N
|
adszedł długo wyczekiwany październik. Wielkimi krokami
zbliżał się pierwszy mecz Quidditcha. Jak zwykle, pierwszy mecz miał odbyć się
między Gryfonami i Ślizgonami. Na korytarzach dochodziło do bardzo
emocjonujących sprzeczek, a największe zainteresowanie wzbudzali oczywiście
szukający obu drużyn, na których barkach spoczywał ostateczny wynik meczu.
Nauczyciele nie mogli bezpośrednio okazywać swojej sympatii do którejkolwiek z
drużyn, oczywiście oprócz opiekunów. Syriusz i Draco często wdawali się w
słowne sprzeczki, raz nawet pokusili się o widowiskową kłótnię na korytarzu.
Każdy z nich stanął w obronie jednego z drużynowych graczy. Deryl Sullivan,
pałkarz i kapitan Ślizgonów bezpodstawnie zaatakował Pierce Donavan, szukającą
Gryfonów. Jako, że dziewczyna była dwa lata młodsza od rosłego chłopaka, w jej
obronie stanął Greyson Wayland, uczeń siódmej klasy, powszechnie widywany z
kapitanem Gryfonów Evanem Collinsem. O dziwo bójkę przerwała sama Pierce,
używając zaklęcia spowalniającego. Wtedy do akcji wkroczyli opiekunowie domów.
Po wysłuchaniu świadków, Ślizgonowi odebrano pięćdziesiąt punktów, jednak Draco
wybłagał dyrektorkę, by Sullivan mógł zagrać w zbliżającym się meczu. Syriusz
stanowczo zażądał zakazu zbliżania się do któregokolwiek członka drużyny
Gryfonów, a młody nauczyciel eliksirów przeprowadził stosowną rozmowę z
Sullivanem. Tak więc Ginny, Neville i Harry, którzy w tym tygodniu patrolowali
korytarze, musieli czujnie obserwować każdego zawodnika Domu Lwa. Ginny
przypadła opieka nad szukającą i pałkarzem- czwartoklasistami Pierce Donavan i
Dylanem Blackberrym. Miała ułatwione zadanie, bo ta dwójka trzymała się razem,
wręcz tworzyli bardzo zażyłe relacje. Zaśmiewała się niemal do łez razem z
Nevillem, gdy widzieli Pottera. Biegał z kąta w kąt, miał wiecznie
przekrzywione okulary od przeciskania się przez tłum, a jego i tak potargane
włosy wyglądały jak trafione piorunem. Nic dziwnego, skoro opiekował się
Lancelotem Turnerem, blondynem o wielkich, niebieskich oczach. Ten szóstoroczny
ścigający cieszył się mianem najprzystojniejszego chłopaka w szkole, co
oczywiście wzbudzało zazdrość chłopaków z Domu Węża i oznaczało wielkie
oblężenie ze strony żeńskiej części szkoły. Fakt, że jego ojciec był szefem
Brygady Uderzeniowej i złapał dużo czarnoksiężników dolewał oliwy do ognia.
Wreszcie nadszedł dzień meczu. Była sobota, a atmosferę
podgrzała wczorajsza informacja dyrektorki. Jeśli mecz skończy się do południa,
uczniowie od trzeciej klasy wzwyż będą mogli odwiedzić Hogsmeade. Astoria wraz
z Ginny i Nevillem, który niedawno zszedł na śniadanie, siedzieli w Wielkiej
Sali i zajadali świeżo zrobione tosty.
- Patrz- Astoria szturchnęła Ginny pod stołem- Idzie
Piorunek- zaśmiała się. Rudowłosa przerwała rozmowę z Nevillem i zerknęła na
wejście do Sali. Ku nim zmierzali Harry i Syriusz, obaj niewyspani, z
potarganymi włosami. Na jej usta automatycznie wkradł się uśmiech.
- Witamy naszych śpiochów- przywitała się- Czekałam za tobą
rano, Harry. Pukałam z dobre pięć minut do twojego gabinetu, ale nie otwierałeś-
Potter wymamrotał coś w stylu „ przysięgam, że jak jeszcze raz usłyszę
Lancelotuś, to puszczę kolorowego pawia jak te karteczki miłosne w torbie
Turnera” i przecierając oczy zwalił się ciężko na krzesło.
- Co jest? Piorunek się nie wyspał?- Astoria zatrzepotała
rzęsami jak nastolatka.
- Przymknij się, Gwiazdeczko- Harry użył zdrobnienia
używanego przez jej ojca na zebraniach Zakonu.
- To było poniżej pasa- oburzyła się Astoria- Twoje
przezwisko jest przynajmniej uzasadnione- wskazała na jego czoło- No i jest
urocze- przeciągnęła ostatnią sylabę.
- Tak, równie urocze jak Ginny- Minnie- odezwała się
rudowłosa.
Syriusz zaśmiał się, szczekając jak pies.
- Ginny- Minnie? Serio? Kto jest taki genialny, by tak cię
nazywać? Muszę wysłać mu kwiaty- zaśmiał się jeszcze raz, widząc, że Ginny się
zarumieniła, co było rzadkim widokiem.
Rudowłosa już miała coś odpowiedzieć, ale właśnie
przyleciały sowy z poranną pocztą. Przed każdym nauczycielem wylądowała
przynajmniej jedna przesyłka. Zobaczyła, że Harry dostał urzędowo wyglądającą
kopertę oraz Proroka Codziennego. Przed nią leżały trzy koperty. Rozpoznała
staranne pismo Hermiony, gryzmoły Rene, a trzeciej nie rozpoznała. Zajadając
ciepłego tosta otworzyła list od przyjaciółki. Treść ją trochę zdziwiła.
Wiedziała, że Kevin chce sprowadzić siostrę, ale nie powiedział jej, że
spodziewa się ona dziecka. I to kogo. Przekazała dyskretnie list Astorii.
- Carrow?- wyszeptała, gdy skończyła czytać- Cholerny Amycus
Carrow? Na Merlina, kiepsko to widzę. Mam nadzieję, że Hermiona coś wymyśli i
to szybko, bo ostatni atak Mrocznych był trzy tygodnie temu. Nie wiadomo co
planują- jej wzrok spoczął na blond czuprynie Draco, który siedział na drugim
końcu stołu nauczycielskiego i rozmawiał z Madelaine Parks. Musiał wyczuć jej
wzrok, bo spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął. Uniósł pytająco brwi,
widząc jej zaniepokojoną minę i list trzymany w ręce. Astoria dyskretnie
pokiwała głową, na znak, że to nie jest odpowiednia chwila. Porozmawiają
później.
Wzrok nauczycielki Astronomii spoczął na dwóch pozostałych
listach rudowłosej.
- Rene napisał?- zapytała dość głośno, rozpoznając
charakterystyczne gryzmoły Francuza. Harry uniósł pytająco brwi z nad gazety,
którą czytał i wbił spojrzenie w Ginny. Ta speszona opuściła głowę i otworzyła
list od przyjaciela. Dowiedział się od George’a o dzisiejszym wypadzie do
Hogsmeade i chce się z nią spotkać. Zdawała sobie sprawę, że Harry cały czas
się jej przygląda. Cholera jasna, musiał akurat teraz? Przez ten miesiąc ona i
Harry wypracowali dosyć dobrą relację i miała szczerą nadzieję na rozwinięcie
tej znajomości. Ale nie. Nie mogła tak po prostu odmówić Rene, bo pomyśli, że
coś się stało. A poza tym, nie chciała, by jej relacje z Rene uległy zmianie.
Potrzebowała go na swój sposób i on dobrze o tym wie. Może nawet próbuje to
wykorzystać.
- Chce się spotkać w Hogsmeade.
- Och…- Astoria zerknęła szybko na Harry’ego, który udawał,
że interesuje go artykuł w Proroku- Ja nie mogę iść, jestem umówiona.
- Z kim?- Ginny uniosła pytająco brwi. Panna Greengrass
wciągnęła gwałtownie powietrze, posyłając długie spojrzenie Syriuszowi.
- No…. Muszę załatwić coś ważnego.
Nauczycielka zaklęć przyglądała jej się nieufnie, ale potem
dała spokój. To w końcu jej sprawa, jak będzie chciała jej powiedzieć to powie.
Syriusz chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji energicznie wstał z krzesła i
machnięciem różdżki poprawił swój wygląd, a na jego szyi zawisł żółto-czerwony
szal Gryffindoru.
- Chodźmy już lepiej na trybuny. Zawodnicy już wychodzą-
krzyknął, gdy przez Wielką Salę przeszła wrzawa oklasków, a obie drużyny
skierowały się na stadion.
- Idziesz, Gin?- zapytał Harry, widząc że się nie podnosi.
- Za chwilę- odpowiedziała. Wpatrywała się w trzeci list,
który dostała- Zajmij mi miejsce.
Potter przyglądał się jej chwilę, ale pokiwał głową i
poszedł za Nevillem i Astorią. Ginny cały czas wpatrywała się w pergamin.
Interesujące.
Witaj, Ginny
Piszę do Ciebie, bo muszę z Tobą porozmawiać. Ostatnio w Hogsmeade
dzieją się ciekawe rzeczy. Mam wrażenie, że w ich centrum znajduje się Twoja
przyjaciółka Astoria i Draco Malfoy. Proszę, przyjdź w niedzielę do apteki.
Wszystko Ci wyjaśnię.
Do zobaczenia.
Angelina Johnson.
Bardzo interesujące- pomyślała i wyszła z Wielkiej Sali tuż
za nauczycielem eliksirów.
S
|
tadion pękał w szwach. Trybuny podzielone były na dwie
części: czerwono-złote i zielono-srebrne. Draco siedział pośrodku trybuny
nauczycielskiej, obok Mcgonagall. Z drugiej strony dyrektorki siedział Syriusz
Black, opiekun Gryfonów. Rząd wyżej miejsca zajęli Longbottom i Potter. Jedno
siedzenie koło Draco było puste. Usilnie próbował wypatrzyć w tłumie Astorię,
ponieważ chciał zapytać ją o ten list co czytała na śniadaniu. Widocznie się
zaniepokoiła. Podniósł rękę i pomachał, gdy zauważył charakterystycznie
rude włosy Ginevry. Obok niej stała
Astoria i…Madelaine. Na Merlina!
- Draco!- uśmiechnęła się panna Parks- Zająłeś dla mnie
miejsce? Miło z twojej strony- bez pytania usiadła na wolne miejsce obok niego.
Malfoy zacisnął pięści z bezsilnej złości, ale nic nie powiedział. Rzucił
przepraszające spojrzenie Astorii, która przyglądała się temu ze zmarszczonymi
brwiami. Wzruszyła ramionami i usiadła razem z Ginny koło komentatora, Greysona
Waylanda, Gryfona z siódmego roku.
- Witam wszystkich na pierwszym, tegorocznym meczu
Quidditcha. Dzisiaj zmierzą się między sobą Gryfoni i Ślizgoni. Powitajmy
gorącą niesamowitą drużynę Gryffindoru: Phelps, Blackberry, Luther, McLevis,
Turner, Donavan i Collins!- krzyczał Gryfon, gdy zawodnicy wylatywali na
boisko- Wielkie nadzieje pokładamy w niezawodnej Pierce Donavan, która w
zeszłym roku dołączyła do drużyny, a już napsuła krwi pozostałym domom. A fakt,
że umie dokopać Sullivanowi sprawia, że jest jeszcze groźniejszym zawodnikiem.
- Wayland!- krzyknęła dyrektorka
- Taka prawda, pani dyrektor- powiedział- Nie jeden już
uciekał przed zaklęciami Pierce. Sam poczułem to na własnej skórze, ma
dziewczyna zdolności. Pani profesor Chang wypuściła znicza! Mecz się
rozpoczął!- krzyknął Greyson, gdy czternaście sylwetek wzbiło się w powietrze-
Turner błyskawicznie przejmuje kafla, podaje do McLevis, ta oddaje do
Turnera…Robi piękny unik! Dalej, Lance!- kafel przeleciał przez obręcz- Tak!
Dziesięć punktów dla Lwów.
Po godzinie gry było 100: 80 dla Gryfonów, obrońcy wykazali
się kilkoma widowiskowymi obronami, a Lancelot Turner zdobył pięć goli z rzędu,
co czyniło go niekwestionowanym królem boiska. Kibice krzyczeli z zachwytu gdy
Lance zdobył kolejne dwa gole w bardzo widowiskowy sposób, jednak z
niecierpliwością obserwowano dwie sylwetki wzniesione wyżej od innych
zawodników. Znicz się jeszcze nie pokazał. Minęło kolejne pół godziny, Lancelot
wzniósł się na wyżyny dobrej formy, dzięki niemu Gryfoni wygrywali 180: 100.
Nagle ubrana w szkarłatne szaty mała sylwetka pędem ruszyła w dół. Tłum zerwał
się z miejsc, gdy w pogoń ruszył drugi szukający.
- Pierce Donavan wypatrzyła znicz! Szybciej Pierce,
szybciej!- krzyczał Greyson. Zawodnicy zamarli na boisku, wszyscy obserwowali
pojedynek czwartorocznej Gryfonki i piątorocznego Ślizgona, Patricka Floresa.
Pierce już wyciągała dłoń, gdy Flores zderzył się z nią, nadlatując z prawej
strony. Zaczęła się przepychanka, a szukający niebezpiecznie szybko zbliżali
się do ziemi. Nauczyciele zerwali się ze swoich miejsc wiedząc, że ten
pojedynek zakończy się wypadkiem. Zawodnicy nadal się nie ruszali, kiedy
wreszcie ocknął się jeden z gryfońskich pałkarzy. Wycelował tłuczkiem prosto w
pędzących szukających. Pierce, zaalarmowana okrzykiem Dylana Blackberry’ego
zwinnie wykonała korkociąg. Tego szczęścia nie miał Patrick, który zapatrzony w
znicza nie zauważył nadlatującego tłuczka. Z głuchym uderzeniem wylądował na
ziemi, wzbiła się chmura kurzu, która zasłoniła szukających. Cho, która była
najbliżej, szybko podleciała do zawodników. Stadion zamarł czekając na wynik.
- Pierce Donavan złapała znicz! Gryffindor wygrał!-
krzyknęła Cho i zakończyła mecz donośnym gwizdem.
Ryk tłumu był tak głośny, że z pobliskich drzew pouciekały
ptaki. Lancelot, Pierce i Dylan zostali okrzyknięci bohaterami, a akcja Dylana
z tłuczkiem została wpisana do Kroniki Hogwartu.
H
|
arry samotnie błąkał się po Hogsmeade. Syriusz, Neville i
Astoria zniknęli zaraz po meczu i nie widział ich do teraz. Nie wiedział o co chodzi,
ale miał niejasne wrażenie, że ich tajemnicze spotkanie odnosi się do jego
osoby. Astoria w ogóle była tajemnicza. Te jej rozmowy z Malfoyem… i ten list
od Hermiony. Coś się działo, a on nie wiedział co. To go trochę irytowało, bo
lubił mieć wszystko pod kontrolą. No i Ginny… Wspaniale się dogadywali, łączyło
ich coś wyjątkowego, widział to w jej oczach. Błyszczały, gdy się spotykali. On
też był w lepszym humorze. A teraz…teraz ona była na randce z Rene. Cholerny
żabojad. Zaczął padać deszcz, więc szybko wszedł do Trzech Mioteł. Rozejrzał
się uważnie. Pełno uczniów Hogwartu, kilku znajomych z Ministerstwa. Obok niego
rozległ się głośny, dziewczęcy chichot. No tak, Lancelot Turner. Widział jak
Gryfon chowa się w cieniu, kulił się w kącie, a jego ręka nerwowo targała
włosy. W ciągu ostatnich tygodni dość dobrze poznał chłopaka. Najlepiej z
całego szóstego rocznika radził sobie na Obronie, musiał przyznać, że był
zdolny. Był taki okres, kiedy Harry należał do Brygady Uderzeniowej, której
szefem jest Howard Turner, ojciec Lancelota. Widział rodzinne podobieństwo.
- Lance- odezwał się Harry- Przepraszam!- krzyknął, gdy nikt
nie zwrócił na niego uwagi. Turner spojrzał na niego z iskierką nadziei- Lance,
mogę cię prosić? Muszę z tobą porozmawiać.
Chłopak natychmiast zerwał się z krzesła i przedarł się
przez tłum dziewcząt. Potter zaprowadził go na drugi koniec gospody. Obaj
zamówili Piwo Kremowe i usiedli przy stoliku.
- Męczy cię to, co?- zapytał Harry.
- Nawet pan nie wie jak, profesorze. Nigdzie nie mogę iść
sam, ciągle ktoś mnie znajduje. A ja potrzebuje trochę samotności- westchnął.
- Wiem co czujesz. Sam nie miałem łatwego życia w szkole-
wskazał na swoją bliznę- Wybraniec, i tak dalej. Twój ojciec jest
rozpoznawalny, rozpisują się o nim gazety. Masz przechlapane. Do tego jesteś
świetnym ścigającym, najlepiej w klasie radzisz sobie na Obronie. Inteligencja
w parze z umiejętnościami sportowymi i ładną buźką równa się skołatane nerwy,
plotki i nierozumiejące odmowy dziewczyny.
Lance pokiwał głową i napił się Piwa.
- Chciałbym się od tego oderwać, zaprosić normalną
dziewczynę na randkę, bez tego głupiego chichotu, miłosnych karteczek i
ciągłego oblegania. Nawet nie mam czasu dla kumpli.
Do Trzech Mioteł wtargnęło świeże i zimne powietrze, gdy do
środka weszły dwie osoby. Harry zacisnął mocniej rękę na butelce, gdy zobaczył
jak Rene ciągnie Ginny do pobliskiego stolika. Serce zabiło mu szybciej, gdy
rudowłosa uśmiechnęła się do niego, gdy ich spojrzenia się spotkały. Taki
zwykły, normalny uśmiech, a jego serce gubiło rytm. Rene obejrzał się przez
ramię i go zobaczył. Kiwnął nieznacznie głową na przywitanie i odwrócił się do
Ginny, tylko tym razem złapał ją za rękę.
- Pan też nie ma łatwo, prawda?- drgnął zaskoczony, gdy
Lance się odezwał. Kompletnie zapomniał, że chłopak tu jest.
- Co? Ach….to nic takiego.
- Panie profesorze- westchnął Lance- Dobrze wiem, co łączyło
pana i profesor Weasley przed wojną. Jestem pięć lat młodszy od pana. Byłem w
drugiej klasie, kiedy psorka Ginny razem z profesorem Longbottomem ratowali nas
z rąk Carrowów. Czasami mam jeszcze koszmary po tym nieszczęsnym roku, gdy
dyrektorem był Snape. A pan, profesorze- kiwnął głową w stronę Ginny- pokonał
Voldemorta, a boi się zawalczyć o kobietę, którą kocha? Na patrolach świetnie
się pan dogaduje z profesor Weasley, niech pan to wykorzysta.
Harry zaśmiał się, obserwując cały czas rudowłosą. Przez
całe spotkanie z Rene zerkała na niego dziesięć razy. Dziesięć. Zdawała się
nieprzytomna, bo Francuz kilkakrotnie musiał powtórzyć zadane pytanie.
- Nie jesteś za mądry, Turner?
Tym razem to Lance się uśmiechnął.
- Ktoś musi być dorosły, skoro pan zachowuje się jak
dziecko- zerknął na zegarek- Przepraszam, ale czeka na mnie wypracowanie z
eliksirów. Profesor Malfoy nie ma chyba co robić po nocach, tyle nam zadaje.
- Idź, idź- uśmiechnął się Harry, chłopak już wychodził,
kiedy Potter coś sobie przypomniał- Lance!- spojrzał na niego- Niedaleko pokoju
wspólnego Gryfonów, na siódmym piętrze jest pewne miejsce…
Ginny długo siedziała sama, gdy Rene wyszedł trochę
niezadowolony. Nic nie mogła poradzić, że nie mogła się skupić. Harry ciągle
przyciągał jej spojrzenie. Na końcu pokłóciła się z Rene, który wściekł się, że
nie poświęca mu uwagi. Francuz opuścił Trzy Miotły, a Ginny zatonęła w swoich
myślach. Nie mogła pozbyć się wspomnienia, gdy uśmiechnięty Harry tłumaczył
Lancelotowi, gdzie jest Pokój Życzeń. Kiedy obaj wychodzili, Potter rzucił jej
intrygujące spojrzenie, które skądś znała. Prawie jak…jak spojrzenie
tajemniczego mężczyzny ze snów.
M
|
adelaine Parks była zadowolona. Prawie cały dzień spędziła z
Draco Malfoyem. Ich obowiązkiem było uzupełnić medyczną kartotekę Patricka
Floresa, szukającego Slytherinu, który trafił do Skrzydła Szpitalnego zaraz po
meczu. Chłopak miał połamane dwa żebra i lewą rękę, którą chciał złapać znicz.
Draco, jako opiekun jego domu, musiał sprawdzać jego stan. Cały dzień z Królową
Parks był dla niego katorgą. Jej
irytujący, przeciągający sylaby głoś i nieznośny chichot były jak igły wbijające
się w jego głowę. Skrzydło Szpitalne było duże, a Madelaine jak na złość
przesiadywała jak najbliżej niego. Kiedy Patrick zasnął zmęczony, Draco
wykorzystał moment i skoczył do kuchni po jedzenie. Był dżentelmenem, więc
przyniósł również coś Madelaine. Jednak ona odebrała to nieco inaczej, bo
jeszcze bardziej się do niego kleiła. Powtarzał, że to jest zwykły obiad, nic
wielkiego, ale ona i tak robiła swoje. Kiedy kolejny raz sprawdzał stan
Patricka, siedział przy stoliku i główkował nad recepturą eliksiru
przywracającego pamięć. Pisał z tego pracę, gdy bronił tytułu mistrza.
Składniki były trudne do zdobycia. Niektóre niemal niedostępne dla zwykłych
czarodziei. Całkowity dostęp do wszystkich składników miał tylko jego twórca,
Magnus Fritz. Osiemdziesięcioletni starzec był jego jedyną nadzieją na
uzyskanie składników. Jeśli zdobyłby ten eliksir, bez problemu przywróciłby
pamięć Ginevrze, nie musiałby wbrew sobie udawać kochanego syna psychicznego
ojca. Tylko…nikt nie wiedział jak się skontaktować z Magnusem. Uczyniono z tego
tajemnicę, bo Fritz jest łakomym kąskiem dla Mrocznych.
- Co robisz, Draco?- tuż koło niego rozległ się głos
Madelaine.
- Nic- pospiesznie próbował schować pergamin z recepturą,
jednak kobieta była szybsza. Wypielęgnowane dłonie chwyciły kartkę, a oczy
Madelaine zabłysły, gdy zapoznała się z treścią.
- Eliksir Pamięci?
Draco wciągnął powietrze. Cholera jasna, Astoria go zabije.
Jak nic będzie martwy.
- T-tak. Jest mi potrzebny, a nie mam składników.
Madelaine odłożyła pergamin i podeszła do niego. Poczuł
duszący zapach perfum. Zadbane paznokcie przejechały po jego koszuli, panna
Parks uśmiechnęła się niepokojąco.
- Myślę, że powinniśmy podjąć współpracę. Oboje czegoś
potrzebujemy. Ty eliksiru, a ja…no cóż, potrzebuję twojego nazwiska.
- Mojego nazwiska?
- Widzisz Draco. Jesteś Malfoyem, czy chcesz czy nie,
budzisz pewien respekt. Muszę dostać się do pewnej osoby, a ty z pewnością
możesz mi pomóc.
- O kogo chodzi?
- Z pewnością kojarzysz swoją koleżankę. Pansy Parkinson.
Draco uniósł brwi, zdziwiony.
- Parkinson?
- Ta suka zrujnowała życie mojego brata. Bezwstydnie go
wykorzystała, a on stracił wszystko. A ja chcę ją znaleźć.
Malfoy uśmiechnął się szyderczo. Tak, Parkinson to niezła
suka. Madelaine również była niczego sobie, zapowiadała się niezła zabawa.
- Co ja będę z tego miał?
Madelaine pogłaskała go po policzku. Nie odtrącił jej,
zaciekawiony.
- Jeśli doprowadzisz mnie do Parkinson, ja załatwię ci
Eliksir Pamięci.
- Z tego co wiem, jedyna osoba, która go posiada jest pod
ścisłą ochroną Ministerstwa. Jak chcesz to zrobić?
Po sali rozniósł się śmiech.
- Po prostu odwiedzę dziadka.
Draco zamarł i wytrzeszczył oczy. Nie…to niemożliwe.
- Magnus Fritz jest moim dziadkiem, Malfoy.
W
|
gabinecie Syriusza
Blacka odbywało się małe spotkanie Zakonu Feniksa. Dwa dni temu Ginny rozszyfrowała
ukrytą wiadomość Mrocznych. Była…niepokojąca. Lucjusz Malfoy planował coś
okrutnego i strasznego. Kiedy rudowłosa poradziła sobie z zaklęciami
blokującymi odczytanie wiadomości, przyszła do Syriusza bardzo blada, co było
dziwne. Gdy Astoria zdołała uspokoić Ginny, ta wyjawiła im treść wiadomości.
Mało ważni, ważni i najważniejsi. Nic nieznaczący, cenni, najcenniejsi.
Lista jest zróżnicowana, każdy ma kogoś innego na celowniku. Mogliście się
przekonać, że jesteśmy dobrymi strategami. A zawdzięczamy to…szachom. Każdy
lubi grać w szachy, prawda? Organizacja Mrocznych zaprasza Zakon Feniksa do
Gry. Niech wygra lepszy. Czarni przeciw Białym. Zabawa polega na tym, że to my
rozpoczynamy Grę i to my wybieramy pionki. Damy wam trochę czasu na przygotowania.
Zaczniemy od niewinnej partyjki. Taki powiew świeżości i…młodości. W końcu
młodość ma swoje prawa. Rozpoczyna się Gra o Przetrwanie.
Syriusz, Neville i Astoria wykorzystali wypad do Hogsmead na
przygotowanie planu. Nie było to proste, nie chcieli wzbudzać paniki.
- Malfoy to psychol- stwierdził Neville- Zachciało mu się w
gierki pogrywać. Nie wiemy kogo zaatakują w pierwszej kolejności.
- Totalny psychol- zgodził się Syriusz- Zresztą cała
Organizacja Mrocznych to szaleńcy. Malfoy, Bellatriks, Greyback, rodzeństwo
Carrow. Sama śmietanka przydupasów Voldemorta.
- Zakon też ma dobrych ludzi- odezwała się Astoria-
Hermiona, George Weasley, Harry, no i Ginny. Ona jest naprawdę niebezpieczna i
genialna jednocześnie. Dobrze wiesz, co było podczas wojny. Ona i Harry tworzą
śmiercionośnie genialny duet. Jeśli znowu zaczną działać razem, Mroczni nie
mają szans.
- Pominęłaś jeden szczegół, Gwiazdeczko- mruknął Syriusz-
Ruda nie pamięta Harry’ego.
- A Harry jest zbyt nieśmiały, by odnowić taką relację, jaką
mieli przed wojną- dodał Neville.
- No to…będziemy musieli im pomóc.
Black i Longbottom spojrzeli na uśmiechającą się Astorię.
- Znam ten uśmiech, Greengrass. Co ty kombinujesz?
- Zbliżają się święta- powiedziała.
- Co?- zdziwił się Neville.
- Święta. Za niecałe dwa miesiące są święta.
- I co z tego?
Astoria zatonęła w swoich myślach, nie racząc wyjawić
swojego planu.
- W święta zdarzają się cuda.
Opuściła gabinet Syriusza bez żadnych wyjaśnień. Black i
Neville stali zupełnie ogłupiali. Wiedzieli jedno. Astoria Greengrass miała
plany wobec Ginny i Harry’ego. Jakie? To wiedziała tylko ona.
N
|
a korytarzach panowała przerażająca cisza. Dwie osoby w
ciemnych szatach chodziły po pogrążonym we śnie Hogwarcie. Ktoś musiał pilnować
porządku.
- Nocny patrol to zło- wymruczał mężczyzna. Ciszę przerwał
cichy śmiech.
- Gryfoni świętują zwycięstwo, nie wiadomo co im przyjdzie
do głowy- odezwała się kobieta.
Do śmiechu kobiety dołączył mężczyzna.
- Czasami są bezmyślni. Najstarsi są najgorsi. Wymykają się
na potajemne randki i znajdują najróżniejsze miejsca na obściskiwanie się-
zaśmiewał się mężczyzna.
- A skąd ty o tym wiesz, Harry? Czyżbyś sam tak robił?
Śmiech mężczyzny gwałtownie ucichł, ale wzmógł się kobiety.
- Bardzo śmieszne, Ginny- burknął- Nie wiem czy pamiętasz,
ale Ron i Hermiona potrafili o trzeciej w nocy wykraść się z dormitoriów, by
spędzić noc w świetle księżyca.
- Dobra, dobra Potter, nie wykręcaj się. Kim była ta
szczęściara?
- Co?- zapytał dziwnie zmienionym głosem.
- Kim była ta dziewczyna, z którą wymykałeś się na randki.
- Eeee…- „ty”, to słowo cisnęło mu się na usta, ale nie mógł
go wyksztusić. Kompletnie nie wiedział jak się zachować. Ginny wypytywała go o
jego dziewczyny, co oznaczało, że….
- Jesteś zazdrosna.
- Co?- tym razem rudowłosa zapiszczała lekko zmienionym
głosem- Bzdura, nie mogę być zazdrosna, skoro nic nas nie łączy.
Potter zatrzymał się gwałtownie, a kobieta na niego wpadła.
Odwrócił się do niej i złapał ją za rękę. Ginny poczuła ostre ukłucie, gdy
spojrzała w jego oczy. Intensywnie zielone jak…Tym razem było inaczej.
Wspomnienia były wyrwane z całości i kończyły się tak nagle jak się zaczęły.
Przed oczami migały jej urywki latania na miotle, wieczorów przy kominku w
Hogwarcie, walka w Departamencie Tajemnic.
Poczuła jak wszystkie siły opuszczają jej ciało, Harry mocno trzymał ją
w swoich ramionach. „ Ginny! Gin!”- młodszy o kilka lat, umorusany na twarzy
Harry Potter pochylał się nad nią i delikatnie nią potrząsał. „ Nic ci nie
jest? Ty…ty uratowałaś Syriusza!” krzyczał i podniósł ją, okręcając wokół
własnej osi. Kolejne ukłucie. Młoda, rudowłosa dziewczyna walczyła z
zamaskowanym mężczyzną. Oczy dziewczyny rozszerzyły się, gdy ktoś krzyknął. „
Syriusz!”. Zaniedbany Black walczył z czarnowłosą kobietą, która śmiała się
przeraźliwie. Nagle kilka rzeczy zdarzyło się jedocześnie.
Ginny upadła na kolana, Harry ją złapał, a w głowie
rudowłosej przelatywały kolejne wspomnienia. Ta sama rudowłosa dziewczyna co wcześniej wykonała imponujące
kopnięcie, popychają swojego przeciwnika za zasłonę. Syriusz Black rozpaczliwie
odepchnął się od jego ciała i wyciągnął ręce do przodu. Dziewczyna pociągnęła
go za szatę i oboje upadli na ziemię. „ Syriusz! Ginny! Ginny…”.
- Ginny! Hej- Harry poklepał ją po twarzy. Spojrzała na
niego.
- Ja…cholera jasna!- zerwała się na równe nogi- Mam tego
dosyć! Dosyć, rozumiesz Harry? Głowa mi pęka, przypominam sobie wszystko w
najmniej odpowiednich momentach- spojrzała na niego- i zawsze ty jesteś w
pobliżu.
Harry złapał ją za ręce.
- Gin, spokojnie. Powiedz…Co widziałaś?
Ginny odgarnęła włosy z twarzy.
- Uratowałam Syriusza w Departamencie Tajemnic, prawda?
Harry…- westchnęła i przytuliła się do niego- Nie chce tak żyć. Nie pamiętam
własnej rodziny, przyjaciół, a ty…ty działasz na mnie silniej niż ktokolwiek
inny. Przy tobie przypominam sobie najwięcej.
Harry poczuł jak serce tłucze mu się w piersi. Syriusz,
Syriusz…. Warknął, zupełnie nad sobą nie panując . Przypomniała sobie prawie
wszystkich. George’a, Neville’a, Victoire, Colina, Rona i Hermionę. Tylko nie
jego…Nie jego.
Jęknął bezsilnie, spojrzał jej głęboko w oczy i działając
pod wpływem chwili, pocałował ją.
BUM!
To na tyle w tym rozdziale :D
Rozdział w sumie taki przejściowy. Odczytana została
informacja od Lucjusza Malfoya. Draco…no wpakował się w niezłe bagno. Już
wiecie dlaczego Madelaine tak bardzo dręczyła nauczyciela eliksirów.
Zapowiedziana zabawa Mrocznych i Zakonu rozpocznie się porwaniem…ucznia
Hogwartu. Tutaj daję wam możliwość wyboru. Głosujcie w ankiecie, który uczeń ma
być porwany.
Zapraszam również do dalszej zabawy w Koncert Życzeń. Mam do
was małą prośbę. Widzę, że liczba wyświetleń bloga ciągle rośnie, ale nie
przekłada się to na komentarze. Jeśli nie chcesz pisać długiego komentarza,
napisz chociaż „głupie” albo „fajne”. Naprawdę, ja nie gryzę, a każdy komentarz
dodaje skrzydeł.
Serdecznie dziękuje Mystery Girl, Avadzie Kedavrze i Astrze(
anonimku!) za bardzo miłe komentarze. Ten pocałunek na koniec jest na wasze
życzenie :D
Wspomnienie 11:
- Ginny
rozmawia z Angeliną
- kolejne
spotkanie Hermiony i Kevina
- plany
Mrocznych
- spotkanie
Blaise’a i Draco
- rozmowa
Harry’ego i Ginny o pocałunku
No Karmelku widzę , że wena u Ciebie rozkwita ze zdwojoną siłą. Bardzo ucieszyła mnie końcówka , ale i nie tylko. Wiele wątków zaczętych co oznacza , że kolejny rozdział będzie jeszcze lepszy..
OdpowiedzUsuńA co do tego wątku o rozmowie o pocałunku. To ja bym to zrobiła tak , że albo podczas tej rozmowy, albo w trakcie pocałunku by go sobie przypomniała. Myślę, że z ich połączeniem nie powinnaś zwlekać zbyt długo, ale jak już wcześniej mówiłam to tylko moje skromnie zdanie.
A i na sam koniec co do koncertu życzeń to mam jedna prośbę. Oczywiście nie koniecznie musisz ją realizować. Może gdy ten"ktoś" zostanie porwany to cały zakon ruszy mu na ratunek, ale to Harry i Ginny go uratują. Oczywiście oznaczałoby to , że rozdział albo podzielisz na dwie części , albo obdarzysz nam super długim i jeszcze milszym oka rozdziałem. Zrobisz jak uważasz..
Trzymam kciuki :)
Jeny, jaki super blog!
OdpowiedzUsuńTak mnie wciągnęło, że od wczorajszego wieczoru nic innego nie robię tylko czytam, w dodatku robię to bardzo uważnie, żeby nic nie stracić. O rany, dopiero teraz jestem wolna :o Jeśli moja polonistka mnie zabije za brak pracy domowej, to Twoja wina!
No dobra, a teraz tak na poważnie, blog jest po prostu za*******! Naprawdę, nie umiem inaczej go określić. Chapeau bas!
Praktycznie nie robisz błędów. Wszystko jest idealnie pod względem języka, stylu, interpunkcji i ortografii.
Poza tym bardzo mi się podobał ten rozdział. Jednak był szok na końcu. Świetnie przedstawiasz Harry'ego, a musisz wiedzieć, że ja nie przepadam za tą postacią, tj nie lubię jej w książkach Rowling (wiem, że to dziwne).
Co jeszcze...? Genialna scena jak Lance rozmawia z Harrym. Nieźle się ubawiłam xD "Ktoś musi być dorosły, skoro pan zachowuje się jak dziecko" :P
Hymm, to chyba tyle na dzisiaj, jak coś mi się przypomni, to napiszę ;)
Pozdrawiam :*
super, super, super
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z najfajniejszych blogow jakie czytam a) bo o Ginny i Harrym b) bo jest inna historia niz wszedzie ale nie sa pozmieniane osoby i rozne rzeczy, tylko kilka c) bo swietnie piszesz
Świetny rozdział! Wreszcie pocałunek! Niech sobie przypomni Ginny jeszcze troche o Harrym! :** pozdrawiam i życze weny! :*
OdpowiedzUsuńMamy mały jubileusz, 10 rozdział więc pora się za ciebie zabrać. Ostrzegałem! Sama prosiłaś :)
OdpowiedzUsuńTak jak napisałem ci w mailu. Nie zamierzam oceniać ci treści, bo ta może się podobać lub nie podobać. Zależy od gustu. Mi akurat się podoba.
Od pierwszego rozdziału mam niestety do ciebie jeden zarzut. Początkowo sądziłem, że pędzisz, by osadzić nas w jakimś etapie tej historii. Wygląda jednak na to, że to twój sposób narracji...
Karmelku. Kiedy czytam twoje rozdziały czuję się, jakbym czytał streszczenia a nie pełne rozdziały. Okropnie skracasz historie, przeskakujesz pomiędzy wątkami. Masz naprawdę świetne pomysły, ale zbyt wiele z nich, chcesz przekazać w zbyt krótkim czasie. Ani ty, ani tym bardziej twoi czytelnicy, nie uczestniczą w żadnym wyścigu. Daj nam się zatrzymać nad fabułą. Przejdź od sceny do sceny tak, byśmy się nie zgubili po drodze.
Ten rozdział, prawdę mówiąc, powinien być nawet trzy razy dłuższy, by wyczerpać wszystkie zawarte w nim wątki. Chociażby wątek "zbliżania się" Harrego i Ginny strasznie pędzi. Kiedy piszesz, że Ginny czuje do niego coś, czego nie potrafi określić. Rozpisz się o tym. Wyjaśnij nam te uczucia. Wyjaśnij je jej. Kiedy Harry widzi Ginny przeżywa wewnętrzne rozterki. Pokaż co on czuje. Dlaczego nie potrafi powiedzieć jej kim był i co czuje, co oboje czuli. Czy się boi, czy się wstydzi, czy magomedycy zabronili.
Jak już wspomniałem. Masz ogromne ilości ciekawych pomysłów i chcesz się nimi z nami podzielić. Ale robisz to zbyt szybko i nachalnie.
Zwolnij. Daj nam odsapnąć, zanurzyć się w historię. spróbuj dla ćwiczeń, ten rozdział rozciągnąć do granic możliwości.
Niewątpliwie zrobiłaś spore postępy od pierwszego rozdziału, ale musisz wyeliminować kilka błędów. Zanijmy od tych telegraficznych skrótów, potem będzie już tylko łatwiej.
Pozdrawiam HP:Kontynuator.
P.S
Osoby, które mnie nie znają, zapraszam na mojego bloga
http://harry-potter-kontynuacja.blog.pl