Uroczystość przebiegała zgodnie z
planem. Wszystko wyglądało perfekcyjnie. Białe kwiaty, tace pełne kieliszków
szampana, śmiejący się goście… i ona. Astoria Malfoy. Jak to cudownie brzmi.
Nasz ślub jest obecnie największą sensacją w świecie czarów. Nie, nie chodzi o
to, że się pobieramy. Nie chodzi nawet o to, że mam tą przeklętą blond czuprynę
i noszę nazwisko Malfoy. Chociaż po części też. W końcu jestem synem Lucjusza,
jednego z najważniejszych ludzi Czarnego Pana. Chodzi o to że…no cóż. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem jedną z
trzech osób poszukiwanych przez Mrocznych. Jestem dziedzicem Malfoyów,
odwiecznych sympatyków Czarnych Sił, a jednak stoję po Jasnej Stronie.
Kontrast, rozumiecie? Moje nazwisko przeciw mojej działalności dla Zakonu
Feniksa. Jednak głównym tematem plotek są goście. To jest mój ślub a z mojej rodziny nie ma
nikogo. No, jest wuj Syriusz i ciotka Andromeda, ale nie o to chodzi. Nie ma
mojego ojca, matki, szalonej ciotki. Nie ma ojca i siostry Astorii. Jest za to
ktoś, dzięki komu zawdzięczam to, kim jestem. To jej zawdzięczam życie,
schronienie oraz to, że Astoria przebaczyła mi moją głupotę i została moją
żoną. Ona jest Numerem Dwa na liście Mrocznych. Dała mi tak wiele, podczas gdy
ja przyczyniłem się do tego, że straciła wszystko. Nie powstrzymałem ojca gdy
rzucił to cholerne zaklęcie. Sprawiłem, że jej rodzice rozpaczali nad losem
jedynej córki. Cieszyłem się, że Potter zwyciężył z Voldemortem, a ja, będąc
pod wpływem ojca odebrałem mu jedyną szansę na ułożenie sobie szczęśliwie życia.
Jedno cholerne zaklęcie. Nie chciałem tego. Byłem młody, przerażony i uległy.
Po wojnie próbowałem ułożyć sobie życie. Studiowałem eliksiry w Cardiff. Tam
poznałem bliżej Astorię, która studiowała astronomię. Tam również pierwszy raz
w moim życiu wstydziłem się mojego nazwiska. I kto był tego sprawcą? Ona. Moja
wybawicielka. Osoba, która jest dla mnie- oprócz Astorii- najważniejsza na
świecie. Jeśli ktoś w Hogwarcie powiedziałby, że ona jest dla mnie jak siostra,
wysłałbym od razu do Munga na wydział psychiatryczny. Jednak wojna zmienia
ludzi. Wcześniej nigdy w życiu nie piłbym Ognistej z Nevillem Longbottomem, nie
tańczyłbym z Hermioną Granger, a na możliwość pracy z Harrym Potterem rzuciłbym
się z Wieży Astronomicznej, a Ona nie byłaby najlepszą przyjaciółką Astorii.
Wszystko się zmieniło, a Ona jest najlepszym co mnie i Astorię w życiu
spotkało. W pewnym sensie cieszę się, że ojciec rzucił zaklęcie właśnie na Nią.
Bo to dzięki Ginny Weasley moje życie potoczyło się w takim kierunku. Dzięki
Ginny Weasley ja, Draco Malfoy, jestem szczęśliwy.
Zapowiada się nieźle :*
OdpowiedzUsuńTak trzymaj!