Wiecie już mniej więcej co będzie dalej. Wielka Gra o
Przetrwanie. Nie będę zdradzał dalszych wydarzeń. W międzyczasie poznacie
historie moich przyjaciół, nie obędzie się również bez zdrady i śmierci. Od tej
chwili będę wam pokazywał same wspomnienia, bez moich przemyśleń. Bądźcie
cierpliwi, wszystko się wyjaśni. Małymi kroczkami zbliżamy się do Gry. A teraz
zapoznajcie się z kolejnymi wspomnieniami.
W
|
Norze panował chaos.
Mieszkańcy krzątali się po całym domu, przekrzykiwano się nawzajem, każdy
próbował na ostatnią chwilę wykonać najpotrzebniejsze czynności.
- Mamo widziałaś moją marynarkę?
- Hermiono wyjdź wreszcie z tej łazienki!
- Na Merlina, pośpieszcie się!
- Ronaldzie! Ten tort jest na później!
Brązowowłosa kobieta ubrana w letnią, beżową sukienkę
wybiegła z łazienki i zbiegła po schodach. Rozejrzała się uważnie szukając
swojej torebki, klasnęła w ręce i szybkim krokiem przeszła do salonu. Podeszła
do kanapy przy kominku i chwyciła małą, brązową torebeczkę. Odruchowo zerknęła
na zegar wiszący nad kominkiem. Po wojnie Ron i Harry, którzy nie mogli patrzeć
na rozpacz pani Weasley po śmierci Freda przerobili go. Teraz zegar miał pięć
tarcz. Pierwsza przeznaczona była dla państwa Weasley, druga przedstawiała
wskazówki Fleur, Billa i Victoire, trzecia Percy’ego i Audrey, czwarta
ukazywała rodzeństwo Weasley: Charliego, George’a, Rona i Ginny, a piąta
zawierała wskazówki przyjaciół rodziny: Syriusza, Harry’ego, Hermiony, Luny,
Neville’a i małego Teda Lupina. Panna Granger z lekkim uśmiechem zerknęła na
swoją rękę. Już niedługa ona i Ron będą mieli osobną tarczę na rodzinnym
zegarze. W kwietniu miała zostać nową panią Weasley. Same zaręczyny przebiegły
bardzo spontanicznie. Jak co roku rodzina wspominała Bitwę o Hogwart. Najmłodszy
z braci z tamtym okresem miał nieprzyjemne wspomnienia. Ciągle wypominał to, że
zostawił swoich przyjaciół na pastwę losu podczas poszukiwania horkruksów.
Mimo, że wszystko sobie wyjaśnili, Ron bardzo przeżywał śmierć Freda, a potem
odejście Ginny i nie mógł sobie wybaczyć, że ich wtedy zostawił. Nie wierzył w
siebie, uważał, że jest bezwartościowy, ciągle powtarzał, że nie zasługuje na
taką dziewczynę jak Hermiona. Wtedy ona skierowała na niego chmarę żółtych
kanarków, zwyzywała go od palantów i pocałowała go. Powiedziała, że kocha go za
to kim jest i to się nie zmieni, ale jeśli zostanie takim beksą, uzna go za
tchórza. Wtedy obudziły się w nim gryfońskie cechy, uwierzył w siebie i w
przypływie adrenaliny poprosił ją o rękę. Oczywiście się zgodziła, a kiedy
ogłosili to rodzinie, pani Weasley uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy od
zniknięcia córki. Ślub miał się odbyć za siedem miesięcy, ona i Ron będą
szczęśliwym małżeństwem.
- Wszyscy gotowi?- zapytał pan Weasley. Hermiona kiwnęła
głową na potwierdzenie. Nagle tuż przed nią buchnął płomień i z kominka wyszedł
Bill z małą Victoire. Mężczyzna otrzepał szatę z popiołu, rozejrzał się i
podszedł do Hermiony.
- Ładnie wyglądasz Hermiono- powiedział po przywitaniu.
- Dziękuję- odpowiedziała- A gdzie Fleur?
- No właśnie… Zdaje się, że młody daje o sobie znać- Fleur
spodziewała się drugiego dziecka, była w piątym miesiącu ciąży- Źle się
poczuła, ma wymioty. Zostawiłem ją tylko na chwilę. Victoire bardzo chce iść na
otwarcie sklepu- wskazał głową na córkę- A ja nie zostawię Fleur w takim
stanie. Nie chcę obarczać rodziców, a ty jesteś jedyną osobą jakiej bym
powierzył moje dziecko- dokończył z lekkim uśmiechem.
- A Charlie?
Właśnie w tym momencie rozległ się krzyk pani Weasley.
- Charlie na Merlina! Nie możesz się powstrzymać? Przyjęcie
będzie za trzy godziny. Trzy! A ty mi tu wyjadasz. Popatrz! Masz koszulę brudną
od czekolady. Zachowujesz się gorzej niż Ron, a to ty jesteś starszy!
Hermiona uniosła brwi i spojrzała na Billa.
- Tak, chyba rzeczywiście zaopiekuję się małą.
Bill pokiwał głową z bardzo rozbawioną miną. Charlie z
cichym trzaskiem teleportował się do swojego pokoju, by się przebrać, a Ron
uciekał przed uderzeniem ścierki, które wymierzyła pani Weasley.
- Ale cyrk- zaśmiał się. Wyściskał swoją córeczkę,
powiedział, że ma się pilnować cioci Hermiony i uciekł przez kominek rzucając
krótkie pożegnanie.
- A gdzie Bill i Fleur?- zapytał Ron.
Hermiona zamrugała gwałtownie oczami. Zerknęła na Victoire,
która pobiegła do dziadka Artura.
- No przecież…- spojrzała na niego i widząc jego rozbiegany
wzrok westchnęła ciężko- Fleur udziela się ciąża. Ma wymioty i Bill z nią
zostaje. Mam się zaopiekować Victoire.
- Super. Syriusz zabiera Teddy’ego więc mogą się razem
bawić.
- A Harry?
- Przyleci motorem- Ronowi zabłysły oczy- Obiecał młodemu,
że zabierze go na przejażdżkę.
- Faceci- Hermiona pokręciła głową. Pomogła pani Weasley
naprawić szkody wyrządzone przez rudzielców, chwyciła Victoire za rękę i
kominkiem przedostała się do Magicznych Dowcipów w Hogsmeade.
D
|
o wioski powoli przybywało mnóstwo czarodziei. Wszyscy
tłoczyli się w jednym miejscu. Przed starym sklepem Zonka tworzyła się kolejka,
każdy chciał wejść do środka. W tłumie ludzi znalazło się kilku reporterów z
aparatami, delegacja Ministerstwa Magii i pełno uśmiechniętych dzieciaków. Za
parę minut miał zjawić się George Weasley, który uroczyście otworzy filię
Magicznych Dowcipów w Hogsmeade. Pracownicy nowego sklepu uwijali się jak w
ukropie, z nieciepliwością wypatrywali charakterystycznej rudej czupryny
swojego szefa. Z racji tego, że sklep na Pokątnej działa od pięciu lat, George
przekazał kierownictwo nad nim swojemu młodszemu bratu. Ron miał prowadzić
Magiczne Dowcipy na Pokątnej, a kierownikiem nowego sklepu będzie sam George.
Jako, że była sobota, wszyscy pracownicy zgromadzili się w Hogsmeade. O
dwunastej właściciel miał otworzyć drzwi dla klientów, a o piętnastej miało
odbyć się przyjęcie dla ważnych gości i przyjaciół rodziny Weasley.
- Rene! Możesz mi pomóc?- obładowany kartonami mężczyzna
wyszedł z części biurowej sklepu i skierował się do Sali, gdzie miało odbyć się
przyjęcie- Weasleyowie właśnie dostarczyli jedzenie i wszystko, co jest
potrzebne na przyjęcie. Zaraz tu będą i mamy pomóc im wszystko przygotować.
Rene de Fines, dwudziestodwuletni czarnowłosy mężczyzna
odwrócił się od okna i podszedł do nowego sprzedawcy. Nie wiedział co ten
chłopak w sobie ma, ale z miejsca wzbudził jego sympatię. Przypominał mu trochę
jego młodszego brata Fabrice. W wolnych chwilach rozmawiali, by się lepiej
poznać. Kiedy George przyszedł do niego i przedstawił mu blondyna, powiedział,
że ma się nim opiekować i zapoznać ze wszystkimi produktami sklepu. Gdy obaj
pracowali na magazynie, Kevin opowiedział mu trochę o sobie. Pochodził ze Stanów,
miał starsze rodzeństwo. Opowiedział jak wygląda szkolnictwo w Ameryce. Nie
powiedział dlaczego opuścił rodzinne strony, ale widać, że nie tęskni za domem.
Czasami, gdy było trochę luźniej w sklepie, dołączał do nich George i Kevin
opowiadał mu o wszystkich przygodach jakie przeżyli w Akademii. Straus jest
najlepszym przyjacielem siostry jego szefa, więc wdawali się w długie rozmowy.
Nic dziwnego, doskonale wiedział co przytrafiło się Ginny i normalne było, że
George stara się jak może by pomóc siostrze. Tak więc on, Kevin i Verity, która
jest sprzedawcą w sklepie na Pokątnej utworzyli małą grupkę znajomych.
- Hej Verity- zawołał dziewczynę- Kevin mówi, że mamy
przygotować salę na przyjęcie. Weasleyowie zaraz będą.
- Już idę!- odpowiedziała.
Rene razem z Kevinem przeszli do drugiej sali. Przyniesione
pudła postawili pod ścianą i zabrali się za ustawianie stołów.
- Może ja się tym zajmę, co chłopaki?- do sali weszła niska,
blondwłosa dziewczyna o dużych oczach. Nie można było stwierdzić koloru, bo z każdym
poruszeniem pod wpływem światła tęczówki dziewczyny intensywnie błyszczały i
zmieniały kolor. Na twarzy miała śliczny uśmiech, którym obdarzyła swoich
towarzyszy. Kevin patrzył na nią o chwilę za długo, bo zaraz potem potknął się
o pudło i wyłożył się jak długi na podłodze.
- Kevin!- pisnęła Verity i podbiegła do niego- Nic ci nie
jest?
Straus złapał wyciągniętą dłoń dziewczyny i wstał. Pomasował
obolałe części i uśmiechnął się do Verity.
- Łamaga ze mnie. Dobrze, że pracuję na kasie. Hej Rene,
możesz…
- Jasne, jasne- Francuz wyciągnął różdżkę i wycelował w
pudła- Patrzcie i uczcie się- rzucił zaklęcia, z pudeł wyskoczyły wszystkie
obrusy, talerze i potrawy. Kolejnym machnięciem nakrył stoły a ostatnim ruchem
poustawiał wszystko na stołach.
- Gotowe- klasnął w ręce i z szerokim uśmiechem poprawił
zawinięty róg obrusa.
- Rene! Verity!
Z części biurowej wyszła grupa osób, na czele z wysokim
rudzielcem ubranym w niebieską koszulę i czarne spodnie.
- Witamy, panie Weasley.
- Ile razy mam was prosić, byście mówili do mnie Ron?
Uparcie używacie nazwiska i często mylicie mnie z Georgiem- uśmiechnął się- A
ja nie jestem wrednym szefem, który ciągle na was krzyczy.
Wszyscy zaśmiali się zgodnie i atmosfera rozluźniła się.
- Panno Granger, pięknie pani dzisiaj wygląda.
Kobieta w beżowej sukience uśmiechnęła się ślicznie.
- A ty jak zwykle uprzejmy, Rene- odpowiedziała.
- No cóż, do czegoś muszę wykorzystać mój francuski urok-
mrugnął zaczepnie.
- Hej, hej- krzyknął Ron- Ta pani jest już zajęta. Jeśli mi
nie podpadniesz, zastanowię się nad zaproszeniem dla ciebie na nasz ślub.
Rene zaśmiał się. Zawsze przekomarzał się z Ronem. W sklepie
pracował od samego początku, jeszcze przed śmiercią Freda. Jako młody,
szesnastoletni chłopak uciekł z Francji, gdzie wybuchła rewolucja, a bliźniacy
wzięli go pod swoje skrzydła i zaoferowali mu pracę. Po wojnie George
przechodził załamanie po śmierci Freda, a sklepem zajął się Ron. Rene pomagał
jak tylko mógł, potem dołączyła do nich Verity. Sklep ponownie stanął na nogi,
a on zaprzyjaźnił się z braćmi Weasley. Hermiona pomogła mu, gdy dowiedział się
o śmierci ojca. Darzył ją wielkim szacunkiem i cieszył się, że ona i Ron są
szczęśliwi.
- Ach, jest i Victorie- powiedział z francuskim akcentem. W
obecności małej zawsze mówił po francusku. Wiedział, że jej matka jest jego
rodaczką. Dziewczynka wdała się z nim w rozmowę po francusku, biegała radośnie
po sklepie, próbowała nawet dorwać się do czekoladowych babeczek, ale pani
Weasley odciągnęła ją od stołu. Jednak Artur rozglądając się uważnie, wręczył
jej po cichu babeczkę i palcem na ustach odesłał ją jak najdalej od babci.
Wkrótce George otworzył sklep, przybyło mnóstwo ludzi, każdy był zajęty
własnymi sprawami, a mała Victoire wystraszona tłumem opuściła sklep
niezauważona przez nikogo.
A
|
storia chcąc uniknąć tłumu, ulotniła się za najbliższe półki
sklepowe. Nie mogła wyjść z podziwu dla Weasleyów. Otwarcie sklepu przyciągnęło
masę klientów, widziała jak Kevin pracuje jak mrówka. Pakował, liczył ,wydawał.
O dziwo wszystko przebiegało sprawnie, bez kolejek. Kevin i Verity tworzyli
zgrany duet. Oparła się o ścianę i westchnęła.
Na otwarcie Dowcipów każdy przyszedł sam. Ginny musiała załatwić coś na
Pokątnej, Kevin był w Hogsmead od rana, a ona była umówiona. Tak, umówiona. Po
tajemniczym liście od Draco, postanowiła dać mu szansę. Zobaczy jak zamierza
pomóc Ginny, może naprawdę się zmienił. W Cardiff zachowywał się zupełnie
inaczej niż w Hogwarcie. Nie chodził dumny jak paw, był tajemniczy, nie szukał
towarzystwa. To nie pasowało do Dracona Malfoya jakiego ona znała. Spotkała się
z nim kilka razy, ale już zauważyła, że nie jest już takim zimnym draniem.
Wręcz przeciwnie, zaintrygował ją. Poprosiła go o spotkanie w Hogsmeade. Syknęła
z bólu, miała strasznie posiniaczone i podeptane nogi. Ukucnęła i zaczęła
masować obolałe nogi. Nie zauważyła, że zza półki ktoś jej się przygląda.
- Straszne tłumy, co?- rozległ się głos.
Astoria zerwała się na nogi wystraszona i z wyciągniętą
różdżką odwróciła się. Stanęła twarzą w twarz z blondwłosym mężczyzną. Jego
stalowe oczy przewiercały ją na wylot.
- Draco…- odetchnęła- Wystraszyłeś mnie.
Malfoy przyjrzał jej się uważnie. Ubrana w krótką błękitną
sukienkę i kremowe sandały, patrzyła na niego oskarżycielsko. Uśmiechnął się
lekko. Taka mała, a taka waleczna.
- Byliśmy przecież umówieni. Powinnaś się mnie spodziewać.
- Tak, ale nie musiałeś się skradać.
- Nie chciałem przeszkadzać ci w relaksie- uniósł brwi.
Astoria prychnęła jak kotka.
- Powiesz mi wreszcie co ty kombinujesz, Malfoy? Zaczepiasz
mnie na Akademii, mówisz, że nie mam dopuścić do spotkania Ginny i George’a,
zatrudniasz się jako nauczyciel eliksirów i podrzucasz mi jakiś zagadkowy list.
W co ty grasz?
- Wyjaśnię ci wszystko, cierpliwości Greengrass. Chcę pomóc
Rudej, tak jak ty.
Tym razem Astoria uniosła wysoko brwi.
- Pomóc? Ty? Przecież to wszystko wina twojego ojca.
Draco zacisnął pięści na wspomnienia tego bydlaka. Przełknął
ciężko ślinę, na wspomnienie błagalnego spojrzenia Ginny Weasley. Wtedy
stchórzył, teraz zamierza naprawić swoje błędy. Odetnie się od ojca raz na
zawsze.
- Właśnie, to mój ojciec nie ja. Ja…zmieniłem się, uwierz
mi. Jeśli dasz mi szansę, udowodnię ci, że zmieniłem strony. Musisz mi zaufać,
Astorio.
Kobieta słuchała uważnie. Pierwszy raz zwrócił się do niej
po imieniu. Musiała się nad tym wszystkim zastanowić. Mcgonagall dała
blondynowi drugą szansę, mimo sprzeciwu pozostałych nauczycieli. Widziała jego
zmianę w Akademii, no i te jego spojrzenie. Głębokie, wyrażające obawę, strach,
ale i nadzieję. Spojrzała mu prosto w oczy. Tak, gdzieś tam tliła się nadzieja
i skrucha. Westchnęła zrezygnowana.
- Dobra, powiedzmy, że ci wierzę- chłopakowi zabłysnęły
oczy- Ale daję ci kredyt zaufania. Taki okres próbny. Jeśli rzeczywiście stoisz
po stronie Zakonu pomogę ci w tym, co zamierzasz zrobić. Jeśli zawiedziesz, to…
- Nie zawiodę- przerwał jej. Zbliżył się do niej, ujął za
podbródek i spojrzał głęboko w oczy- Nie zawiodę- powtórzył dosadnie.
Astoria przełknęła ciężko ślinę. Serce waliło jej jak
oszalałe. Czuła mrowienie na całym ciele od jego spojrzenia. Wypuściła ze
świstem powietrze i odsunęła się od niego.
- Daję ci kredyt zaufania, Malfoy. Teraz powiedz co
planujesz.
Draco uśmiechnął się chytrze, ale oczy błysnęły strachem.
- Zabawię się w Snape’a. Poudaję kochanego syneczka, a gdy
zdobędę zaufanie ojca, dowiem się jakiego zaklęcia użył i przygotuję eliksir
usuwający jego działanie.
R
|
udowłosa kobieta ubrana w doskonale dopasowane brązowe
spodnie i ciemnozieloną koszulę z podwijanymi rękawami przemierzała uliczki
Hogsmeade. Przepełniona radością rozglądała się po wiosce, nie zwracała uwagi
na pełne uznania spojrzenia wielu mężczyzn. Kevin mówił, że jest niezłą
ślicznotką i może mieć każdego, ale ona na razie nie planowała romantycznego
związku. Spotykała się w Cardiff z kolega z drużyny Quidditcha, Ernestem
Corbym, ale okazał się strasznym palantem. Po wygranych zawodach obmacywał się
na jej oczach z drugą ścigającą, a ona pokazała na co ją stać i rzuciła na
niego najlepszą wiązankę klątw. Ernest pozostawił po sobie złą opinię i Ginny
siłą rzeczy uważała, że wszyscy faceci są tacy sami. Teraz skupiała się na
swoich relacjach z Georgiem. Spotykali się niemal codziennie, długo rozmawiali,
ona opowiadała mu te urywki, które pamięta, a on odpowiadał na jej pytania.
Dowiedziała się, że bliźniak George’a Fred zginął w Bitwie o Hogwart. W miarę
zdobytych informacji przypomniała sobie drugiego bliźniaka i z bólem serca
odwiedziła go na cmentarzu. George wielokrotnie namawiał ją na odwiedzenie
Nory, ich rodzinnego domu, ale ona nie chciała. Jeszcze za wcześnie. Co prawda
pamięta kilka wspomnień z dzieciństwa, ale bała się, że jej pamięć zawiedzie i
nie pozna swojej rodziny. Postanowiła stopniowo przypominać sobie każdą bliską
osobę. Nie wiedziała też, co ma zrobić z
tajemniczym zielonookim mężczyzną. Od trzech dni znowu jej się śni, ale nadal
nie widzi twarzy. Otrząsnęła się z zamyślenia i rozejrzała się. Widocznie
zboczyła z głównej ulicy, bo las był gęstszy, a w oddali majaczyła Wrzeszcząca
Chata. Zbliżała się właśnie do rozwidlenia dróg, gdy usłyszała cichy szloch.
Poszła w kierunku dźwięku ostrożnie stawiając kroki i wyciągnęła różdżkę. Na
dużym kamieniu siedziało małe dziecko. Z kolanami podciągniętymi pod brodę,
owinięte ramionami, pochyliło twarzyczkę i płakało. Ginny rozejrzała się
uważnie czy nikogo nie ma, schowała różdżkę i zbliżyła się do małej istotki.
- Hej, dziecinko- zawołała delikatnie. Zapłakane, opuchnięte
oczęta spojrzały na nią przerażone. Ruda uniosła wysoko ręce i uśmiechnęła się-
Nic ci nie zrobię, nie bój się. Słyszałam twój płacz i chciałam sprawdzić, czy
wszystko w porządku.
Dziewczynka wytarła łzy z małej twarzy i zeskoczyła z
kamienia. Wbija w nią niebieskie oczka i niepewnie machała nogami. Ginny
przygryzła delikatnie dolną wargę. Miała wrażenie, że zna tą dziewczynkę. Nie
wiedziała skądś, ale na pewno ją zna.
- Zgubiłaś się?- dziewczynka pokiwała głową, a Ginny wyciągnęła
do niej rękę- Twoi rodzice są na pewno w Magicznych Dowcipach. Mogę cię
odprowadzić.
- Jestem tutaj z ciocią i wujkiem. Obiecałam tacie, że będę
pilnować się cioci Hermiony, ale zgubiłam się w tłumie. Wyszłam na dwór by
kogoś poszukać, ale nikogo nie było. Wujek Harry miał przyjechać trochę
później, chciałam za nim poczekać. Ale chyba poszłam w złym kierunku.
Ginny uniosła brwi słysząc imię Harry’ego. Ciągle do niej
powracał. Miała wrażenie, że los chce by znowu się spotkali.
- Spokojnie mała. Zaprowadzę cię do sklepu, a potem
poszukamy twoją ciocię. Na pocieszenie sprezentuje ci prezent z Dowcipów,
Dziewczynka uśmiechnęła się uroczo i chwyciła jej rękę.
Ruszyły w stronę głównej ulicy, a Ginny starannie zajęła myśli małej, zadając
jej pytania o jej ulubione produkty Weasleyów.
- Victoire! Vic! Victoire!
Po ulicy niosły się połączone krzyki kobiety i mężczyzny.
Nagle przed oczami Ginny niespodziewanie błysnęło wspomnienie. Siedziała pod
drzwiami do pokoju, skąd dobiegały krzyki kobiety. Po chwili usłyszała płacz
dziecka, drzwi gwałtownie się otworzyły i znalazła się w żelaznym uścisku
mężczyzny z długimi, rudymi włosami. „ To dziewczynka Gin! Mam córkę! Będziesz
matką chrzestną!” Kolejny błysk i następne wspomnienie. „ Nazwiemy ją Victoire,
na cześć zwycięstwa w Bitwie o Hogwart”. Z szerokim uśmiechem pocałowała małe
dziecko w czółko, „ Jesteś moją chrześnicą ,Vic”.
Spojrzała na dziewczynkę, którą trzymała za rękę. Zna ją.
Zna. Przecież to jest… Poczuła ostre ukłucie w głowie, jakby jakaś klepka wskoczyła
na swoje miejsce. Gwałtownie zatrzymała się i ukucnęła przed dziewczynką.
- Masz na imię Victoire?
- Tak, jestem Victoire Weasley.
Kolejne ukłucie, klepka wskoczyła na właściwe miejsce.
Weasley…. Osoby nawołujące dziewczynkę były coraz bliżej. Uniosła rękę z
różdżką i wystrzeliła czerwone iskry. Po chwili przybiegła młoda kobieta z
burzą brązowych włosów, za nią biegł rudowłosy chłopak.
- Ciociu!- krzyknęła Victoire i pobiegła do kobiety.
- Vic! Dziecko!- brązowowłosa wyściskała dziewczynkę- Nic ci
nie jest? Dlaczego wyszłaś ze sklepu?
- Nic mi nie jest, ciociu. Zgubiłam się w tłumie i chciałam
poczekać na wujka Harry’ego, ale poszłam w złą stronę.
- Dzięki Merlinowi nic ci nie jest- kobieta jeszcze raz
uściskała Victoire, nagle jej wzrok spoczął
na oddalonej o kilka kroków Ginny. Jej oczy się rozszerzyły, wydała z
siebie pisk i zerwała się na nogi.
- Ron! To jest…To jest…
- Ginny, tak wiem- Rudowłosy od dłuższego czasu obserwował
kobietę i coraz bardziej przekonywał się, że to jest jego siostra. Hermiona
swoją reakcją rozwiała wszelkie wątpliwości- Ginny- wyszeptał.
Rudowłosa wypuściła wstrzymywane powietrze. Ich tez znała.
Byli niemal na każdej fotografii w jej albumie. Hermiona i Ron. Tak zrozumiała.
Nie przypomniała ich sobie tak jak Victoire, ale czasami miała mgliste
przebłyski z Hogwartu i oni tam byli. Z tego co powiedział jej George, Ron jest
najmłodszym z braci Weasley, a Hermiona jest jego narzeczoną. Dokładając do
tego zdjęcia i te przebłyski wspomnień, była w stanie w to uwierzyć.
Postanowiła przerwać tą denerwującą ciszę.
- Cześć, dawno wam nie widziałam.
Hermiona wydała z siebie jeszcze jeden pisk i tym razem
rzuciła się na nią. Może i nie przypomniała sobie jej do końca, wiedziała
jednak, że są sobie bliskie, więc pozwoliła Hermionie na wyrzucenie z siebie
emocji. Gdy Hermiona skończyła, Ginny wyściskana została przez Rona, który
obdarzył ją nawet całusem w czoło. Po serii niedowierzeń: „ Na Merlina, to naprawdę
ty!” postanowili wrócić do sklepu. Victoire nieśmiało złapała Ginny za rękę i
wszyscy razem ruszyli do Magicznych Dowcipów.
H
|
arry miał wielkie wejście. Na przyjęcie z okazji otwarcia
Magicznych Dowcipów w Hogsmeade przyleciał swoim motorem. Głośny ryk przykuł
uwagę dziennikarzy. Mężczyzna ubrany w skurzaną kurtkę, zieloną koszulkę i
ciemne jeansy zdjął kask i wszystkim zebranym ukazała się czarna czupryna
wiecznie potarganych włosów, charakterystyczna blizna na czole i intensywne
zielone oczy.
- Panie Potter! Panie Potter, czy to prawda, że od września
będzie pan nauczał Obrony w Hogwarcie?
- Harry! Harry tutaj! Może parę zdjęć z fankami?
- Harry! Harry! Potter do cholery!- odwrócił się słysząc ten
głos- Już wiesz dlaczego tak bardzo kochałem ten motor- wyszczerzył się
Syriusz- Taka maszyna to magnes na laski!
Przepychając się przez tłum i uciekając przed natrętnymi
dziennikarzami dotarli wreszcie do sali, gdzie odbywało się przyjęcie. Harry
przywitał się z braćmi Weasley, kiwnął głową Longbottomowi i poczuł jak ktoś
wskakuje mu na plecy.
- Wujku Harry!- usłyszał głos Teddy’ego- wujek Syriusz
powiedział, że jak przyjedziesz to kupisz mi łajnobomby. Kupisz?
Harry zerknął na Syriusza z uniesionymi brwiami i przerzucił
małego Lupina tak, że wylądował przed nim.
- Skoro Syriusz tak mówił… Poczekaj tu z nim, ja postaram
się dopchać do kasy.
Potargał mu turkusowe włoski i ruszył w głąb regałów. W
sklepie było strasznie tłoczno, mimo, że impreza dobiegała końca. Z trudem
przecisnął się do miejsca, gdzie znajdowały się łajnobomby. Zgarnął całe pudełko,
zabrał jeszcze kilka Śniechowych Żelków i już miał zmierzać do kasy, gdy ktoś
na niego wpadł.
- Och.. Przepraszam pana- czarnowłosa kobieta spojrzała na
niego przepraszająco- Harry! Miło cię widzieć.
- Eee… Witaj Cho- powiedział, gdy rozpoznał kobietę- Również
miło cię widzieć.
- Miałeś niezłe wejście- uśmiechnęła się zalotnie- Na pewno super
się lata na takiej maszynie.
- Co?- powiedział nieuważnie, chcąc dojrzeć koniec kolejki-
Ach… Tak, motor jest super.
- Na miotle już nie latasz?- zapytała Cho chcąc usilnie
podtrzymać rozmowę- Powinieneś wybrać się na mecz Quidditcha. Tajfuny grają ze
Zjednoczonymi, mogę załatwić bilety.
- Tak? No może- powiedział zamyślony- Załatwisz dwa bilety,
prawda?
Cho zabłysły oczy, zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się.
- Jasne. Dwa bilety to nie problem.
- Super- odpowiedział Harry, który powoli zmierzał do
kolejki- Teddy się ucieszy, od dawna mieliśmy iść na mecz.
- Teddy?- uśmiech czarnowłosej gwałtownie przygasł- Ach…no
tak, Teddy. Jasne, nie ma problemu- mruknęła niezadowolona, ale Harry nie
zwracał na to uwagi, bo właśnie dotarł do kolejki.
- Dzięki Cho. Dogadamy się w Hogwarcie, do zobaczenia
pierwszego września- powiedział i odwrócił się do Verity, która stała przy
kasie.
Cho Chang stała z kwaśną miną i zacisnęła zęby. Nie tak
miało być.
- Tak… Do zobaczenia- odwróciła się na pięcie i opuściła
sklep.
Zapłaciwszy za wszystko, Harry wrócił do sali i wręczył
siatkę małemu Lupinowi. Po drodze złapał kufel z Piwem Kremowym i wdał się w
rozmowę z Syriuszem. Po piętnastu minutach rozległ się krzyk Teddy’ego.
- Vic! Nareszcie, już myślałem, że nie przyjdziesz.
Harry odwrócił się w stronę przybyłych, ale zrobił błąd.
Rozradowana Victoire ze śmiechem ruszyła w stronę Lupina, potrąciła Harry’ego,
a ten chcąc uniknąć rozlania Piwa Kremowego zrobił kilka kroków w przód.
Niestety nie wyszło, tak jak miało wyjść i rozlane Piwo wylądowało na zielonej
koszuli stojącej obok kobiety. Uniósł wzrok na jej twarz. Jego serce wykonało
spektakularny przewrót i gwałtownie opadło na dół. Syriusz zagwizdał przeciągle.
Patrzył prosto w bursztynowe oczy Ginny Weasley.
No i co myślicie? Komentować :D
Wspomnienie 8:
- więcej Blaise'a
- Angelina odwiedzi George'a
- rozpoczęcie roku w Hogwarcie
- królowa Parks wkracza do akcji
Cudne! :D
OdpowiedzUsuńTaak! Ginny sobie przypomina! :D
Nie mogę się doczekać Hogwartu.
Pozdrawiam i życzę weny :*
Bardzo podoba mi się ten rozdział. Cieszę się , że Ginny coraz więcej sobie przypomnia. Pisałaś o rozpoczęciu roku w Hogwarcie, więc mam nadzieję , że tam Ginny wreszcie przypomnie sobie Harry'ego W mojej głowie tworzą się już różne obrazy typu gdzie się spotkają itp. A najlepsze ,że choć z twoich wpisów co będzie w kolejnym rozdziale staram się wyobrażać sobie jak to będzie wyglądać , ale to i tak nie jest nawet bliskie temu co piszesz. To co ty piszesz , w jaki sposób oddajesz te uczucia, emocje jest milion razy lepsze. A i jeszcze jedno niewielu ludzi posiada taką zdolność pisania , że możemy tworzyć obrazy w głowie. Tak jakbyśmy to oglądali. Ty właśnie to potrafisz i za to Ci dziękuję :) :*
OdpowiedzUsuńNN u mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://harry-and-ginny.blogspot.com/
Przeczytałam całego bloga i baardzo mi się spodobał. Prof. Malfoy... hahahaha no, no... współczuję uczniom i zazdroszczę Asterii. Dobrze że Ginny zaczyna sobie coś wreszcie przypominać. Z niecierpliwością czekam także na Królową Parks. Będzie się działo.
OdpowiedzUsuńJak będziesz miać czas to zapraszam do mnie :
http://noowy-hogwart.blogspot.com/
Dużo weny życzę.
Dziękuje za miłe słowa, które sprawiły że zrobiło mi się tak ciepło na sercu.
OdpowiedzUsuńNa początek podam kilka uwag u Ciebie.
1) radziłabym zrezygnować z wyśrodkowania tekstu. Niestety utrudnia to czytanie czytelnikom i wprowadza w błąd.
2) wprowadzenie aby wyświetlały się pojedyńcze rozdziały, a zamiast archiwum utworzenie właściwego spisu treści ewentualnie paska menu.
3) wydłużenie paska menu, który albo nie jest dopasowany albo za krótki.
4) kolor tła gdzie jest tekst nie pasuje zbyt do całości.Podobnie jak kolor stron na górze.
Po za tym naprawdę bardzo fajnie zaczęte opowiadanie.
Zauroczył mnie równiez nagłówek.
Ja osobiście trzymam się z dala od kanonu, ale u Ciebie jest naprawdę to fajnie pokazane.
Widać, że trzymasz formę.
pozdrawiam serdecznie.