P
|
oranki w Skrzydle Szpitalnym nie należały do najmilszych.
Madelaine może i miała swoją osobną kwaterę, ale i tak nie spała dobrze. Izby
mieszkalne znajdywały się zaraz za ścianą sali chorych. Charakterystyczny
zapach specyfików uzdrawiających oraz zamontowany alarm na korytarzu dzielącym
izby mieszkalną i chorych sprawiał, że noce nie były przyjemne. Alarm włączał
się późno w nocy, kiedy stan pacjentów gwałtownie ulegał zmianie. Często
szkolne uzdrowicielki budzone były w najmniej stosownych porach, bo jakieś
dzieciaki wałęsały się w ciemnościach po zamku i zrobiły sobie krzywdę.
Oczywiście nie można pominąć graczy domowych drużyn Quidditcha. Połamane ręce,
żebra, urazy głowy. Po ostatnim meczu szukający Ślizgonów leżał w Skrzydle
Szpitalnym przez trzy tygodnie. Zarwane noce nie procentowały udanym porankiem.
Nieraz musiała opuszczać łóżko tuż po wschodzie słońca, by uwarzyć odpowiednie
eliksiry. Plusem było to, że Draco jej pomagał, użyczał również mikstur ze
swoich prywatnych zapasów. Madam Pomfrey też nie należała do okazów zdrowia,
jest już wiekową kobietą, panna Parks często wyręcza ją w obowiązkach. To
wszystko sprawiło, że Madelaine stała się opryskliwa i bardzo nerwowa. Jeszcze
ten wczorajszy list…
Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Odzywa się w najmniej
oczekiwanych chwilach. Kiedy studiowała Eliksiry w Cardiff cieszyła się dużą
popularnością, lecz tak naprawdę nikt jej nie znał. Jej świta szczyciła się
tylko tym, że są blisko Królowej Parks. Nazywano ją tak, bo miała dobre
kontakty z dyrektorem Akademii. Sędziwy starzec był dobrym przyjacielem jej
dziadka, znała go niemal od dziecka. Odwiedziny w dyrektorskim gabinecie i
sympatyczne pogawędki z profesorami dały jej tytuł najpopularniejszej
dziewczyny w Mistrzowskiej Akademii. Nie miała prawdziwych przyjaciół. Tym
mianem mogła nazwać tylko i wyłącznie swojego starszego brata. William Parks,
najlepszy student Akademii Magii Beauxbaton, na równi z Fleur Delacour, słynnej
reprezentantce szkoły w Turnieju Trójmagicznym. Ona- potomkini wil, szkolna
piękność, zdolna i nieustraszona dziewczyna. On- Główny Pretor, szlachetnie
urodzony, wnuk najlepszego alchemika od czasów Flamela. Zawsze widziano ich
razem, niepokonany duet Parks i Delacour. Oboje w tym samym wieku, trzy lata
starsi od Madelaine. Chodziły nawet plotki, że Will i Fleur są sobie
przeznaczeni. Potem mała siostra Williama trafiła do Bauxbaton, pokładano w
niej ogromne nadzieje. Widziano w niej odbicie Magnusa Fritza, genialnego
dziadka. A potem…potem wszystko uległo zmianie.
Turniej Trójmagiczny. Z pośród dwóch najstarszych roczników
wybrano piętnaście osób. Delegacja Beauxbaton wyjechała do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Dotychczas William zwierzał się swojej siostrze ze
wszystkiego, mimo, że była młodsza stanowili zgrany duet przyjaciół. Wyjazd do
Anglii postawił między rodzeństwem niewidzialny mur tajemnic. Pisał coraz mniej
listów. Madelaine czuła, że dzieje się coś złego. Chcąc rozwiać swoje
wątpliwości skontaktowała się z Fleur. Przecież była tam z Willem, będzie
wiedzieć co się działo. List był długi, zawierał informacje z całego miesiąca
nieobecności. Staranne, kaligraficzne pismo pięknej Francuzki układało się w
smutną, niemal przerażającą treść. William nie był już tym samym chłopakiem.
Czara Ognia wybrała Fleur, chłopak czuł zazdrość. To on chciał być
reprezentantem szkoły. Delacour była zdruzgotana tym, że nie otrzymała wsparcia
od swojego wiernego przyjaciela. Will z dnia na dzień odsuwał od siebie Fleur.
„ Ma już nowych przyjaciół”. Madelaine nie mogła uwierzyć, że jej brat tak się
zachował. Nie mógł tak po prostu opuścić Fleur, podobno był w niej zakochany.
Mógł wykorzystać sytuację i przez okazanie wsparcia dziewczynie zbliżyć się do
niej jeszcze bardziej niż do tej pory. Każdy wiedział, że prędzej czy później
William Parks i Fleur Delacour będą parą. A jednak nie….przeznaczeniu nie
pomógł nawet sławny Hogwart. Głupia zazdrość o sławę rozdzieliła wiernych
kompanów. Zarówno Fleur jak i Will znienawidzili angielską szkołę, ale przecież
w Turnieju brała udział trzecia szkoła. Instytut Durmstrang.
Każdy z nich znalazł pocieszenie u mrocznych młodzieńców z
zimnej północy. Szukali towarzystwa w tych samych kręgach, jednak znaleźli
zupełnie odmienne strony. Fleur mogła wypłakać się na ramieniu słynnego Wiktora
Kruma, który wbrew pozorom okazał się wrażliwy i skromny jak na swoją pozycję. Reprezentant
Durmstrangu również czuł się zagubiony, przytłoczyły go wymagania Igora
Karkarowa, oddalał się od swoich rodaków. Zaprzyjaźnił się z Fleur. A Will…on
trafił w złe towarzystwo. Szkoła z mroźnej północy nie cieszyła się najlepszą
opinią. Praktykowano w niej czarną magię, wielu absolwentów zasiliło szeregi
Śmierciożerców. Wśród delegatów Instytutu znalazł się młodzieniec blisko
spokrewniony z Gelertem Grindenwaldem, tym samym który stoczył słynny pojedynek
z Albusem Dumbledorem. Potomek czarnoksiężnika wyraźnie zainteresował się
utalentowanym Willem. Więzy się zacieśniły, młody Parks razem z nowymi
przyjaciółmi zaczął dla zabawy rzucać czarnomagiczne zaklęcia. Poddał się nawet
głupiej inicjacji, w której otwarcie ogłosili poparcie dla Voldemorta.
Szlachetnie urodzony Will, który zawsze był troskliwy i pomocy zaczął gardzić
mugolakami. Fleur wielokrotnie próbowała do niego dotrzeć, lecz on był
zaślepiony władzą i możliwościami, jakie daje czarna magia.
Turniej zakończył się straszną śmiercią Cedrica Diggory’ego,
delegaci wrócili do Francji, jednak bez jednej osoby. Madam Maxime nic nie
mogła poradzić, Will ukończył szkołę i wybrał własną drogę. Madelaine pamiętała
piękne, smutne oczy Fleur, kiedy mówiła, że jej kochany brat wyjechał w podróż
z „nowymi przyjaciółmi”, by w pełni realizować swoje pragnienia. Nie dawał
żadnych oznak życia, kompletnie odciął się od rodziny i przyjaciół we Francji.
Słuch o nim zaginął. Dopiero trzy lata temu, kiedy trwała wojna, Madelaine
zjawiła się w Anglii. Wszystkie ważne miejsca zostały opanowane przez
Śmierciożerców. Wysokim zainteresowaniem cieszyły się masakry na meczach
Quidditcha. Z przechodzonych informacji dowiedziała się, że za Ligę Quidditcha
odpowiedzialny jest William Parks. Chcąc jakoś dotrzeć do brata, zatrudniła się
jako asystentka dziennikarza sportowego, Josepha Johnsona. I wtedy właśnie zjawiła się Pansy Parkinson.
Dumna, wyniosła, pewna siebie dziewczyna. Córka ówczesnego
Dyrektora Departamentu Magicznych Gier i Sportów. Jest w tym samym wieku co
Madelaine. Opuściła siódmy rok w Hogwarcie, zamiast tego ojciec załatwił jej
praktyki w swoim Departamencie. Widocznie Will cieszył się dużym szacunkiem
wśród Śmierciożerców, bo to jego Bernard Parkinson wybrał na nauczyciela swojej
córki. Trzeba nadmienić, że William jest bardzo przystojnym mężczyzną, do tego
Francuz i szanowany Śmierciożerca. Oczywistością jest, że wzbudził
zainteresowanie młodej Pansy. Dziewczyna bezwstydnie zagrała na jego uczuciach
i wykorzystała jego stanowisko, by skłonić go do przeprowadzenia najbardziej
brutalnej masakry na jednym z meczy. Szczęśliwym trafem masakra zaplanowana
przez Willa i Pansy rozegrała się podczas meczu Harpii z Holyhead, w którym
grała córka Josepha, Angelina. Madelaine zdążyła ją dość dobrze poznać, więc
mogła zwrócić się do niej o pomoc. Podczas ataku na meczu zjawili się aurorzy i
wyłapali prawie wszystkich Śmierciożerców, którzy odpowiadali za masakry
podczas rozgrywek. Prawie wszystkich. Pansy Parkinson dokonała widowiskowej
ucieczki posyłając prosto w ręce Brygady
Uderzeniowej Williama Parksa. Mężczyzna miał zostać zesłany do Azkabanu, lecz
Angelina wyprosiła swojego ojca, by dał mu szansę. Przerażony Will zgodził się
na wszystkie warunki aurorów, a stawiennictwo Angeliny i Josepha uratowało go
od marnego losu w więzieniu. Obecnie przebywa w ukryciu, tylko nieliczni znają
miejsce jego pobytu.
Pozwolono mu na jedno spotkanie, ponieważ chciał naprawić
swoje błędy. Jedno spotkanie. Długo musiał błagać o to, by Fleur Delacour
zgodziła się go odwiedzić. Przesiedziała u niego niemal pół dnia. Will wyznał
jej wszystkie swoje grzechy, prosił o wybaczenie i wyjaśnił jej, na czym polega
ich rzekome przeznaczenie*. Fleur wybaczyła mu wszystko, lecz nie obdarzyła
ponownym zaufaniem i zażyczyła sobie, by o niej zapomniał.
Jednak Madelaine cały czas ma dług u Angeliny. Dzięki niej
jej brat wciąż żyje i staje się lepszym człowiekiem. A teraz panna Johnson
upomniała się o spłatę tego długu. Wczoraj przysłała list z prośbą o spotkanie.
Panna Parks miała zjawić się w aptece około południa. Była ciekawa, dlaczego
Angelina odezwała się dopiero po trzech latach. Madelaine nie jest głupia, wie,
że w tym wszystkich chodzi o jakąś większą sprawę. A w centrum znajduje się
Harry Potter i Ginevra Weasley. Może i nie chodziła do Hogwartu, ale brała
udział w wojnie z Voldemortem. Zdawała sobie sprawę, że wtedy, jak i teraz,
niedobitki Śmierciożerców obawiają się tej dwójki. Przed wypadkiem rudowłosej,
Ginny i Harry tworzyli niemożliwy do pokonania duet. Działali jak jeden
organizm, wszystko robili harmonijnie, jakby czytali sobie w myślach. Teraz
czarodziejskiej Anglii zagraża Organizacja Mrocznych pod wodzą Lucjusza
Malfoya. I zdaje się, że wszyscy dążą do tego, by znów połączyć Ginevrę i Harry’ego.
Jeśli oni połączą swoje siły, Mroczni nie mają szans. Angelina Johnson
doskonale wie, z jakiego rodu wywodzi się Madelaine. Wie, że jej dziadkiem jest
Magnus Fritz, jedyna osoba, która potrafi wyleczyć Ginny Weasley.
Równo o dwunastej długonoga blondynka ubrana w ciepły czarny
płaszcz i brązowy szal opuściła błonia Hogwartu i skierowała się do Hogsmeade.
Była już połowa grudnia, więc mróz doskwierał nawet przez ciepłe ubranie. Cała
zmarznięta stanęła przed miejscową apteką. Dla ostrożności, a może z
przyzwyczajenia uważnie rozejrzała się po okolicy i weszła do środka. Pierwsze
na co zwróciła uwagę, to fakt, że w aptece było strasznie gorąco. Zewsząd
dolatywały do niej zapachy różnorodnych mikstur. Na żeliwnych stojakach
poustawiane były różnej wielkości kociołki, z których unosiła się gorąca para.
Regały wypełnione ziołami i słoikami ze składnikami ustawione były pośrodku
apteki. Lada sprzedawcy znajdowała się na podwyższeniu, a tuż za nią stał
jeszcze jeden regał z książkami o ziołolecznictwie. Śliczna, ciemnoskóra
dziewczyna właśnie obsługiwała ostatniego klienta, kiedy jej wzrok spoczął na
blondynce. Szybko sprawdziła, czy apteka jest pusta, odprowadziła starszą panią
do wyjścia i jednym ruchem różdżki zamknęła drzwi.
- Witaj, Madelaine. Dobrze, że już jesteś.
- Dawno się nie widziałyśmy, Angelino. To musi być coś
ważnego, skoro wspominasz sytuacje Willa.
- William…wiesz co u niego słychać?
-Ostatni raz rozmawiałam z nim dwa lata temu. Wtedy myślał
tylko o Fleur. Nie może sobie wybaczyć, że tak ją potraktował. Tym bardziej, że
teraz wie, na czym polega ich wspólne przeznaczenie. Naprawdę się zmienił,
bardzo się stara być dobrym.
- Myślę, że możemy dać mu szansę, na odkupienie win.
Brwi blondynki podjechały do góry, kiedy ze zdziwieniem
przyglądała się drugiej kobiecie.
- Jak? I dlaczego chcesz mu pomóc?
Angelina ze spokojem przeszła do regałów i delikatnym ruchem
dłoni oglądała zioła.
- Powiedzmy, że to będzie korzystne dla nas wszystkich. Nie
jesteś głupia, Madie. Z pewnością wiesz o co chodzi, a przynajmniej się
domyślasz.
- Nie do końca to rozumiem, ale w centrum tej całej
maskarady znajduje się Potter i Weasley.
- Nie nazwałabym tego maskaradą.
- To dlaczego nie współpracujesz z Draco, skoro macie ten
sam cel? On też chce zdobyć Eliksir Pamięci dla Rudej.
Angelina gwałtownie odwróciła się w stronę blondynki.
Podeszła do niej i spojrzała jej prosto w oczy.
- Draco? Draco Malfoy? Przecież on jest…
- Mrocznym?- przerwała jej Madelaine ze śmiechem- Nie, to
jego ojciec jest Mrocznym. Mało wiesz, Angelino- wyszeptała- Tak bardzo
niewiele rzeczy rozumiesz.
- To mi wyjaśnij.
Panna Parks wzięła głęboki oddech. Opary eliksirów dostały
się do płuc, więc zakaszlała.
- To nie jest moja rola. Wystarczy ci zapewnienie, że Draco
Malfoy nie jest działaczem Organizacji Mrocznych. A teraz powiedz mi jak
zamierzasz pomóc mojemu bratu.
- Wszystko sprowadza się do tego, byś zdobyła dla mnie
Eliksir Pamięci od twojego dziadka. On jest kluczem całej maskarady, jak to
ujęłaś. Wyleczymy Ginny Weasley, a ona zrobi resztę.
- Co?
- Dobrze wiesz, że ona i Harry są jedynymi osobami, które
mogą poprowadzić nas do zwycięstwa z Mrocznymi. Jeśli znowu będą razem, jest
dla nas nadzieja.
- A gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla Willa?
- Zdaje się, że był wpływowym Śmierciożercą. Zakonowi przyda
się ktoś, kto bardzo dobrze zna środowisko wroga. Jeśli Will będzie
współpracował z Ginny i Harrym, ma szansę na odkupienie swoich win.
Madelaine pokiwała głową ze zrozumieniem. Tak, to było
możliwe. Musiała tylko zdobyć Eliksir od dziadka.
- Myślę, że to jest dobry plan- przyznała Angelinie- Harry
Potter i Ginny Weasley muszą stanąć na czele Zakonu, by pokonać Mrocznych. Will
na pewno skorzysta z takiej szansy.
- Trzeba to zrobić jak najszybciej, Madie.
Blondynka pogrążyła się w swoich myślach. Tak, czas odgrywał
ogromną rolę. Mroczni właśnie w tej chwili planują pierwszy ruch. Możliwe, że
już mają wszystko gotowe, tylko czekają na odpowiedni moment. A już niedługo
święta….
- W święta.
- Co?- tym razem Angelina się zdziwiła.
- Zrobimy to w święta. Przyniosę ci Eliksir, ale to ty
będziesz musiała dać go Rudej.
Panna Johnson pokiwała głową.
- A więc, do zobaczenia w święta.
Madelaine wyszła z apteki i spojrzała w niebo. Zbierało się
na deszcz. Niespodziewany podmuch wiatru rozwiał jej długie, blond włosy.
Upuściła rękawiczkę, więc schyliła się, by ją podnieść. Kiedy się wyprostowała,
wydała z siebie zduszony okrzyk. Przed nią stał czarnowłosy mężczyzna w czarnym
płaszczu. Uśmiechał się szelmowsko, a jej serce zabiło kilka uderzeń szybciej. To ze zdenerwowania, pomyślała. Po kilku
sekundach wpatrywania się w siebie, Madelaine odezwała się z charakterystycznym
rozdrażnieniem.
- Nie strasz mnie więcej, Zabini. A tak w ogóle to czego
chcesz? Zdaje się, że Draco dał ci zadanie.
- A ty jak zawsze urocza, Parks. Tak się składa, że ja
również mam odpowiednie znajomości- wyciągnął z kieszeni złożony kawałek
pergaminu.
- Czy to…- blondynka szybkim ruchem złapała pergamin. Po
przeczytaniu jej oczy zabłysły, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak, to są namiary na Pansy Parkinson.
********
B
|
yło już po siedemnastej, kiedy Astoria wreszcie opuściła
swój gabinet. Była sobota, uczniowie wybrali się na świąteczne zakupy do
Hogsmeade. To był ostatni wypad do magicznej wioski w tym roku, więc nie
zamierzała go zmarnować. Wreszcie uporała się ze wszystkimi pracami z
Astronomii , mogła spokojnie przeprowadzić test semestralny. Ale teraz
zamierzała odprężyć się w Hogsmeade. Draco zaprosił ją na randkę…znaczy się, to
ma być spotkanie w podzięce za pomoc. Prawie trzy miesiące spędzili w swoim
towarzystwie, zdążyli się do siebie przywiązać. Bo to, że czuli się wspaniale w
swoim towarzystwie, przyjemne ciepło w środku, gdy tylko się do siebie uśmiechną
i gęsia skórka przy każdym zetknięciu ich ciał, to było przywiązanie, prawda? Merlinie,
ona nawet wie, jakich perfum używa i musiała sama przed sobą przyznać, że gdy
czuła ten zapach to szumiało jej w głowie. A kiedy tydzień temu znowu urządzili
sobie małe przyjęcie u niego w gabinecie, zachowywali się jak beztroscy
nastolatkowie. Malfoy włączył muzykę i poprosił ją do tańca. To nic, że za
oknem panowała burza z piorunami, ona nic nie słyszała. No może z wyjątkiem
szalonych uderzeń jej serca. Czuła się wtedy jak zakochana nastolatka, która
była na pierwszej randce…STOP! Nie, nie, nie. Ona NIE MOGŁA zakochać się w
Draco. To przecież Malfoy! Malfoy, ten sam, który zamierzał zabić Dumbledore’a,
ten sam, który marzył o dołączeniu do popleczników Voldemorta. Nawet jego oczy
są koloru zimnej stali. Oczy, które pod wpływem ciepłego płomienia świecy
iskrzą się, jak jej ukochane gwiazdy na niebie….Na workowate gacie Merlina! O
czym ona myśli? Właśnie skręciła w korytarz na drugim piętrze, kiedy na kogoś
wpadła.
- Hej, uważaj!- usłyszała znajomy głos- Naprawdę nie wymagam
zbyt wiele, tylko….ach, to ty.
Astoria stanęła twarzą w twarz z Ginny Weasley. Westchnęła
cicho z podziwu. Nawet ona, czystokrwista panienka z dobrego domu musiała
przyznać, że Ginevra jest zjawiskowa. Długie, rude włosy opadały falami na jej
ramiona, piękne, czekoladowe oczy zakończone długimi rzęsami wpatrywały się w
nią intensywnie. Ginny była niższa od niej, ale miała idealną figurę, a fakt,
że w wolnych chwilach lata na miotle sprawił, że jest wysportowana…i cholernie
niebezpieczna. Jeszcze za czasów kiedy obie chodziły do szkoły zauważyła, że
Ginny budzi respekt. Nawet u starszych uczniów. Nikt z nią nie zadzierał. A
nawet jeśli, to już nigdy więcej tego nie zrobił. Niepozorna, mała dziewczyna,
a zna tak ogromny arsenał zaklęć i klątw, że trudno się potem pozbierać. Teraz
tym bardziej, w końcu jest Mistrzynią Zaklęć i Uroków, z najlepszym wynikiem
obroniła tytuł.
- Gdzie się tak spieszysz, że nie patrzysz pod nogi?
Oczy Astorii lekko się rozszerzyły, słysząc ten ton u
przyjaciółki. Pytanie zadane z napięciem, oziębieniem i…podejrzeniem. Uważnie
otaksowała wzrokiem rudowłosą i spojrzała na nią ze zmrużonymi oczami.
- A ty? Dlaczego nie jesteś w Hogsmeade? Mówiłaś, że musisz
kupić prezenty.
- Mówiłam- potwierdziła- Rene poprosił mnie o spotkanie. Mam
być dopiero za godzinę.
- Świetnie, możemy iść razem. Też mam spotkanie za godzinę.
Nareszcie możemy spokojnie porozmawiać, napić się ka….
- Umówiłaś się z nim?- przerwała jej Ginny.
Astoria jeszcze bardziej zmrużyła oczy. Rozejrzała się
uważnie po korytarzu, potem jej wzrok znów spoczął na rudowłosej.
- Z nim? Nie mam pojęcia…
- Nie udawaj, Greengrass! Spotykasz się z Malfoyem-
wysyczała nauczycielka Zaklęć.
Czarnowłosa poczuła się tak, jakby ktoś wsadził jej głowę
pod zimną wodę, a potem rzucił zaklęcie ograniczające tlen. Wpatrywała się w
Ginny i gwałtownie nabierała powietrza.
- C-ccoo ty…Ginny…- uspokoiła się trochę i wyprostowała się
dumnie- Od kiedy mówisz do mnie po nazwisku, Weasley?
- A od kiedy ty spotykasz się z Mrocznym?
- O nie, nie kochanie- tym razem to Astoria odezwała się
oziębłym głosem- Nie oceniaj książki po okładce. Oskarżasz Dracona o posługę
dla Mrocznych? Z jakiej racji? Bo ma blond włosy i nazywa się Malfoy?
- Jego ojciec jest szefem Organizacji- padła odpowiedź
Ginny.
- Właśnie, jego ojciec. Może i są rodziną, ale to nie
znaczy, że Draco jest kopią Lucjusza!
- Może i nie oficjalnie, ale bardzo często znika z zamku w
tajemniczych okolicznościach. A ty bierzesz w tym udział.
To było jak mocny cios w twarz. Astoria zacisnęła pięści i
spojrzała prosto w czekoladowe oczy swojej przyjaciółki.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- wysyczała przez zaciśnięte
zęby.
- Ktoś z Zakonu jest zdrajcą. Byłaś na spotkaniu, sama
słyszałaś.
- I co z tym wszystkim ma…nie- serce Astorii gwałtownie
przyspieszyło, gdy coś sobie uświadomiła- Ty chyba nie mówisz poważnie. Gin, na
Merlina! Uważasz, że zdradzam Zakon?
Ginny z trudem przełknęła ślinę, ale nie wytrzymała
spojrzenia Astorii. Wyrażało głęboki zawód, smutek i…ból. Jednak w głowie
rudowłosej echem odbijały się słowa Angeliny Johnson. „ Twoja przyjaciółka dużo
czasu spędza z młodym Malfoyem”. „ W Zakonie jest zdrajca”.
Zdrajca. Zdrajca. Zdrajca. Draco….Astoria…..Zdrajca.
- As…- Ginny wydała z siebie cichy jęk- Ja nie…nie mówię
wprost, że to ty. Ale…zachowujesz się dziwnie. Oddaliłaś się ode mnie, kiedy
tak naprawdę ze mną rozmawiałaś?
W pannie Greengrass zawrzało. Ginny…śmie oskarżać ją o
zdradę, o to, że się od siebie oddaliły. A ona…to wszystko robi właśnie dla
rudowłosej. Merlinie! Trzy miesiące spędziła na poszukiwaniu składników
Eliksiru Pamięci, wytrzymuje nawet towarzystwo Madelaine Parks, by tylko pomóc
rudowłosej. Ale Ginny o tym nie wiedziała. Nie widziała nic, oprócz tego, że
ona i Draco spędzają ze sobą podejrzanie dużo czasu.
- A kiedy ty ostatnio miałaś czas, by ze mną porozmawiać?
Nic nie wiesz, Ginny! Nic! Nie masz bladego pojęcia o tym, co się dzieje!
- Wiem co się dzieje! Mroczni planują kolejny atak, a ktoś z
Zakonu jest zdrajcą.
- I ty uważasz, że to ja!
Stały bardzo blisko siebie. Oczy Astorii płonęły niezdrowym
blaskiem, a w Ginny skumulowała się magiczna energia. Pobliska lampa wybuchła,
gdy rudowłosa zacisnęła ze złości pięść. Czarnowłosa nauczycielka Astronomii
ochłonęła trochę i zauważyła, że ich kłótni przygląda się tłumek młodszych
uczniów. Wzięła kilka głębszych oddechów i znów spojrzała na nauczycielkę
Zaklęć.
- Powiedziałaś już swoje. Jestem umówiona, więc muszę już
iść- powiedziała głosem wypranym z emocji.
- Jasne- prychnęła Ginny- Leć do Malfoya- wysyczała cicho-
Możesz mu się wyżalić, bo przecież to ja jestem ta zła.
Nie czekała na reakcje Astorii. Jednym ruchem ręki, nawet
nie używając różdżki naprawiła rozbitą lampę i szybkim krokiem opuściła korytarz.
Chwilę później to samo zrobiła Astoria. Poszły w zupełnie innych kierunkach.
Ginny na stadion, a czarnowłosa do Hogsmeade. Jednak obie dały upust gotujących
się uczuć i uroniły kilka łez.
********
R
|
ene de Fines zjawił się w Hogsmeade o siedemnastej. Do
spotkania z Ginny została godzina. Pogoda była okropna, z nieba padały wielkie
płaty śniegu, a mróz był siarczysty. Francuz okrył szyję ciepłym szalem i
ruszył w stronę Gospody pod Świńskim Łbem. Kiedy już znalazł się w środku,
rozejrzał się uważnie po izbie. Za ladą wciąż stał sędziwy brat Dumbledore’a.
Gości było sporo, może dlatego, że zbliżały się święta, a był to czas spotkań z
dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Ominął stolik, przy którym trzech mężczyzn
głośno debatowało o ostatnim meczu Zjednoczonych z Armatami i stanął przed
barmanem.
- Poproszę kufel miodu pitnego.
- Jasne, idealny trunek na rozgrzanie w taką pogodę- mruknął
starzec i po chwili postawił przed Rene ciepłu napój.
- Czuję w kościach, że zbliżają się nieprzyjemne dni. U nas
we Francji jest takie powiedzenie. Omen złych gości to trzeszczenie kości.
Barman obrzucił go uważnym spojrzeniem i pokiwał głową.
- Merlin jeden wie, co nadchodzi. Ale rzeczywiście można
wyczuć złą aurę.
Drzwi gospody ponownie się otworzyły. Zostało dziesięć minut
do umówionego spotkania, więc Rene lada chwila spodziewał się przyjścia Ginny.
Jego zapał ostudziły następne słowa sędziwego barmana.
- Niech mnie hipogryf kopnie! Czyż to nie Syriusz Black i
jego chrześniak? Porządny chłop wyrósł z ciebie, Potter.
- Miło cię widzieć, Abe. Co słychać?
- Właśnie z tym miłym gościem rozmawiamy o tym, że niedługo
wydarzy się coś złego. W powietrzu panuje zła atmosfera.
Szmaragdowe oczy Harry’ego uważnie otaksowały Francuza.
Kiedy ponownie się odezwał można było wyczuć małą zmianę w głosie czarnowłosego.
- Witaj, Rene. Odwiedzasz George’a?
- Nie, mam randkę.
- Randkę?
- Tak. Z Ginny- Rene zaśmiał się w duchu, kiedy Potter
zesztywniał, a jego oczy zmrużyły się, gdy patrzył na niego.
-Z Ginny?- zapytał, jakby nie usłyszał wcześniejszych słów
Francuza.
- Na pewno ją znasz. Śliczna, diabelnie seksowna siostra
Weasleyów.
Usłyszał jak Syriusz przeklina cicho pod nosem, kiedy
postawa Harry’ego gwałtownie uległa zmianie. Zielonooki napiął wszystkie
mięśnie, a oczy iskrzyły, gdy wpatrywał się w Rene. Pięści zacisnął tak mocno,
aż pobielały knykcie. Pierś falowała w nierównym oddechu.
- Ale ona przecież pracuje razem z tobą, prawda? Musisz
przyznać, że niezła z niej laska. No i ma cięty języczek. Swoją drogą, pewnie
potrafi robić cudeńka tym zwinnym języczkiem.
Rene paplał co mu ślina na język przyniosła nieświadomy
niczego. A Abe i Syriusz z przerażeniem patrzyli jak Harry traci nad sobą
kontrolę.
- Słyszałem, że trzy lata temu zostawił ją chłopak. Musiał
być niezłym wariatem, skoro zrezygnował z takiej ślicznotki- to były ostatnie
słowa jakie czarnowłosy Francuz wypowiedział.
Niekontrolowana pięść Harry’ego wystrzeliła do przodu,
napotykając nos Rene. Potem kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Abe i
Syriusz krzyknęli coś do Pottera, a trzej mężczyźni dyskutujący o meczu również
wdali się w bójkę. Rene upadł na podłogę po niespodziewanym ciosie, a Syriusz
dołączył do niego, gdy Harry wytrącił mu różdżkę z dłoni. Francuz z
wściekłością na twarzy rzucił się na czarnowłosego, wdając się w pospolitą, mugolską
walkę. Bijący się obok czarodzieje pozbijali butelki i szklanki, a odłamki
szkła wylądowały na znajdujących się na podłodze Syriuszu i Rene. Abe utracił
władzę nad gośćmi swojego baru, a utraciwszy wcześniej różdżkę schował się za
ladą, by uniknąć okaleczenia. Niemal wszyscy mężczyźni znajdujący się w barze
dołączyli do bójki. A czarnowłosa kobieta wychodząca z łazienki ze złością w
oczach patrzyła na dwóch czarnowłosych czarodziei, którzy rozpoczęli to
wszystko. Nie była zła o to, że się biją. Była zła, bo to wszystko dotyczyło
Ginevry Weasley. Ta ruda wiedźma rozkochała w sobie Harry’ego i tego Francuza.
Obaj walczyli właśnie z jej powodu. Cho Chang nie była z tego zadowolona. To o
nią powinien zabiegać Harry. To ona była pierwszą miłością Pottera. To ona
powinna być ukochaną bohatera, a nie ta Weasley.
Zajęci walką mężczyźni nie zauważyli, jak do gospody wchodzi
drobna, czarnowłosa postać. Zdążyła uchylić się przed lecącym zaklęciem, bo
któryś z walczących przypomniał sobie, że jest czarodziejem. Z szokiem
wypisanym na twarzy patrzyła na rozgrywającą się sytuacje. Z jej ust wyrwało
się przekleństwo, kiedy wreszcie zrozumiała co się dzieje. Jej duże oczy
wypatrzyły jedyną stojącą osobę w całym barze. Harry Potter z wyciągniętą
dłonią stał nad Rene de Finesem, a jego oczy świeciły się niezdrowym blaskiem.
Przeklęła jeszcze raz, bo Harry potrafił używać magii bezróżdżkowej. Dzisiaj
już była świadkiem, jak pod wpływem emocji, Ginny używa tego rodzaju magii. A
jeśli Potter był zły, a ewidentnie był wściekły, to Rene nie był w komfortowej
sytuacji. Wyciągnęła swoją różdżkę i błyskawicznie rzuciła zaklęcia.
-Expelliarmus! Incancerus!
Różdżka Rene wyleciała mu z ręki, a przybyła kobieta zwinnym
ruchem ją złapała. Następnie z jej różdżki wyskoczyły liny, które oplotły Harry’ego
i Rene. Obaj zostali przywiązani do krzeseł. Nie wyglądali najlepiej. Podbite
oko Francuza powoli stawało się sine, a krwawiąca warga Pottera pobrudziła mu
koszulę. Kobieta podeszła do leżącego Syriusza i pomogła mu wstać. Jego ręce
całe okaleczone były przez odłamki szkła. Omiotła wzrokiem całą gospodę, w
której zapadła zdumiewająca cisza. Wszyscy wpatrywali się w czarnowłosą.
- Możesz już wyjść, Abe!
Zza lady wyłoniła się głowa starca. Gdy tylko zobaczył
czarnowłosą, od razu do niej podszedł.
- Dzięki Merlinowi, że się zjawiłaś, panienko. Nie dałbym
rady z tyloma rozzłoszczonymi mężczyznami. Nie te lata, panienko.
- Spokojnie, Abe. A ty- wskazała różdżką na wiercącego się
Pottera-Pójdziesz ze mną.
Uwolniła obu mężczyzn z oplatających lin i pociągnęła Harry’ego
do wyjścia. Przy drzwiach obróciła się przez ramię i zwróciła się do Francuza.
- Ach…Rene. Nie masz co czekać na Ginny. Nie przyjdzie.
- Coś się stało?
- Nic takiego. Tylko musi…ochłonąć- odpowiedziała zdawkowo.
Harry posłał jej pytające spojrzenie, ale Astoria nie zwróciła na to uwagi.
Chwyciła go za przód płaszcza i pociągnęła za sobą. Głuchą ciszę przerwało
trzaśnięcie zamykanych drzwi.
- To ma przechlapane
chłopak- mruknął Abe.
Syriusz pokiwał głową i westchnął. Podniósł swoją różdżkę i
zabrał się za naprawianie wyrządzonych szkód. Cho Chang wykorzystała
zamieszanie i podeszła do Rene.
- Chodź, pomogę ci. Nie wyglądasz najlepiej.
Francuz przyjrzał jej się uważnie, ale podał jej dłoń.
Azjatka pomogła mu wstać i oboje skierowali się do najdalej oddalonego od
wyjścia stolika. Cho sprawnie naprawiła złamany nos Rene i biła się z myślami.
Westchnęła i podjęła decyzję.
- Słuchaj…Rene. Mogę ci mówisz po imieniu, prawda?-
spojrzała na Francuza, a ten pokiwał głową- wiem, że chcesz zdobyć Ginny. Harry
jest dla ciebie przeszkodą, cały czas się koło niej kręci.
- Nic na to nie poradzę, nie pracuję w Hogwarcie.
- Ale ja tak- odparła Chang. Rene spojrzał na nią z uwagą.
- I co w związku z tym?
- A to, że mogę ich rozdzielić. Od jakiegoś czasu próbuję zdobyć
Harry’ego, ale…ona zawsze stoi mi na drodze. Możemy podjąć współpracę.
- Współpracę?
- Tak. Tobie zależy na Rudej, a mnie na Potterze. Musimy
sprawić, żeby oddalili się od siebie. Teraz będzie idealna okazja. Idą święta-
uśmiechnęła się- Masz szansę odwrócić uwagę Rudej od Harry’ego.
- A co z nim?
- Jego zostaw mnie. Już ja sprawię, że Harry Potter wybije
sobie z głowy miłość do Ginny Weasley. Twoim zadaniem jest tylko, aby ona jak
najmniej czasu przebywała w jego towarzystwie. Resztę zrobię ja.
- A co chcesz zrobić?
Cho uśmiechnęła się wrednie i spojrzała za okno.
- Od miłości do nienawiści jeden krok. Sprawię, że Harry
Potter znienawidzi Ginny. Znienawidzi ją tak bardzo, jak teraz ją kocha- jej
śmiech zmroził krew w żyłach Rene.
Po chwili sam pozwolił sobie na wredny uśmiech. Tak…Potter
pożałuje, że z nim zadarł.
- Zgoda. Ja zajmę się Ginny, a ty Potterem.
Od miłości do nienawiści jeden krok….jednak Rene nie zdawał
sobie sprawy, że to jego Ginny znienawidzi. I to już niedługo.
No cześć :D
Wiem, wiem. Obiecałam rozdział w piątek. Ale natłok
obowiązków trochę mnie przygniótł. W szkole trwa właśnie ostatnie rozliczenie,
niedługo mam egzamin na prawo jazdy, więc muszę się przygotować. Nawet w
kościele mamy nauki przedmałżeńskie…. No i czasu mało.
Ale nareszcie napisałam rozdział. Może nie jest zbyt dobry,
ale takie są skutki pisania fragmentami. Mam jednak nadzieję, że wam się
spodoba. Kilka spraw wyjaśnionych, inne rozpoczęte.
Ach i jeszcze wyjaśnienie.
*przeznaczenie rodziny Delacour i Parksów- ten wątek
zostanie podjęty w kontynuacji Mrocznych. No może nie kontynuacji, bo będą inni
bohaterowie, ale ci też się pojawią. Główny wątek będzie dotyczył Louisa
Weasleya. Losy syna Fleur Delacour i córki Williama Parksa zetkną się i powróci
wątek przeznaczenia. Jednak nie chodzi tu o miłość, tylko…ochronę. Ale nie będę
zdradzać szczegółów, powiem tylko, że jest to historia oparta na nowym
pokoleniu, jednak odnosząca się do tego opowiadania.
Następna notka pojawi się dopiero w wakacje, ponieważ
wyjeżdżam na wycieczkę do Krakowa na trzy dni, a potem czeka mnie egzamin na
prawko. Trzymać kciuki :D
No i komentować!
Świetny rozdział! ;D
OdpowiedzUsuńJejku, jejku! Jeszcze tylko 14 i będzie 15! ;D
W wakacje? :( Muszę być cierpliwa.
Pozdrawiam i życzę weny! :*
Uważam, że jest super :D
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że, mimo że znam historię Madlaine, to i tak jej nie lubię :/
Uwielbiam wątek Astorii i Draco, oni są uroczy *.* I to jak Dracon poprosił ją do tańca i cała ta ci relacja, no po prostu ojejciu <3
No i bójka Ci wyszła po prostu genialnie! Jest zajefajna :P Naprawdę i wkroczenie Astorii... Ona jest moim idolem :D
No i co jeszcze... czekam na cd ;)
Pozdrawiam serdecznie :*
PS Nauki przedmałżeńskie? ^^
Hmmmm chciałaś krytyki więc proszę cię bardzo: nie posłuchałaś mnie dalej mieszasz style raz masz przeszły raz teraźniejszy( przy historii Madlaine to jest bardzo widoczne). Błędów jako takich nie znalazłam. Co do samej historii: Madlaine jest bardzo skryta, ale jak widać jest po stronie dobra( a już myślałam, ze to właśnie ona dołączy do Mrocznych), miłe zaskoczenie. A Cho jakoś nie dziwi mnie, że chce zdobyć Harrego i zapewne coś z tego wyniknie. Jak na przyjaciółki to Ginny z Astorią oddalają się od siebie i to nie jest nic fajnego z ich perspektywy( z naszej owszem, bo ciekawie to opisujesz ;) ). No to by było na tyle. Czekam na następny rozdział Solcia
OdpowiedzUsuńSolcią się nie przejmuj, w życiu nikt nie dał mi w kość jak ona, przy komentowaniu :P ale ma trochę racji w tym co ci wytknęła. Ja dla odmiany tym razem cię pochwalę. Rozwiajsz się językowo i coraz przyjemniej się to czyta, oby tak dalej. Później przeczytam to jeszcze ze dwa przeczytam i napiszę coś więcej, jeśli znajdę.
OdpowiedzUsuńBardziej zainteresował mnie fragment Od Autorki. Szkoła, prawo jazdy i nauki przedmałżeńskie? Ale ty masz rok dziewczyno.
Notka całkiem całkiem. Ciesze się , że coraz więcej osób do Ciebie zagląda. Trzymam kciuki bardzo, bardzo mocno :)
OdpowiedzUsuńPojawiła się ocena Twojego bloga. Przepraszam, że tak długo czekałaś. Miałam urwanie głowy :)
OdpowiedzUsuńHej, nie wiem czy wiesz, ale u mnie nowy rozdział. :D
OdpowiedzUsuńhttp://harry-and-ginny.blogspot.com/