dziwne- przyznał Rene.
- No więc?- Cho uniosła brwi i wyczekująco spojrzała na
chłopaka.
- Więc….-mruknął, zdziwiony.
- Och, na Merlina!- Azjatka uderzyła pięścią o najbliżej
stojącą szafę- Skup się, Rene! Pomyśl. Co może ich łączyć? Jeśli trochę
powęszysz, znajdziesz wszystko co ci potrzeba. Panna Parks ma niezły rodowód-
uśmiechnęła się półgębkiem- Wiesz, że jej matka jest córką Magnusa Fritza?
- Tego Fritza?- Rene zagwizdał z podziwu, kiedy Cho pokiwała
głową na potwierdzenie- No proszę, wnuczka słynnego alchemika…chwila moment.
Jest wnuczką Fritza- powtórzył, jakby właśnie coś do niego dotarło- Przecież
Magnus Fritz jest twórcą Eliksiru Pamięci. A skoro Madelaine spotyka się z
George’m….
- Chcą uzdrowić Ginny Weasley- dokończyła za niego Cho.
Doszła do tego wniosku, krótko po tym, jak stwierdziła, że spotkania tej trójki
są dziwnie podejrzane. Postanowiła zagłębić się trochę w więzy rodzinne
Madelaine. Tak doszła do tego odkrycia. I wcale jej się to nie podobało.
- No dobra, ale co z tym wszystkim ma wspólnego Angelina
Johnson?
- Tego jeszcze nie wiem. Ale wiem, że nic już nie możemy
zrobić. Jeśli Eliksir Pamięci już jest w rękach George’a…nie ma szans, by ich
powstrzymać. Kiedy wrócimy do Hogwartu, ruda wiedźma będzie wszystko pamiętać-
wysyczała Azjatka, zaciskając zęby.
- Tak- mruknął Rene- Przypomni sobie Pottera i znowu będą
wielce zakochani.
- Rene, kotku- Cho podeszła do niego i pogłaskała go po
włosach- Nie trać tak szybko nadziei. Jeszcze nie wszystko stracone. Nie, kiedy
ja mam coś do powiedzenia.
- A co ty możesz zrobić, Chang- warknął Francuz, łapiąc ją
za nadgarstki i mocno ściskając- Kiedy George poda jej Eliksir, wszystko
stracone. Uwierz mi, Weasleyowie są niezwykle kochającymi braćmi, a dla swojej
jedynej siostry zrobią wszystko.
- Ty też masz kochającego brata- wydyszała Cho.
Słysząc to, Rene odepchnął ją od siebie gwałtownie, jakby
się poparzył. Jego oczy zapłonęły gniewem. Kochający brat…
Stracił swojego brata pięć lat temu. Fabrice, młodszy od
niego o trzy lata, został we Francji, kiedy wybuchła rewolucja. I wcale nie
przyłączył się do rewolucjonistów. Po niespodziewanej śmierci ich ojca, Fabe
wpadł w złe towarzystwo. On sam z niepokojem obserwował zmiany zachodzące w
jego bracie, ale był bezsilny. Rene nigdy nie opuściłby Francji, nigdy. Ale
jeśli chciał ujść z życiem, musiał to zrobić. Jego rodzina mieszkała w małej
wiosce, spokojnej, pełnej czarodziei. Planował przyłączyć się do buntu, nie
zamierzał patrzeć, jak Śmierciożercy niszczą jego dom. I wtedy jego własny
brat, mały Fabrice, wbił mu nóż w plecy. W nocy, kiedy wszyscy spali, grupa
zamaskowanych czarnoksiężników napadła na wioskę. Musieli jakoś przełamać
barierę ochronną. Wszyscy zdolni do walki ruszyli do boju. Wszyscy krzyczeli „
Zdrajca wśród nas!”, a Rene gdzieś w głębi wiedział, że to jego brat zdradził. Doszło
do prawdziwej rzezi. Jego matka zginęła jako pierwsza. Zobaczyła, Fabe’a i
krzycząc przeraźliwie, nie chciała dopuścić do siebie myśli, że jej syn był
zdrajcą. Wszystkie domy płonęły, a Rene szukał rudej smugi wśród dymu i
latających klątw. Marie Gardine, jego ukochana dziewczyna, dzielnie walczyła ze
Śmierciożercami. Była niesamowita. Miała prawdziwy talent do zaklęć. No i była
śliczna. Długie, rude włosy, niebieskie oczy jak ocean. Była niska. Zawsze
śmiał się, że kiedy obejmuje ją ramionami, ona znika cała. Ona wtedy mówiła, że
to dobrze, bo znajdzie w nich schronienie. Jednak tej nocy jej nie ochronił.
Zauważył ją, ale drogę zagrodzili mu dwaj Śmierciożercy. Walczył z nimi dość
długo, nie miał już sił. Nagle, dzięki Merlinowi, na pomoc mieszkańcom
przyszedł pluton aurorski francuskiego Ministerstwa. Aurorzy złapali
Śmierciożerców, jednak niektórzy uciekli. Rene biegł do Marie, ale…Ciągle śniły
mu się czarne oczy Fabrice’a, kiedy patrzył na niego z szaleństwem w oczach. Na
rękach miał krew Marie. Jego własny brat zabił dziewczynę, którą kochał. Fabe
uciekł, a Rene został wypędzony z wioski. Tak trafił do Anglii. Znalazł pracę,
przyjaciół, mieszkanie. Na nowo się zakochał…
- Ja nie mam brata- powiedział głosem wypranym z emocji.
- Jak to nie? W takim razie kim on jest?- Cho z uśmiechem
wskazała na otwierające się drzwi do sklepu. Wszedł przez nie wysoki,
czarnowłosy mężczyzna. Jego włosy sięgały ramion, a wyglądały tak, jakby były
niemyte od tygodnia. Tłuste strąki opadały na oczy. Na sobie miał wyblakły,
skórzany płaszcz, ciężkie, okute buty i wymiętą granatową koszulę wetkniętą w
czarne spodnie. Jego twarz była blada, oczy podkrążone, jakby nie spał kilka
dni. Czarne jak smoła oczy nie wyrażały żadnych emocji. Na ustach błąkał się
ironiczny uśmieszek.
- Cześć braciszku, dawno się nie widzieliśmy. Słyszałem, że potrzebujecie
mojej pomocy.
Rene przełknął ciężko ślinę i spojrzał na Cho. Nie wiedział
co ona kombinuje, ale jeśli ściągnęła do pomocy Fabrice’a, to nie mogło być nic
dobrego.
L
|
ancelot Turner od czasu powrotu ze szkoły czuł się dziwnie.
Powinien cieszyć się przerwą świąteczną, pomagać ojcu przygotować dom na
uroczystą kolację, ubrać choinkę razem z kuzynką. Ale on w ogóle nie czuł
świątecznej atmosfery. Owszem, pomagał w kuchni, nawet upiekł ciasto ze swoim
wujem, mistrzem magicznego cukiernictwa. Matka Lance’a zginęła w bitwie o
Hogwart, więc święta spędzali razem z wujkiem Brandonem, ciocią Emily i kuzynką
Evanlyn. Wszystko co robił, było takie…sztuczne. Jakby ktoś pociągał go za
sznurki. Każdy ruch, każde zdanie sprawiało, że czuł się obco. Słowa odbijały
się echem w jego głowie, nie kontrolował ich. Nie pamiętał nawet o co pokłócił
się z Evanlyn. Dlatego zdziwił się, jak rano powiedziała mu, żeby poszedł sam
na Pokątną, bo ona ma go dosyć. Jego ojciec i wuja wcześnie wyszli do pracy, a
ciotka potrzebowała paru składników, by przygotować wigilię. Tak więc, teraz
błąkał się samotnie po ulicy Pokątnej. Dzisiaj czuł się wyjątkowo niedobrze. W
głowie miał straszną pustkę, nie czuł jak wykonuje ruch, a mimo to
przemieszczał się w określone miejsca. Nie wiedział co się dzieje, ale w pewnej
chwili ktoś złapał go za przód płaszcza i pociągnął za sobą.
- Hej, mógłbyś trochę uważać. Na ulicy panuje niezły ruch,
wszyscy robią świąteczne zakupy.
Chłopak słyszał głos, odbijał się w jego głowie niczym
piłeczka pingpongowa. Był jakby znajomy…Znał go, na pewno. Spróbował skupić się
na twarzy. Zamrugał kilkakrotnie i przyjrzał się uważnie osobie, która trzymała
jego rękę. Głowę miał opuszczoną, więc najpierw zobaczył buty. Brązowe, z
materiału podobnego do skóry, sięgające kostek. Dalej, bordowe spodnie, nogi
miała niezwykle krótkie, więc osoba była niskiego wzrostu. Potem jego wzrok
napotkał brązowy, niezapięty płaszcz i granatowy sweter. Wreszcie dotarł do
twarzy. Szyja owinięta szkarłatno-złotym szalem. Ach, więc Gryfonka, dumnie
nosząca barwy domowe. Brązowe loki ginęły pod bordową czapką opadającą z tyłu.
Ciemne, niemal orzechowe oczy wpatrywały się w niego zmrużone. Zdążył jeszcze
zauważyć charakterystyczne srebrne kolczyki w formie malutkich lwów, kiedy zdał
sobie sprawę kto przed nim stoi.
- Donavan? To ty?
- Jasne, że ja Turner. Co się głupio pytasz?
Lance poczuł, że jego usta wykrzywiają się w uśmiechu. I, co
było dziwne, poczuł, że zrobił to sam. Pierce Donavan u wszystkich wywoływała
uśmiech. Taka mała, niepozorna dziewczyna, a taka zadziorna. Była młodsza od
niego o dwa lata, a już wielokrotnie pokazała na co ją stać. I to nie tylko na
boisku, jako niezawodna szukająca. Cały Gryffindor zgłaszał się do niej po
pomoc w Zaklęciach. Tak jak Lance był najlepszy z Obrony, Pierce, mimo swojego
wieku, radziła sobie nawet z materiałem klasy szóstej. Niełatwo było zdobyć jej
zaufanie. Jedynymi przyjaciółmi, z którymi ją widywano, to bliźnięta
Blackberry. Ale on pamiętał, co dla niego zrobiła. Kiedy jego matka w
tragicznym stanie trafiła do Munga po Bitwie, nie wiedział co ze sobą zrobić.
Pierce pomagała ojcu jako wolontariuszka i była obecna, gdy jej ojciec oznajmił
śmierć jego matki. Wszystko na niego runęło, poczuł, że się dusi, więc wbiegł
na samą górę i wyszedł na dach. Nie wiedział co robi, rozpłakał się jak małe
dziecko. Podszedł niebezpiecznie blisko krawędzi dachu. Jego oczy się
rozszerzyły ze strachu, bo już czuł jak spada w dół. Nagle poczuł jak coś
ciągnie go do tyłu. Upadł na plecy, a kiedy otworzył oczy, zobaczył klęczącą
nad nim Pierce. Poświęciła mu wtedy dużo czasu na rozmowę. Widziała wszystkie
twarze Lancelota Turnera. Rozpacz, śmiech, ból, tęsknotę, nadzieję. Nie
wiedział czemu, ale zaufał, że nikomu o tym nie powie. Jak do tej pory nikt nie
wiedział o załamaniu, nawet jego ojciec.
- Ty mnie w ogóle słuchasz, Turner?- rozdrażniony głosik
Pierce przedarł się do jego głowy. Otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na
nią.
-Ja…nie czuje się najlepiej, Pierce. Tak jakby…jakbym nie
był sobą- kiedy wypowiedział te słowa na głos, dodarło do niego, że tak właśnie
jest. Nie jest sobą. Nagle, nie wiedzieć czemu, przypomniał sobie, jak razem z
Ridleyem wsiadali do pociągu na stacji w Hogsmeade. Przeszły go dziwne
dreszcze, a głowa zaczęła pulsować. Przed oczami zobaczył jeszcze oddalające
się postacie w czarnych szatach, a potem już nie widział nic. Otępiały i
słaniający się runął na Pierce, która pisnęła cicho i objęła go, by nie upadł.
Próbowała go ocudzić, ale nie reagował. Nagle zdała sobie sprawę, że znajduje
się w mało uczęszczanej uliczce, trzymając w ramionach rosłego chłopaka, który
był prawdopodobnie pod wpływem jakiejś klątwy. Zesztywniała, gdy usłyszała
rubaszny śmiech. Chwilę potem poczuła jak różdżka wbija jej się w żebra.
- Spokojnie, ślicznotko. Nie rób głupstw, bo stanie ci się
krzywda.
Pierce przeszedł zimny dreszcz, gdy dotarło do niej, że zna
ten głos. Odwróciła głowę i poczuła mocno miętowy zapach wymieszany z zapachem
mokrego futra. Przekręciła się jeszcze trochę i wzięła głęboki oddech.
Wpatrywała się twarz Amycusa Carrowa. Nie zdążyła nawet
pisnąć, gdy Mroczny rzucił zaklęcie Silencio. Zaraz potem cała zesztywniała,
gdy oberwała Petrifucus Totalus. Nie mogła nic zrobić, kiedy drugi z Mrocznych
ciasno obwiązał Lancelota grubymi linami. Nie przejmując się niczym, Mroczni
przerzucili ich ciała przez ramiona i ruszyli w głąb ciemnej uliczki.
- Jeszcze trochę, a ten młody wymoczek złamałby twojego
Imperiusa, Nott.
- Nie marudź, Carrow. Rzuciłem wystarczające zaklęcie,
wytrzymał tydzień. Ale…ta mała nie była w planach Lucjusza. Po co ją zabierasz?
- Mam ją puścić, żeby poleciała do Ministerstwa? A poza
tym…to jest córka Aleca Donavana. Lucjusz z pewnością zapewni jej rozrywkę. Teraz
mamy w garści Brygadę Uderzeniową i szpital świętego Munga. Aurorzy będą
tańczyć jak im zagramy.
Pierce usłyszała przeraźliwy rechot obu mężczyzn. Napotkała
jeszcze przerażony wzrok Lancelota, a potem…ogarnęła ją ciemność.
W
|
Norze panował
straszny gwar. Uroczysta, rodzinna kolacja była gotowa, a goście powoli się
schodzili. Za trzy dni znowu mieli zasiąść do wspólnej kolacji, ale teraz
okazja była wyjątkowa. Po trzech latach nieobecności, jedyna córka Artura i
Molly Weasleyów powróciła w rodzinne strony. Właśnie teraz miała zagościć na
kolacji. Zjawili się już prawie wszyscy. Artur wrócił wcześniej z pracy, Molly
od rana szykowała swoje najlepsze dania. Nawet Charlie dwa dni temu przyleciał
z Rumunii na spotkanie ze swoją małą siostrzyczką. Ron z Hermioną jak zwykle
przybyli wcześniej. Mimo protestów pani Weasley, panna Granger wzięła się do
pracy i raz dwa wszystko było gotowe. Fleur, która miała już dość pokaźny
brzuch, odpoczywała na kanapie. Bill nie pozwolił jej niczego robić, bo za
miesiąc miała wyznaczony termin porodu. Najstarszy z braci Weasley trzymał
czteroletnią Victoire na ramionach. Dziewczynka śmiejąc się radośnie zawieszała
bombki na choince. Syriusz, który również został zaproszony jako przyjaciel
rodziny, w ten sam sposób pomagał Teddy’emu. Andromeda zostawiła małego pod
opieką Blacka i Harry’ego, a sama pojechała na święta do rodziny swojego męża
Teda. Neville wdał się w miłą pogawędkę z Hermioną, jednocześnie rozkładając
talerze i sztućce.
- Harry właśnie przysłał wiadomość, że się nie wyrobi. Mają
mnóstwo pracy w Ministerstwie- powiedział Charlie wchodząc do salonu.
- Doprawdy, nie da się złamać tego chłopaka. Praca, praca i
praca. A gdzie czas dla rodziny? To przecież taka ważna chwila.
- Nie zapominaj Molly, że Ginny pracuje w Hogwarcie. Widywał
ją codziennie, zdążył się przyzwyczaić do jej obecności- wystękał Syriusz. Mały
Teddy ciasno owinął się wokół jego szyi, więc miał kłopoty z wypowiedzią-A poza
tym…Ginny przychodzi tu dla was. Uwierz mi, bała się tego spotkania jak Neville
Snape’a.
Wszyscy zaśmiali się, kiedy dobiegł ich oburzony krzyk
Longbottoma. Ale taka była prawda. Kilka razy, gdy rozmawiał z rudowłosą,
poruszał temat wizyty w Norze. Była w Londynie od czterech miesięcy, a jeszcze
nie spotkała się z rodzicami. Przyciskał ją tak bardzo, aż w końcu wyznała mu,
że boi się tego spotkania. Boi się, że nie pozna własnych rodziców, a to byłby
cios dla państwa Weasley. W końcu, po długich naleganiach George’a zgodziła się
na spotkanie.
- A tak w ogóle, to jak ona trafi do Nory? Cały dom i
podwórko są objęte zaklęciami ochronnymi- odezwał się Ron.
- Przyjdzie razem z George’m i Angeliną- odpowiedział pan
Weasley.
- A jednak…Nasz George znowu spotyka się z Angie- zaśmiał
się Ron- Słyszałem o tym, ale myślałem, że Rene sobie to wszystko ubzdurał. Ale
to dobrze. Może wreszcie trochę odżyje. Niby minęły już trzy lata, ale ciągle
jest nieswój.
- Skoro zaprosił ją na rodzinną kolację, to musi być coś poważnego-
odezwała się Hermiona- A, właśnie!- klepnęła się otwartą dłonią w czoło- Na
śmierć o tym zapomniałam- mruknęła, a wszyscy spojrzeli na nią z ciekawością,
kiedy wyciągnęła z torebki kremowe koperty i rozdała je odpowiednim osobom-
Kingsley kazał przekazać wam te zaproszenia. W Ministerstwie odbędzie się Bal
Świąteczny. Będą na nim najbardziej wpływowi i szanowani ludzie ze świata czarów.
Słyszałam, że sam Magnus Fritz ma się zjawić. I…pani redaktor nowej gazety
codziennej- uśmiechnęła się.
- Słyszałem, że „Prorok” schodzi na psy- powiedział Syriusz-
Teraz na topie jest „Sonorus”. Wysłałbym kwiaty redaktorce za zrównanie z
ziemią Rity Skeeter- zaśmiał się- Tylko nie mam pojęcia kto to.
- Luna- odpowiedziała Hermiona wesołym głosem. W salonie
zapadła cisza. Każdy patrzył na nią, z szokiem wypisanym na twarzy.
- Luna?- wyjąkał Neville- Nasza Luna? Lovegood?
Panna Granger pokiwała głową, nadal się uśmiechając.
- „Żonglera” nie ma na rynku już od dobrych dwóch miesięcy.
Wszyscy myśleli, że Luna wyjechała w kolejną podróż, ale…Zadziwiające jest to,
że w „Sonorusie” pracują sami czarodzieje z mugolskich rodzin. O ile wiem,
Justin Finch-Fletchley jest jednym z głównych redaktorów, Dean Thomas zajmuje
się stroną marketingową.
- Skąd, na gacie Merlina, Luna wzięła kasę, by ruszyć z nową
gazetą? Przecież to trzeba gigantycznych nakładów. Na same miejsce dla redakcji
idzie kilka tysięcy galeonów. A gdzie tu jeszcze codzienny wydruk, opłacanie
pracowników i, znając Deana, super kampanię reklamową? Ten facet jest
marketingowym geniuszem, ale jego pomysły pożerają pieniądze jak Hardodziob
szczury- nakręcał się Ron.
- Bo to nie Luna wszystko finansuje- odpowiedziała Hermiona,
wprawiając swoich towarzyszy w głębsze zdziwienie- Ona tylko kieruje gazetą.
Ten „Sonorus” jest tak jakby…buntem przeciw Mrocznym. Znacie Lunę, wszem i
wobec ogłasza swoje zdanie, niczym się nie przejmuje. Jakaś tajemnicza postać
stoi na czele gazety i daje możliwość zdemaskowania wszystkich przekrętów i
tajemniczych ataków. Nie, nie wiem kto to jest- dodała, gdy Syriusz już
otwierał usta- Ale ewidentnie działa po stronie Zakonu. „ Sonorus” działa od
niespełna miesiąca, a już zrobił niezłe zamieszanie. Jednym artykułem
zniszczyli Ritę. Pod Bernardem Parkinsonem grunt się pali, bo podobno znaleźli
coś na Pansy. Wiecie, wszyscy chcą się dowiedzieć, dlaczego córka szefa
Departamentu Gier i Sportów ukrywa się od czterech lat.
- Skąd ty to wszystko wiesz?- mruknął z podziwem Neville.
- Wiesz…jako asystentka szefowej Departamentu Przestrzegania
Prawa mam wgląd do pewnych tajnych akt. Kingsley prosił, bym wprowadziła was w
tą sprawę, bo i tak poruszy ją na zebraniu Zakonu. Ten „Boss”, jak go nazywamy…jeśli
dowiemy się kim on jest, mamy Mrocznych w garści. Zdaje się, że ten tajemniczy
inwestor ma asa w rękawie.
Syriusz zagwizdał przeciągle. No, nieźle. Ten gość to
prawdziwy Boss. Kimkolwiek jest, muszą go znaleźć. Wygląda na to, że może sporo
zdziałać przeciwko Mrocznym. A to by było całkiem miłą odskocznią od spalonych
domów, tajemniczych listów i zagrywek Malfoya. Jego zamyślenie przerwało
pukanie do drzwi.
- To pewnie George z dziewczynami- krzyknęła pani Weasley i
zrobiła się strasznie blada na twarzy.
- Spokojnie, kochanie- mruknął pan Weasley. Mocno uścisnął
dłoń żony, poprawił swoją marynarkę i poszedł otworzyć drzwi. Do pomieszczenia
wdarł się powiew zimowego powietrza, usłyszeli wesołe głosy, które były coraz
głośniejsze, w miarę jak goście zbliżali się do salonu.
Po chwili wrócił pan Weasley i wszystkim zgromadzonym w
Norze ukazały się trzy postacie. Muskularny, średniego wzrostu rudzielec z
włosami postawionymi lekko na żel. Ubrany był w czarne spodnie, białą koszulę i
tweedową marynarkę. Po jego lewej stronie stała ciemnoskóra, piękna kobieta z
czarnymi włosami zaplątanymi w gruby warkocz. George obejrzał się do tyłu i
wyciągnął rękę do kobiety stojącej z tyłu. Ubrana w prostą, ale niezwykle
dopasowaną czerwoną sukienkę i czarne szpilki złapała wyciągniętą dłoń
mężczyzny i razem z nim przeszła w głąb salonu, gdzie przy stole stali niemal
wszyscy Weasleyowie. Tylko Bill siedział koło Fleur i głaskał ją po brzuchu,
ale i tak w osłupieniu patrzył na rudowłosą kobietę.
- Mamo, tato, chłopaki- odchrząknął George zwracając się do
swoich braci i rodziców- Z pewnością poznajecie naszą Gin, prawda?
Ginny czuła się teraz jak w Domu Strachów, o którym kiedyś
opowiadał Kevin. Weszła do pokoju pełna lęku, a teraz patrzyła na swoją
rodzinę, którą kojarzyła tylko ze zdjęć. I to było to, czego najbardziej się
obawiała. Nie poczuła nic. Żadnego bólu głowy, żadnego impulsu, żadnych
przebłysków wspomnień. Gdzieś tam głęboko wiedziała, że to jest jej rodzina,
ale…nie poznała ich. Z każdej strony mógł nadejść nagły atak wspomnień. Nie
wiedziała jednak skąd, ani kiedy nadejdzie. Zupełnie jak w Domu Strachów. Krępy
mężczyzna z poranionymi dłońmi podszedł do niej i podał jej rękę.
- Cześć, jestem Charlie.
Przecież wiem- odbijało się echo w głowie Ginny- wiem, ale
cię nie pamiętam. Nie mogła mu tego powiedzieć. W jego oczach czaiła się
iskierka nadziei, kiedy spojrzał jej w twarz. I nagle przyszło niespodziewane
wybawienie. Usłyszała dziecięcy śmiech i tupanie nóg, jakby ktoś zbiegał po
schodach. Poczuła jak w jej piersi rozlewa się ciepło, kiedy drobne ciałko
ominęło Charliego i z impetem wtuliło się w nią.
- Ciocia!- słodki głosik Victoire sprawił, że jej usta
rozciągnęły się w uśmiechu. Ukucnęła tak, że teraz twarz dziewczynki znajdywała
się na równi z jej. Wyglądała jak mały aniołek. Platynowy, długi warkocz upięty
był wokół głowy, jak aureola. Niebieskie oczka radośnie świeciły, gdy na nią
patrzyła.
- Zobacz, mam dla ciebie niespodziankę- powiedziała Ginny,
przerywając ciszę. Cały czas patrząc na Victoire, sięgnęła ręką za głowę
dziewczynki. Mrugnęła do niej i już po chwili trzymała w ręce srebrny
łańcuszek. Zawieszka, która była częścią wisiorka, przedstawiała stary,
mosiężny klucz z końcówką w kształcie skrzydła anioła. Ten klucz znalazła wśród
rzeczy, które przekazała jej Astoria w Cardiff. Nie wiedziała czemu, ale po
prostu czuła, że musi go dać Victoire.
- Pewnie słyszałaś legendę o Strażnikach Skarbu Merlina*. Od
teraz jesteś jednym z nich- uśmiechnęła się i zawiesiła naszyjnik na szyi
Victoire. Sama nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Czuła, że to
jest…właściwe. Usłyszała jak ktoś cicho płacze. Rozejrzała się, jej wzrok
napotkał błyszczące oczy Fleur, która patrzyła na nią z dziwną ulgą wypisaną na
twarzy. Bill głaskał ją w uspokajającym geście, ale również zobaczyła, że
poczuł ulgę.
- Nie przejmuj się, to przez ciążę- Ginny spojrzała na
Charliego- Wiesz, nastroje Fleur są jak włosy Teddy’ego. Nigdy nie wiesz, kiedy
się zmienią. Rudowłosa pokiwała tylko głową i zwróciła się do najstarszych
Weasleyów stojących przy stole. Znowu poczuła ciepło rozlewające się w piersi i
jakby…głowa zaczęła ją boleć. Wiedziała, że jeśli trafi na silny impuls,
wszystkie wspomnienia runą jak lawina. Mimo, że nie przypomniała ich sobie,
wiedziała kim są. Czuła jak emocje buzujące w niej nakłaniają ją do każdego
kroku, aż w końcu znalazła się w silnych ramionach Artura Weasleya.
- Mamo…Tato….- wyszeptała. Rodzice pocałowali ją w czoło i
na nowo zamknęli w uścisku.
Korzystając z zamieszania, Angelina udała się do stołu, przy
którym mieli świętować. Widziała, jak George odwraca uwagę gości opowiadając
jakiś kawał. W drodze do Nory Ginny powiedziała, że chce siedzieć koło niej i
George’a, bo może czuć się nieswojo. Wybrała trzy miejsca, rozejrzała się, czy
nikt jej nie obserwuje i wyciągnęła z torebki małą, przezroczystą fiolkę.
Eliksir Pamięci był bezbarwny, a zapach działał na każdego inaczej. Jedni czuli
wanilię, inni mięte. To zależało od relacji, jakie łączyły tego, kto podaje
eliksir, a tego, kto go wypije. Zwinnym ruchem wlała zawartość fiolki do
szklanki. Kiedy substancja dotknęła szkła, buchnął lekki dym, który rozrósł się
po wszystkie brzegi naczynia i niemal wtopił się w szkło. Tylko wprawne oko, z
bliskiej odległości mogło zobaczyć delikatną bańkę przy ściankach. Kiedy Angelina
nieznacznie kiwnęła do George’a, ten klasnął w dłonie, zwracając uwagę gości.
- Proponuję wznieść toast za naszego gościa- wyciągnął z
szafki Ognistą Whiskey i nalał do wszystkich szklanek. Kiedy wszyscy usiedli
przy stole, pan Weasley wstał i uśmiechając się do Ginny krzyknął:
- Za powrót Ginny Weasley, naszej jedynej córki, która po
trzech latach zjawiła się w rodzinnym domu.
Po salonie niósł się brzęk szkła, kiedy goście pili toast.
Ginny również wypiła i ze zdziwieniem poczuła nutkę mięty w Ognistej. To było
dziwne. Nie mogła nic powiedzieć, bo czuła na sobie wzrok George’a i reszty
braci. Nagle dziwny smak Whiskey wyleciał jej z głowy, kiedy w salonie
zmaterializował się srebrny jeleń i przemówił głosem Harry’ego Pottera.
Przepraszam, że przerywam rodzinną uroczystość, ale to ważne. Mroczni
dali o sobie znać. Przybywajcie do mojego mieszkania. Jak najszybciej.
K
|
iedy Harry wrócił do swojego mieszkania po ciężkim dniu
pracy w Ministerstwie, miał nadzieję na trochę odpoczynku. Przez natłok
obowiązków musiał odpuścić sobie rodzinną kolację u Weasleyów. Po powrocie do
domu zdążył wziąć odświeżający prysznic. Już chciał uszykować sobie coś
ciepłego do jedzenia, kiedy rozległo się głośne łomotanie w drzwi. Mamrocząc
pod nosem na wyczucie czasu poszedł zobaczyć, kto zawitał do niego o tej porze.
Miał szczerą nadzieję, że to Neville, który po przyjęciu nie miał siły i zdolności
by samemu otworzyć drzwi.
- Cześć Neville, widzę, że impreza udana…..- głos utknął mu
w gardle, kiedy wreszcie zdał sobie sprawę kto jest jego gościem- Howard!-
krzyknął przerażony jego stanem, ale złapał go za szatę i wciągnął go do
mieszkania. Przyciskając różdżkę do jego podbródka, zmusił go, by potwierdził
swoją tożsamość.
- To ja, Potter. Byłeś u mnie na stażu, kiedy zdałeś
egzaminy na aurora. Skarżyłeś się na zajęcia z maskowania i opowiedziałeś mi o
Nimfadorze, twojej przyjaciółce, która była metamorfomagiem.
Harry puścił mężczyznę, wyraźnie uspokojony odpowiedzią.
Howard wyglądał żałośnie. Nieuczesane włosy, beznadzieja i rozpacz wypisana na
twarzy. Młodego Pottera oblała fala gorąca.
- Co się stało, Howard?
- Lancelot….on…zabrali go- wyjąkał.
- Kto go zabrał? Howard, na Merlina!- potrząsnął starszym
mężczyzną, kiedy ten opadł na krzesło w kuchni i schował głowę w ramionach.
- Mroczni- Turner podał mu wygnieciony pergamin. Harry
wyprostował go i przebiegł po nim wzrokiem. Z jego ust wyrwało się
przekleństwo. Szybko wysłał patronusa do członków Zakonu i wyciągnął dwie
szklanki. Nalał Ognistej i podał jedną szklankę Howardowi. Ten jednym haustem
wypił zawartość i poprosił o jeszcze.
Kiedy czekali na Zakon, Howard opowiedział Harry’emu co się działo
z jego synem. Obwiniał się, że nic nie zauważył, ale myślał, że to przez ten
pobyt w Skrzydle Szpitalnym. Nagle kominek Pottera rozbłysnął zielonym
blaskiem. Pierwszy pojawił się Neville. Spojrzał pytająco na zrozpaczonego
Turnera, a Harry bez słowa podał mu list. Potem pojawiła się Hermiona z Ronem. Kiwnął
głową na powitanie, jednak zaraz potem poczuł jak go paraliżuje. Z kominka,
zaraz za Syriuszem wyszła Ginny, w pięknej, czerwonej sukience. Nie wiedział
ile czasu stał tak i patrzył na nią, ale nie mógł oderwać od niej wzroku.
Wybawił go George, który poprosił, by Howard jeszcze raz wszystko opowiedział.
- Malfoy napisał, że prześle mi dalsze instrukcje. Jeśli się
do nich nie zastosuje, zabiją Lance’a- wyszeptał zdruzgotany.
- Spokojnie Howard, wszystko będzie dobrze- mruknął Syriusz.
- Oni porwali jeszcze jakąś dziewczynę. Zobacz, co jest
napisane- Howard wskazał coś na pergaminie.
- „ Twój synalek i ślicznotka od uzdrowiciela”.
- Chwila…to musi być żona, albo córka jakiegoś uzdrowiciela-
odezwała się Hermiona.
- Mroczni nie atakują, „kogoś tam”, Hermiono- odpowiedział
Harry- Lucjusz Malfoy poszukuje tylko tych wysoko postawionych. To musi być
jakaś szycha uzdrowicielstwa.
- Pierce.
Głos Ginny zadziałał na niego jak prąd. Wszyscy patrzyli na
rudowłosą z uwagą.
- Kto?- zapytał Ron.
- Pierce Donavan- mruknęła jego siostra- Czternastoletnia
córka Aleca, głównego uzdrowiciela w Mungu. To na pewno o nią chodzi- jej czas
spędzony z Draco nie poszedł na marne. Blondyn zdradził jej wszystko, co
dowiedział się od ojca. Wszystkie nazwiska poszukiwanych przez Mrocznych, jakie
usłyszał. Turner i Donavan między innymi figurowali na tej liście.
- Merlinie!- teraz Howard był kupką nieszczęścia- Lancelot…mój
kochany syn….nie mogę go stracić- szeptał, targając swoje włosy.
- Masz może Eliksir Uspokajający, Harry? Howard będzie nam
potrzebny, ale w tym stanie nie będzie pomocny- powiedziała Ginny.
- Co? Ah.. tak, jasne. Wszystkie eliksiry są w tamtym
kredensie- Potter wskazał jej kierunek.
Rudowłosa podeszła do kredensu. Zauważyła fiolki z
eliksirami, ale były za wysoko i nie mogła ich sięgnąć. Magią bezróżdżkową
przywołała odpowiedni eliksir i rzuciła fiolkę Harry’emu. Już chciała
zaproponować, że zrobi herbatę, kiedy jej wzrok padł na zdjęcie leżące w
kredensie. Jej serce wykonało imponujący przewrót, gdy dotarło do niej, kto
jest na fotografii. Ona i Harry. Czarnowłosy opierał się o pień drzewa i
obejmował ją ramionami. Ona co jakiś czas przekręcała głowę, by skraść mu całusa.
Patrzyli sobie głęboko w oczy, a na ich ustach błąkał się uśmiech. Nie
wiedziała co się działo. Nagle w ustach poczuła smak mięty i wstrzymała oddech.
Zobaczyła coś jeszcze. W kredensie, obok drewnianej szkatułki leżały dwa
łańcuszki. Nie wiedziała skąd, ale wiedziała co przedstawiają. Głowa zaczęła ją
strasznie boleć, jakaś siła nakłaniała ją, by chwyciła łańcuszki. Kciukiem
gładziła srebrne zawieszki przedstawiające dwie połówki serca. „H” i „G”.
Harry i Ginny.
Usłyszała jeszcze jak ktoś krzyczy jej imię. Ktoś inny
uchronił ją przed upadkiem. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Ból głowy
był tak duży, że w końcu straciła przytomność.
Ta dam! :D
I co wy na to? Przyznać się uczciwie, kto pamiętał o
łańcuszku? To on okazał się impulsem,
który odblokuje pamięć Ginny.
Pierwsza część rozdziału piętnastego za nami. Jak obiecałam,
pojawiła się Luna. We własnej osobie pojawi się na Balu Świątecznym, jest
przecież redaktorką naczelną „ Sonorusa”. No i jeszcze tajemnicza postać Bossa…jak
myślicie, kto to może być? Ah..i pojawił się Fabrice, brat Rene. Cho coś kombinuje :D
Miniaturka „Sen o życiu” pojawi się już niedługo. Postaram
się wstawić ją do środy. Nic nie obiecuję, ale postaram się.
I znowu wyjaśnienie.
*Victoire jako Strażniczka Skarbu Merlina- ten klucz z
końcówką w kształcie skrzydła anioła nie bez powodu znalazł się w rękach Ginny.
Ona miała go przekazać Victoire. Jest to kolejny wątek, który podejmę w
historii Louisa Weasleya i córki Williama Parksa. W następnych rozdziałach
pobieżnie do tego nawiążę, bo to wszystko sprowadza się do starożytnej klątwy,
która spowoduje, że jeden z bohaterów będzie widywał duchy. Ale o tym już
wspomniałam. Również motyw klątwy wróci w opowiadaniu o młodszym pokoleniu.
A teraz…Komentować! :D
Ps. Wiem, że rozdział nie jest najlepszy. Dlatego też wszem
i wobec ogłaszam, że poszukuję bety. Jest ktoś chętny? Uśmiechnęłabym się do
ciebie, Kontynuatorze, ale wiem, że pracujesz nad Rokiem Dziewiątym :D
Ty jakoś ostrzegaj, że dodajesz, a nie ja wchodze a tu BUM!. Lecę czytać.
OdpowiedzUsuńUfff, po wielokrotnych przerwach, na bycie karmionym ciastkiem przez żonę, wreszcie skończyłem ten rozdział.
OdpowiedzUsuńPrzesadzasz, wcale nie jest zły i nie wiem, czego od niego chcesz, choć nie, wiem. Rodzi się w tobie pisarski perfekcjonizm.
Nie krępuj się, prace nad rokiem dziewiątym mam rozwinięte na tyle (100 stron), że chętnie się oderwę przeglądając twoje opowiadanie.
Już nie mogę się doczekać odzyskiwania pamięci przez Ginny.:)
Tak często mówisz o tym opowiadaniu o następnym pokoleniu, że boję sie, że chcesz to skończyć zaraz po 15 rozdziale.
Nie, nie. Nie ma się czego bać :)
UsuńDo epilogu tej historii jeszcze baaardzo długa droga. Historia Louisa będzie w pewien sposób nawiązywać do mrocznych, więc już teraz staram się stworzyć odniesienia. Tutaj akcja coraz bardziej się rozwija. Porwanie Lance'a i Pierce, Bal Świąteczny, pojawienie się Fabrice i tajemniczy Boss. Nie mogę tego wszystkiego zakończyć w bodajże trzech rozdziałach. Przypominam również, że Hermiona ściąga do Anglii siostrę Kevina, która jest w ciąży. Ten wątek również się rozwinie. No i motyw duchów i klątwy będzie rodził się etapami :D
Także jeszcze długa droga do końca. Mam rozumieć, że zgłaszasz się na moją betę? Skoro tak, to poproszę o twojego maila.
Aha...i co to znaczy, że " rodzi się w tobie pisarski perfekcjonizm"? Rozumiem, że coś o tym wiesz?
Pozdrawiam Ciebie i twoją szanowną Małżonkę, która widocznie bardzo o ciebie dba :)
To dobrze, że jeszcze długa droga, ale te twoje sugestie w nazwijmy to "Od Autora", robiły mi mały dreszczyk przerażenia. co do Bossa, to najpierw pomyślałem o Harrym, ale potem ta myśl upadła. Potem przyszedł mi do głowy Draco, ale nic na to nie wskazuje ani słowem, a on by bardzo pasował, człowiek szukający odkupienia za grzechy rodziców i prawdopodobnie dysponujący ich sporym majątkiem... Nikt inny wystarczająco bogaty mi nie przychodzi do głowy, a jestem prawie pewien że to ktoś kogo bliscy byli śmierciożercami/mrocznymi
UsuńKurcze. Myślałam, że będę pierwsza. No ale nic...
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Cho mnie wkurza... nie no jak to czytam to tak się wciągam, ze jak sie kończy rozdział to z otwartą buzią siedze przez kilka minut.
No ale czy Ginny musi sobie wszystko przypominać w takim momencie?!
Nie spodziewałam się, że to ten naszyjnik okaże się impulsem.
Pozdrawiam i... kiedy następny rozdział? ;)
Co to znaczy beta?
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę niezły, wlazłam tu bez większych nadziei a znalazłam wciągającą rozrywkę:-) Mam wielką nadzieję że będziesz dodawać rozdziały częściej!
Bardzo mi się podobało jak opisałaś działanie imperiusa, niezwykle przekonywające i pozostawia czytelnika w niepewności czy on sam pod nim nie jest gdy ma tzw. "gorsze dni"
Ahh... wiem, wiem jak zwykle bosko. Niektórym może się to wydać dziwne , ale nie mam uwag, bo sama wiem jak ciężko cokolwiek napisać a u Ciebie jest to na o wiele lepszym poziomie niż u mnie. Każdy dąży do swego rodzaju perfekcji w pisaniu a to "pomocne ramię" zawsze się przyda. Ja takiego nie mam i też poszukuję, ale damy rade prawda Karmelku?
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału no to nie powiem. Jestem bardzo zaskoczona. Miło było tyle przeczytać, wiele się mi już poukładało i chyba mam juz wszystkie odpowiedzi. Nie zanudzając już dłużej powiem krótko. Czekam już na ta nazwę ją bonusową notką :) i mam nadzieję , że Ginny w koncu odnajdzię drogę do Harrego i nie tylko :D
Tylko jedno:
OdpowiedzUsuńWoW *.*
Czekam na następny ;3
ps. zabrakło mi trochę Draco w tym rozdziale, mam nadzieje ze sie pojawi w następnym
Hej, kochanie!
OdpowiedzUsuńWybacz mi opóźnienie. Jestem zachwycona tym i poprzednim rozdziałem. Są fantastyczne! W 14. najfajniejszy pocałunek, a w tym, no nie wiem... wszystko było super ;)
Pozdrawiam Cię i zabieram się za miniaturkę :*