Ginny odniosła niejasne
wrażenie, że cofnęła się w czasie. Kompletnie nie wiedziała, dlaczego jej
świadomość wybrała akurat to miejsce. Nie miała z nim najszczęśliwszych
wspomnień. Okrągła komnata w Departamencie Tajemnic tonęła w półmroku,
oświetlona jedynie pochodniami wiszącymi na ścianie. Przez moment wszystko
wirowało, jakby podróżowała świstoklikiem. Wreszcie, po dość długiej chwili,
poczuła pewny grunt pod nogami. Nic się nie zmieniło, cały czas była w okrągłej
komnacie.
- Długo kazałaś na siebie
czekać, Gin.
Słysząc ten głos, odwróciła się
gwałtownie. Skrzywiła się z bólu, kiedy coś przeskoczyło jej w szyi. Gdy
zobaczyła do kogo należał głos, poczuła jakby całe powietrze uleciało z płuc.
Przed nią, w czarnym, zniszczonym płaszczu, stał średniego wzrostu chłopak.
Blond loki opadały na czoło, a niebieskie tęczówki, wiecznie iskrzące radością,
wpatrywały się w nią z wyczekiwaniem. Jego usta wykrzywione były w uśmiechu. Ze
wzruszeniem zauważyła nawet, że na jego nadgarstku znajduje się amatorski
tatuaż. Zerknęła na swoją dłoń. Ona też miała taki tatuaż. Litery „GLC”
połączone ogniwami łańcucha otoczone małym rysunkiem feniksa. Doskonale
pamiętała, kiedy go zrobili. Tuż po pogrzebie Cedrica Diggory’ego, gdy Harry
ogłosił powrót Voldemorta. Ona, Luna i Colin przysięgli sobie, że zawsze będą
razem, choćby nie wiadomo co się działo. Tym tatuażem naznaczyli swoją
niezachwianą przyjaźń.
- Colin. - Szepnęła i zamrugała
gwałtownie, by odegnać łzy. Ginny Weasley nigdy nie płakała- Tak mi przykro.
Chciałam ci pomóc, ale Syriusz…
- Hej, hej. - Przerwał jej. -
Syriusz postąpił rozsądnie. Z dwojga złego, lepiej, że to mnie trafiono Avadą.
Ktoś musiał utrzymać w ryzach Harry’ego, a tylko ty to potrafisz.
- Ale ty….
- Umarłem jak bohater, Gin. Do
samego końca broniłem bram Hogwartu. Nie można wymarzyć sobie lepszej śmierci.
- Racja- Zaśmiała się Ginny. Łzy
wzruszenia na widok swojego najlepszego przyjaciela uparcie gromadziły się w
oczach, a ona uparcie je odganiała. - Hej. Nie obraź się Colin, ale jestem
trochę zagubiona. Ty nie żyjesz, a jednak z tobą rozmawiam.
Creevey zaśmiał się, a serce
Ginny ucieszyło się na ten dźwięk. Chłopak zatoczył ręką koło, pokazując
miejsce, w którym przebywali.
- To jest twoja podświadomość.
Te wszystkie drzwi - Pokazał na solidne, czarne wrota - zawierają twoje
wspomnienia. W tej chwili zapadłaś w głęboki sen. Masz więc czas, by wszystko
sobie przypomnieć.
- No dobrze, ale co ty tu
robisz?
- Ja?- Uśmiechnął się jeszcze
szerzej i podszedł do niej. - Zostałem wybrany na twojego przewodnika. Jestem
najmłodszy ze wszystkich twoich przyjaciół. Mam najwięcej energii na „zejście”.
- „Zejście”?- Zapytała Ginny.
- Istnieje coś takiego jak
granica, która oddziela świat żywych od świata umarłych. Można ją złamać, nie
dosłownie oczywiście. Choć nie. Naprawdę można ją złamać, ale nikt nie jest na
tyle szalony, by to zrobić. Nawet Voldemort nie wykonał tego kroku. „Zejście”
to moment zawieszenia twojego ducha. Przydarza się, jeśli któryś z umarłych
pragnie pomóc swoim bliskim na ziemi, wysyła swojego ducha i przesyła
informację we śnie, lub w sytuacji, gdy umiera część duszy. - Colin spojrzał na
nią znacząco.
- Takie coś przytrafiło się
Harry’emu. Kiedy Voldemort go zabił, miał widzenie z Dumbledorem. - Wyszeptała
Ginny, a Colin pokiwał głową.
- Tobie trafiłem się ja. Im
młodszy duch, tym mniej energii magicznej potrzeba do „zejścia”. Uwierz, nie
tylko ja pragnąłem ci pomóc. Fred, Tonks, Remus, bracia twojej mamy, nawet Lily
i James Potterowie. - Mrugnął do niej, co spowodowało rumieniec na jej
policzkach.
- O rany, rodzice Harry’ego?
- Nie mogą się ciebie
nachwalić. Lily aż kwiczała z radości, kiedy pojedynkowałaś się z Harrym i
pozbyłaś się jego poczucia winy.
- Chwila…ty ich widujesz? -
Zapytała zaskoczona.
- To nie jest odpowiedni moment
na takie pogawędki, Ginny, ale tak, widuję. Opiekują się mną. Teraz
najważniejsze są twoje wspomnienia. Musisz je odzyskać, a zostało niewiele
czasu. Niedługo mój duch opuści granicę.
Rudowłosa pokiwała głową, choć
w głowie miała pełno pytań do swojego przyjaciela. Wiedziała jednak, że czas to
dar i nie może go marnować.
- Co mam zrobić?
- Musisz przejść przez
wszystkie drzwi. - Odpowiedział Colin- Za nimi znajdują się wspomnienia,
komponujące się w elementy twojego życia. Musisz ułożyć je wszystkie, by znowu
być sobą.
- Jak puzzle.- Mruknęła.
- Dokładnie tak, Gin. Jak
puzzle.- Zgodził się chłopak. Z bardzo „creeveyowskim” uśmiechem wskazał jej
pierwsze z sześciu drzwi. Panna Weasley wzięła głęboki oddech i pociągnęła za
klamkę.
Dzieciństwo
Kiedy przeszła przez wrota,
pierwszym na co zwróciła uwagę był zapach. W powietrzu niosła się woń przypraw
korzennych. Pięła się do góry po znajomo skrzypiących schodach. Z rozczuleniem
przejechała palcem po wyżłobieniach w poręczy. Prowizoryczne rysunki miotły wyścigowej,
złotego znicza, nawet smoka, choć ten wyszedł dość niezgrabnie. Kiedy wreszcie
wdrapała się na samą górę, wstrzymała oddech. Wszędzie latały mydlane bańki.
Kiedy była mała, jej tata wyczarowywał je, a ona ze śmiechem ganiała po salonie
próbując złapać kolorowe bańki w małe rączki. Te były inne, większe. W środku,
niczym w myślodsiewni znajdywały się jej wspomnienia. Widziała, jak bliźniacy
pierwszy raz posadzili ją na miotłę. Widziała, jak razem z Billem zasadza
drzewko w rodzinnym ogrodzie. Widziała…całe swoje dzieciństwo. I z
zaskoczeniem, a może też ulgą stwierdziła, że wszystko pamięta.
- Colin. - Powiedziała
radośnie- Pamiętam! To wszystko…pamiętam.
- To dobry znak.- Uśmiechnął
się Creevey- Poukładaj sobie wszystkie wspomnienia, bo musimy iść dalej.-
Dodał, a Ginny pokiwała głową.
To było niesamowite. Czuła się
tak, jakby weszła do wnętrza własnej głowy. Wędrowała od bańki do bańki,
składając wszystko w całość. Pierwszy samodzielny posiłek, nauka pisania i
czytania, niekontrolowane wybuchy mocy magicznej. Molly czytająca bajki na
dobranoc, Artur przytulający ją po nocnym koszmarze. Zaczepianie się w Rona i
psocenie razem z bliźniakami. Charlie pomagający w ubieraniu choinki, Percy
dzielący się słodkim ciastem. Radosna buzia małej, rudowłosej dziewczynki
umazana czekoladą. Wykradanie miotły z szopy, pierwszy samodzielny lot.
Wreszcie dotarła do ostatniej bańki. Dziewczynka siedząca przy stole z
rodzicami z radością otwierała kopertę i podniecony krzyk: „ To z Hogwartu,
mamo!”.
Ostatni raz omiotła spojrzeniem
całe pomieszczenie i odwróciła się do swojego przyjaciela.
- Pamiętam wszystko. Możemy iść
dalej.
Wrócili do okrągłej komnaty i
przeszli przez kolejne drzwi.
Rodzina
To miejsce było inne. Nic
specjalnego, zwykła komnata pomalowana na miodowy kolor. W kącie stał
podziurawiony, brązowy fotel. W jednej ścianie umieszczony był kominek, dzięki
czemu nie czuła chłodu zimnych, kamiennych ścian. Na podłodze leżał gruby,
szkarłatny dywan. Ogromny żyrandol nad jej głową dał jej możliwość przyjrzenia
się zdjęciom wiszącym na jednej ze ścian. Było ich mnóstwo. Po uważnej
obserwacji stwierdziła, że wszystkie fotografie układają się w swego rodzaju
drzewo. Jednak nie takie zwykłe.
Drzewo genealogiczne rodziny
Weasley.
Każda ramka zawierała zdjęcie
jednej osoby, wszystkie były podpisane. Na samym dole znajdowały się cztery
nazwiska połączone w dwa małżeństwa. Septimus Weasley i Cedrella Black oraz
Frederick Prewett i Samanta Mead. Korzenie całego drzewa układały się w trzy
nazwiska rodzin czystej krwi: Mead, Prewett i Black.
- Dziadek Rick i babcia Sam. -
Wyszeptała Ginny, patrząc na zdjęcia drugiego małżeństwa. - Nigdy ich nie
poznałam. Babcia umarła tuż po moich urodzinach.
Colin tylko pokiwał głową,
uśmiechnięty. Jak na razie, jego przyjaciółka wszystko sobie przypominała.
- Tutaj są moi rodzice.- Wskazała
na złączone nazwiska, umieszczone tuż nad jej dziadkami. Obok matki i ojca
wisiały jeszcze zdjęcia wuja Gideona, Fabiana i Biliusa.
- A wyżej ty i twoi bracia. -
Colin wskazał na siedem ramek połączonych z Arturem i Molly. Ginny z uśmiechem
przyglądała się zdjęciom, na których jej bracia robili głupie miny. Bill
dziwnie unosił jedną brew, próbując rzucić uwodzicielskie spojrzenie. Charlie
jak zwykle nie patrzył prosto na aparat, a szkoda Wyglądał naprawdę przystojnie
z błyszczącymi, czekoladowymi oczami zerkającymi w lewo. Głowę miał opuszczoną
i uśmiechał się ślicznie, unosząc prawy kącik ust. Rude włosy układały się w
artystyczny nieład.
- Takie ciacho, a nie ma
dziewczyny. - Westchnęła Ginny, a Colin parsknął śmiechem. Panna Weasley zawsze
ubolewała nad postanowieniami Charliego. Raz próbowała go nawet umówić na
randkę z uroczą i miłą dziewczyną, bratanicą madam Rosmerty. Wysłała do niego
list, rozpisując się o wspaniałości Amandy, jednak ten z widocznym rozbawieniem
dał jej do zrozumienia, że ma nie bawić się w swatkę. Jego miłością są smoki i
tak już zostanie.
- Percy zawsze był
sztywniakiem. - Głos rudowłosej niósł się po komnacie. Teraz przyglądała się
fotografii „Naczelnego Brata”, jak nazywała go razem z bliźniakami. Stał dumnie
wyprostowany z nienagannie zawiązanym krawatem na szyi. Rude pukle chowały się
pod melonikiem. Widząc to, Ginny mimowolnie zachichotała.
- Wygląda jak mniejsza kopia
Knota, tylko z rudymi włosami. - Stwierdził Colin i zaśmiał się razem z
przyjaciółką. - Za to Fred i George zawsze roześmiani.
Zakłuło ją w sercu, gdy na nich
patrzyła. Jej wierni kompani, przyjaciele. Następcy Huncwotów i „Pogromcy
Umbridge”. Jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku, gdy w głowie niczym
film przelatywały wszystkie wspomnienia związane z Fredem. Od wspólnego
latania, przez robienie dowcipów Filchowi, aż do momentu, gdy uśmiechnięta
twarz bliźniaka zniknęła pod pokrywą trumny. Po jej ukochanym bracie została
tylko kamienna płyta na cmentarzu, który ma zamiar niedługo odwiedzić.
Wiecznie razem. Tak i tutaj
zostali uwiecznieni na jednej fotografii. Uśmiechali się szeroko. Mieli na
sobie luźne białe koszule i czarne krawaty. George ciągnął Freda za krawat, a
ten udawał, że się dusi. Zaśmiała się przez łzy i przeniosła wzrok na zdjęcie
Rona. Musiała przyznać, że wyglądał nieźle. Ubrany był w elegancką szatę i
czarne, dopasowane spodnie. Ładnie
przystrzyżone, rude włosy, odkrywały jego duże, niebieskie oczy. Tak jak
Charlie, głowę miał opuszczoną, ale w przeciwieństwie do niego, patrzył prosto
w aparat. Jak na Ronalda, uśmiechał się niezwykle urzekająco. Efekt psuły tylko
ręce trzymane w kieszeniach, ale ogólnie jej braciszek prezentował się
zaskakująco ładnie. Potem zerknęła na siebie. Ze zdjęcia patrzyła na nią
dziewczyna, będąca mieszanką wszystkich Weasleyów. Blada cera Percy’ego,
czekoladowe, duże oczy Charliego, pełne, kształtne usta Rona, charakter
bliźniaków oraz miłość do zaklęć i kafla, jak Bill. No i oczywiście rude włosy,
jak wszyscy w rodzinie.
Całe drzewo rodzinne dopełniały
trzy zdjęcia. Bill połączony był z jak zwykle olśniewającą Fleur. Nawet z ciążą
wyglądała obłędnie. Nad Billem i Fleur znajdowała się jeszcze jedna fotografia.
Przedstawiała małego aniołka z platynowym warkoczem i niebieskimi oczkami.
- Victoire jest naprawdę
urocza. Rozpływam się, gdy tylko na mnie spojrzy. I wcale nie używa mocy wili.
- Westchnęła Ginny.
Ostatnie zdjęcie umieszczone
było blisko Rona, tak, że dwie ramki niemal się stykały. Śliczna kobieta z
burzą brązowych włosów uśmiechała się do niej, ukazując błyszczące zęby.
Orzechowe oczy patrzyły na nią inteligentnie.
- Hermiona formalnie nie należy
do rodziny, ale jest narzeczoną Rona, więc już teraz ma tu swoje miejsce. -
Powiedział Colin, widząc, że Ginny chce zadać pytanie. - Kiedy będą po ślubie,
wskoczy na miejsce obok niego i zostaną połączeni, jak reszta małżeństw. Widzę,
że nie ma powodu dłużej tu przebywać. Pamiętasz całą swoją rodzinę. -
Uśmiechnął się do niej i zachęcająco wskazał na wyjście. Rudowłosa niemal
słyszała, jak wszystko kotłuje się w jej głowie i wskakuje na właściwe miejsce.
Tak, jak na razie wszystko pamięta.
- W następnym miejscu nie
będziemy długo. To będzie raczej jak…krótki lot Błyskawicą. - Rzucił zdawkowo
chłopak.
Hogwart
Ginny spodziewała się
wszystkiego, ale nie tego co nastąpiło po otworzeniu następnych drzwi. Naprawdę
poczuła się tak, jakby leciała najszybszą miotłą wyścigową. W dodatku leciała w
dziwnym tunelu ułożonym z wielkich projekcji jej wspomnień. Dźwięk był dziwnie
zniekształcony, jak na dworcu kolejowym. Właśnie mijała wspomnienie Ceremonii
Przydziału, echo niosło się za nią, krzycząc „Gryffindor!”. Mimo, że leciała
bardzo szybko, zadziwiająco dokładnie oglądała cały pierwszy rok spędzony w
Hogwarcie. Ujrzała wystraszoną, bladą dziewczynkę, która płakała cicho w
poduszkę. Serce zabiło jej mocniej. Gówniane opętanie przez Voldemorta. Na nowo
przeżywała wszystkie przerażające rzeczy, które jej zrobił. Wypisywanie napisów
krwią, zabijanie kurczaków Hagrida, otwarcie Komnaty Tajemnic, napuszczanie
bazyliszka na mugolaków, aż w końcu legendarny pojedynek Harry’ego z wielkim
wężem. Pierwszy raz widziała jak to naprawdę wyglądało. Czarnowłosy był
niesamowity, wcale się nie dziwiła, że jej imponował. Niosło się za nimi echo krzyku
Toma Riddle’a, kiedy niespodziewanie rozpoczął się drugi rok. Tutaj nic
ciekawego się nie działo. Przez cały czas słyszała głos powtarzający „ Syriusz
Black…morderca…więzień Azkabanu”. Przemknęła również przez bardzo ciekawe
lekcje profesora Lupina. Było również wspomnienie piejącego z zachwytu
profesora Flitwicka. Właśnie wtedy pierwszy raz usłyszała, że jest piekielnie
zdolną czarodziejką. Wtedy też zaprzyjaźniła się z Luną.
Trzeci rok rozpoczął się krzykiem
Dumbledore’a. „Turniej Trójmagiczny”. Mknęła, oglądając wszystkie zadania
Turnieju.
- Colin, to była niezła
impreza! - Krzyknęła do lecącego obok przyjaciela, kiedy mijali wspomnienia z
Balu Bożonarodzeniowego. Kilka urywek ze spotkań z Michaelem Cornerem. Widziała
siebie, Lee Jordana i bliźniaków, usilnie pracujących nad nowymi gadżetami.
Uśmiechnęła się, wspominając pierwsze próby zabawek Freda i George’a. Pełno
wybuchów, dziwnych reakcji na ciele i jeden wielki śmiech. Następne wspomnienia
dotyczyły pogrzebu Cedrica. To właśnie tutaj ona, Luna i Colin zrobili tatuaż
przyjaźni.
- Razem, choćby nie wiem co się
działo! - Krzyknął chłopak, gdy mijali to wspomnienie.
- Razem, choćby nie wiem co się
działo. - Powtórzyła Ginny.
W następnej chwili
niespodziewanie wykonała beczkę, a tunel zamigotał. Kiedy wróciła do
prawidłowej pozycji lotu, zmrużyła oczy, bo barwy były bardzo intensywne. A
dominował…
- Różowy Rok Czwarty! -
Zaśmiała się. Tak, to był rok. Wielka Ropucha Hogwartu, Gwardia Dumbledore’a i
jej pierwszy występ w domowej drużynie Quidditcha. Zastępowała Harry’ego na
pozycji szukającego. Piosenka „Weasley jest naszym królem”, niesiona przez echo
towarzyszyła jej aż do słynnej bitwy w Departamencie Tajemnic. Tutaj uratowała
Syriusza od niechybnej śmierci. Tutaj również poczuła, że jej uczucia do Harry’ego
ulegają zmianie…
- Piąta klasa. - Powiedział
Colin, kiedy barwy zmieniły się na mniej rażące- Wielkie wejście sex bomby,
Ginny Weasley. - Zarechotał.
Musiała przyznać mu rację. Rok
piąty okazał się przełomowy, jeśli chodzi o reakcje chłopaków na jej osobę.
Miała wtedy sporo adoratorów. Przeżyła również pierwszy pocałunek z Deanem
Thomasem, rzuciła Upiorogacka na Blaise’a Zabiniego i utarła nos Malfoyowi.
Miała niezły ubaw, kiedy schodził jej z drogi na korytarzu, a kiedy
towarzyszyła Hermionie, Ronowi i Harry’emu powstrzymywał się od wrednych
komentarzy. Została również okrzyknięta jedną z najlepszych ścigających
Hogwartu. Poznała na wylot Harry’ego Pottera, pierwszy raz opowiedziała o
swoich przeżyciach z Tomem. Przekonała się też, co to znaczy prawdziwy związek,
kiedy wspierała Harry’ego po śmierci Dumbledore’a i pomogła mu odbić się od
dna. Całkowicie zawładnęła jego sercem. I odwrotnie.
Dłuższą chwilę poświęciła na
wspomnienia, więc kiedy nagle tunel się skończył, nie wiedziała co się dzieje.
Błysnęło jasne światło, a Colin gwałtownie skręcił w prawo. Niebezpiecznie
szybko zaczęli opadać w dół. Nie zdążyła nawet krzyknąć, a już wylądowali
na…miękkich poduszkach.
Przyjaźń
- Co to było, na Merlina? -
Zapytała blondyna, gdy już otrząsnęła się z szoku.
- Szybkie przenosiny do
następnego etapu. - Odpowiedział Colin.
- Ty nawet tego nie odczułeś,
co? Znaczy się…jesteś duchem i w ogóle…
- Skup się na wspomnieniach,
Ginny. - Zaśmiał się.
Rudowłosa miała wrażenie, że
znalazła się w Pokoju Życzeń. Wielkim, wypełnionym przeróżnymi poduszkami
pokoju, z choinką na środku. Znowu poczuła, jakby wklejono ją w dany fragment
życia. Tylko tym razem widziała wszystko z punktu widzenia obserwatora.
- To my. - Mruknęła bezsensu.
- Tak. - Colin pokiwał głową. -
Twoja podświadomość uznała, że właśnie to wydarzenie zasługuje na pierwsze
miejsce, jeśli chodzi o przyjaźń.
To było dziwne, ale naprawdę
tak czuła. W Pokoju Życzeń znajdowali się wszyscy, których mogła nazwać swoimi
przyjaciółmi. Cała ekipa, nawet Hermiona, zerwała się z ostatniej kolacji przed
wyjazdem na święta. Zakończenie semestru świętowali w swoim własnym gronie.
Zgredek przygotował pyszności, a oni się wygłupiali.
Fred. George. Hermiona. Ron.
Luna. Colin. Neville. Harry. Ginny.
Paradoksalnie nie o spotkanie
tu chodziło, tylko o słowa wypowiedziane na końcu.
„ Na zawsze razem, choćby nie
wiem co się działo”.
Ginny płakała, choć nie leciały
żadne łzy. Płakała duszą.
- Tęsknię za wami. Za tobą i
Fredem. - Wyszeptała. Nie mogła dłużej patrzeć na uśmiechniętych przyjaciół.
Nie, kiedy wiedziała, że ich straciła. Nie patrząc na Colina wybiegła do
okrągłej komnaty i otworzyła przedostatnie drzwi.
Zaraz potem wrzasnęła ze
strachu.
Nienawiść
Pokój płonął. W komnacie nie
było żadnych okien. Odruchowo zakryła twarz, ale potem zdała sobie sprawę, że w
ogóle nie czuje ostrego dymu, czy spalenizny.
- Ten ogień jest nie szkodliwy, Gin. - Colin po cichu dołączył do
niej i obserwował płomienie. Widząc jej zdziwione spojrzenie, wytłumaczył. - To
jest twój wewnętrzny ogień. Twoja nienawiść.
Z zaskoczeniem zauważyła, że
dym układa się w nazwiska ludzi, którzy skrzywdzili ją najbardziej.
Tom Riddle. Zniszczył ją.
Dogłębnie.
Bellatrix Lestrange. Suka
jakich mało. Zabiła Tonks i Remusa. Odebrała rodziców Teddy’emu.
Augustus Rokwood. Zabił Freda.
Nawet się z nim nie pożegnała.
Alecto Carrow. Ileż razy
torturowała ją w Hogwarcie? Nawet nie pamiętała. Pamiętała, jak Alecto zabiła
Colina.
Amycus Carrow. Sprawił, że
musiała się ukrywać i nie wróciła do szkoły po przerwie świątecznej. Wielki
czarodziej, sługus Voldemorta, a bił po mugolsku. Do krwi.
Lucjusz Malfoy. Podłożył jej
ten cholerny pamiętnik. Skrzywdził Lunę w Departamencie Tajemnic. Odebrał jej
wspomnienia. Zniszczył szansę na szczęśliwe życie.
- Ginny, uspokój się. - Szept
Colina przedarł się do jej głowy. Im bardziej skupiała się na nienawiści, tym
bardziej pokój pogrążał się w płomieniach. Już wiedziała, co to znaczy „płonąć
z nienawiści”.
- Chodźmy stąd. Mam dosyć
myślenia o tych…mam ochotę rozdeptać ich jak robaki! - Krzyknęła, a jej ręka
niebezpiecznie zabłysła.
Jej przyjaciel szybko ją
wyprowadził. Podeszli do ostatnich drzwi. Gdzieś w środku wiedziała, co tam
znajdzie.
- To już ostatnie miejsce
naszej podróży, Gin. Kiedy wypowiesz jego imię, zniknę. Pamiętaj…- Przełknął
ciężko ślinę. - Pamiętaj, że ja zawsze jestem przy tobie. Choćby nie wiadomo co
się działo. Czuwamy nad wami. Ja, Fred, Tonks, Remus…- Głos mu się łamał.
- Wiem, Colin. I dziękuje.
Uściskałabym cię, ale jesteś duchem. - Zaśmiała się. - Powiedz Fredowi, że go
kocham i…tęsknię.
- Jasne, Gin. Pamiętaj, że
teraz wszystko pamiętasz. - Zaśmiał się. - Znowu jesteś sobą. Cholernie
niebezpieczną, rudowłosą sex bombą. Trzymaj się, mała. - Mrugnął.
Ginny prychnęła oburzona, ale
zaraz potem pożegnała się z przyjacielem i otworzyła szóste wrota. Drzwi do
największej magii na świecie.
Miłość
Trafiła nad jezioro. Siedziała
oparta o pień dębu i obserwowała księżyc na niebie. Czuła jak ktoś obejmuje ją
ramionami.
Zupełnie jak sen, który
miewała. Teraz ona musiała odwrócić głowę i napotkać świecące, niesamowite,
szmaragdowe oczy. Zatem zrobiła to.
Jego twarz ukryta była w
cieniu. Silne ramiona przyciągnęły ją do pocałunku. Usta spotkały się,
pieszcząc się czule. W śnie nigdy nie zobaczyła twarzy. Teraz było inaczej.
Szmaragdowe oczy patrzące na
nią z miłością, czarne, rozwichrzone włosy i blizna na czole. Kciukiem gładził
jej policzek, poczuła dreszcz radości.
- Kocham cię, Ginny.
To był moment, kiedy pierwszy
raz otwarcie wyznał, co do niej czuje. Ona to przyjęła, zagnieździła w sercu i
odpowiedziała mu to samo, z równie mocnym uczuciem. Teraz leżała w jego
ramionach, bezpieczna. Zobaczyła jeszcze uśmiech Colina. Już czas wracać.
- Harry Potter. Mój kochany
Harry.
Świat wokół niej zawirował. Nie
czuła oplatających ją ramion, nie widziała też Colina. W jej głowie roznosiło
się tylko echo jego głosu. „Pamiętaj”.
Pamiętała. Każde wspomnienie.
Znowu była sobą.
Chwilę potem otworzyła oczy i
nastała jasność.
Wszystkiego najlepszego dla Harry’ego! :D
31 lipca, urodziny Pottera i obiecana miniaturka. Co o
niej myślicie?
Ogromne podziękowania należą się HP Kontynuatorowi,
który szybko i sprawnie przejrzał ten tekst. Wyeliminował błędy i usunął
niektóre zdania, w które wkradł się niezrozumiały bełkot.
Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba. Wielu z was z
pewnością będzie zaskoczonych, ale…tak ma być.
Do napisania już niedługo. Część druga rozdziału
piętnastego już niedługo.
Pozdrawiam, Karmel.
Nie przesadzaj. Niezrozumiały bełkot, to moje drugie imię :) Ja tylko poprawiłem kilka ewidentnych ewidentności i tyle. Opowiadanie bardzo dobre i doskonale wiesz, jak zaskoczyła mnie jego treść. Sam bym miał problemy z napisaniem takiego odzyskiwania pamięci, a tobie się to udało wystrzałowo.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Miło jest czytać innego - świetnego - Harrego nie tylko własną, radosną twórczość.
Fajnie też, jest przeczytać rozdział w którym nie ma Malfoya ani Cho. Nie znoszę tych osób i zgrzytam zębami, że pojawią się u mnie w opowiadaniu w tym roku
A teraz bezczelna autopromocja.
Na moim blogu Prolog opowiadania "Rok Dziewiąty" więc serdecznie zapraszam.
htttp://harry-potter-kontynuacja.blog.pl
Jeeej! To jest cudowne, tyle tylko mogę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńOstatnie drzwi do wspomnień najbardziej mi się podobały. :3
Szczerze? To nieźle to wymyśliłaś. Gratuluję wyobraźni. ♥
Czekam z niecierpliwością na następną część rozdziału 15.
Pozdrawiam. ♥
Jeżeli miałabym opisać ten rozdział jednym zdaniem brzmiało by ono tak : KARMELL... CIASTKOOOO.....CZEKOLADAAAAA...... :D:D:D
OdpowiedzUsuńJuż wyjaśniam..
Chodzi o to , że jest świetny. To dobrze , że masz osobę , która usunie błędy i generalnie to przejrzy. Podobało mi się to przechodzenie między wspomnieniami i te drzwii... Może zabrzmi to banalnie , ale boskie to zbyt małostkowe i mało znaczące słowo. Nie chce wyjść na taką co tylko wychwala, ale ja po prostu nie mam się do czego przyczepić.
Też czekam na kolejny rozdział , a raczej jego dalszą część:)
Przepraszam za czcionkę, ale coś blog mi wariuje. Wielokrotnie próbowałam zmienić na białą, ale jak widać, nic się nie zmienia.Nie wiem dlaczego.
UsuńSuper! Jestem zachwycona, naprawdę znakomicie to opowiedziałaś! A ja to umiem się przyczepić, więc moja pochwała wiele znaczy, tak nieskromnie powiem ;-D
OdpowiedzUsuńNotka jest świetna, pomysłowa, bezbłędna, genialna i ogólnie wspaniała!!
Naprawdę umiesz? Z tej strony to jeszcze cię nie znałem :-D Albo sprawnie prześlizgiwałem się nad tym faktem, kto wie.
UsuńBo Tobie wysłałam tylko połowę tego co sie przyczepiłam u Ciebie, obawiałam się za że za drugą połowę byś się obraził:-p
UsuńWybacz kolejne opóźnienie :/ rozdział tj miniaturka jest super! Baaardzo pomyslowe naprawdę :)
OdpowiedzUsuńCzekam na cd ;)
Pozdrawiam :*