G
|
inny obudziła się po godzinie siódmej. Jak przez mgłę
przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Dyskretne i skromne świętowanie
zwycięstwa Gryfonów w gabinecie Syriusza razem z Harrym i Nevillem, wiadomość
wysłana do Angeliny, nocne patrolowanie korytarzy, rozmowa z Harrym i…Zrobiło
jej się gorąco, gdy wróciło do niej wspomnienie pocałunku. Wszystko rozegrało
się tak niespodziewanie, ale mimo to czuła, że to było w pewien
sposób…właściwe. Nie wiedziała dlaczego, ale Potter wywoływał u niej pełną gamę
uczuć. Od szaleńczo bijącego serca przez kłopoty z wypowiedzią po zawstydzenie.
A to było niespotykane. Ginny Weasley zawsze była pewna siebie, dobrze ukrywała
emocje. Gdy Harry ją pocałował, poczuła jakby coś wybuchło jej w środku. W głowie
jej wirowało, ale jakaś siła kazała oddać pocałunek, co też uczyniła.
Czarnowłosy całował delikatnie lecz z pasją, jakby była niezwykle cenną rzeczą,
którą łatwo zniszczyć. Oboje stracili poczucie czasu, oddechy stały się
cięższe, ruchy bardziej niekontrolowane. Przestrzeń między nimi zmniejszyła się
niemal do zera. Działali jakby już to wcześniej robili, wykonywali pewnego
rodzaju układ. I Harry i ona wiedzieli co sprawia największą przyjemność tej
drugiej osobie. To wszystko było takie dziwne… no bo pierwszy raz spotkali się
trzy miesiące temu, ciągle się poznawali, a namiętność buchała między nimi jak
u największych kochanków, którzy wiedzą o sobie wszystko i mogliby stworzyć
jeden organizm. Nie wiadomo co by stało się dalej, bo gwałtownie odskoczyli od
siebie i chwycili różdżki, gdy usłyszeli hałas z pobliskiego korytarza. Harry
spojrzał na nią roziskrzonym wzrokiem, przeklął cicho i pobiegł w stronę
intruza. Okazało się, że to tylko Irytek majstrujący przy zbrojach. Reszta
patrolu przebiegła w niezręcznej ciszy, oboje rzucali sobie szybkie spojrzenia.
Po skończonym patrolu Harry pożegnał się z nią szybko, mimo że miał w zwyczaju
odprowadzać ją do jej gabinetu i rzucić pełne uroku pożegnanie. W nocy
przyśniły jej się wszystkie wspomnienia z Syriuszem. Zawsze tak miała, gdy
przypominała sobie kolejne osoby. Sny stanowiły rozwinięcie impulsów, które
odblokowywały jej pamięć. Gdy ochłonęła po ciężkiej nocy, wykonała poranne
czynności i zamierzała zejść na śniadanie, ale zawahała się. Nie chciała
spotkać Harry’ego, jeszcze nie. Zerknęła na zegarek i uśmiechnęła się lekko.
Wiedziała, że Astoria o tej porze jeszcze śpi. Panna Greengrass nie należała do
rannych ptaszków, tym bardziej, że była sobota. Ubrana w czarne spodnie i
bordową tunikę chwyciła czarną, skórzaną kurtkę i brązowy szal z materiału,
wciągnęła buty sięgające kostek, szybkim krokiem opuściła swój gabinet i
skierowała się w stronę Wieży Astronomicznej. Po kilku minutach stała przed
gabinetem nauczycielki astronomii. Zapukała energicznie, a gdy nikt się nie
odzywał, zapukała jeszcze dwa razy.
- Już, już. Idę- rozległ się nieco zaspany i zdenerwowany
głos Astorii. Rudowłosa usłyszała szczęk zamka i po chwili wpatrywała się w
Astorię. A raczej czuprynę czarnych, nieuczesanych włosów, które przykrywały twarz.
Widać było tylko poruszające się usta.
- Gin! Na workowate gacie Merlina! Wiesz która jest godzina?
- Wpół do ósmej- odpowiedziała z uśmiechem.
- Wpół do ósmej!- warknęła Astoria- Niedziela, czyli dzień
wolny od pracy! Jeden z nielicznych dni, kiedy mogę dłużej pospać, bo jakbyś
nie wiedziała uczę ASTRONOMII- przeliterowała ostatni wyraz- Prowadzę swoje
zajęcia nocą! Nie wiem, co ty sobie wyobrażasz, że przychodzisz o wpół do ósmej
rano i…
- Całowałam się z Harrym.
Astoria gwałtownie przerwała swój wywód. Wpatrywała się tępo
w Ginny i kilkakrotnie mrugała oczyma.
- Przepraszam, ale chyba się przesłyszałam. Czy ty właśnie
powiedziałaś, że całowałaś się z Harrym?
- Tak. Ja, Ginevra Weasley minionej nocy całowałam się z
Harrym Potterem.
Czarnowłosa zamrugała jeszcze parę razy, a potem wybuchła
niekontrolowanym śmiechem. Ginny spojrzała na nią zdziwiona i rozejrzała się po
korytarzu. Tuż obok usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi, więc spojrzała w
tamtą stronę. Ku nim zmierzała Cho Chang ubrana w niebieski szlafrok i kapcie z
logiem Tajfunów z Tutshill. Jako nauczycielka latania miała swój gabinet obok
Astorii, jako że z Wieży Astronomicznej był świetny widok na boisko Quidditcha.
W korytarzu obok znajdywał się jeszcze gabinet nauczycielki wróżbiarstwa.
- Co tu się dzieje?- zapytała Cho- Wiecie która jest
godzina?
Astoria, która już się uspokoiła ponownie się roześmiała i
odpowiedziała.
- Wpół do ósmej.
- Właśnie! Jest wcześnie rano. Cholernie wcześnie-
zdenerwowała się Cho- Wszyscy jeszcze śpią, a wy tu sobie pogaduszki
urządzacie!
- Spokojnie Cho- szepnęła Astoria- Nie krzycz, bo jeszcze
wszystkich pobudzisz.
Azjatka prychnęła głośno, wyrażając swoją irytację. Obudziły
ją, a teraz zwracają jej uwagę by była cicho.
- Nie uciszaj mnie, Greengrass. Ty i Weasley może i
jesteście chronione przez dyrektorkę, ale kto wie, może zdarzy się jakiś
niefortunny wypadek, który zetrze uśmieszki z waszych twarzy.
Astoria gwałtownie się uciszyła i zmrużyła oczy patrząc na
Cho.
- Grozisz nam?
- Ja?- uśmiechnęła się ukazując białe zęby- Skąd, tylko was
ostrzegam. Pewność siebie może być zgubna. Obie jesteście ulubienicami uczniów,
nie chcemy przecież by coś wam się stało.
- O co ci chodzi, Cho?- odezwała się Ginny- Nic złego nie
robimy, tylko rozmawiamy i się śmiejemy. Opowiadałam Astorii co działo się
podczas nocnego patrolu z Harrym.
- Nie pozwolę, byś zniszczyła moje plany, Weasley- wysyczała
Azjatka podchodząc do rudowłosej- Lepiej było bez ciebie. On jest mój.
Rozumiesz?
- Co?- Ginny kompletnie nie wiedziała o co chodzi
nauczycielce latania. Astoria natomiast zbliżyła się do Chang i uśmiechnęła się
kpiąco.
- On nigdy nie był twój i dobrze o tym wiesz, Chang.
Straciłaś swoją szansę w Bitwie o Hogwart. Czy to nie ty zdradziłaś kryjówkę
Colina tej ropusze Umbridge, gdy ten ukrywał się przed Szmalcownikami? A poza
tym serce Harry’ego należy tylko do jednej osoby. Wypadki sprawiły, że zgubili
do siebie drogę, ale jak sama powiedziałaś, wszystko może się wydarzyć.
Wszystko- wysyczała patrząc prosto w oczy Cho.
Rudowłosa stała i patrzyła na obie kobiety nic nie
rozumiejąc. O co chodziło Cho? Co ona jej zrobiła? I dlaczego Astoria wspomniała
Bitwę o Hogwart? No i co z tym wszystkim miał wspólnego Colin Creevey?
- Kto by pomyślał, że właśnie ty będziesz taka szlachetna,
Greengrass. Ty, córka popleczników Voldemorta. Może udało ci się wkupić w łaski
Mcgonagall, ale ja wiem swoje. Coś dużo czasu spędzasz z Draco Malfoyem-
uśmiechnęła się szyderczo- Nie pozwolę wam zniszczyć moich planów- powiedziała
Cho i odeszła, zostawiając Ginny i Astorię same.
- Co to było?- zapytała rudowłosa, gdy napięcie już trochę
opadło.
- Nic. Nic takiego, naprawdę- odparła Astoria, gdy Ginny
wpatrywała się w nią wyczekująco- Skoro już tu jesteś to zjemy śniadanie u
mnie. Mam trochę smakołyków. A ty opowiesz mi jak całuje Harry Potter- posłała
jej uśmieszek.
„ A ja muszę poważnie porozmawiać z Draco. Trzeba znacznie
przyspieszyć wszystkie działania.”- dodała w myślach i zamknęła drzwi za
rudowłosą przyjaciółką.
P
|
rzystojny, czarnowłosy mężczyzna z cichym trzaskiem
aportował się tuż przy bramą Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Potężne mury
budziły zachwyt odwiedzających. Zamek otoczony poranną mgłą i dopiero
przedzierającymi się promieniami słońca sprawił, że mężczyzna zatrzymał się na
chwilę i zatopił w wspomnieniach. To tutaj rozwijał swoje zdolności, odkrył
swoją pasję, przeżył wspaniałe przygody i zdobył wiernego przyjaciela.
Uśmiechnął się półgębkiem. Tak, o Draco Malfoyu można powiedzieć wszystko. Jest
zimnym draniem, cynicznym i przebiegłym jak lis, zawsze znajdzie wersję
korzystną dla siebie, świadomy tego, jakie reakcje jego osoba wywołuje u
kobiet, z czego korzysta. Jednak z całą pewnością nie można mu było zarzucić,
że jest zdrajcą. O nie. On i Draco od początku szkoły trzymali się razem, wiele
razem przeszli, ale nigdy nie porzucił go, gdy potrzebował pomocy. A to
działało w dwie strony. Właśnie w tej chwili zmierzał na spotkanie ze swoim
przyjacielem, który poprosił go o pomoc. Wczoraj dostał list z prośbą o rychłe
spotkanie, jednak nie wyjaśniał on zbyt wiele. Za zgodą Mcgonagall został
zaproszony na śniadanie do Wielkiej Sali, gdzie miał odbyć rozmowę z Draco.
Kiedy otrząsnął się z zamyślenia, ruszył szybkim krokiem w stronę zamku. Po
chwili był już przed drzwiami wejściowymi do szkoły. Rzucił jeszcze szybkie
spojrzenie za siebie i otworzył wrota.
- Jak zwykle punktualny- usłyszał, gdy tylko drzwi zamknęły
się za nim. Oparty o parapet tuż przy wejściu do lochów stał wysoki, ubrany w
szare spodnie i niebieską koszulę blondyn.
- Jakże bym mógł pozwolić, by panicz Malfoy na mnie czekał.
To niedopuszczalne- czarnowłosy przybysz posłał blondynowi uśmiech, ukazując
równe białe zęby.
- Widzę, że dowcip cię nie opuszcza, przyjacielu.
- To dlatego mam więcej wielbicielek od ciebie.
Blondyn zaśmiał się głośno.
- Tak sobie wmawiaj, Blaise. A teraz chodźmy, jestem głodny
i potrzebuję kawy.
Blaise i Draco zdając relacje z ostatnich tygodni przeszli
do Wielkiej Sali. Kiedy tylko tam się znaleźli, wszystkie oczy skierowały się
na nich. Rozległy się ciche szepty, ponieważ niektórzy rozpoznali
czarnowłosego. Obaj mężczyźni jak gdyby nigdy nic, z szerokimi uśmiechami
przemierzali środek Sali.
- To Blaise Zabini. W „Proroku” pisali, że prawdopodobnie
zostanie wybrany na nowego managera reprezentacji narodowej Anglii w
Quidditcha.
- Przecież on ma dopiero dwadzieścia lat.
- Jest najlepszy. Skończył Magiczną Szkołę Sportową w Cardiff,
poświęcili mu całe dwie strony w Czarownicy- szeptały dziewczęta z Ravenclawu-
No i jest czystej krwi. A jakie z niego ciacho- wzdychały. Zapiszczały, gdy
Blaise spojrzał na nie i posłał uśmiech z mrugnięciem oka.
- Ciekawe czy ma dziewczynę. Jak sądzisz, jaki typ lubi?
Obaj mężczyźni nieźle się ubawili, gdy podczas spożywania
śniadania uczennice cały czas się w nich wpatrywały. Nie były nawet na tyle
dyskretne by to ukrywać. Po prostu wlepiały wzrok jak urzeczone, co z kolei
wywołało groźne spojrzenia męskiej części szkoły.
- Koniecznie musisz znaleźć sobie dziewczynę, Zabini-
mruknął Draco, gdy skończyli jeść. Blaise zaśmiał się i przeciągnął, zmieniając
pozycję siedzenia na krześle. Nigdy ich nie lubił, są strasznie twarde.
- Zazdrosny, że wzbudzam większe zainteresowanie niż ty? Ale
prawda, na dłuższą metę to jest wkurzające. A teraz do rzeczy, Draco. Chciałeś
ze mną porozmawiać.
- Tak- blondyn rozejrzał się uważnie, czy nikt ich nie
podsłuchuje i nachylił się w stronę przyjaciela- Mam do ciebie prośbę. Załatw
mi adres zamieszkania Pansy Parkinson- dokończył.
Blaise, który zamierzał zjeść tosta z dżemem, zamarł i
zdziwiony spojrzał na Malfoya.
- Parkinson? Chcesz się kontaktować z Parkinson? Oszalałeś?
Pansy nie cieszyła się dobrą reputacją. Ciągle się ukrywała,
a Ministerstwo wysłało za nią listy gończe. Podobno ukradła jakieś ważne
dokumenty, gdy pracowała jako sekretarka jednego z działów Wizengamotu, ale ani
Blaise, ani Draco nie uwierzyli w takie bajki. Z powodu papierów ukrywała by
się przez niemal dwa lata? Słuch o niej zaginął, gdy dokonała spektakularnej
ucieczki podczas obchodów pierwszej rocznicy zwycięstwa nad Voldemortem. Kto
jak kto, ale Pansy Parkinson nie naraziłaby swojej reputacji z powodu jakiś
papierków, nawet ważnych. Tu musiało chodzić o coś większego. Tylko o co? To
wiedział tylko Minister Schaklebolt i jego zaufani ludzie zajmujący się
poszukiwaniem Pansy.
- Muszę, Blaise. To jest ważne. Cholernie ważne. Pewna
osoba- syknął cicho, gdy koło nich przeszedł profesor Shay- która może mi pomóc
podała warunki.
- W czym ma ci pomóc i jakie to są warunki. No i przede
wszystkim- tym razem to czarnowłosy rozejrzał się uważnie- jaką ja odegram w
tym rolę?- zapytał z naciskiem na słowo „ja”.
Draco był ogromnie wdzięczny przyjacielowi. Zapytał co ma
zrobić, a nie czy musi mu pomóc. Taki był Blaise- zawsze mógł na niego liczyć i
nigdy się nie zawiódł.
- Ta kobieta ma wystarczające znajomości, by zdobyć dla mnie
składniki Eliksiru Pamięci. W zamian potrzebuje namiarów na Parkinson.
Powiedzmy, że musi…wyrównać porachunki. Właśnie o to cię proszę. Załatw mi te
namiary. Wiem, że masz wystarczająco znajomości. Jako dobry Ślizgon masz sporo
dłużników z roku, gdy w szkole grasowali Carrowowie.
Już podczas ostatniego roku w Hogwarcie obaj zdecydowali, że
będą działać po stronie dobra. Draco był zbyt rozpoznawalny, ale Blaise pomagał
wielu osobom wykaraskać się z rąk psychicznego rodzeństwa.
- Z pewnością- mruknął Zabini- Nawet na odpowiednich do tego
zadania stanowiskach- uśmiechnął się lekko- Czy mógłbym poznać naszą
wspólniczkę? Wydaje się intrygująca.
- Właściwie…to teraz jest najlepsza okazja- powiedział
Draco- Właśnie przyszła na śniadanie.
Blaise spojrzał w kierunku wskazanym przez przyjaciela. Jego
oczy zabłysły a serce chwilowo zgubiło rytm. Widząc wzrok Dracona, kobieta
podeszła do mężczyzn i usiadła na pobliskim krześle. Przywitała się z blondynem
i wbiła wzrok w drugiego mężczyznę.
- Proszę, proszę. Niezdarny Blaise Zabini. Świat jest mały-
powiedziała Madelaine Parks.
A
|
ngelina nerwowo krzątała się po salonie czekając na swojego
gościa. Były umówione na dziewiąta. Co chwilę zerkała na zegarek, ścierała
nieistniejący kurz z mebli, przestawiała przedmioty z miejsca na miejsce.
Krótko mówiąc lekko panikowała. Nie z powodu osoby z którą miała się spotkać.
Powodem jej zdenerwowania był temat, na który miała rozmawiać. Nie wiadomo jak
ona go przyjmie. Swego czasu dość dobrze poznała Ginny Weasley. Traktowała ją
jak młodszą siostrę, której nie miała. No i…zawsze mogła zwrócić się o radę do
rudowłosej. W Hogwarcie dość mocno zauroczyła się Georgiem Weasleyem. Kto jak
kto, ale Ginny była idealną osobą do podpytywania o niego. Jest dziewczyną,
więc rozumie te sprawy, jest jego siostrą i jednocześnie przyjaciółką. Razem
robili psikusy, grali w Quidditcha, pokonywali wszystkich Gryfonów w gargulki.
Oczywiście razem z nimi był Fred. Niepokonane Rude Trio. A teraz miała
przekazać jej niezbyt miłe wieści o jej przyjaciółce. Greengrassowie okazali
się bardzo pomocni, gdy zdecydowali, że po śmierci Dumbledore’a będą szpiegować
dla Zakonu. Dominic Greengrass, ojciec Astorii, zajmował i do tej pory zajmuje
wysokie stanowisko Wicedyrektora Departamentu Przestrzegania Prawa
Czarodziejów, więc siłą rzeczy był jednym z najważniejszych popleczników
Voldemorta. Ale kiedy po śmierci Albusa, jego córki wróciły do domu, słuchając
relacji sióstr postanowił po cichu przejść na stronę Zakonu. Jednak nie dawno
była świadkiem, jak Astoria odbyła niepokojącą rozmowę z młodym Malfoyem. Co
prawda długo go nie było, słuch o nim zaginął i nie ma pewności, że
współpracuje z Mrocznymi, lecz Angelina wolała dmuchać na zimne. Powie wszystko
Ginny, a ona zrobi z tym co chce. Panna Johnson będzie miała czyste sumienie.
Rozległo się pukanie do drzwi. Angelina zerwała się z fotela
i pobiegła otworzyć.
- Witaj, Ginny- uśmiechnęła się i zaprosiła rudowłosą do
środka.
- Cześć, Angie- uściskała czarnowłosą- Co słychać u ciebie?
- Wszystko w porządku, dziękuje. Napijesz się czegoś? Zjesz
coś?
- Nie dzięki, jadłam przed wyjściem śniadanie. Ale Piwo
Kremowe może być.
Angelina poprowadziła rudowłosą do salonu, z kuchni
przyniosła dwie butelki Piwa i obie usiadły na fotelach przy kominku. Wdały się
w przyjemną rozmowę o Quidditchu, obie są zagorzałymi fankami Harpii z Holyhead
i omówiły ostatnie pogłoski o Mrocznych. Angelina wyczuła odpowiedni moment na
rozpoczęcie dręczącego ją tematu.
- Mroczni…no właśnie. Ich przywódcą jest Lucjusz Malfoy,
prawda?- zapytała, a gdy Ginny pokiwała głową mówiła dalej- Nie wydaje ci się
to dziwne, że częstotliwość ataków Organizacji gwałtownie podskoczyła do góry,
gdy do Londynu wrócił jego syn?
Ginny zmarszczyła brwi, patrząc uważnie na Angelinę.
- Co masz na myśli?
- No… Draco jest jego synem, nie sądzisz, że…mógłby…to tylko
takie przypuszczenia, Gin… Mógłby z nim współpracować.
- Poczekaj- rudowłosa odłożyła butelkę z na wpół opróżnionym
Piwem- Myślisz, że Draco należy do Mrocznych?- zamyśliła się i skupiła na
wszystkich rozmowach, jakie przeprowadziła z blondynem.
- Nie, nie. Zastanawia mnie tylko, skąd Mroczni wiedzieli,
że Hermiona będzie w Hogsmeade.
- Wiedzieli o tym tylko członkowie Zakonu, chyba, że….-
rzuciła niepewne spojrzenie Angelinie- Zakon ma przecieki. Ale…myślisz, że to
możliwe? Przecież Kingsley już dawno by wytropił zdrajcę, jeśli taki by się
pojawił. Jest ministrem, Angie. A poza tym, na kogo skierować domniemane
przypuszczenia o zdradę? Wszyscy są ze sobą bardzo zżyci.
Gospodyni domu przekręciła się na krześle, nerwowo zmieniając pozycję.
- Jak by ci to powiedzieć, Ginny- mruknęła- Myślę, że nie
jesteśmy w stanie zmienić się do końca, choć nie wiem jakbyśmy się starali.
Pewne nawyki i zamiłowania w nas zostają.
Panna Weasley wbiła wyczekujące spojrzenie w czarnowłosą.
- Angie- jęknęła- Jeśli coś wiesz to mów. Każdy trop jest dobry.
- Tylko problem w tym, że tą nie są pewne informacje.
Usłyszałam fragment rozmowy między Draco Malfoyem a członkinią Zakonu.
- Z kim rozmawiał?- zapytała Ginny, a gdy nie doczekała się
odpowiedzi, spytała bardziej natarczywie- Z kim?
- Astoria Greengrass.
To przyszło niespodziewanie. Jakby nazwisko jej przyjaciółki
było jakąś kartą, która odblokowuje dalszy poziom jej życia. Jak w mugolskiej
grze.
„ Idę poszukać Draco. Widzimy się później, Gin”. „ Draco.
Draco Malfoy, panienko. Pomagam twojej koleżance nieść mapy”. „ Już się
umówiłam, Ginny. Pogadamy na kolacji”.
Butelka z Piwem upadła na podłogę, gdy rudowłosa zsunęła się
z fotela na dywan. Słyszała, że Angelina próbuje jej pomóc. Dech jej zaparło,
gdy dotarło do niej to, co migało jej przed oczami.
Listy. Ukradkowe i ostrożne spojrzenia. Zdawkowe odpowiedzi.
Niebezpiecznie częste spotkania z nauczycielem eliksirów. Przecież Astoria
nigdy nie uciekała od jej towarzystwa. A teraz? Oddaliły się od siebie. Jeśli
porozmawiają ze sobą szczerze dwa razy na tydzień to będzie sukces.
- Nie…- jęknęła- As…
- Ginny! Ginny!
Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy na jej twarz padł
potężny strumień wody. Ocknęła się z otępienia i spojrzała na swoją
towarzyszkę. Angelina wpatrywała się w nią wielkimi oczami, przełykała ciężko
ślinę.
- Co to było?- zapytała panna Johnson roztrzęsionym głosem.
- To…to nic. Tak się dzieje, jeśli najdą mnie nagłe
wspomnienia.
- Nagłe wspomnienia? Czyli ty…- westchnęła ciężko-
odzyskujesz pamięć?
- Ja…nie, to nie takie proste. Reaguje na pewne impulsy.
Najczęściej zdarza mi się to, podczas osoby, która była i jest mi bliska, choć
może teraz nie zdaje sobie z tego sprawy. Tak było z Georgiem, Victoire, Ronem
i Hermioną. Ostatnio trafiło na Syriusza.
- Ale…przecież ty dobrze wiesz kim jest Astoria.
Zaprzyjaźniłaś się z nią już po ataku. To dlaczego to ona stała się impulsem?
- Jak wspomniałaś o zdrajcy w Zakonie, to wtedy wszystkie
wspomnienia przeleciały mi przed oczami. Takie, gdzie As i Malfoy zachowują się
dziwnie.
- No dobra- Angelina przejechała ręką po twarzy- Ale i tak
twoja pamięć powoli wraca, tak?- Ginny twierdząco pokiwała głową- etapami, ale
wraca. Próbujesz coś z tym zrobić?
- Nie mogę. Przywracanie pamięci jest trudnym procesem i
wymaga odpowiednich środków. A sama wiesz, że Eliksir Pamięci byłby idealny.
Tylko, że jest cholernie trudny do zdobycia.
Jeszcze przez pół godziny rozmawiały o Astorii, która
wzbudziła poważne podejrzenia u Ginny. Natomiast Angelina z uwagą słuchała o
chwilach, gdy rudowłosa miewała impulsy wspomnień. Potem Weasley wróciła do
Hogwartu. Panna Johnson długo siedziała przy kominku, myśląc o całej sytuacji.
Istnieje szansa, by Ginny odzyskała pamięć. I to ona jest osobą, która może się
do tego przyczynić. Zamierzała upomnieć się o spłatę długu sprzed lat.
- Nadeszła pora na rewanż, panno Parks. Czas spłacić dług,
który u mnie masz- mruknęła do siebie i opuściła mieszkanie z cichym trzaskiem
teleportacji.
W
|
Ministerstwie Magii
jak zwykle o tej porze pracownicy zbierali się do domów. Co prawda była
niedziela, ale świat czarów nigdy nie śpi, trzeba być ciągle czujnym. Wybiła
dwunasta. Kobieta z burzą brązowych loków na głowie, ubrana w ciemnoniebieską
szatę charakterystyczną dla Departamentu Przestrzegania Prawa właśnie zmierzała
do windy. Niespodziewanie ktoś przytrzymał drzwi, które się właśnie zamykały i
do windy wkroczył wysoki blondyn z włosami opadającymi na oczy.
- Witaj, Kevin.
- Cześć , Hermiono. Nie zajmę ci dużo czasu. Chciałem tylko
zapytać, czy już coś wiadomo w sprawie mojej siostry.
Kobieta westchnęła.
- Dobrze wiesz, że to nie tak łatwo wszystko pozałatwiać.
Wypełniłam potrzebne dokumenty i osobiście zaniosłam na biurko ministra.
Emigracja twojej siostry wymaga jego podpisu, w końcu nie mieszka na stałe w
Anglii. Ty zdaje się też musiałeś taką zgodę uzyskać.
Kevin pokiwał głową. Niestety biurokracja jest niezbędna, by
wszystko było zgodne z prawem. I tak był wdzięczny Hermionie, bo uporała się z
tym w ekspresowym tempie, tym bardziej, że dokumenty już leżały na biurku u
Kingsleya.
- Powiedz mi, jak się czujesz? Chodzą plotki, że ten ostatni
atak Mrocznych w Hogsmeade był wymierzony w ciebie.
- Tak pisze Prorok, Kevin- westchnęła Hermiona- Nic nie jest
pewne, ale przez te plotki Ron wariuje. Nie pozwala mi nigdzie chodzić samej,
na wszystkich patrzy podejrzliwym wzrokiem. Nawet na naszą sowę, jeśli
przyniesie list. Jakby nie wiadomo w kogo miała się zamienić i mnie porwać.
Cud, że jeszcze go nie ma- zerknęła na zegarek.
- Cudy chyba nie istnieją- roześmiał się blondyn, gdy
zobaczył, jak przez Atrium przemierza rudowłosy kierownik Dowcipów na Pokątnej.
- Witaj, kochanie- uściskał i pocałował brązowowłosą,
następnie uścisnął dłoń Amerykaninowi- Miło cię widzieć, Kevin. Jeśli tylko nie
zamierzasz porwać mojej narzeczonej, oczywiście.
- Ron- zbeształa go Hermiona- Czy ty nawet w znajomych
widzisz zagrożenie?
- Skąd mam wiedzieć, czy nie zażył Wielosokowego? Czy to
jest prawdziwy Kevin Straus?
Hermiona warknęła z irytacji i puściła rękę rudzielca. Ten
zaśmiał się głośno i przygarnął ją do siebie.
- Spokojnie, kotku. Tylko żartowałem. Ale naprawdę czuję się
za ciebie odpowiedzialny. Już w kwietniu masz zostać moją żoną. Nie mogę
pozwolić, by psychiczny blond dupek coś ci zrobił.
- Cały Zakon ma na nią oko, Ron- odezwał się Kevin.
- Zakon, który ma przecieki- mruknął Weasley, a gdy jego
towarzysze zatrzymali się zdziwieni, dodał- Co? Nie słyszeliście, że ktoś dał
cynka Kingsleyowi? W Zakonie jest zdrajca- powiedział dobitnie.
Zapadło milczenie, gdy każdy z nich pogrążył się we własnych
myślach. Nikt nie wiedział, kto jest zdrajcą, a nawet jeśli wie, to nie
zamierza podzielić się tą informacją z pozostałymi członkami Zakonu. Z biegiem
dni atmosfera w Zakonie uległa gwałtownemu pogorszeniu, każdy podejrzewał
wszystkich dookoła siebie, nikła współpraca, dochodziło do częstych kłótni.
A Mroczni właśnie planowali kolejny atak.
N
|
owy tydzień szkolny ruszył galopem. Nieuchronnie zbliżała
listopad. Nauczyciele ciężko pracowali, by zebrać wystarczające oceny, by w
grudniu przed świętami już zakończyć semestr. Tak było i w przypadku Harry’ego.
Czarnowłosy siedział za biurkiem i popijając kawę poprawiał testy klasy piątej.
Właśnie przerabiali zaklęcie Protego. W gabinecie panowała głucha cisza
przerywana przez tykanie zegara. Już prawie zasypiał, znużony poprawianiem testów,
gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę- krzyknął i wstał by rozprostować kości. Odwrócił
się, by przywitać gościa, kiedy jego serce gwałtownie podskoczyło do gardła.
Rudowłosy anioł w czarnych wąskich spodniach, bordowej obcisłej tunice i
butach, które eksponowały długie, śliczne nogi. Zrobiło mu się gorąco i ciężko
przełknął ślinę. Bezowocnie otwierał i zamykał usta w celu przywitania się. Po
prostu się na nią gapił. No bo co ma zrobić, jeśli zaledwie wczoraj znienacka całował się z nią, przelewając w pocałunek
całą swoją tęsknotę, ból i cierpienie? Jej widok działał na niego na dwa
sposoby. Najpierw serce wariowało, gdy pojawiła się w zasięgu wzroku, w środku
tliła się gorąca miłość. Potem opadało ciężko w dół, sprawiając ból spowodowany
nie możnością cieszenia się z jej bliskości. Nie mógł jej nawet przytulić,
bo…bo…ona nie wiedziała kim jest. I to sprawiało największe cierpienie. Miał ją
blisko, na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie byli od siebie daleko. On wiedział
o niej wszystko, ona dopiero go poznawała. Serce go bolało, gdy uśmiechała się
do niego zawadiacko. Zawsze tak robiła, gdy się przekomarzali, potem zazwyczaj
kończyli na serii czułych i namiętnych pocałunków. A teraz? Nic nie mógł
zrobić, nic. Nawet przytulić.
- Harry…- w jej głosie wyczuł zachwianie, rozpaczliwie
szukała odpowiednich słów- Pomyślałam sobie, że skoro musimy przeprowadzić
zaliczenie semestru, moglibyśmy zorganizować turniej pojedynków. Uczniowie
wykażą się znajomością zarówno obrony jak i zaklęć i uroków- powiedziała jednym
tchem.
Potter cały czas się w nią wpatrywał. Taksował ją wzrokiem
niczym lasery. Wreszcie przerwał krępującą ciszę dwoma słowami.
- Dobry pomysł.
- Świetnie- Ginny odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do
niego- Pójdę porozmawiać z Mcgonagall, ale myślę, że się zgodzi.
Już wychodziła, gdy Harry w czterech susach złapał ją za
rękę i zaczął nerwowo głaskać ją po dłoni.
- Ginny….ja….- wyksztusił. Wziął głęboki oddech i spojrzał
jej w oczy. Znowu świeciły tym pięknym, znajomym blaskiem, jak wtedy gdy
słuchała go z zainteresowaniem podczas wojny- Ten pocałunek to…nawet nie wiesz
co się ze mną dzieje. To był taki impuls, jak u ciebie. Ja…- chciał jej
wszystko powiedzieć. Bał się jednak odrzucenia, gdy Ginny nie przypomni sobie tego
uczucia, które ich łączyło. Tak, Harry Potter po prostu się bał- Tęsknię za
bardzo bliską mi osobą, a ty działasz tak na mnie jakoś…no w pewnym sensie mnie
przyciągasz.
- Tęsknisz za dziewczyną, prawda? Odeszła od ciebie?
Harry czuł się naprawdę dziwnie. Zwierzał się Ginny, że
tęskni za ukochaną, którą przecież była właśnie rudowłosa.
- To jest…bardzo skomplikowane- potargał z irytacji swoje
włosy.
Ginny uśmiechnęła się do niego ślicznie.
- Jeśli tylko chcesz- wyszeptała mu do ucha- możesz mi
wszystko powiedzieć. Postaram się ci pomóc. Poradzimy coś na twoje złamane
serce- pocałowała go w policzek, spojrzała w oczy i wyszła zostawiając
Harry’ego z szalejącym mentlikiem w głowie.
Przemierzając korytarz nie zauważyła, że zza pobliskiej
zbroi wyłania się mężczyzna w czarnej pelerynie. Ciche przekleństwo rozniosło
się jak podmuch wiatru, gdy blondyn oparł czoło o zimną ścianę i kilka razy
uderzył w nią z frustracji. Słyszał całą rozmowę rozgrywającą się w gabinecie
nauczyciela obrony. Pocałowali się. I jeśli dobrze rozumiał, Weasley
przypominała sobie coraz więcej.
Tymczasem jego ojciec miał plany. Najbliższe wyjście do
Hogsmeade miało zadecydować o pierwszym ruchu. W tej Grze to Mroczni
rozpoczynali partię. I właśnie zamierzali wykonać pierwszy ruch. Najpierw
obserwacja celów, potem odpowiednia selekcja i wybór. No i pierwsze zagranie.
Porwanie ucznia Hogwartu.
Acha! No i jest nowy rozdział.
Bardzo, bardzo, bardzo, BARDZO PRZEPRASZAM za chwilową
nieobecność, ale sami wiecie jak to jest. Koniec roku się zbliża, nauczyciele
się wybudzili i nastąpiło zwolnienie blokady :D Sprawdziany, sprawdziany i
jeszcze raz sprawdziany. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Co do rozdziału, to jestem zadowolona. Łańcuch się
powiększa. Draco usiłuje pomóc Ginny, Madelaine wyświadcza przysługę Draconowi,
ten prosi o pomoc Blaise’a. Madelaine poluje na Parkinson, która ukrywa się
przed ministerstwem. Z kolei panna Parks ma tajemniczy dług u Angeliny Johnson,
a ta zamierza go wykorzystać, by pomóc Ginny. No i Zakon. Zdrajca…. Angelina
rozbudziła wątpliwość w stosunku do Astorii.
I oczywiście w tle jest ciągle Cho Chang…..kto wie co ona
planuje :D
No dobra, ja się napisałam, teraz wasza kolej. Zaspokoję
waszą ciekawość: punkt kulminacyjny nastąpi w rozdziale 15. Wtedy to nastąpi
porwanie, no i…..tak, tak, Ginny dostanie całkowitego olśnienia i odzyska
pamięć.
KOMENTOWAĆ!
Hej!
OdpowiedzUsuńPisz szybko do 15, bo nie wytrzymam kurczę! Rozdział świetny! :D Kogo oni chcą porwać?!
Pisz szybciutko. Pozdrawiam. :*
Jaki spoiler! No wiesz! Żartuję, żartuję, dobrze, że to napisałaś :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny, chyba nie muszę tego mówić (pisać) ;)
Co tam jeszcze, ryknęłam śmiechem jak wyobraziłam sobie Dracona walącego głową o ścianę ^^
Blaise to na serio takie ciacho? Kiedyś go nie trawiłam (tak samo jak Malfoya. O zgrozo, co za podłe czasy!), ale im więcej ff o nim czytam tym bardziej go lubię :D
O, i Ron jest taki słodki jak troszczy sie o Hermionę <3
Może stwierdzę rzecz oczywista, ale strasznie wkurza mnie Cho, no ale ja nigdy za nią nie przepadałam.
Pozdrawiam i czekam na cd :*
PS U mnie coś nowego pojawi się w ciągu najbliższego tygodnia ;)
Nie wiem czy posłuchałaś mojej rady, czy sama się rozwijasz, ale... Brawo. O to właśnie chodziło. Opisy stają się pełniejsze, już nie pędzisz tak z akcją. Zwolniłaś. Pozwoliłaś się nią rozkoszować. Nie skaczesz tak bardzo pomiędzy wątkami. Prowadzisz główną akcję i umieszczasz poboczne wątki, które "jeszcze" niewiele nam mówią. Suspens się zacieśnia. Idź dalej w tym kierunku, a będzie to jedno z lepszych opowiadań w polskim HP necie.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się początek rozdziału. Nie chodzi o fabułę, ale to jak wyprowadziłaś akcję, od szalonych myśli jakie musiały kotłować się w głowie Ginny do jej pierwszych czynności.
Oczywiście, jak dla mnie po 11 może być od razu 15 ;;)
Zapraszam wszystkich także do mnie
http://harry-potter-kontynuacja.blog.pl w Czerwcu ostatnie rozdziały mojego opowiadania, bynajmniej jednak nie oznacza to rozstania.
Uff nareszcie jestem. Przepraszam , ale ile razy chciałam skomentować coś mi przerywało. Nie ważne , już mówię co i jak.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i bardzo mi się podoba to , że jest więcej szczegółowych opisów. Pozwalasz nam i dłużej czytać i rozkoszować się każdym fragmentem. No i co ja tu mam więcej dodać. Nie ma już koncertu życzeń i może to i dobrze.. Zobaczymy
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział , w wgl to może już być 15 heh :))
Nie martw się o mnie słuch nie zaginą ... przybędę już naprawdę nie długo :P
Blog powala na kolana, naprawdę;*
OdpowiedzUsuńhttp://harryiginnypovoldemorcie.blogspot.com/
Mam zaszczyt poinformować Cię, że zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award i do Versatile Blogger Award!!!
OdpowiedzUsuńron-hermiona-milosc.blogspot.com
Pozdrawiam! :**