piątek, 5 kwietnia 2013

Wspomnienie 5: Powrót





Lista ofiar Mrocznych niepokojąco zbliża się do finałowej dziesiątki. Przyznam wam się, że ogarnia mnie strach. Nie wiedzieć czemu, ale postanowili zaprosić nas do gry. Gry o przetrwanie. Byli na tyle uprzejmi, że opublikowali listę graczy. Zawszę wiedziałem, że Bellatrix jest szalona, ale aż tak? No tak, wy nie wiecie o co chodzi. Jakiś miesiąc temu do redakcji Proroka nieznajomy facet podrzucił czarną kopertę. I jak to zwykle w Proroku bywa, do akcji włączyła się Rita Skeeter ze swoim jadowicie zielonym piórem. Następnego dnia na twarzach wszystkich czarodziei zagościła trwoga i przerażenie. Dlaczego? Na pierwszej stronie dziennika zamieszczono znak rozpoznawczy Mrocznych a zaraz pod tym wielki nagłówek o Grze. Opublikowano listę 25 najbardziej poszukiwanych osób, które w mniejszym lub większym stopniu stanęły na drodze Organizacji. Zaczęła się rozpaczliwa walka o przetrwanie. Każdy z listy dostawał pocztę z informacjami o planowanej Rundzie. Z biegiem dni czarodziejska Anglia pozbawiona została wielu wpływowych i potężnych magów. Półmetek już za nami. Pozostała ścisła Dziesiątka. Masz ochotę poznać zasady najbardziej przerażającej gry czarodziejskiego świata? Obejrzyjcie kolejne wspomnienia.

L
ipiec dobiegał końca. Za sześć dni były urodziny Harry’ego. Z tej okazji zapragnął sprawić sobie prezent. Jest już mężczyzną, kończył dwadzieścia jeden lat, nie podniecały go już czarodziejskie zabawki. Ale takiej zabawce mało kto się oprze. Ubrany w zwiewną, letnią szatę aurora, Harry zmierzał do Nory. Nadal czuł się tam nieswojo, zwłaszcza jeśli podczas pobytu u Weasley’ów dzielił pokój z Georgiem. Nie, wcale nie był do niego uprzedzony czy coś w tym stylu. Broń Merlinie. Tylko…odkąd pamięta, to właśnie bliźniacy najlepiej dogadywali się z Ginny. Cały czas czuł kłucie w sercu, gdy tylko o niej pomyślał. Tęsknił, bardzo tęsknił. Fred, George i Ginny tworzyli zgrane trio rudzielców. Mimo, że rudowłosa była młodsza o trzy lata, w Hogwarcie zawsze trzymali się razem. Po tej historii z dziennikiem Riddle’a dziewczyna przeszła załamanie, a bliźniacy pomogli jej z tego wyjść. Robili razem psikusy, pracowali nad produktami do sklepu, trenowali Quidditcha. On sam bardzo zbliżył się do Ginny na swoim szóstym roku. Bliźniacy skończyli już szkołę, a Harry ciągle dziękował jej za uratowanie Syriusza w Ministerstwie. Pamiętał jak się wściekała, gdy setny raz wypowiadał słowa podzięki. Tak uroczo marszczyła brwi. W ogóle szósty rok był przełomowy. Ron i Hermiona udawali, że nic a nic do siebie nie czują, on miał lekcje z Dumbledorem, no i dużo czasu rozmawiał z Ginny. Nie wiedział kiedy, ale rozmowy o Tomie, które zlecił mu dyrektor bardzo szybko zmieniały bieg. Rudowłosa dogłębnie poznała młodego Voldemorta, gdy była opętana, a to było coś czego potrzebował. Poznać wszystkie tajemnice Toma Riddle’a.  Kiedy Ron i Hermiona obrażali się na siebie, Harry spędzał cały wolny czas z Ginny. Coraz bardziej się do siebie zbliżali, zdradzali sobie wszystkie tajemnice, ona potrafiła wyczytać wszystko z jego zachowania, a on wiedział kiedy ją coś trapi. Związek idealny. W euforii po wygranym Pucharze Quidditcha pocałowali się. I tak zaczęła się wielka miłość Harry’ego Pottera i Ginny Weasley. Wszyscy uważali, że tworzą cudowną parę, tak bardzo przypominali Lily i Jamesa. A potem…wszystko legło w gruzach. Ich marzenia, szansa na szczęśliwe życie. Nie chodziło o to, że nie chce spędzać czasu z przyjaciółmi. Po prostu Weasleyowie kojarzyli mu się z dziewczyną, którą kochał, a która uciekła nie wiadomo dokąd. Dzieląc pokój z Georgiem musiał patrzeć na zdjęcia Ginny, która śmieje się razem z braćmi. Tęsknił za prawdziwym uśmiechem rudowłosej, takim który był przeznaczony tylko i wyłącznie do niego.
Czarnowłosy dotarł do drzwi, otrząsnął się z przygnębiających myśli i zapukał energicznie. Chwilę potem usłyszał wołanie „Otworzę!” i zaraz przy drzwiach rozległ się stanowczy, kobiecy głos.
- Kto tam?
- Harry. I nie, nie musisz sprawdzać tego w Historii Hogwartu, Hermiono- odpowiedział uśmiechając się delikatnie. Stare, sprawdzone powiedzenie o tej kolosalnej księdze było ich kartą wejściową, jeśli można tak nazwać sposób na potwierdzenie swojej tożsamości.
Po drugiej stronie rozległ się pisk, szybkie odbezpieczenie drzwi, a potem Potter nie widział nic oprócz burzy brązowych włosów, które nawiasem mówiąc weszły mu do ust. Poczuł jak Hermiona uwiesza mu się na szyi i zacharczał, udając, że się dusi.
- Her…mio…ooo… du…iiszz… mieee
Dziewczyna odsunęła się i spojrzała na niego badawczo. Widząc, że się śmieje, klepnęła go w ramię i zaśmiała się z jego miny, gdy przetarł sobie gardło.
- Kobieto! Co ty robisz, że masz tyle siły?
- Ehhh- odpowiedziała- Wiesz…chcąc wpłynąć jakoś na zachowanie Ronalda muszę używać nadzwyczajnych środków, jeśli wiesz co mam na myśli.
Z szerokimi uśmiechami na twarzach przekroczyli próg Nory i chłopak poszedł przywitać się z pozostałymi domownikami.
- Dzień dobry pani...- zaczął, ale zmienił zdanie, gdy kobieta obróciła się do niego z wielką łyżką w ręce- Eee…Molly.
- Witaj kochaneczku- wyściskała go mocno- Zmęczony po pracy?
- Nie specjalnie. Nic ciekawego się nie dzieje, męczą nas samymi raportami.
- To chyba dobrze?- zapytała Hermiona- Przynajmniej Mroczni nikogo nie atakują.
- To właśnie nas niepokoi. Ostatni atak był miesiąc temu. Zbyt długo siedzą cicho. Zawsze atakowali raz na dwa tygodnie, a teraz? Nie wiemy co planują, a to źle.
Hermiona pokiwała głową, zamyślona. Gdy pani Weasley wcisnęła w niego wystarczającą ilość słynnych klopsików w sosie pieczarkowym, Harry przeszedł do ogrodu, gdzie jak powiedziała mu Fleur siedząca w salonie, znajdowali się bracia Weasley. Pewnej nocy, gdy siedział przy Piwie Kremowym, zaplanował zrobić coś odmiennego. Zawsze chciał nauczyć się jazdy na motorze. Już od dziecka, gdy mieszkał u Dursley’ów zawsze pociągały go te jednoślady. Specjalnie chodził do parku, gdzie poznał Thomasa. Dwudziestoletni wówczas Thomas, syn nauczycielki w miejscowej szkole, jeździł czerwonym ścigaczem i zawsze podjeżdżał do Harry’ego by mógł popatrzeć. Thomas był na tyle miły, że zabrał go nawet na krótką przejażdżkę po okolicy. Od tamtej pory Potter uwielbiał motory. W związku z tym, na swoje urodziny zaplanował naprawę starego motoru Syriusza, tego samego, którego rozbił Hagrid podczas przenosin Harry’ego do Nory. Weasleyowie mieszkali daleko od mugoli, więc latający motor nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Bill i Ron, gdy tylko usłyszeli o pomyśle czarnowłosego, tak bardzo zapalili się do pracy, że zabrali motor do szopy pana Weasleya i wspólnie z zielonookim planowali ulepszenie maszyny.
- Cześć chłopaki- Harry wszedł do szopy i przywitał się z braćmi.
- Siemasz Harry- Bill wytarł ręce o stary ręcznik i uścisnął mu dłoń.
- Stary, nie uwierzysz- Ron uśmiechnął się szeroko- Bill jest genialny. Znalazł zaklęcia, które usuwają rdze, przemalował motor na czarno i zrobił nawet symbol błyskawicy. Słowem, maszyna jest jak nowa i kurde nie mogę się doczekać, aż dasz mi się przelecieć.
Bill zaprowadził ich do kąta, gdzie pod żółtym pledem stało jego marzenie. Ron odegrał krótkie przedstawienie, naśladując Ludo Bagmana z ostatniej reklamy Markowego Sprzętu do Quidditcha, a Bill śmiejąc się, jednym ruchem różdżki zniknął żółte nakrycie.
Harry wciągnął powietrze i szybko podbiegł do kąta, wytrzeszczając oczy. Cudeńko. Czarne, błyszczące, ryczące cudeńko.
- Supeeer!
- Mówiłem?- krzyczał Ron, zadowolony z siebie- Mówiłem ci, że jeśli chodzi o pojazdy latające Weasleyowie są mistrzami. Przedstawiam ci Potterfly. Latające czarne cudeńko, które jest tylko twoje- zrobił minę czarującego rudzielca- Ale dasz mi się przelecieć, co nie stary?
-Jasne!- Harry z szerokim uśmiechem chwycił kask i delektując się chwilą usiadł na motorze.
Bill i Ron wypchnęli maszynę na podwórko i krzyknęli do czarnowłosego by wciskał do dechy.
Harry przełączył tryb jazdy na latający i krzycząc głośno wcisnął pedał gazu.


Z
 Banku Gringotta energicznym krokiem wyszli dwaj mężczyźni. Rozejrzeli się uważnie i skierowali się do Lodziarni Fortescue, którą po wojnie odnowił dziedzic majątku, Daniel. Byli ubrani po mugolsku. Obaj w jeansach i koszulkach z krótkim rękawkiem. Usiedli przy wolnym stoliku z tyłu lokalu i czekali na swoich gości. Zamówili Piwo Kremowe, a do czarnowłosego chłopaka kelnerka zalotnie się uśmiechnęła.
- Piwo Kremowe dla panów- powiedziała- Życzycie sobie coś jeszcze?
- Może…powiesz mi o której kończysz? Zabrałbym cię na zwiedzanie miasta, bo nie wyglądasz na Angielkę- odezwał się czarnowłosy.
Kelnerka zarumieniła się i z uśmiechem na twarzy wróciła do pracy. Czarnowłosy przeciągnął się z zadowoleniem, gdy zobaczył, że jego przyjaciel wpatruje się w niego.
- No co?
- Musisz podrywać wszystkie laski, Zabini?
- A dlaczego nie? Jestem młody, przystojny, ukończyłem magiczną szkołę sportową- naprężył się, pokazując swoje wysportowanie- Żyć, nie umierać.
- Skromności też ci nie brakuje, jak widzę- powiedział szyderczo blondyn.
- Och, dziękuje Draco- Blaise uśmiechnął się szyderczo- twoje komplementy są dla mnie jak miód na serce.
- Idiota- prychnął Draco.
- Blaise Zabini, miło mi.
Mężczyźni zaśmiali się i zabijali czas obserwując i nabijając się z klientów. Do lodziarni weszły dwie kobiety. Jedna blondwłosa, druga ciemnoskóra w letniej sukience.
- Draco, Blaise- podeszły do stolika, przy którym siedział blondyn ze swoim przyjacielem, przywitały się z nimi i usiadły.
- Dobrze cię widzieć matko- odezwał się Draco- Całą i zdrową- dodał ostrzejszym tonem.
- Ciebie też synku. Utrzymywanie kontaktu pocztą to nie to samo co móc cię widzieć.
Ta sama kelnerka, którą podrywał Blaise przyniosła zamówioną przez kobiety kawę. Rozmowa zeszła na opowieści młodych mężczyzn. Zdawali relacje co działo się przez 3 lata podczas studiów. Blaise opowiedział swojej matce co słychać u wujka Edmunda. Draco chwalił się wynikami egzaminów zawodowych.
- A co działo się w Londynie, jak nas nie było?- padło pytanie Blaise’a.
Narcyza Malfoy i Nesta Zabini spojrzały na siebie niespokojnie. Blondwłosa kiwnęła lekko głową, na znak zgody.
- Widzicie chłopcy- Nesta odłożyła swoją kawę i kładąc ręce na stolik patrzyła na mężczyzn- W Londynie…dzieją się złe rzeczy. Twój ojciec i ciotka- kiwnęła na Draco- poprzysiągł zemstę i teraz działają jako Organizacja Mrocznych. Są nawet gorsi niż Śmierciożercy. Nie ma kto ich powstrzymać. Działają według tak zwanej równości prawa, no wiecie, każdy jest równy i tak dalej. Każdy z nich działa na własną rękę i nigdy nie wiesz czego się spodziewać.
- A Ministerstwo?- zapytał blondyn.
- Odkąd Ministrem jest Schaklebolt, do Azkabanu wsadzono większość oszczędzonych wcześniej przestępców. Dementorów zwolniono z więzienia, zamiast nich powołano Kadrę Strażniczą. To taki specjalny odział aurorów wyszkolony do pilnowania więźniów. Aurorzy, którzy wybrali służbę w akcjach nie śpią po nocach, tylko szukają śladów czy informacji o kolejnych atakach. Chodzą pogłoski, że Greyback, ten wilkołak znów zamierza przyłączyć się do Bellatrix.
- A Potter? Co z Wybrańcem?- zapytał Blaise.
- Potter…skończył Akademię Aurorską z najlepszymi wynikami. W całej historii lepsi od niego byli tylko Alastor Moody, Kingsley Schaklebolt i Frank Longbottom. Teraz jest najlepiej obiecującym młodym aurorem.
- Ginny Weasley też obroniła tytuł Mistrza Zaklęć i Uroków, osiągnęła taki wynik, że pobiła dotychczasowy rekord o dwadzieścia punktów. Zdała na 99%.
Atmosfera przy stoliku uległa gwałtownej zmianie. Narcyza wiedziała, że ta Weasley studiuje na tej samej Akademii co jej syn, ale nie sądziła, że tak bardzo go to interesuje. Chociaż…to co stało się rudowłosej jest winą jego ojca, to zrozumiałe, że czuł strach, przebywając w pobliżu dziewczyny. W ostatnim liście Draco napisał, że Ruda ma przebłyski pamięci. Chcąc zmienić nieprzyjemny temat, pani Malfoy powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
- Masz pozdrowienia i gratulacje od Andy, Draco.
Blondyn zamrugał gwałtownie i spojrzał na matkę wysoko unosząc brwi.
- Wybaczyła ci? Jakim cudem?
Kobieta wyprostowała się i charakterystycznie z dumą uniosła głowę.
- Uratowałam małego Teda Lupina przed porwaniem.


L
ondyn jest wspaniały. Pełen magii, pięknych widoków. Jako Amerykanin, Kevin nie przywykł jeszcze do niektórych zwyczajów Anglików. U nich w Stanach każdy czarodziejska rodzina miała swojego nauczyciela, nie chodzili do magicznej szkoły, więc nie miał przyjaciół. Kiedy zaczął studia astronomii w Cardiff nie mógł się dopasować. Studenci naśmiewali się z jego sposobu bycia, akcentu. Stał się wyrzutkiem. Swój czas zabijał latając na miotle. Pewnego razu na stadionie spotkał śliczną, rudowłosą dziewczynę. Zerkał w jej kierunku, bojąc się zagadać. Ona była…naprawdę niesamowita. Nie, wcale nie chodziło mu wtedy o jej wygląd, choć jest śliczna i potrafi zawrócić w głowie niejednemu facetowi, zaimponowała mu czymś innym. Była…inna. Widać było, że uwielbia latać i kocha Quidditcha, co nie jest popularne wśród kobiet.  Przynajmniej tutaj na Akademii. Rudowłosa umiała o siebie zadbać, miała cięty język i ten sprytny schowek na różdżkę. Zawsze była pod ręką. Nawet nie wiedział kiedy podleciała do niego. Usłyszał tylko krzyk „ Orientuj się” i chwilę potem zręcznie złapał rzuconego kafla, który jednak wyślizgnął mu się z rąk i trafił w nos.  Słyszał śmiech rudowłosej, gdy cały czerwony na twarzy wylądował koło niej. Faceci nie płaczą, mówiła, nie bądź beksa. Uśmiechnął się wtedy, chyba pierwszy raz od bardzo dawna. Jego mama zawsze tak mówiła. Powiedział jej wtedy, że rude są wredne i zrobiła to specjalnie. Przekomarzali się dość długo, a uśmiechy nie schodziły z ich twarzy. Kiedy przedstawili się sobie, zapytała czy ma partnera do pracy zaliczeniowej. Zdziwił się trochę, bo powiedziała mu, że jest „przeklętą”. Zaśmiała się, mówiąc, że szuka partnera dla swojej współlokatorki, bo jest niezłą wiedźmą i nikt nie chce z nią pracować. Wiedząc, że to żart odpowiedział jej, że niczego się nie boi. Ginny pokiwała głową z uznaniem i zaprosiła go do swojego pokoju. Tak zaczęła się jego przyjaźń z Ginny Weasley i Astorią Greengrass. Dużo dla niego zrobiły, a on bardzo chciał się odwdzięczyć. Zapoznał się z historią Ginny, dowiedział się o tym, że straciła wspomnienia i teraz chciał jej pomóc. Dlatego namówił Astorię, by zabrała ich do Magicznych Dowcipów Weasley’ów.
- Przestaniesz wreszcie Straus? Głowa już mnie boli od twojego marudzenia.
- Obiecałaś, że zabierzesz nas do George’a, As. Obiecałaś- powiedział Kevin przeciągając sylaby.
- Dobra, dobra- poddała się- Idziemy na Pokątną.
I tak właśnie trafili do najwspanialszego sklepu z magicznymi gadżetami w jakim w całym swoim amerykańskim życiu był. Jednak gdy chcieli porozmawiać z Georgiem, okazało się, że właściciela nie ma, bo załatwiał jakąś dokumentację związaną z otwarciem nowego sklepu w Hogsmeade. Ginny poczuła lekki zawód, bo miała nadzieję, że George ją rozpozna i pomoże odzyskać jej pamięć. Bo tego, że właściciel Dowcipów był jej bratem, była pewna. Śnił jej się. Najpierw ulica Pokątna, potem jakieś urywki z dzieciństwa. Podczas następnych nocy obrazów było coraz więcej. Ona i dwóch identycznych rudzielców latali na miotłach, robili psikusy. Potem kilka wspomnień z Bitwy, jak biegnie za zamaskowanym czarodziejem, jak płacze w ramionach rudego mężczyzny. Ostatnim elementem układanki był szyld sklepu Magiczne Dowcipy Weasley’ów. To było przełomowe odkrycie, a Astoria potwierdziła jej domysły, mówiąc niezbyt dokładnie, że George jest jej rodziną. Była to też miła odmiana w jej snach. Dotychczasowe sny były już męczące i nie wnosiły żadnych nowych informacji. Zawsze to samo. Spotkanie nad jeziorem w świetle księżyca. Był tam jakiś tajemniczy mężczyzna, ale twarzy nie widziała. Zawsze opierał się o pień wielkiego dęba, przytulał ją i szeptał do ucha czułe słowa. Gdy chciała odwrócić się, by zobaczyć kim jest, gwałtownie odwrócił ją na plecy i nachylił się, skradając pocałunek. A gdy oderwali się od siebie, widać było tylko soczyście zielone oczy wpatrujące się w nią z miłością. I sen się kończył. Nigdy nie zobaczyła twarzy tajemniczego mężczyzny.
- Nie ma sensu tak tu stać- powiedziała Astoria, gdy Kevin wrócił obładowany torbami ze sklepu. Dziewczyna zwróciła się do pomocnicy, która stała za ladą- Możesz przekazać to właścicielowi Dowcipów?  Będzie wiedział, co zrobić- podała jej zaklejony list.
- Oczywiście. Dziękujemy za odwiedzenie sklepu i zapraszamy ponownie.
Gdy przechodzili obok sklepowych półek, zza jednej z nich wybiegł mały chłopiec i wpadł prosto na Ginny. Rudowłosa upuściła zakupy, a chłopiec upadł na ziemię. Ginny zaraz do niego doskoczyła.
- Nic ci nie jest mały?
Chłopiec chwycił jej wyciągniętą dłoń i spojrzał szeroko otwartymi oczami.
- Nie, n-nic prze pani- wysapał. Przyglądał jej się mrużąc oczy i przekrzywiając główkę.
Ginny uśmiechnęła się szeroko i przywołała do siebie wszystkie rozsypane zakupy. Chłopczykowi zabłysły oczy, a jego włosy nagle zmieniły kolor na żółty, gdy zaśmiał się uroczo. Ruda na ten widok uniosła brwi, ale nic nie powiedziała.
- No zmykaj mały. Na pewno ktoś cię szuka, a chyba nie chcesz, by się o ciebie martwili. Hej- powiedziała gdy chciał odejść- Trzymaj, to za to, że przeze mnie się przewróciłeś- poczochrała jego włosy i dała mu Bombonierki Lesera- Zrób z tego dobry użytek- mrugnęła zawadiacko.
Chłopiec przytulił ją, złapał opakowanie i uciekł  między sklepowe półki.
- Mały metamorfomag? To rzadko spotykana umiejętność.
Astoria i Kevin wzruszyli ramionami i skierowali się do wyjścia. Zatrzymali się na Piwo Kremowe w Dziurawym Kotle i wrócili do swojego mieszkania, które wspólnie wynajmowali. Astoria miała przeczucie, że tego chłopca ze sklepu spotkają jeszcze niejednokrotnie.


N
a Grimmauld Place panował gwar. Właśnie trwała kolacja, przy której głośno rozmawiano o ostatnim ataku Mrocznych. Pięć godzin temu zaatakowano rodzinę trzynastoletniego Dylana Blackberry’ego. Chłopak cudem uniknął spalenia, gdyż w trakcie ataku znajdował blisko wyjścia i gdy ogień się rozprzestrzeniał zdążył złapać miotłę i odlecieć na sąsiednie wzgórze. Dylan trafił na obserwację do św. Munga, niestety w ataku zginęła babcia chłopaka, u której spędzał wakacje. Powodem ataku było nowe stanowisko ojca chłopaka. Raymond Blackberry pochodził z mugolskiej rodziny. Niedawno został wybrany na nowego Dyrektora Rady Nadzorczej Wizengamotu. Ofiarą ataku miał być właśnie on, ale szczęśliwym trafem został dłużej w pracy i uniknął śmierci.
- Dosyć- krzyknęła Molly- Wystarczy, Syriuszu, tutaj są dzieci- wskazała na młodego Lupina.
- Ale ja mam już cztery lata- oburzył się chłopiec zmieniając włosy na czerwone.
Wszyscy przy stole zaśmiali się, a Teddy podbiegł do Harry’ego i wskoczył mu na kolana.
Andromeda patrzyła na wnuka z miłością. Nie wiedziałaby co by zrobiła, gdyby maluchowi coś się stało. Drżała na wspomnienie, gdy Teddy o mało co nie został porwany. To było na łące w okolicy jej domu. Chłopiec biegał cały szczęśliwy. Ona siedziała na ławce i nawet nie wiedziała kiedy, zdrzemnęła się, zmęczona. Kiedy usłyszała krzyk chłopca, z przerażeniem patrzyła jak mężczyzna w czarnej pelerynie oszołomił chłopca i chciał go porwać. Dzięki Merlinowi, szczęśliwym zbiegiem okoliczności jej siostra Narcyza odważyła się wreszcie porozmawiać z nią i wybrała doskonały moment. Nie ufała Narcyzie, ale wiedziała, że nie skrzywdzi Teddy’ego. Narcyza Malfoy widząc co się dzieje rozbroiła i unieruchomiła porywacza, wezwała aurorów i uwolniła młodego Lupina. Przerażony chłopiec rzuciła się w ramiona babci, a Andromeda po długiej rozmowie z siostrą przebaczyła jej wszystko.  Teraz odwiedzały się regularnie, chodź Harry i Syriusz nie byli z tego zadowoleni. Co z tego, z koro odzyskała siostrę.
- Wujku gdzie jest teraz ciocia Ginny?
Przy stole zapadła przerażająca cisza. Wszyscy wpatrywali się w Teddy’ego.
- Ciocia…musiała wyjechać- odpowiedział Harry drżącym głosem.
- A wróciła już?
Potter poruszył się niespokojnie.
-Co? Nie, chyba nie. A dlaczego pytasz, mały?
- No bo…dzisiaj u wujka George’a w sklepie wpadłem na nią- wypalił Teddy.
Syriusz zaksztusił się zapiekanką, którą jadł, Ron oblał się sokiem, a Hermiona upuściła Proroka.
- Jak to, wpadłeś na nią?
- No normalnie. Uciekałem przed Victoire i biegłem przed siebie nie patrząc pod nogi. Wpadłem na nią i wylądowałem na ziemi. O, mam siniaka- pokazał wszystkim fioletowy ślad na łokciu- Wyglądała tak jak na zdjęciach, tylko trochę ciemniejsze włosy miała i zniknęły te zadrapania z twarzy. Dała mi Bombonierkę Lesera! Całą!- cieszył się.
Wszyscy byli w szoku. Czy to możliwe, by Ginny była w Londynie? Ciszę przerwał dzwonek do drzwi i do kuchni wpadli Bill, Fleur i czteroletnia Victoire. Teddy zszedł z kolan Harry’ego i popędził za córką Billa na górę, gdzie mieli zabawki. Spóźnieni goście przysiedli się do stołu i nałożyli sobie zapiekanki.
- Co taka cisza?- zapytał Bill.
- Wygląda na to bracie, że nasza siostrzyczka jest w Londynie- głos Rona rozniósł się po całej jadalni, odbijając się echem w głowie Harry’ego.

Ufff… jak na razie najdłuższy rozdział. Jak się podoba? Akcja się powoli rozkręca. Mam nadzieję, że rozwiałam trochę waszych wątpliwości i domysłów. Gwoli wyjaśnienia, u mnie Victoire jest rówieśniczką Teddy’ego, choć w oryginale jest młodsza o dwa lata. Ta zmiana potrzebna jest do rozwinięcia dalszych wydarzeń.  No nic, teraz zabieram się za następny rozdział.
Wspomnienie 6:
- spotkanie George’a i Ginny
- tajemniczy list Draco do Astorii
- Angelina Johnson
- nowa kadra nauczycielska Hogwartu

1 komentarz:

  1. No ciekawa jestem co z tą kadrą... O ile pamiętam to jest w niej też Ginny... Ahh wiele jeszcze mam domysłów , ale to potem..

    Trzymam kciuki i życzę weny...

    OdpowiedzUsuń

SZABLON AUTORSTWA JANE