Z
|
aczął się grudzień, a wraz z nim największe utrapienie
nauczycieli. Nieubłaganie zbliżał się koniec semestru. W gabinetach profesorów
trwało istne oblężenie prowadzone przez spóźnialskich i leniwych uczniów,
którzy na ostatnią chwilę oddawali zaległe prace. Ginny jako jedna z
nielicznych nauczycieli mogła bez bólu głowy zasiąść do wystawiania ocen i
przygotowywania egzaminu na koniec semestru. Tak jak umówiła się z uczniami na
początku roku, każdy pilnował terminów oddawania prac, a lekcje Zaklęć były
przyjemne i bezstresowe. Po rozmowie z Mcgonagall, Ginny i Harry postanowili
połączyć zaliczenie z obu przedmiotów, których nauczali. Właśnie teraz miała
się odbyć lekcja Obrony z szóstoklasistami. Pod klasą profesora Pottera stało
czworo Gryfonów, dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Oparty o ścianę wysoki, z
brązowymi włosami postawionymi na jeża chłopak rzucił swoją torbę na ziemię i
spojrzał na sufit.
- Jak myślicie, jeśli zagadałbym do Irytka, to dokopałby
Kaspianowi? Koleś zasłużył na niezły łomot. Nawet ja tak myślę, a jestem
Prefektem.
Czarnowłosa dziewczyna osunęła się po ścianie i
rozprostowała nogi. Była to drobnej, lecz zgrabnej budowy uczennica, która swój
czerwono-złoty krawat zawsze nosiła luźno zawiązany. Nigdy nie nosiła spódniczek.
Jej znak rozpoznawczy to wiecznie rozwiązane czarne trampki, przez które
wpadała w liczne kłopoty. Niezawiązane sznurówki prowadziły do utraty równowagi, a to z kolei
do zniszczenia kilku cennych zabytków Hogwartu. Przez swoją nieuwagę dziewczyna
wylała Eliksir Wybielający na obraz Roweny Ravenclaw, który znajdował się obok
Skrzydła Szpitalnego. Miała tylko, na prośbę pracującej w Skrzydle Madelaine
przynieść zapas Eliksiru od profesora Malfoya, a przez te nieszczęsne sznurówki
potknęła się i część mikstury wylądowała na obrazie założycielki Hogwartu. W
tamtej chwili pierwszy raz widziała czerwonego jak burak Filiusa Flitwicka,
oczywiście nie powstrzymała się od powiedzenia tego, co przyczyniło się do
dwóch tygodni szlabanu. Mimo swojej niezdarności miała oddanych przyjaciół, do
których zaliczał się jej kuzyn. Każdy, kto choć trochę ją poznał, nie mógł
uwierzyć, że Evanlyn Turner i wynoszony pod niebiosa Lancelot to rodzina. Są
jak ogień i woda. Ona niska i czarnowłosa, on- wysoki blondyn. Ona niezdarna,
wszystko leciało jej z rąk. On zapowiadał się na szkolną legendę Quidditcha,
niepokonany Lance, mistrz zwodów, zdobywca największej ilości goli. Evanlyn z
kolei miała niezwykły talent orientacyjny. Uwielbiała Astronomię, zawsze potrafiła
odnaleźć właściwą drogę, kierując się tylko sobie znanymi szczegółami. Jej
najlepszą przyjaciółką jest Jasmine Clark, przewodnicząca szkolnego kółka
zielarstwa, miłośniczka natury, która w dormitorium pod łóżkiem trzyma zapas
skrzeloziela. Nie miała pojęcia po co Jasmine skrzeloziele, ale nie odzywała
się, bo sama miała swoje dziwactwa. Na przykład to, że punktualnie o siódmej
wieczorem musiała zjeść karmelowy budyń. Do tego przyzwyczaił ją ojciec.
Brandon Turner, chodzący geniusz magicznego cukiernictwa jest głównym
pomysłodawcą smakołyków Miodowego Królestwa. Słodycze od dziecka były jego
pasją. Nic dziwnego, bo to właśnie pradziadek Lancelota i Evanlyn wymyślił
słynne czekoladowe żaby i kolekcjonowane przez wszystkich karty sławnych
czarodziejów. Brat Brandona i ojciec Lance’a, Howard, odziedziczył cechy po babce
i skupił się na łapaniu czarnoksiężników. Teraz obaj bracia cieszyli się
szacunkiem i zajmowali wysokie stanowiska. Brandon jako cukierniczy geniusz, a
Howard jako szef Brygady Uderzeniowej.
- Kaspian Rosier, Rid? Naprawdę chcesz z nim zadzierać?
Dobrze wiesz, że jego ojciec robi mroczne interesy. Zrobisz coś jego synkowi,
to on odegra się na naszych ojcach. A ty jesteś Prefektem, nie rób głupstw, bo
sobie zaszkodzisz. Fajnie jest mieć wysoko postawionego kumpla.
Ridley Daniels, Prefekt Gryffindoru, najlepszy przyjaciel
Lancelota od pierwszej klasy miał na pieńku z Kaspianem Rosierem.
Siedemnastoletni Ślizgon uprzykrzał mu życie na każdym kroku. Wcale nie
chodziło tu o zatarg Gryfon-Ślizgon. Ojciec Ridley’a również pracuje w
Brygadzie i to on złapał Evana Rosiera, ojca Kaspiana. Znany Śmierciożerca
trafił do Azkabanu, lecz w procesie nic mu nie udowodniono, bo dziwnym trafem
wszystkie dowody zniknęły z ministerstwa. Evan ciągle jest na wolności, a całe
ministerstwo sądzi, że ma powiązania z Organizacją Mrocznych.
- Tak, zawsze wyciągnę cię z tarapatów, Turner- zaśmiał się
pod nosem. Wybił dzwonek oznajmiający koniec przerwy, więc Evanlyn wyciągnęła
rękę do przyjaciela, by pomógł jej wstać. Korytarzem zmierzali pozostali
szóstoklasiści, którzy chwilę po dzwonku ustawili się pod drzwiami do klasy i
czekali na nauczyciela. Czekali pięć minut, aż zza zakrętu wyłonił się
czarnowłosy nauczyciel Obrony. Harry otworzył klasę i zaprosił młodzież do
środka. Sam zdjął z siebie czarną szatę, podwinął rękawy ciemnoniebieskiej
koszuli i przeszedł na przód klasy. Policzył wszystkich uczniów i zaznaczył
obecność.
- Wiecie co niedługo was czeka, prawda?- zapytał
szóstoklasistów- Tak, tak. Zakończenie semestru i egzamin na koniec półrocza. Z
tego co wiem, w poprzednich latach zdawaliście egzamin z dwóch części. Najpierw
teoretyczna, potem praktyczna. Jednak w tym roku egzamin przebiegnie trochę
inaczej.
Uczniowie spoglądali na siebie zainteresowani. Czekali na
dalsze wyjaśnienia profesora.
- Rozmawiałem ostatnio w profesor Weasley, która wpadła na
znakomity pomysł. Po rozmowie z dyrektorką, która wyraziła zgodę na realizację
pomysłu, chciałbym zapoznać was z nową formą tegorocznego egzaminu. Pomysł ten
zapewnia wam możliwość zdania jednocześnie Obrony Przed Czarną Magią oraz
Zaklęć i Uroków. Profesor Weasley jeszcze pracuje nad ulepszeniem formy, ale
przekażę wam ogólny zamysł. Zdaje się, że na Zaklęciach takie coś funkcjonuje-
uśmiechnął się, widząc że uczniowie wpatrują się w niego z napięciem-
Czarodziejskie Pojedynki.
Te dwa słowa sprawiły, że uczniowie zamarli na krótką
chwilę, a potem jeden przez drugiego przekrzykiwali się, by zadać pytanie
nauczycielowi. Harry uniósł rękę, by uciszyć gwar.
- Spokojnie, wszystko wytłumaczę. Nie będą to standardowe
pojedynki. Profesor Weasley przygotowuje tor, na którym będą umieszczone
najrozmaitsze pułapki. W tej części wykażecie się wiedzą z Zaklęć i Uroków, a
waszym zadaniem jest jak najszybciej dotrzeć do miejsca wyznaczonego jako
koniec toru. Wtedy dopiero weźmiecie udział w prawdziwym pojedynku. Na zasadzie
magicznego sprawdzania wyników uzyskanych na torze, wylosowany zostanie wasz
przeciwnik. Staniecie do pojedynku i to w tej części pochwalicie się
znajomością Obrony. Jednakże- dodał, gdy uczniowie pokrzykiwali z uciechy- Sami
wiecie, na co was stać w praktyce. Dając wam możliwość zdobycia wyższej oceny,
egzamin z części teoretycznej przebiega normalnie. Porozmawiam jeszcze z
profesor Weasley, ale myślę, że test napiszecie w połowie grudnia. Z tego co
wiem, tor przeszkód zaplanowany jest na osiemnastego grudnia, ponieważ już
dwudziestego wyjeżdżacie na przerwę świąteczną. Wszystko jasne?
Harry dał chwilę czasu uczniom, aby mogli przyswoić wszystko
do wiadomości. Rozwiał drobne wątpliwości odpowiadając na zadane pytania.
- Dobrze, teraz przejdźmy do lekcji. Niewiele czasu zostało,
ale zdążymy zrobić szybką powtórkę. Dobierzcie się w pary, raz dwa- jednym,
zwinnym machnięciem różdżki przesunął wszystkie ławki pod ścianę, by środek
pozostał wolny- Stańcie naprzeciw siebie. Dzisiaj powtórzymy zaklęcie Protego i
Rectumsempra. Jeden z pary rzuca zaklęcie, a drugi używa Protego, by się
obronić. Ćwiczycie na zmianę, aż do dzwonka. Nie zadaję wam dzisiaj nic, ale
zacznijcie powtarzać do egzaminu. No, do roboty!
Potter zabrał się za sprawdzanie zadań szóstoklasistów,
podczas gdy oni ćwiczyli zadane zaklęcia. Niedługo potem rozległ się dzwonek,
uczniowie wybiegli z klasy. Harry z powrotem poustawiał ławki i udał się na
obiad do Wielkiej Sali.
W
|
gabinecie
nauczycielki Astronomii panował półmrok. W kominku wesoło buchał ogień, a na
biurku leżało pełno map z gwiazdozbiorami. Astoria Greengrass właśnie zajmowała
się sprawdzaniem zadań czwartoklasistów. Oczy zaczynały ją boleć od ciągłego
wpatrywania się w pergaminy. Jak na złość, uczniowie bardzo małym pismem
podpisywali konstelacje, często napisy były rozmazane, więc musiała się
domyślać co dany uczeń miał na myśli. Ostatnio zaniedbała trochę swoje
obowiązki, ponieważ cały wolny czas spędzała z Draco i pomagała mu jak mogła,
by blondyn wywiązał się z podjętego zadania. Razem z młodym Malfoyem usiłowali
przygotować Eliksir Pamięci. Draco bardzo się zaangażował w zdobywanie
poszczególnych składników. Nie chciała tego, ale przez te kilka miesięcy, kiedy
mu pomagała, bardzo się do siebie zbliżyli. Często przesiadywali u niego w
gabinecie, długo analizowali wszystkie zdobyte wiadomości oraz szukali
odpowiednich miejsc, gdzie można dostać rzadko spotykane składniki Eliksiru
Pamięci. Raz nawet…zarumieniła się lekko, gdy przypomniała sobie jak dwa
tygodnie temu spędziła całą noc w ramionach Draco. Szukali wtedy informacji o
miejscach żywotności feniksów, ponieważ do Eliksiru potrzebne jest pięć łez
tych ptaków. Tak się złożyło, że rozłożyli się na kanapie w gabinecie blondyna.
Wypili również trochę rozgrzewającego miodu pitnego. Pracowali do późna, a
wypity miód uderzył do głowy. Zaczęła mamrotać coś o tym, że stał się lepszym
człowiekiem i że jest bardziej znośny niż w szkole. O Merlinie! Powiedziała nawet,
że ma piękne oczy, szare i błyszczące, jak gwiazdy na niebie. Kompletnie nie
panowała nad sobą, a rano obudziła się w gabinecie Draco, przykryta ciepłym
kocem. Jej głowa spoczywała na klatce piersiowej blondyna, a jego ramiona
obejmowały ją. Poczuła się niezręcznie, ale Malfoy wytłumaczył się, że w nocy
się strasznie wierciła, a on przytrzymywał koc. Od tamtej pory więcej czasu
spędzała w swoim gabinecie, nadrabiając
sprawdzanie zadań uczniów. Dzisiaj zamierzała uporać się z wszystkim,
więc opuściła obiad. Zbliżała się już siedemnasta, gdy usłyszała pukanie do
drzwi.
- Wejść!- krzyknęła i wstała, by przywitać gościa. Drzwi
otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł mężczyzna ubrany w zieloną koszulę.
Jego szare oczy spoczęły na czarnowłosej, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.
- To tylko ja, Greengrass. Chciałem z tobą porozmawiać.
Przed chwilą dostałem list od ojca. Pisze o swoich planach.
Astoria momentalnie zapomniała o tej niezręcznej sytuacji,
która wracała do niej co jakiś czas. Wskazała Draconowi miejsce na kanapie obok
kominka, a sama przeszła do swojego pokoju, gdzie trzymała drobne smakołyki.
Każdy gabinet składał się z dwóch części. W pierwszej z nich znajdowało się
miejsce pracy nauczyciela. Kominek, kanapa, regały i biurko. Druga komnata służyła
jako sypialnia. Dosyć okazałe łóżko, komoda na ubrania, stolik z lamką nocną.
Jeśli nauczyciel miał takie chęci, mógł posiadać radio, a nawet, jak uczniowie,
swojego zwierzaka.
- Mam trochę pasztecików dyniowych, możemy napić się kawy.
Chyba, że chcesz Kremowe- krzyknęła do Draco.
- Z chęcią wypiję kawę- odpowiedział.
Panna Greengrass zabrała kilka pasztecików, przygotowała dwa
parujące kubki kawy i usiadła na kanapie.
- To opowiadaj.
- Wiesz, że Mroczni zaprosili Zakon do Gry, prawda?- zapytał
Draco zajadając pasztecik- Właśnie planują pierwszy ruch. Z tego, co ojciec
napisał w liście wynika, że szykują się na kogoś wysoko postawionego. Nie, nie-
zaprzeczył, widząc, że Astoria otwiera usta- Nie bezpośrednio. To by było zbyt
ryzykowne z ich strony. Zamierzają zaatakować z innej strony. Polują na kogoś z
ich rodziny.
Astoria wciągnęła gwałtownie powietrze, bo zbyt szybko
przełknęła gorący łyk kawy. Gdy fala gorąca już odpuściła, spojrzała na
blondyna mrużąc oczy.
- Czyli co? Wybierają sobie wpływową osobę, a że nie mogą
dostać się do niej bezpośrednio, skrzywdzą ich dzieci albo kogoś z rodziny?-
prychnęła, gdy Draco pokiwał głową- wiesz kogo mają na liście?
- Nie… to znaczy, nie widziałem tej listy, ale co nieco
słyszałem. Padło parę nazwisk.
- No więc?- czarnowłosa ze zniecierpliwieniem przeżuwała kęs
pasztecika- Kto?
- Szef Brygady Uderzeniowej, jeden z bardziej wpływowych
uzdrowicieli i szycha Wizengamotu.
- Szef Brygady…chwila moment- gwałtownie odłożyła kubek z
kawą, a parę kropli wylało się na mały stolik- Howard Turner? Przecież on ma
syna w Hogwarcie, a do Hogsmeade Mroczni dostaną się bez problemu.
- Właśnie o to chodzi. O Hogwart- widząc lekko zdezorientowane
spojrzenie Astorii, Draco ciężko westchnął- Zamierzają porwać ucznia.
- Cholera- przeklęła cicho czarnowłosa- Dobra, wiemy, że
chodzi o syna Turnera, a ten uzdrowiciel?
Kogo on ma w Hogwarcie?
- Córkę, jest w Gryffindorze, zdaje się, że na czwartym
roku. Na pewno ją kojarzysz. Pierce Donavan.
- Pierce? Szukająca
Gryfonów?- Draco znów pokiwał głową, a Astoria barwnie zaklęła.
- Poczekaj, to nie wszystko- mruknął, a czarnowłosa
przełknęła ciężko- Kojarzysz ten atak na koniec wakacji? Skierowany był na
Raymonda Blackberry’ego. Wtedy zginęła jego matka w pożarze- zerknął na swoją
towarzyszkę- Mroczni planują powtórkę. W sensie… no nie udało im się dorwać
Raya, więc próbują jeszcze raz. Najgorsze jest to, że w Hogwarcie jest dwójka
jego dzieci.
- Dylan i Darcy, bliźniaki- panna Greengrass pokiwała głową-
chwila…oni zamierzają skrzywdzić ich wszystkich?
Draco dopił resztę kawy, przełknął ostatnie kęsy pasztecika
i wstał. Teraz przechadzał się nerwowym krokiem po komnacie. Astoria bezwiednie
wodziła za nim wzrokiem, czekając na odpowiedź.
- Oni są chorzy, As- szepnął tak cicho, że kobieta ledwo go
zrozumiała. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy usłyszała padające z jego ust
zdrobnienie. Do tej pory zwracali się tak do niej tylko rodzice, Ginny i Kevin.
Serce zabiło jej mocniej, gdy dotarło do niej, że przez te wszystkie miesiące
ona i Draco zbliżyli się do siebie. Stał się dla niej ważny, nawet bardzo.
Czuła nawet ukłucie zazdrości, gdy Malfoy przebywał w towarzystwie Madelaine.
On z kolei czuł obowiązek wytłumaczenia się jej, dlaczego w ogóle zadaje się z
panną Parks. Wiedziała, że czują do siebie…coś. Tak, coś. Nie wiedziała jeszcze
co, a sama myśl o budowie emocjonalnej Draco Malfoya cholernie ją przerażała.
Zdawała sobie sprawę, że jest inny niż w szkole, ale nadal wydawał się
jej…trudny. Nagle poczuła ciepły dotyk na swojej skórze. Spojrzała w bok i ze
świstem wciągnęła powietrze. Błyszczące, szare oczy napotkały jej tęczówki. Tak
bardzo pogrążyła się w swoich myślach, że nie zauważyła jak Draco z powrotem
usiadł na kanapie. Jego ręka lekko drżała, gdy wodził palcami po jej ramieniu.
Zobaczyła, że jego oczy wyrażają obawę, determinację i…strach. Nagle oblała ją
fala zimna.
- To nie wszystko, prawda? Wiesz coś jeszcze.
- Ja…słyszałem jeszcze jedno nazwisko. Nie spodoba ci się
to.
- Mówże wreszcie!- warknęła i desperacko chwyciła go za
przód koszuli. Draco cały czas błądził palcami po jej ramionach, jednak ona nie
czuła już tego ciepła.
- Wicedyrektor Departamentu Przestrzegania Prawa- słowa
blondyna zadziałały niczym tłuczek na zawodników. W głowie jej się lekko
zakręciło, a z ust wydobył się cichy jęk. Palce do białości zacisnęły się na
jego koszuli. Nie słyszała już nic, w głowie huczały jej tylko następne słowa
Malfoya.
- Dominic Greengrass. Twój ojciec.
W
|
ysoki, rudowłosy mężczyzna biegł przez ulicę Pokątną. Czarną
szatę zaciągnął na głowę, chroniąc się przed padającym deszczem. Mimo to, jego
włosy i tak były mokre. Usłyszał pierwszy grzmot burzy, gdy wreszcie dotarł do
swojego mieszkania. Rzucił odpowiednie zaklęcia, by obejść zabezpieczenia i
wszedł do środka. Przemoczoną szatę powiesił na krześle i niedbale użył
zaklęcia osuszającego. Złorzecząc pod nosem na parszywą pogodę, przeszedł do
salonu. Było to nieduże pomieszczenie, w którym znajdowała się kanapa, stół,
gdzie przyjmowali gości, regał z książkami, szafa z zalegającymi ubraniami,
kocami i starymi rupieciami oraz kominek. Energicznie pocierając ręce,
mężczyzna rozpalił ogień w kominku i przywołał z kuchni butelkę Piwa Kremowego.
Zabrał swoją teczkę z dokumentami i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Pod ręką
poczuł coś miękkiego, więc złapał za to i przysunął bliżej kominka, by zobaczyć
co to jest. Wykonując ruch, poczuł delikatną woń róż. Uśmiechnął się pod nosem.
Sweter jego kochanej Hermiony ciągle pachniał jej ulubionymi perfumami. No, nie tylko jej. Wiedział, że jego
narzeczona bardzo lubi róże, więc tym się kierował, gdy pierwszy raz kupował
jej perfumy. Sam je wybierał, a kiedy wąchał właśnie te, od razu wiedział, że
sprawi radość Hermionie. To był ich ulubiony zapach, ich wspólny. Tak jak to
mieszkanie. Był niezwykle dumny z tego, że powoli razem z panną Granger
tworzyli coś swojego. Kiedyś, w czasach szkoły nigdy nie mogli się dogadać.
Kłócili się o każdą drobnostkę. Jednak po wojnie, która spowodowała u nich
obojga wybuch uczuć, wreszcie znaleźli wspólny język. Rzucił się w tą miłość
głową na przód, a zazwyczaj rozsądna Hermiona dorównywała mu kroku i ciągle
zaskakiwała go nowymi pomysłami i decyzjami. Pierwszy raz doznał lekkiego szoku,
gdy przyjęła jego niespodziewane oświadczyny. Nigdy jej się nie spieszyło,
wystarczyło jej to, że byli ze sobą szczęśliwi. Później zajęli się planowaniem
wesela, które miało być już niedługo, w kwietniu. Dwa miesiące temu, po
długich, zazwyczaj wieczornych rozmowach przy dobrym winie postanowili, że
zamieszkają razem. Znaleźli skromne mieszkanie na Pokątnej, wynajmowane od
starego Ollivandera. Trzy tygodnie temu kupili nowe, wielkie i niezwykle
wygodne łóżko, które tego samego dnia testowali w bardzo intymny i gorący
sposób. Wszystko układało się wspaniale. On został szefem Dowcipów na Pokątnej,
a Hermiona dostała awans i teraz była asystentką w biurze Dyrektorki
Departamentu Przestrzegania Prawa. Za pięć miesięcy mieli zostać małżeństwem, a
on i Hermiona będą mieć to samo nazwisko.
Ron zabrał się za podliczanie miesięcznego utargu sklepu,
gdy usłyszał jak drzwi się otwierają, a do mieszkania wpadł zimny podmuch
wiatru. Za oknem rozległ się kolejny grzmot.
- Co za paskudna pogoda- usłyszał melodyjny kobiecy głos z
korytarza. Rudowłosy poczuł lekkie łaskotanie w brzuchu, do salonu weszła
drobna kobieta z burzą mokrych, brązowych loków. Weasley szybko doskoczył do
niej i pomógł zdjąć płaszcz. Odnosząc go na wieszak znowu poczuł wspaniały
zapach róż.
- Jadłeś już, kochanie?
- Nie, czekałem na ciebie- podszedł do niej i złożył na jej
ustach czuły pocałunek. Pozwolili na chwilę zatonąć w ogarniających ich
uczuciach, przedłużając go i błądząc palcami po swoich włosach. Gdy oderwali
się już od siebie, posłali sobie uśmiech i oboje poszli do kuchni. Hermiona
zabrała się za przygotowanie jedzenia, a Ron nakrył do stołu. Parę chwil potem,
zajadali pyszną i gorącą porcję kurczaka w ziołach. Przyjemną ciszę przerwał
głos Hermiony.
- Myślałam dzisiaj o naszym ślubie.
Rudowłosy spojrzał na nią i napił się soku.
- Masz jakieś życzenia? Wiesz, że moja matka od miesiąca
wszystko przygotowuje. Możemy z nią porozmawiać, jeśli masz jakieś sugestie.
- Nie, nie- pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego- Nie
chodzi mi o wesele. Molly powiedziała, że niczym nie mam się przejmować. Chodzi
mi o samą ceremonię ślubu. Musimy wybrać świadków- dokończyła, gdy Ron patrzył
na nią zmrużonymi oczami.
Na twarzy rudzielca zagościło zrozumienie. Przełknął
ostatnie kęsy kurczaka, wytarł usta serwetką, splótł dłonie i oparł o nie
brodę, cały czas patrząc na swoją narzeczoną.
- Rozumiem. Nie wiesz kogo wybrać? Ja od samego początku
mówiłem, że to będzie Harry. Poproszę go o to w święta, ale to będzie tylko
formalność.
- Nie chodzi o to, że nie wiem kogo chcę wybrać, Ron. Dobrze
wiem, kogo poproszę. Tylko….no sam wiesz jaka jest sytuacja. Nie wiem, jak
Ginny zareaguje na wieść, że jej partnerem będzie Harry. W sensie…oj, dobrze
wiesz, że świadkowie muszą zatańczyć pierwszy taniec, razem z parą młodą. Ona
go nie pamięta, a on….reaguje bardzo emocjonalnie na jej widok.
- Kochanie- westchnął Ron- Wszystko będzie dobrze. Ginny i
Harry świetnie się dogadują, przynajmniej tak wynika z listów od Syriusza. Ostatnio
nawet pisał, że oboje pracują nad wspólnym egzaminem na koniec semestru.
- Tak, wiem. Sama rozmawiałam z Syriuszem ostatnio przez
Fiu- powiedziała- Wiesz co powiedział? Cho cały czas kręci się koło Harry’ego.
Twierdzi nawet, że Astoria wdała się z nią w sprzeczkę. Astoria!- krzyknęła.
- Co w tym dziwnego? Astoria zna całą sytuację, wie o
wszystkim, co działo się między Harrym a Ginny. Opiekowała się moją siostrą,
gdy ta uciekła z Londynu. Umożliwiła spotkanie George’a i Gin.
- Wiem, Ron. Wiem. Tylko, że Astoria nigdy nie zwracała
uwagi na zaczepki, nigdy. Ma w nosie opinię innych. A teraz co? Drze koty z Cho
Chang.
- Nigdy nie przejmowała się, co ludzie mówią o niej-
poprawił ją rudowłosy, kładąc nacisk na ostatnie słowo- Astoria jest wrażliwa
na to, co ludzie mówią o jej przyjaciołach. Pamiętasz, jak nakrzyczała na mnie,
gdy podczas pierwszego zebrania Zakonu, na którym byli Geengrassowie
pomarudziłem trochę na Dafne?
- Tak- zachichotała cicho- Jeśli dobrze pamiętam nazwała cię
gburowatym chochlikiem bez krzty głębszego spojrzenia na osobowość człowieka.
Weasley skrzywił się lekko. Rzeczywiście tak go nazwała. Astoria
Greengrass posiada bardzo bogate słownictwo, czasami nawet nie ma pojęcia co to
znaczy. Broni jak lwica tego, co jest jej bliskie. Ron zastanawiał się nawet,
jakim cudem trafiła do Slytherinu. Jedyną rozsądną odpowiedzią wydaje się to,
że Greengrassowie są rodem czystej krwi i od pokoleń byli Ślizgonami. Tak samo
jak Malfoyowie.
- Ron…- Hermiona zawahała się- A co jeśli podczas wesela
dojdzie do przykrego incydentu i Harry z Ginny się pokłócą? Skoro ona go nie
pamięta, nie wie jakich tematów lepiej przy nim nie poruszać. Pamiętam, jak
zaraz po wojnie Ginny dość dosadnie powiedziała co myśli o tym, że Harry
obwinia się o śmierć Freda, Tonks i Remusa. Nie chcę, by znowu się od siebie
oddalili. Harry dopiero co ją odzyskał.
- Ginny jako jedyna potrafi ustawić Harry’ego do pionu.
Owszem, wtedy się pokłócili, ale potem Ginny długo z nim rozmawiała. Nie wiem
jak to zrobiła, ale Harry przestał się obwiniać i skupił się na relacjach z
małym Teddym.
- Ma na niego zbawienny wpływ- szepnęła Hermiona- Harry jest
przy niej prawdziwym sobą, a nie tym Potterem, Wybrańcem. Chciałabym, żeby
wreszcie wrócili do siebie i wszystko
było jak dawniej.
Ciche życzenie wypowiedziane przez kobietę zawisło między
młodą parą. Za oknem znów rozległ się grzmot.
B
|
yło już po osiemnastej, kiedy Kingsley Schaklebolt wezwał do
swojego gabinetu młodą stażystkę czarodziejskiego prawa. Wybrał zaufaną osobę,
ponieważ miał do przekazania ważne wiadomości. Ciszę panującą w gabinecie
przerwało pukanie do drzwi.
- Wzywał mnie pan, panie Ministrze.
- Wejdź, Susan- zaprosił ją do środka i wskazał miejsce, by
usiadła- Proszę cię o szczególną uwagę, bo te wszystkie wiadomości musisz
przekazać Amelii.
Susan Bones, średniego wzrostu dwudziestojednoletnia kobieta
była jedną z najlepiej zapowiadających się pracowników Departamentu
Przestrzegania Prawa. Razem z Hermioną Granger została przeniesiona do głównego
boksu Departamentu, gdzie obie pracowały jako asystentki dyrektorów
Departamentu, Amelii Bones i Dominica Greengrassa. Do obu kobiet miał zaufanie.
Zarówno Hermiona, jak i Susan należą do Zakonu Feniksa, więc bardzo dobrze je
poznał.
- Howard Turner przekazał mi nowe informacje o Parkinson-
powiedział Kingsley- Zdaje się, że Brygada odnalazła miejsce jej przebywania.
Dosyć dziwne miejsce, mocno podejrzane. Ale to w końcu Parkinson, po niej można
się wszystkiego spodziewać. Tutaj- przesunął w jej stronę teczkę z dokumentami-
są wszystkie informacje zebrane przez Turnera i Danielsa. To oni dowodzą tą
sprawą.
Susan pokiwała głową i chwyciła teczkę. Widząc pytające
spojrzenie kobiety, Kingsley kiwnął na znak, że może się zapoznać z aktami.
Rzeczywiście, zebrane informacje były mocno podejrzane. Susan już wstawał z
krzesła i kierowała się do wyjścia, by zanieść dokumenty do swojego
Departamentu, kiedy zatrzymał ja głos Ministra.
- Poczekaj, Susan. Zapomniałem….Howard prosił, abyś do niego
zajrzała, jak będziesz wracać. Chyba ma jakąś sprawę do Dominica. To wszystko,
możesz iść- pożegnał się z kobietą i wrócił do swoich spraw.
Susan opuściła gabinet Ministra i skierowała się do windy.
Wysiadła na drugim piętrze i przeszła korytarzem, by odwiedzić Biuro Aurorów.
Wszystkie boksy, po lewej i prawej stronie zajmowali czarodzieje w bordowych
szatach. Ministerstwo podzielone jest na departamenty, a te na biura. Większe
biura mogą dzielić się jeszcze na oddziały. Pracownicy różnych departamentów
nosili szaty innego koloru. Biura i oddziały nie wymagał tego, pracownicy
musieli mieć tylko dodatkowe oznakowania na szacie, odpowiednie do wykonywanej
pracy. Susan przywitała się z kilkoma znajomymi i przeszła w głąb biura. Tutaj
znajdowały się gabinety szefostwa. Gwain Robarts- szef Aurorów, Howard Turner-
szef Brygady Uderzeniowej i Robert Daniels- główny archiwista, który odpowiadał
za raporty oraz przygotowywał wstępny grafik pracy, co musiał zatwierdzić
Turner. Do Danielsa również zgłaszali się wszyscy, którzy za zgodą Ministra potrzebowali
osobistej ochrony. Przed jego gabinetem czekał wysoki i przystojny czarnowłosy
mężczyzna.
- Witaj, Blaise- rzuciła przywitanie. Ten również się z nią
przywitał.
- Przyszłaś do Turnera? Musisz poczekać, jest u niego
Rosier.
Brwi Susan podjechały do góry ze zdziwienia. Czego chciał
Evan Rosier od szefa Brygady? Kobieta się zamyśliła i nie zauważyła, jak Blaise
przygląda się dokumentom, które trzyma w ręce. Oczy Zabiniego zabłysły, gdy
zdołał przeczytać napis na teczce. „ Parkinson, Pansy”. Już chciał się odezwać
do Susan, kiedy nagle drzwi gabinetu Turnera otworzyły się. Na korytarz wyszedł
wściekły Rosier, a zaraz za nim niewzruszony szef Brygady.
- Napiszę odwołanie do Kingsleya- warknął Rosier w stronę
Howarda.
- Proszę bardzo, pisz. Minister powie ci to samo co ja. Nie
masz szans, Rosier. Sam nad sobą ukręciłeś bat.
- Jeszcze zobaczymy. Uważaj, Turner- wysyczał Evan i
odwrócił się na pięcie. Szybkim krokiem opuścił Biuro.
Napięcie panujące po jego wyjściu przerwał dźwięk
otwieranych drzwi. Na korytarz wyszedł Robert Daniels.
- Wszystko w porządku, Howard?- zapytał.
- Tak, tak- Turner rozejrzał się, jego wzrok spoczął na
Susan- O, panna Bones. Zapraszam- zniknął razem z kobietą w swoim gabinecie.
- W czym mogę panu pomóc?- Daniels zwrócił się do Blaise’a.
- Nazywam się Blaise Zabini. Przyszedłem w sprawie
przydzielenia ochrony na najbliższy mecz reprezentacji Anglii.
- Ach tak. Zostałem o tym poinformowany. Proszę- skazał mu
wejście do swojego gabinetu.
Po ustaleniu wszystkiego z Danielsem, Zabini wyszedł z
ministerstwa i deportował się do domu. Siedział przy kominku, a na jego
kolanach usadowił się kot.
- Chyba muszę porozmawiać z Susan Bones- powiedział
głaszcząc futrzaka- Zdaje się, że posiada informacje o Pansy Parkinson.
I mamy rozdział 12. Jak wam się podoba? Mroczni szykują
pierwszy ruch….Następny rozdział powinien rozwiać kilka wątpliwości. Będzie
składał się głównie z konfrontacji. Angelina spotka się z Madelaine, Blaise z
Susan. Ginny znowu umówi się z Rene, jednak na spotkaniu się nie zjawi, bo
dojdzie do konfrontacji między nią a Astorią. Padną dość poważne oskarżenia.
Jednak Rene i tak zjawi się na umówionym spotkaniu, tylko zamiast Ginny spotka…Harry’ego.
Mam do was pytanie. Zbliżamy się do obiecanego punktu
kulminacyjnego. Notabene, rozdział 15 będzie rozbity na trzy części. Zdradzę
wam, że jeden z bohaterów znajdzie się na łożu śmierci. I tutaj moje pytanie.
Co myślicie o wprowadzeniu osoby nieżyjącej? Broń Boże, nie zamierzam nikogo
wskrzeszać. Myślałam raczej o…rozmowach z duchami. Chodzi o to, że ta osoba na
łożu śmierci dozna kontaktu z ważną dla niej, lecz nieżyjącą osobą.
Zapraszam również do pisania w komentarzach, kto chce być
informowany o nowych notkach. Wzbogacę zakładki o „ Informowanych”, więc
zapraszam, jeśli chcecie.
No, to tyle ode mnie, teraz czekam na wasze wrażenia :D
Hej! ;D
OdpowiedzUsuńJacie, jacie już 12! Dodawaj szybko te rozdziały, bo ja chcę już 15! :*
Niech Ginny będzie druhną! :D
Pozdrawiam i życzę weny! :D
1. Rozdział mega jak zawsze;3
OdpowiedzUsuń2. Bosz.... Kogo ty chcesz uśmiercić już się boje...
3. Po rozdziale 15 będziesz jeszcze pisać to czy coś nowego?
4. Czekam z utrapieniem na NN, szybko dodawaj
5. Wprowadź rozmowę z duchami będzie super
6. Chcę być informowana o NN tutaj: http://harryiginnypovoldemorcie.blogspot.com/p/ksiega-spamu.html
7. Blog jest zajebisty, chciałabym tak pisać ;3
Przez Ciebie nie mogłam wstać do szkoły, ale zostanie Ci to wybaczone, lektura świetna:) Jak czytałam cały blog na raz to wyłapałam kilka błędów, jak będę czytać na bieżąco, będę wymieniać pod każdym postem:) Co do samego bloga mam kilka zastrzeżeń:
OdpowiedzUsuń1. Dodaj z boku ARCHIWUM, to bardzo ułatwia czytanie:)
2. Wiem że czytasz bloga Kontynuatora więc 'ściągnij' od niego - spraw sobie widżet, w którym będą przybliżone daty pojawiania się kolejnych notek:)
3. Może to tylko mi, ale jakoś ciężko się czyta. Nie wiem czy to przez czcionkę - wielkość, czy tło. Ale do przeżycia;D
4. Zapraszam do mojego bloga(link w nazwie)! Zupełnie inna tematyka i dziedzina sztuki, ale może ci się spodoba:)
ZAKOCHANA:)
P.S. Ile masz lat?;)
Hej :)
OdpowiedzUsuńProsiłaś... zjawiłam się i ja ;) Przeczytałam wszystkie dotychczasowe rozdziały... Historia ciekawa, pociągająca...
Ale... I tu umilknę, bo nie wiem czy jesteś gotowa na lekkie słowa krytyki ;) ( Jak zauważyłaś Kontynuatorowi dałam sporo w kość, co wyszło mu na dobre... U ciebie zauważyłam kilka poważniejszych błędów( i nie chodzi mi o ortografię, gramatykę czy interpunkcję ;) ). Jednym co mogę Ci już teraz( bez uszczerbku na Twojej dumie ;) ) podpowiedzieć to sprawdzanie przed wrzuceniem rozdziału czy MS Word nie przerobił ci "sali" na "Sali" ;) Błąd malusieńki, ale Kontynuatorowi też na to zwracałam uwagę więc nie musisz się czuć z tego powodu "źle" ;)
Ogólnie piszesz ciekawie, choć czasem trudno jest się połapać o co chodzi. Jeśli chcesz usłyszeć coś więcej( a nie chciałabym ci tutaj na blogu krytykować czy coś w tym stylu) napisz do mnie e-maila : sola1990@o2.pl ;)Pozdrawiam i bez względu na decyzję pisz dalej, bo fajnie się to czyta :)
Cześć!
OdpowiedzUsuńMam zaszczyt poinformować Cię, że zostałaś nominowana do Liebster Avard i Versatile Blogger Award. Więcej u mnie: http://so-just-give-it-one-more-try.blogspot.com/2013/06/nominacje.html
Gratuluję :*
Informuję, że Twój blog został przez mnie nominowany do Liebster Avard i Versatile Blogger Award ;)
OdpowiedzUsuńroniona.blogspot.com
Pozdrawiam :D
PS Zaległości nadrobię dopiero w wakacje :/
Hmm... no i co ja mam powiedzieć. Miło , że moje zdanie jest dla kogoś ważne i liczy się z nim, a więc pokrótce. Podoba mi się ten połączony egzamin i jestem bardzo ciekawa co z nim zrobisz. Liczę na coś co mnie zaskoczy i oczywiście na coś czego się spodziewam. I jeszcze parę drobiazgów , żeby nie było , że ja cały czas o Harrymi i Ginny tylko piszę. Nie mogę się doczekać ślubu Hermiony i Rona. Jestem pewna, że będzie wspaniały. A co do tych porwań to mam pewną uwagę a raczej opinię. Tylko nie uznaj tego jako krytyki. Może nie do końca to pojmuję , ale czy one mają się zdarzyć w jednym okresie. Moim skromnym zdaniem to troszkę za dużo , ale jak powiedziałam może ty masz inny punkt wiedzenia ,który bardzo chcę usłyszeć. Zapraszam na maila i dziękuję za informacje o rozdziale. Pisz dalej to może i ja znajdę u Ciebie jakąś inspirację :P Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział u mnie! ;D
OdpowiedzUsuńhttp://harry-and-ginny.blogspot.com/
Mam zaszczyt poinformować Cię, że zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award i do Versatile Blogger Award!!!
OdpowiedzUsuńron-hermiona-milosc.blogspot.com
Pozdrawiam! :**